
Kiedy Wałbrzychem wstrząsa seria tajemniczych zaginięć dzieci, do miasta przybywa dziennikarka Alicja Tabor.
- Aktorzy: Magdalena Cielecka, Marcin Dorociński, Agata Buzek, Piotr Fronczewski, Roma Gąsiorowska i 15 więcej
- Reżyser: Borys Lankosz
- Scenarzyści: Magdalena Lankosz, Borys Lankosz
- Premiera kinowa: 22 marca 2019
- Premiera DVD: 23 września 2019
- Premiera światowa: 18 marca 2019
- Ostatnia aktywność: 29 grudnia 2024
- Dodany: 29 listopada 2018
-
Bardzo dobry polski film kryminalny. Jego mroczny klimat z pewnością zaintryguje niejedną osobę, a świetna realizacja sprawi, że widz nie będzie mógł oderwać wzroku od ekranu aż do samych napisów końcowych.
-
Niezgrabny, chaotyczny, bez wyraźnego planu , który chce przekazać więcej, niż jest zdolny w czasie ekranowym. Szkoda, bo sama historia miała potencjał, a odniesienia do weirdowej koncepcji fabularnej to naprawdę smaczek.
-
Gdyby chodziło o inny film, inną powieść i innego reżysera, może i dałoby się przymknąć oko na to i owo, lecz nie tym razem. Lankosza stać bowiem na więcej, a i my zasługujemy na lepsze kino.
-
Nie ma pogłębionych bohaterów, spójnej fabuły, klimatu, napięcia. Nie ma zupełnie nic.
-
Zmarnowany potencjał - ma się ochotę stwierdzić po seansie. Mimo niedociągnięć fabuły warto ekranizację polskiej lektury obejrzeć, choćby dla zapoznania ze wspaniałą grą aktorską oraz scenografią.
-
Niepokój zbudowany na zdjęciach Koszałki potęguje drażniąca zmysły muzyka Stańczyka. Szkoda tylko, że w parze z kunsztem operatora i kompozytora nie idzie kunszt reżysera i scenarzysty. Zamiast oglądać film Lankosza, lepiej więc raz jeszcze przeczytać książkę Bator, bo przynajmniej ona wciąż gwarantuje świeżość i emocje.
-
Gdybym miała film Borysa Lankosza reklamować swoimi pierwszymi skojarzeniami - i gdyby ktokolwiek uznał taki zlepek za dostatecznie ponętny - opisałabym go jako przedziwną baśniową mutację z "Pokotem" i "Akademią Pana Kleksa" w krwiobiegu.
-
Mimo niewykorzystanego potencjału na zrobienie czegoś naprawdę wielkiego, "Ciemno, prawie noc" to solidny, mroczny kryminał. Bardzo poważne i bardzo brutalne kino, które kontynuuje rozpoczęty przez Patryka Vegę trend brutalizacji polskiego kina i pokazywania scen i tematów, które jeszcze niedawno zapewne zostałyby złagodzone.
-
Oglądając "Ciemno, prawie noc" cały czas miałem skojarzenia z "Ostrymi przedmiotami", tylko że Lankoszowi ktoś bardzo stępił pazury. Zamiast emocji oraz tajemnicy, pojawia się przerost formy nad treścią, a kolejne dokręcanie patologicznej śruby po prostu irytuje. Nie spodziewałem się takiego rozczarowania.
-
Czy to Wałbrzych, czy już Twin Peaks? "Ciemno, prawie noc" jest baśnią dla dorosłych zanurzoną w onirycznym klimacie. Jak sen na jawie, w którym czas płynie inaczej, kolory są wyblakłe, a na pobudkę nie ma szans.
-
Film cechuje się bardzo gęstym klimatem, co jestem w stanie docenić, a jego nawiązania do realizmu magicznego, sensu podświadomości oraz folklorystycznego ducha w niejednym sercu rozpalą ogień. Znajdzie się jednak wiele scen, w których udzielają się zanadto wybujałe aspiracje reżysera, a całość ugina się pod ciężarem ambicji: pomylonych tropów, pomieszanych form.
