-
Przyjemne kino środka. Raczej niezobowiązujące pod względem emocjonalnym, choć koniec końców krzepiące nieco nasze zastałe serca.
-
Wbrew wszystkiemu, to solidne kino. Poglądowo na pewno różniące widzów, ale w miarę sprawne i przepełnione kameralnością. Najciekawsze jest jednak to, że im bliżej końca, tym coraz mniej w Słodkim końcu dnia Włoch, szaleństwa i wina, a znacznie więcej naszej europejskości - niby nowoczesnej, a jakiejś takiej szarej i ograniczającej.
-
Tak, obraz ten jest trochę nieprzekonujący, ale w zamian otrzymujemy przejmujący dramat młodej kobiety, który emocjonuje od samego początku do dopowiedzianego końca.
-
To jest bardzo zły film, i nawet nie wiem, czy to w ogóle mógłby być dobry film.
-
Uwielbiam takie debiuty - świeże, nieco chłodne i odważnie stające naprzeciw mnie. Co więcej, uwielbiam takie filmy - mocno zapisujące się w moim życiu, zmieniające perspektywę, nieustannie snujące się za mną. Mimo że jest dopiero debiutantem, uwielbiam Lukasa Dhonta. Uwielbiam Girl.
-
Pomimo niedoskonałości, o których nie omieszkam wspomnieć za chwilę, Gdyby ulica Beale umiała mówić to przede wszystkim piękna, ujmująca opowieść o miłości - nieidealnej, ale bezgranicznej.
-
Lanthimos robi dość duży krok w stronę mainstreamu. Po raz pierwszy nie korzysta z własnego scenariusza i nie traci przy tym niepokojącego klimatu, choć - co prawda - nie jest on aż tak intensywny, jak bywało u niego wcześniej. Tym razem kreuje znacznie przystępniejszą filmową atmosferę. To wciąż równie podniosłe doświadczenie, zapierające dech potężnymi dźwiękami, podobnymi do tych z poprzedniego Zabicia świętego jelenia.
-
Nie jest ani konkretny, ani wybitnie zapadający w pamięci, ani tym bardziej szczególnie głęboki, nawet nie stara się eksplorować portretów filmowych bohaterów dotkniętych bezpośrednio lub pośrednio przez narkomanię.
-
Osobiście kocham i nienawidzę, i niech to będzie najlepsza rekomendacja.
-
Kino opuściłem z wielką tęsknotą za artystą, za muzyką Queenu, za tą osobowością. Jednocześnie spotkanie - umówmy się, raz lepsze, raz gorsze - było na tyle porażające, że tuż po seansie niechętnie włączyłem soundtrack, by chwile później go wyłączyć.
-
Bardzo dobre, świetnie zrealizowane widowisko, które minimalnie pozostaje w tyle za dwoma wcześniejszymi dokonaniami reżysera.
-
Myślę, że gdyby Dante Alighieri napisał Boską Komedię w XXI wieku, tak wyglądałoby Piekło.
-
To nieidealny, ale udany pełnometrażowy start.
-
Pomimo wewnętrznego dyskomfortu, to kino, które traktuję z chłodem, szczególnie za ten nieco "zwiastunowy" początek, humorem grający na nosie Kościoła jako instytucji. Co jednak najważniejsze, Smarzowski nie ocenia w swoim kontrowersyjnym Klerze wiary.
-
Czuć tutaj lekkość i prawdę. Kiedy innym w komedii nie wychodzi, Pietrzakowi się udaje, i choć najlepsze rzeczy otrzymujemy w Juliuszu na samym końcu, gdy film przyprawia nas o dwubiegunowe rozchwianie, to finalnie trochę jednak chwiejna całość w ogóle nie rozczarowuje.
-
Znowu się nie udało. Ponownie chwalimy bohaterów, ale w nie najlepszym stylu.
-
Jest żywiołowo i rytmicznie, a reżyser - choć zdaje się prowadzić swój film w sposób zupełnie umiarkowany - nie pozwala sobie na jakiekolwiek zwolnienie tempa.
-
Przypomina o polskich bohaterach i ich działaniach w szeregach brytyjskich dywizjonów, ale owo przypomnienie niczego za sobą nie niesie. Żadnych emocji. Żadnego skupienia.
