-
Z perspektywy roku 2023 widać, że dzieło Andersona wciąż pozostaje filmem bardzo aktualnym, wciąż fascynującym i stanowiącym w pewien sposób symbol swojej epoki. Jednym z ostatnich wielkich historycznych eposów amerykańskiego kina.
-
Bezczelnie zadaje pytania i ucieka od odpowiedzi, zostawiając widza z jeszcze większym bałaganem w głowie. Myślę, że będę do niej wracał jeszcze kilkukrotnie, właśnie po to, aby przypomnieć sobie o tym, jak dobrze uświadomić sobie, jak często popadam w myślowe schematy.
-
Trzeci sezon The Boys podtrzymał moją miłość do tego serialu. Jednak, aby nie popaść w ślepy zachwyt postanowiłem przyczepić się do kilku istotnych elementów, które tym razem według mnie nie zagrały.
-
Nie jest według mnie dobrym filmem, ale jednocześnie stanowi udaną próbę przeniesienia gatunkowych zasad slashera na nasze poletko. To dowód na to, że tworzenie takiego kina w Polsce ma sens - potrzeba tylko lepszego wykonania, które pewnie przyjdzie wraz z większym doświadczeniem naszych twórców w tej specyficznej materii.
-
To film, którym Guy Ritchie dał swoim fanom dokładnie to, czego oczekiwali. Ja mam jednak wrażenie, że w ten sposób poświęcił pewien istotny aspekt swojej twórczości.
-
"Dżentelmeni" to Guy Ritchie zrobiony "po bożemu". Można tutaj znaleźć wszystkie cechy, z którymi kojarzymy jego kino. Dzieje się dużo, bohaterowie są charyzmatyczni, dialogi błyszczą, a groteskowa przemoc bawi, ale jednocześnie wprowadza poczucie dyskomfortu.
-
Nie jest to film idealny, Waititi wydaje się twórcą, który czasami zbyt mocno daje ponieść się swojemu flow, przez co niektóre pomysły okazują się przestrzelone . Ale niektóre ślepe zaułki nie są aż tak istotne, bo czuć, że to film, przy którego powstawaniu włożono niesamowitą dawkę serca. Zabawny, ale przede wszystkim wzruszający i stając po stronie życia.
-
Biografia holenderskiego mistrza jest przede wszystkim przyjemnością dla oczu.
-
Nie do końca wiem, jak rzetelnie podejść do oceny "El Camino". W końcu mamy do czynienia z tworem skierowanym tylko i wyłącznie do zagorzałych miłośników "Breaking Bad", inni widzowie nie mają czego tu szukać. Ci pierwsi zapewne będą zadowoleni, bo w końcu Gilligan dostarcza dokładnie to, co lubią. Pod tym względem wszystko wydaje się na swoim miejscu. Wciąż pozostaje jednak pytanie, czy tęsknota za bohaterem i światem wykreowanym wystarczy, aby usprawiedliwiać powstanie osobnego filmu?
-
Strona wizualna opiera się tutaj w dużej mierze na ogromie przedstawianych widoków, więc warto nie zmarnować tej szansy. Ocena poniżej jest dość niska, bo nie mogę uczciwie przymknąć oka na te wszystkie durnoty, ale kto ma w sercu kosmos, ten nie powinien aż tak się nią przejmować.
-
Największym problemem "Procederu" jest to, że film ewidentnie ma bardzo duży potencjał, który rozmywa się w zalewie scenariuszowych durnot i niepotrzebnych scen. Historia Chady trwa ponad dwie godziny, przez co pod koniec trudno nie czuć znużenia i irytacji.
-
Oglądając Politykę trudno nie myśleć o Patryku Vedze jako bohaterce komedii o dziewczynie ze społecznych dołów, która uczy się bycia prawdziwą damą i brylowania na salonach. W tym przypadku reżyser znajduje się gdzieś w połowie tej metamorfozy. Niby nauczył się już podstawowych zasad, wie że niektórych rzeczy nie wypada robić, ale jednocześnie nie czuje się w tym komfortowo i daje upust swojej prawdziwej naturze.
-
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Tarantino stworzył ten film na przekór pewnej grupie odbiorców i świetnie się bawił pokazując, że nie musi wcale spełniać ich oczekiwań.