-
Gdy Lankosz pod koniec filmu przypomina sobie, że tworzy kryminał i znikąd ukazuje rozwiązanie całej sprawy kotojadów, trudno nie załamać rąk, gdyż po raz kolejny projekt z tak wielkim potencjałem i świetnym pierwowzorem spalił całkowicie na panewce. Choć trudno winić reżysera za sam epilog, bo jak pisała Bator Czasem skręca się w jakąś stronę tylko dlatego, że trzeba iść do przodu, choć wszystkie drogi wydają się równie beznadziejne.
-
Film z fantastyczną obsadą, pięknymi zdjęciami i bez większego sensu. Przeczytajcie lepiej książkę o tym samym tytule, do czego i ja sama mam zamiar się zabrać.
-
Nie powiem, zdecydowanie miło jest dostać taką rodzimą wersję realizmu magicznego zmieszaną z kryminałem i mimo zbytnio skondensowanej historii, Borys Lankosz pozostaje chyba najciekawszym twórcą kina gatunkowego nad Wisłą.
-
Ja nie chcę przekonać was, że powinniście na niego iść, bo to zachwycający film. Chcę tylko pokazać, że dla mnie taki jest. Przemówił do mnie poetycki i mroczny, baśniowy klimat.
-
Zamiast kryminału wyszło raczej zrobione na poważnie i epatujące przemocą wobec dzieci kino eksploatacji, udające coś więcej niż to, czym w rzeczywistości jest.
-
Lankosz tworzy obraz Polski, jak z koszmarnego snu. Ciemne kadry i jeszcze bardziej mroczne charaktery. Zło jest banalne, ukrywa się w pokojach bloków z betonowej płyty, jest pokłosiem wojny i wielopokoleniowego okrucieństwa. I szaleństwa.
-
Żałuję seansu z filmem i nie dlatego, że jest zły. Uważam, że jest dobry, może bardzo dobry, a przynajmniej niezły. Szkoda mi że nie poznałam tej historii w jej pierwotnej formie.
-
Cóż, oczekiwania i ambicje co do "Ciemno, prawie noc" były spore i jak widać przerosły twórców. Zarówno Ci, którzy czytali książkę Joanny Bator, jak i Ci, którzy jej nie znają najprawdopodobniej wyjdą z kina rozczarowani.
-
Mamy tu do czynienia z typowym przypadkiem przerostu formy nad treścią, wskutek którego widz nie odczuwa pożądanego dla horroru czy thrillera napięcia, lecz rosnącą niecierpliwość przejawiającą się nerwowym zerkaniem na zegarek. I nie, wspaniała obsada ani trochę nie ułatwia wytrwanie do końca seansu, zwłaszcza że czasami ma się poczucie, że oni sami nie bardzo wiedzą, co mają robić.
-
Jednych może zachwycić subtelnym budowaniem klimatu i eksperymentalnym podejściem do mieszania gatunków, innych rozczaruje skrótami i uproszczeniami, która wprowadzają zbyt wiele chaosu. Ambicje Borysa Lankosza były ogromne, jednak trudno uznać ten film za sukces.
-
Dobrze prezentuje się pod względem wizualnym. Marcin Koszała potrafi oddać mrok tej opowieści na swoich zdjęciach. Tajemniczy Dolny Śląsk kusi swoim wyglądem. Niestety, to za mało, by widz poczuł pełną satysfakcję. Legendy i skrywane sekrety intrygują. Niestety jest dużo skrótów.
-
Na sali kinowej jestem komandosem i zniosę bardzo dużo. Ten film mnie jednak porządnie wymęczył i przede wszystkim zirytował. Muszę wiec zrobić to, czego nie lubię, czyli zdecydowanie odradzić wizytę w kinie.
-
Chaos oraz przerost formy nad treścią.
-
Pogubiłem się w lesie Lankosza, choć mrok tej krainy był paradoksalnie piękny dla oka. No, ale czego innego można się spodziewać po zdjęciach Marcina Koszałki, który jak nikt inny potrafi nadać niepokojącego blasku najbardziej mrocznym zakamarkom. Również ludzkiej duszy. Oko Koszałki to za mało by zakamuflować blędy Lankosza.
