
Historia człowieka, który przeszedł drogę od poruszającego się zręcznie po waszyngtońskich korytarzach biurokraty do realnej władzy - wiceprezydent USA za prezydentury George'a W. Busha.
- Aktorzy: Christian Bale, Amy Adams, Steve Carell, Sam Rockwell, Alison Pill i 15 więcej
- Reżyser: Adam McKay
- Scenarzysta: Adam McKay
- Premiera kinowa: 11 stycznia 2019
- Premiera światowa: 25 grudnia 2018
- Ostatnia aktywność: 29 kwietnia
- Dodany: 4 grudnia 2018
-
W rewelacyjnym filmie Adama McKaya splata się kilka ideologii: amerykańskiej wiary w sukces i w siłę dolara, w wyjątkowość amerykańskiego narodu, a także - na drugim biegunie - liberalnej krytyki życia społecznego. A wszystko to spaja religia mass mediów, wyrażona przez ekstatyczny strumień cyfrowych obrazów, za pośrednictwem których zostaje opowiedziana arcyciekawa historia kariery republikanina Dicka Cheneya.
-
Vice to McKay w najwyższej formie. Świetnie napisane postacie i kreacje aktorskie, bardzo dobre prowadzenie narracji i operowanie różnymi formami języka kina.
-
Krzykliwy film, w którym wysokie tempo nie przeszkadza w tym, by co rusz wrzucać do filmu kompletnie odjechane pomysły. Twórca The Big Short często jedzie po bandzie zaś momenty genialne przeplata z bardziej niewypalonymi dowcipami.
-
Przykład błyskotliwego opowiadania o sprawach mało filmowych z punktu widzenia przeciętnego widza. Brudna polityka, kwestie administracyjne, rządowe zagrywki, sprawowanie władzy - wszystko to podane w popkulturowym sosie, z dużą dawką ironii i humoru. Przede wszystkim Vice zachwyca aktorskimi popisami, z których oczywiście wyróżnia się Christian Bale, ale cały drugi plan prezentuje się równie wybitnie.
-
W rękach mniej sprawnego twórcy zabiegi te wprowadzałyby chaos i składały się na pozbawiony koherencji zbiór gagów. McKay podporządkowuje je klarowności przekazu, tym samym wywołując czkawkę u swoich rodaków.
-
Świetne zaangażowane kino, ze wspaniałymi kreacjami, wybitnym montażem. I nie musimy za to dziękować szatanowi, a reżyserowi.
-
Dobry na tak wielu poziomach, że udało mi się przymknąć oko na powolny początek i drobne niedociągnięcia. Bale nie do zastąpienia. Muzyka hipnotyzuje. Wielopłaszczyznowość może przytłoczyć, ale daje do myślenia.
-
Widz może wyjść z seansu lekko wstrząśnięty, ale bez żadnych perspektyw, że może cokolwiek zmienić. I to jest też największe "vice" filmu, który mimo mniejszych i większych wymienionych tu grzeszków, nadal nie najgorzej się ogląda. Ostatecznie nie staje się niczym więcej, niż wyczerpującym rachunkiem sumienia dla człowieka, którego reżyser bardzo nie lubi.
-
Pozostaje więc sugestywną wprawką, nieco w stylu Michaela Moore'a, czytelną przede wszystkim dla zainteresowanych kulisami wielkiej polityki. Ale w Waszyngtonie rządzi inna administracja i być może "Vice" okaże się wkrótce użytecznym szablonem filmu o dzisiejszej Ameryce.
-
To przede wszystkim fenomenalnie zrobiona komedia. Salwy śmiechu wybuchają w kinie co chwila, udowadniając, że można zrobić dobry film komediowy nawet na tak trudny temat.
-
Chociaż "Vice" nie jest arcydziełem, powinien trafić do jak najszerszej widowni, ze względu na otwierający oczy charakter, szczególnie biorąc pod uwagę obecnie panujące tendencje polityczne.