-
Ciekawy koncept przegrywa z pychą samego reżysera. Tym razem Jim Jarmusch trochę przesadził z swoimi typowymi zabiegami i stworzył żart, który bawi chyba głównie jego samego.
-
Nie stanowi już tak mocnego uderzenia jak zeszłoroczne "Hereditary", ale to nadal film, który wybija się na tle innych obrazów grozy. Wydaje mi się, że jest odrobinę za długi, ale z drugiej strony to lekkie znużenie pasuje do sennego nastroju pełni lata, kiedy to czas przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Na pewno jest to produkcja, która spodoba się fanom pięknych ujęć i estetycznego wysmakowania podszytego egzystencjalnym niepokojem.
-
Sprawdza się także jako sposób na spuszczenie powietrza po napompowanym finale całej sagi kamieni nieskończoności, ale przede wszystkim to świetny wakacyjny blockbuster, który idealnie wpasowuje się w wyluzowany, letni klimat.
-
"Anna" reprezentuje poziom obecnie kojarzony z filmami dystrybuowanymi przez Netflixa. Niby da się ją obejrzeć, jeśli pod ręką nie ma nic ciekawszego, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że otrzymaliśmy produkt wybrakowany. co też nie byłoby aż tak irytujące, gdyby nie to, że Besson ewidentnie próbuje nam wmówić, że jest zupełnie odwrotnie.
-
Przykład filmu zupełnie niepotrzebnego, który musiał powstać tylko dlatego, że wytwórnia chciała wycisnąć jeszcze trochę pieniędzy za sprawą popularnej marki. Oglądając ostatnią produkcję z przygodami marvelowskich mutantów, trudno oprzeć się wrażeniu, że przy jej tworzeniu nikomu się już nawet nie chciało starać zrobić czegoś więcej niż odbębnienia swojej pracy.
-
Wad jest po prostu za dużo, żeby uczciwie napisać o produkcji udanej, którą dałoby się polecić z czystym sumieniem osobom niezdecydowanym. Wydaje mi się jednak, że sporo osób może potraktować go jako swoiste "guilty pleasure" i rzeczywiście dobrze się na nim bawić.
-
Owszem, cała historia jest ciekawa, ale przedstawiona w zbyt chaotyczny sposób, jakby twórcy sami do końca nie wiedzieli, w którą stronę zamierzali pójść i ostatecznie próbowali schwytać zbyt wiele srok za ogon naraz. Czuć w tym projekcie brak mistrzowskiej ręki i prawdziwej iskry, przez co stanowi dość spory zawód. Jednakowoż nadal warto ją obejrzeć dla samej kreacji Zaca Efrona i paru celnych przemyśleń na temat "seksowności" jednych z najbardziej przerażających ludzi, jacy istnieją.
-
Na pewno najbardziej zniesmaczeni będą fani komiksowego oryginału, bo z filmu usunięto prawie wszystko, co czyni Hellboya bohaterem naprawdę wyjątkowym. Jedyne, co można z tym obrazem zrobić, to skazać go na jakiś piekielny krąg zapomnienia.
-
Możliwe, że "Dumbo" spodoba się młodszym widzom, zwłaszcza jeśli będzie to ich pierwsze spotkanie z latającym słoniem, ale w przypadku remaków Disney celuje także w starszych odbiorców, których kusi sentymentami związanymi z ulubionymi bajkami z dzieciństwa. Dla nich seans będzie prawdopodobnie smutnym dowodem na to, że chęć zarobku obdziera z jakiejkolwiek magii także ich ukochanych bohaterów z dawnych lat.
-
"Kapitan Marvel" umieściłbym gdzieś w środkowej stawce filmów z Marvel Cinematic Universe. Z jednej strony jest praktycznie pozbawiony oryginalności w stosunku do swoich poprzedników, ale też nie dokłada od siebie jakichś szczególnych wad.
-
Ostatecznie "Alita: Battle Angel" okazała się całkiem przyjemnym w odbiorze science-fiction skierowanym do młodszego grona odbiorców. Starsi mogą mieć problemy z życiowymi problemami nastoletnich bohaterów oraz ich nieracjonalnym zachowaniem, ale nawet oni powinni docenić rozmach, z jakim ta historia została przedstawiona.