-
Nadal mam mnóstwo wątpliwości w przypadku Niepoczytalnej, mimo że koniec końców faktycznie ten film zadziałał tak, jak najprawdopodobniej zadziałać powinien. Wprawił mnie jako widza w dyskomfort i zaniepokoił do tego stopnia, że po opuszczeniu sali kinowej, w trakcie krótkiej przechadzki na przystanek autobusowy wolałem się nie rozglądać. Dlatego też pozostawię ten film bez finalnej liczbowej oceny, bo myślę, że Niepoczytalna trochę wymyka się cyferkom.
-
Idealny "wakacyjniak", który Was wzruszy, i rozerwie, i trochę zasmuci, by potem trochę bardziej rozbawić.
-
Idealna komedia na wakacje. Ciepła, zabawna i - w tym całym swoim nieprawdopodobieństwie - wyjątkowo wartościowa.
-
Ja właściwie trochę też ten film pokochałem. I choć nie jest to komedia wyszukana i jakkolwiek zaskakująca, świetnie sprawdza się jako "poprawiacz humoru" i niezobowiązujący, ale miły odmóżdżacz.
-
Osobiście od wzruszenia uciec nie potrafiłem. Whitney to bardzo mocne przeżycie, bez względu na to, czy jesteście fanami Houston, czy też nie.
-
Kino, które swoją wizualnością ociera się o doskonałość. Piękne, dopracowane, wysmakowane.
-
Film kompletny, który okazał się fenomenalnym portretem ludzkiego cierpienia, życiowej nieporadności i winy, przerzucanej z jednej osoby na drugą.
-
Zapomnijmy więc o tym filmie, przepełnionym niewiarygodnością i naiwnością, ale pamiętajmy o dobrej muzyce.
-
Niby Exterminator to nic nadzwyczajnego, ot taka całkiem sprawna komedia, a jednocześnie w nie najgorszy sposób rozpoczyna 2018 rok w polskim kinie.
-
Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tak przeciętną bajkę. Całkiem ładnie zrealizowaną, ale jednocześnie tak nawiną, trochę nudną, męczącą i niemądrą.
-
Matt Damon jest całkiem dobry, choć został nieco zdominowany przez trochę jękliwą Julianne Moore w podwójnej roli. Oprócz tego aktorskiego duetu, całość raczej nijaka i bez polotu.
-
Bardzo pozytywne listopadowe zaskoczenie, które pomimo ciągłego powtarzania się historii, nie nudzi i nie męczy.
-
Wkurza niektórymi "polskimi" rzeczami, ale całość jest raczej średnia i rozczarowująca.
-
Nie wszystko się w tym filmie udało, ale to wyjątkowo hipnotyzujący film, poprowadzony w sposób szalony. Aranofsky jest jednak takim szaleńcem, który jeżeli szaleje, to robi to ze smakiem.
-
Oglądanie tego filmu boli i jest to ból nieco masochistyczny, bo choć Zabicie świętego jelenia mocno przekracza naszą granicę komfortu, to prowadzi do ostatecznego filmowego spełnienia.
-
Działa, punktując - zarówno pozytywnie jak i negatywnie - gejowską "wolność" i jej skutki.
-
Określę Ligę sprawiedliwości małym zaskoczeniem, patrząc szczególnie przez pryzmat tego ubiegłorocznego BatmanoSupermana, którego w dalszym ciągu nie mogę DC wybaczyć. Wciąż jednak mamy do czynienia z kinem co najwyżej średnim.
-
Najprawdopodobniej najlepszy film tego roku, a już na pewno jeden z najlepszych filmów, jakie kiedykolwiek widziałem.
-
Niby oglądamy jedynie zapiski, jakieś urywki z życia rodziny Beksińskich, a wzbudzają one mnóstwo osobistych odczuć. Jeżeli po ubiegłorocznym filmie Matuszyńskiego jesteście zaintrygowani postacią artysty i figurą jego rodziny, Beksińscy. Album wideofoniczny wydają się pozycją obowiązkową.
-
Niezwykle ciepły film, który narobi Wam apetytu na bożonarodzeniowe Święta.
-
Przyjemny seans. Może nieszczególnie wymagający, ale dostarczający dawkę konkretnych emocji.
-
Taki kryminał bez szczególnych urozmaiceń. Raz lepszy, raz trochę gorszy. Zupełnie średni.
-
Ładny to film i bardzo dobrze zagrany, ale długi i nieangażujący.
-
Pod niepozorną historią dyrektora muzeum sztuki nowoczesnej, ukrył nie tylko bardzo trafny obraz postrzegania i tworzenia sztuki, jak również funkcjonowania instytucji muzealnej, ale postawił pod znakiem zapytania pewne wartości związane z człowiekiem.