-
To z jednej strony cięta satyra, z drugiej akt oskarżenia wobec polityków z ostatnich lat. Wielu może się rzucić, że jest to kino z tezą, a reżyser nie ukrywa swoich bardziej liberalnych poglądów, co jest po części prawdą. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to prowokujące i zmuszające do czegoś, czego amerykańscy ludzie nie potrafią robić od dawna - myśleć.
-
Na tym polega właśnie najistotniejszy problem obrazu. Został zrealizowany przez ludzi, którzy szczerze swojego bohatera nie znoszą. Nie wykonali więc intelektualnej pracy, by wyjść poza oczywiste wypunktowanie zbrodni i nikczemności.
-
Mimo komediowej formy, średnio się nadaje jako kandydat na niezobowiązujący weekendowy wypad do kina. Jest to film bardzo mocno zakorzeniony w realiach kulturowych USA i wymagający od widza podstawowej wiedzy na temat tamtejszej polityki, by móc w pełni zrozumieć co się dzieje na ekranie.
-
Naprawdę wybitne kino, które z pewnością podzieli widzów, ale nikogo nie pozostawi obojętnym. Postmodernizm pełną gębą.
-
Jest dramatem. Dramatem pokazującym w całkiem zgrabny skrótowy sposób wiele lat kontrowersyjnej kariery politycznej Dicka Cheneya.
-
Świetny kawał kina, cholernie zmyślnie i dobrze zrobiony. Błyskotliwy, cyniczny, zjadliwie dowcipny. Ale przede wszystkim - tak rewelacyjnie zagrany - że nie mam słów podziwu.
-
To film, który trudno poddać jednoznacznej ocenie, bo trzeba wziąć pod uwagę także to, czy spełnia swoją podstawową misję - uświadomienie widzowi mechanizmów stojących za współczesną historią. W tym wypadku muszę stwierdzić, że McKay dopina swego - zaraz po seansie zacząłem czytać i oglądać materiały związane z działalnością polityczną Chaneya.
-
Bardzo dobre kino rozrywkowe, równoważące mocny przekaz niebanalnym humorem. Obejrzymy ciekawą historię przedstawioną w pomysłowy, choć już nie tak innowacyjny sposób.
-
Mocny, zmuszający do myślenia film, który zdecydowanie jest wart każdej złotówki wydanej na bilet. Oczywiście, nie jest to film dla wszystkich, ale umówmy się - każdy po zapoznaniu się ze zwiastunem wie, na co się pisze.
-
Nie jest typowym filmem biograficznym, a czymś naprawdę unikalnym.
-
Nie jest rzetelnym wejściem za kulisy władzy. Jest bardziej jej komiksowym wyobrażeniem niż odzwierciedleniem.
-
Trochę mi wstyd, że się bawiłem na filmie poruszającym sprawy, które swego czasu były dla mnie źródłem zupełnie niezabawnych konkluzji dotyczących mechanizmów władzy, politycznego cynizmu, korporacyjnego łupiestwa czy roli Stanów Zjednoczonych w destabilizacji Bliskiego Wschodu. Ale przecież kino, to również - kto wie, czy nie przede wszystkim? - rozrywka.
-
Polityka to nie miejsce dla tych o słabym żołądku i miękkim sercu. Niewiele filmów oddaje tę prawdę lepiej niż Vice. Naprawdę warto iść do kina.
-
Twórca McKay nie spuszcza z tonu, nie traci ciętego języka i tworzy dzieło, które na długo zapada w pamięć.
-
Aktorzy błyszczą, zwłaszcza powiększony o kilka rozmiarów Christian Bale. Dzielnie sekunduje mu drugi plan. Charakteryzacja sprawia, że wszyscy wyglądają jak klony słynnych amerykańskich polityków. A jest to tylko wisienka na torcie w tym brawurowym i błyskotliwym filmie.