-
Do pewnego momentu "Glass" ogląda się całkiem przyjemnie, bo Shyamalan nadal potrafi oszukiwać widza, obiecując mu niesamowitą historię, która w którymś momencie zupełnie go zaskoczy. W końcu od zawsze stanowiło to jego znak rozpoznawczy. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że twórcy nie mieli zbytnio pomysłu, jak wykorzystać świetny materiał wyjściowy.
-
To film, który trudno poddać jednoznacznej ocenie, bo trzeba wziąć pod uwagę także to, czy spełnia swoją podstawową misję - uświadomienie widzowi mechanizmów stojących za współczesną historią. W tym wypadku muszę stwierdzić, że McKay dopina swego - zaraz po seansie zacząłem czytać i oglądać materiały związane z działalnością polityczną Chaneya.
-
-
Wypełniony jest wręcz nieprzyzwoitą liczbą scenariuszowych głupot, drętwych dialogów i marnych komputerowych efektów. Jednak w trakcie seansu nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że cała ekipa była tego doskonale świadoma i po prostu zbytnio się tym nie przejmowała. Przez to trudno podchodzić do filmu inaczej niż do wysokobudżetowego kina klasy B, podczas oglądania którego należy skupić się na dobrej zabawie, bo tej jednak otrzymujemy całkiem sporo.
-
Może gdyby "Nie otwieraj oczu" pojawiło się pięć lat temu, mógłbym polecić ten film wygłodniałym miłośnikom kina grozy. Jednak w momencie obecnego dobrobytu, produkcja ta nie ma do zaoferowania niczego, co wyróżniałoby ją na tle naprawdę mocnej konkurencji.
-
Ma kilka mankamentów i mniej udanych momentów, ale ostateczny efekt nadal pozostaje znakomity. Coenowie zawarli w tych sześciu historiach esencję swojej twórczości, co oczywiście wiąże się też z kilkoma nieudanymi eksperymentami.
-
Okazał się zwykłym średniakiem, który ogląda się bez większego bólu, ale trudno o jakieś większe zachwyty. Film na pewno zainteresuje wszystkich miłośników historii, ale widzowie nie lubiący takich produkcji nie znajdą tu niczego, co mogłoby zmienić ich zdanie.
-
Stanowi duże rozczarowanie, bo Queen i Freddie Mercury naprawdę zasługują na ciekawszy film. To typowe ugrzecznione oglądadło, które nadaje się na obejrzenie przez całą rodzinę po świątecznym obiedzie.
-
Jedno jest pewne - Damien Chazelle ponownie udowadnia, że Hollywood należy obecnie do niego i aż strach pomyśleć, czego jest w stanie dokonać w następnych filmach.
-
Zaskakujący na wielu płaszczyznach i naprawdę wciągający, ale nie pozbawiony niedociągnięć. W pewnym momencie twórcy mieli wyraźne problemy z utrzymaniem tempa historii i użyli trochę zbyt widocznych szwów do połączenia wszystkich wątków w spójną całość.
-
Film o olbrzymim potencjale, który został zmarnowany przez brak umiarkowania Smarzowskiego. Naprawdę mocna historia o pedofilii wśród księży została rozwodniona przez typowe dla niego epatowanie patologią i polskim syfem.
-
Wyjątkowo zachowawczy, nawet w wypadku niezbyt wygórowanych wymagań Marvel Cinematic Universe. Twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i postanowili dać widzom jeszcze raz to, co sprawdziło się w pierwszej części.
-
Zimna wojna nie bierze jeńców. Jeśli ktoś jest podatny na magię kina, to najnowszy film Pawła Pawlikowskiego po prostu go zauroczy.
-
Ciekawy przypadek filmu, który niezbyt przypadł mi do gustu, ale nie jestem w stanie napisać, to film zły. Po prostu czasami pogodzić się z faktem, że nie wszystko jest skierowane do nas.
-
Stanowi esencję wszystkiego, co pokochaliśmy w filmowych Marvelach. Wielki rozmach, charyzmatyczni bohaterowie i specyficzną mieszankę humoru oraz przesadzonego patosu. To wszystko się tu znalazło, ale w jeszcze bardziej podkręconych dawkach.