MF Cinerama
Źródło-
Łatwo wpisać Psie pazury w ramy anty westernu, porównać intymny portret kowboja i jego wrażliwości na miarę tak uznanych tytułów jak McCabe i pani Miller Roberta Altmana czy Pierwsza krowa Kelly Reichardt. Jednak wyjątkowość filmu Jane Campion opiera się na subtelnych niuansach i przekazywaniu treści w gestach i emocjach bohaterów, tworząc jeden z najbardziej wrażliwych westernów ostatnich lat.
-
Jest idealnym przykładem filmu podwójnie zakodowanego - David Lynch skutecznie połączył w nim sen z jawą, sukces z porażką, metaforę z banałem, a przede wszystkim piękno z brzydotą. Otrzymaliśmy obraz, który mimo trudności w odbiorze, intryguje i zachęca do szukania rozwiązań wielu zawartych w nim zagadek.
-
Forma Nieoszlifowanych diamentów znacznie lepiej sprawdza się w zwiastunie. W krótkim czasie wszystkie elementy filmu składają się w całość, zapowiadając intrygujące, elektryzujące i wnikliwe spojrzenie na ciemne zakamarki nowojorskiego handlu cennymi kruszcami. W przypadku pełnego metrażu to, co wcześniej przyciągało, teraz odpycha. Dobre sceny nie składają się w ekscytujące sekwencje, a te w równe poziomem dzieło.
-
Choć seans dla wielu może być satysfakcjonujący, to trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z letnim dodatkiem do rodzinnego obiadu, stanowiącym przyczynek do dyskusji o aktualnym kursie dolara. Jak na dokument o tak ciekawej problematyce - za mało tu serca.
-
Delikatna uroda dwunastolatki w zderzeniu z fabułą, opartą o emocjonalny wulkan, jakim jest Benni, pogłębia uczucie dysonansu, budzi w nas sprzeczne emocje. Jak tak niewinne dziecko może być traktowane tak surowo? Jak można traktować je jak przedmiot, odsyłając z miejsca na miejsce? Współczucie, które zaczynamy odczuwać w trakcie oglądania, na pewno było zamierzone.
-
Trudno o bardziej potrzebny film w czasach, w których paradoksalnie każdy - niezależnie od płci, pochodzenia, poglądów czy orientacji - nie dość, że nie sili się na zrozumienie drugiego człowieka, to jeszcze sam uznaje się za pokrzywdzonego przez społeczeństwo. W czasach, w których praktycznie każdy może się stać Jokerem.
-
To film, który warto obejrzeć niejeden raz. Jako że, bliżej mu do dramatu psychologicznego, niż kina akcji, widz nie powinien nastawiać się na spektakularne efekty specjalne, bo zastępują je spektakularne aktorstwo i muzyka.
-
Dzieło emanuje lekkością, ale stanowczo przekazuje wartości płynące z historii sióstr March. Dla mnie siła interpretacji Grety Gerwig opiera się przede wszystkim na niesamowicie przyciągającej subtelności, delikatności oraz sposobie ukazania ogromnej mocy feminizmu. Dawno nie byłam tak oczarowana żadnym filmem.
-
Zrobił na mnie duże wrażenie estetyczne. Lata 60. zostały odwzorowane z wielką precyzją i dbałością o najmniejsze szczegóły. Reżyser - jak zwykle - odwoływał się do klasyków popkultury i nie zawiódł żadnych moich oczekiwań. Dalej jest to "klasyczny Tarantino", ale z elementem świeżości, który według mnie zadziałał na produkcję bardzo pozytywnie.
-
Kino zbudowane na zmysłowości, delikatności i sensualności. Żaden znany mi twórca nie przedstawił kobiecego spojrzenia na sztukę i miłość tak doskonale, jak Céline Sciamma.
-
Zenek nie jest złym filmem. Jednak nie jest też filmem dobrym. To po prostu przeciętna filmowa biografia i podejrzewam, że gdyby nie tematyka, jaką porusza i postać, o jakiej opowiada, przeszłaby zupełnie bez echa.
-
Kolejne udane dzieło Marka Koterskiego i fenomenalny występ Michała Koterskiego w roli Miauczyńskiego. Film ma ponadczasowe przesłanie, aby poświęcać dzieciom należną im uwagę. Porusza ważkie tematy - alkoholizmu, patologii w rodzinie, wykluczenia społecznego - a przy tym pozostaje dziełem urzekającym i skłaniającym do refleksji na temat kultury wychowania.