-
Po wyjściu z seansu "Vice" zacząłem zastanawiam się, czy taki film miałby szansę powstać w Polsce i szybko doszedłem do wniosku, że raczej nikt nie odważyłby się na tak brawurowy wykład na temat współczesnej polityki. A jeżeli już tak, to byłaby to grubo ciosana propagandówka, zrobiona bez polotu i na siłę. Jest to o tyle ciekawe, bo przecież "Vice" to film, który od pierwszej do ostatniej minuty jest jawnie antyrepublikański, a mimo wszystko trudno zarzucić mu bycie tanią politagitką.
-
Adam McKay nakręcił wybitną tragikomedię wchodzącą za kulisy wielkiej polityki. Nawet jeżeli pewne kwestie są przejaskrawione, polityka przybiera zbyt surrealistyczne barwy, to nie można nie docenić błyskotliwości McKaya i gigantycznej pracy całej aktorskiej ekipy, która zrobiła wszystko, by pokazać nam nie ikony, ale ludzi kreujących światową politykę w pierwszej dekadzie XXI w. Wielkie kino.
-
"Vice" ogląda się jak prezentację charyzmatycznego mówcy TED, który czaruje słuchaczy inspirującymi anegdotami. Ani się spostrzeżecie, jak miną dwie godziny z hakiem.
-
Tym właśnie cechuje się coraz bardziej rozpoznawalny styl McKaya, który potrafi celnie i w pogłębiony sposób tłumaczyć współczesne realia polityczno-gospodarcze, mówiąc w zrozumiały i wyjątkowo atrakcyjny sposób.
-
Mieni się od rozwiązań, co czasami jest irytującym nadmiarem. Jednak też z innych powodów nie da się tego filmu nie zauważyć. Zdeterminowanie kończy ten teatr masek, rozbiera wszystko do naga i nie polemizuje z prawdą.
-
McKay mówi o poważnych sprawach w sposób zabawny i błyskotliwy, zrozumiały dla przeciętnego człowieka. Jego film jest jak chwytliwa piosenka, której bardzo przyjemnie się słucha.
-
Gdyby scenariusz "Vice'a" nie był zakorzeniony w rzeczywistości, można byłoby w tym miejscu postawić "piątkę" i przejść do oceniania kolejnego filmu. Rzecz jednak w tym, że McKay rości sobie pretensje do zmieniania świata.
-
Siłą filmu nie jest jednak jego ciężar intelektualny, lecz złośliwy humor, ciekawa strona formalna oraz świetne kreacje aktorskie.
-
Mocne kino, jednocześnie bawi i uczy. Straszy i każe się głośno śmiać. Zakres krytyki jest tu szeroki, nie wszystko trafia, ale jako kompletne dzieło film McKaya jest po prostu bardzo dobrze skonstruowany.
-
Adam McKay to niebanalny twórca, który takie też dzieła tworzy. Jego styl jednak jest na tyle specyficzny, że nie każdemu przypadnie do gustu. Dla mnie jest to jednak zupełnie nowy sposób opowiadania historii, który w dodatku całkowicie kupuję. Z jednej strony na seansie bawiłam się świetnie, z drugiej jednak, wyszłam z kina pełna niepokoju, obaw o wizję świata, przyszłość i w poczuciu zagrożenia.
-
Ten film można pokochać albo znienawidzić. Znany z "Big Short" reżyser Adam McKay kąśliwym portretem wiceprezydenta Dicka Cheneya, który wpędził Amerykę w wojnę w Iraku, rzuca oskarżenie także pod adresem aktualnej władzy.
-
Pod każdą natomiast szerokością geograficzną Vice spełnia kryteria znakomicie pomyślanego i zrealizowanego dzieła filmowego.
-
McKay jest wirtuozem kina XXI wieku. Doskonale dobiera historie i aktorów, czyniąc trudne i niewygodne tematy prostymi w odbiorze. Za sprawą Vice umacnia swoją pozycję na mapie hollywoodzkich pewniaków, których filmy można oglądać w ciemno, bez obaw o ich jakość. To dopiero początek 2019 roku, ale już mam pewność, że jest to jeden z najlepszych filmów, jakie obejrzę do 2020.
-
To niewątpliwie film Christiana Bale'a. A fabuła dzięki montażowym trikom nabiera nowego znaczenia.