-
"Ciemno, prawie noc" gromadzi plejadę gwiazd, niestety większość z nich nie ma szansy na budowanie swoich postaci. Nie pomagają świetne zdjęcia Marcina Koszałki, cudowne lokacje i muzyka Marcina Stańczyka.
-
Twórców ewidentnie przytłoczył materiał literacki i próbowali wyjść obronną ręką, tuszując niedoskonałości scenariusza głośną muzyką, efektowną warstwą wizualną czy prawdziwie imponującą obsadą. Są znane nazwiska, wszędobylski mrok, gatunkowy potencjał. Wszystko na pierwszy rzut oka się zgadza. Prawie dałem się nabrać. Prawie.
-
To utwór nieskrępowany, ze sporym apetytem na żonglerkę formą, ale bez cyrku, a dla konfrontacji z realnymi problemami. Za wyobrażeniami stoją lęki mające źródło w rzeczywistości, ale to też metoda na ucieczkę od niej.
-
Świetnie wygląda i realizacyjnie - jak na rodzime warunki wciąż tak mocno odstające od Zachodu pod względem technicznym - jest to prawdziwy majstersztyk. Jednak jego oglądanie potrafi być męczarnią.
-
"Ciemno, prawie noc" powinno mi się podobać. Lubię i cenię literacki oryginał, podobnie jak poprzednie filmy reżysera. Wszystkie elementy, z jakich Lankosz składa swoją wizję - niespieszna narracja, wygaszone barwy, estetyka makabry i grozy przyprawiona miejscami surrealistyczną groteską, ekspresyjne plastycznie kadry - na ogół na mnie w kinie działają, kocham kino złożone z takich klocków. Tu jakoś nie chcą się one jednak złożyć w satysfakcjonującą całość.
-
Niedosyt i rozczarowane w "Ciemno, prawie noc" czuć nie tylko w kwestii marnowania tak wielkich aktorskich talentów. Do fabularnego kotła Lankosz wrzucił wiele filmowych konwencji, ale wyszła z tego rozgotowana papka, której brakuje wiodącego smaku.
-
"Ciemno, prawie noc" na pewno warto polecić wielbicielom prozy Joanny Bator. Książka była wydarzeniem, sprzedała się w wielotysięcznym nakładzie, warto na pewno skonfrontować wrażenia z lektury z adaptacją filmową.
-
Dla fanów książki Joanny Bator, Ciemno, prawie noc to kinowa pozycja obowiązkowa. Jeśli ktoś jednak jej nie zna, to ma do nadrobienia dwa dzieła.
-
Jest dość nudny, a siedząc w fotelu kinowym zadawałem sobie pytanie, kiedy wątek zaginionych dzieci zostanie w końcu rozwiązany.
-
Bardzo dobra realizacja wynosi tę porządną historię ponad polskie przeciętniactwo. Kolejny udany film Lankosza.
-
Zrealizowane na wysokim poziomie widowisko wizualne. Wyjęte z kontekstu sceny broniłyby się swoim klimatem, intrygującymi plenerami i obrazami. I chociaż Magdalena Cielecka czy Marcin Dorociński starają się jak mogą, aby wypełnić całość historii, to ich postacie zdają się zamiast twardo stać na ziemi - niestabilnie lewitować. Niestety, nie są w stanie utrzymać dwugodzinnego filmu, w którym przez pierwsze pół godziny widz wkłada bardzo dużo energii w zorientowanie się na mapie snu, jawy i wizji.
-
To jest bardzo zły film, i nawet nie wiem, czy to w ogóle mógłby być dobry film.
-
Miota się między ociężałą i wirującą w pustce próbą importowania gatunku na rodzimy grunt a bełkotliwym i karykaturalnym dramatem o wypartej przeszłości. Najbardziej kłuje po uszach aktorstwo równie niewiarygodne, co nieznośne.
-
Nowy film Borysa Lankosza rozczarowuje, bo z kryminalnej baśni nie wyszła tu ani baśń, ani tym bardziej, kryminał. Dostaliśmy za to przydługi i rozlazły twór, którego oglądanie sprawia naprawdę wątpliwą przyjemność.