-
Jest końcem pewnego etapu w życiu tego twórcy i w historii koreańskiej kinematografii w ogóle. Jest to jednak zarazem początek czegoś nowego i nieznanego, co dopiero czeka na odkrycie. Jedno jest pewne: Bong Joon-ho już niczego nie musi nikomu udowadniać.
-
Polski reżyser świadomie polemizuje z prawidłami rządzącymi poetyką slashera. Choć nie zawsze pamięta o rozpoczętych wcześniej wątkach, a wiele scen nie ma odpowiedniego napięcia, to ostatecznie wygrywa radosną zabawą, która udziela się też odbiorcy filmu.
-
Scanlon w mądry sposób pokazuje, o co tak naprawdę chodzi w rodzinnych relacjach. Cieszy fakt, że reżyserowi udaje się podjąć owy temat tak łagodnie i nienachalnie. Nie mamy dzięki temu poczucia, że ktoś steruje naszymi emocjami.
-
Nie wiem, czy to moja miłość do komediodramatów tak winduje ogólną ocenę, ale Kłamstewko to z pewnością jeden z najpoważniejszych kandydatów do filmów dekady w tym gatunku. Obraz Lulu Wang ma dosłownie wszystko, co potrzebne takiemu filmowi.
-
Momenty efektywnej grozy, piękna stylistyka i design sił zła, nieprawdopodobnie szeroka warstwa symboliczna, duża ilość kulturowych nawiązań i bardzo subtelna dawka humoru, a to wszystko całkowicie kontrolowane i pełni świadome. W ten sposób Peele nakręcił film, który na pewno trafi do listy najlepszych produkcji 2019 roku i najpewniej będzie bardzo wysoko.
-
Naprawdę ciekawy seans, tyle tylko, że mogło być czymś zdecydowanie więcej.
-
Produkcja nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby nie wiarygodne przedstawienie rzeczywistości Dzikiego Zachodu. Pomaga w tym niewiarygodna realizacja.
-
Jako całość Litość jest filmem oryginalnym i odważnym: może nie w odniesieniu do najnowszego greckiego kina, ale na tle kinematografii światowej - z pewnością. A to ogromna zaleta.
-
Osobiście nudziłam się na filmie, a nie jestem typem widza, który oczekuje w kinie fajerwerków. Może twórcom wystarczyłoby po prostu więcej odwagi? Zdecydowania? Szczerości?
-
Świetne, autorskie kino i niezmiernie cieszy mnie to, jak bardzo Akademia w tym roku doceniła dzieło Greka, bo może dzięki temu jego ekscytujący styl zdobędzie więcej rozgłosu, na który zasługuje.
-
Znamienne w tym kontekście są flashbacki z wcześniejszych filmów reżysera, nagrania Hitlera oraz ludzkich zwłok, co w równej mierze może być posypaniem przez reżysera głowy popiołem, jak i, delikatnie mówiąc, prztyczkiem w nos krytyki, nastawionej wyłącznie na piękno w znaczeniu per se. Lub wszystkim naraz.
-
Nie jest to może kino wybitne, jednak mimo swej wagi bardzo subtelne. Stroni od moralizowania, a emanuje wrażliwością i empatią.
-
Mimo pewnych braków debiut Paula Dano to bardzo sprawnie skonstruowany film. Bohaterowie nie są czarno-biali, a historia pozbawiona jest nieścisłości fabularnych, często obecnych w debiutanckich dziełach.
-
Rob Marshall stworzył epickie widowisko, które niczym wehikuł czasu zabiera widza w podróż do minionej epoki, do lat, w których filmy robiło się w zupełnie inny sposób. Jednocześnie jego dzieło nie jest marną kopią pierwszej Mary Poppins ani też maszynką do zarabiania pieniędzy na uczuciach fanów, a hołdem, zarówno dla samego musicalu jak i dla aktorów i kina samego w sobie.
-
Trafił w moje najczulsze rejestry i pomimo wszelkiej sympatii do Zimnej wojny przyznać muszę, że to Roma skradła moje serce.
-
Całość prezentuje się z pewnością dobrze. Oglądałam film z przyjemnością, choć bywały elementy, które irytowały już w trakcie oglądania. Nie można też zaprzeczyć, że jest to mieszanka dobrze nam znanych inspiracji, i próba doścignięcia Marvela. Niemniej za widowiskowość, nowy, pięknie ukazany świat, obsadę i uzależniającą postać Aquamana należy film pochwalić.
-
Fuga przypomina czasem marzenie senne. Widz może poczuć się skonfundowany nagłym przeniesieniem w czasie do sytuacji, której wystąpienia scenariusz początkowo nie zdradzał. O ile w pierwszym dziele zakochać by się mógł Quentin Tarantino, o tyle drugie zdecydowanie bliższe byłoby sercu Davida Lyncha.
-
Nie wbija w fotel. Próbuje pokazać nam coś nowego, ale opowiedziana historia jest nam już zbyt dobrze znana.
-
Nie jest to może czołówka filmów braci Coen, warto jednak zanurzyć się w ich wizję amerykańskich mitów, aby doświadczyć, jak to doskonale przedstawia ostatnia sekwencja, zanurzania się w ciemność, która demaskuje przekonanie o "amerykańskim śnie".
-
Na koniec dodam, że mimo udanego filmu, aktualnie najcenniejszą radą, jaką Creed mógłby zaczerpnąć od Rocky'ego jest to, by nie realizować już więcej części. Od czasów Rocky'ego II, każda kolejna odsłona obniżała coraz bardziej swój poziom. Tutaj może być podobnie.
-
Trudno jest jednak traktować ten film jako coś więcej niż tylko prequel do następnej części, stąd też ciężko jest odnosić się do niego jak do autonomicznego obrazu. Tak jak w przypadku innych wieloczęściowych produkcji, tak i tutaj dochodzi do rozwarstwienia fabuły, co powoduje obniżenie wartości filmu jako odrębnej całości.
-
Pod płaszczykiem wspaniałej muzyki i zapierających dech układów choreograficznych, Dante naszych czasów snuje niezwykle sugestywną wizję tragedii, jaką jest osamotnienie.
-
Cóż, w taniec Guadagnino wciągnąć dadzą się chyba tylko osoby, dla których rozpatrywanie poukrywanych tropów będzie stanowiło zabawę większą od rzeczywistego seansu. Ja na parkiet nie wejdę.
-
Zaskakujące jest to, jak wiele elementów łączy styl polskich poetów ze stylem filmu Tamte dni, tamte noce - witalność, radość, przedstawienie codzienności, nawiązanie do dorobku kulturowego. Niech błogosławione będzie życie!
-
Bohemian Rapsody niestety nie można nazwać dobrym filmem. Jednak jeśli lubi się muzykę zespołu Queen, przymknie oczy na kilka niedoskonałości i da się ponieść charyzmie Ramiego Maleka, to seans ten może okazać się bardzo przyjemny.
-
Jak mówi sama reżyserka, jej film to lustro, w którym odbijają się fantazje, więc możemy w nim zobaczyć, co chcemy. Widzi się zaś piękno, czuje klimat, z którego nie chce się rezygnować, obcuje się z zepsuciem.
-
Filmu tego nie należy traktować jako ukoronowanie twórczości Queen i dogłębną analizę ich życia, a bardziej jako dość zgrabną wizję ich historii, która mimo niedociągnięć i kilku nagięć faktów ma duże szanse, by Cię zainspirować, wywołać uśmiech i wzruszenie.
-
Dynamiczny melodramat, który porywa szczerością uczuć, akcentując ich bolesny smak.
-
Po wyjściu z sali kinowej dominującym uczuciem, które mi towarzyszyło, był niedosyt. Filmowi brakowało charakteru, jaki dałby mu wyrazisty główny bohater. Nie potrafię niestety powiedzieć, czy odczucia towarzyszące mi były spowodowane tym, że nie spodobała mi się interpretacja Goslinga, czy może tym, że Neil Armstrong po prostu w istocie taki był.
-
Kino naprawdę dobre - inteligentnie operuje nastrojem, wprowadza w interesujący świat i lśni aktorsko. I tak jak opieszałość sprawia, że stylizacja pudla w wykonaniu Marcello zapewnia mu "tylko" brązowy medal na lokalnych zawodach, tak zachowawczość narracyjno-scenariuszowa filmu sprawia, że nie jest on w stanie zdobyć u mnie oceny wyższej niż bardzo przyzwoita siódemka.