
-
140recenzji
-
130ocen
-
89pozytywnych
-
41negatywnych
-
6.0średnia
-
68%pozytywnych
-
1.1odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Finalnie drugi sezon After life to spore rozczarowanie, nie tyle poziomem, co okropną wtórnością. Odczucia związane z i tak wydłużającym się seansem mogę przyrównać do tegorocznego prowadzenia Złotych Globów przez wielbionego w tej roli komika - niby wszystko jest na miejscu, podane w sposób dobrze nam znany, ale mamy poczucie, że coś się już zmieniło i nie potrafimy chłonąć tego w ten sam sposób.
-
Choć zdecydowanie zbyt krótki, daje nam wiele ciepła i pozytywnych bodźców tak bardzo nam teraz potrzebnych.
-
To przeżycie odświeżające, bo choć nie tak ekscytujące jak w przypadku filmu Prus, pokazujące, że dążenie do obiektywizmu reżyserskiego jest w filmach dokumentalnych możliwe.
-
W wywiadach zapominany przez reżysera, w kinach szeroko omijany przez widownię. Pomijany jednak słusznie - będąc najnudniejszym i najbardziej wtórym dziełem Vegi w historii jego filmów.
-
Chciałbym bardziej pokochać Ptaki nocy, podobnie zresztą jak pozostałe dzieła nowego, wyzbytego z dziedzictwa Snydera DC: Wanowskiego Aquamana i Sandbergowskiego Shazama!. Niestety, niedociągnięcia narracyjno-formalne, brak stylistycznej konsekwencji i zatracenie się w chaosie powodują, że opowieść o Harley Quinn ulatuje parę minut po seansie.
Najwyżej ocenione
-
Jenkins, będący duchowym spadkobiercą prozaika, również ma w sobie wiele wyrzutu wobec społeczeństwa - braku akceptacji w "Moonlight", wszechobecnego rasizmu systemowego w "Dear White People". Jednak dopiero teraz, opowiadając historię pozornie najbardziej minimalistyczną, udaje mu się stworzyć dzieło wybitne, przepełnione niemym krzykiem ulic, które widziały zbyt dużo.
-
Emocjonalna szczerość i zawahanie dramaturgiczne czynią jej ostatni film wybitnym. W końcu najlepsze portrety to nie te, które spełniają wszystkie akademickie wymagania i odznaczają się perfekcją techniczną, a te, w których widać włożone serce i uczucie. A taki właśnie jest Portret kobiety w ogniu.
-
Dano prawdopodobnie tworzy najlepszy debiut XXI wieku, a ja nie mogę się doczekać, aż będę go mógł zobaczyć po raz kolejny. Choćby po to by zadać pytanie "Do you love him, mum?".
-
Tamara Jenkins po raz kolejny udowadnia, że jej miejsce znajduje się w panteonie najwybitniejszych obserwatorek relacji międzyludzkich. Małżeństwo Grimesów jest jedną z najlepszych ekranowych relacji jakie mieliśmy okazje widzieć od ostatnich paru lat.
-
Trudno bowiem o produkcję, która tak wiele ryzykuje, jednocześnie wygrywając na każdym polu. Jeśli nie boicie się lekkiego chaosu, szaleństwa, a także gry ze swoją moralnością, gdy zatracacie się w swojej percepcji postaci Bundy'ego, to jest to pozycja obowiązkowa. W końcu będziecie mogli sprawdzić jak długo będziecie wierzyć bohaterowi, gdy będzie twierdził "I am not guilty.".
Najniżej ocenione
-
Nie zdziwi mnie jeśli za paręnaście lat uzyska on status kultowego i będzie oglądany na wspólnych sesjach kinematograficznych doznań masochistycznych. Mam jednak nadzieję, że tylko tam.
-
Prawda jest taka, że po ogromnej porażce jaką była premiera Cataliny i wielu negatywnych opiniach festiwalowych krytyków, ten film po prostu nie powinien trafić do szerokiej publiczności, bo jest jedynie niespełnionym marzeniem o wielkości reżysera. I choć zawsze zwykłem cenić odważnych filmowców, to tym razem jednak warto było mierzyć siły na zamiary.
-
Nie wie do jakiej grupy chce trafić, nie ma pomysłu na żarty, a jedyne co potrafi to obrzydzać. No i cofać kino do poziomu kabaretu w Opolu.
-
Wychodząc z kina po raz pierwszy poczułem się staro. Patrząc na rzekomo "moje pokolenie" nie potrafiłem się w nim odnaleźć. Wizja społeczności pranków, potencji finansowej, szastania emocjami i pustymi frazesami, nijak miała się do tego z czym miałem do czynienia na co dzień.
-
Jednak wyrzucenie z zawołania słowa "Czuj" zdaje się być symboliczne, bo reżyser Robert Gliński, twórca tak świetnej produkcji jak Cześć Tereska!, zgubił w swojej najnowszej produkcji uczucia, a widza zmusił do czuwania - na zbawienne napisy końcowe.
Odrębnie ocenione
-
Nie rozumiem tego, jak osoba będąca ikoną CGI, mogła pokazać światu tak nieudaną animację, jak mógł sobie pozwolić by w projekcie sygnowanym jego nazwiskiem, każdy element komputerowy wyglądał jakby stracił połowę ze swoich tekstur? Wreszcie jak tak doświadczony i nowatorski twórca, może sobie pozwolić na dzieło tak wtórne, powtarzalne i nieprzemyślane?
-
Nie wie do jakiej grupy chce trafić, nie ma pomysłu na żarty, a jedyne co potrafi to obrzydzać. No i cofać kino do poziomu kabaretu w Opolu.
-
Jenkins, będący duchowym spadkobiercą prozaika, również ma w sobie wiele wyrzutu wobec społeczeństwa - braku akceptacji w "Moonlight", wszechobecnego rasizmu systemowego w "Dear White People". Jednak dopiero teraz, opowiadając historię pozornie najbardziej minimalistyczną, udaje mu się stworzyć dzieło wybitne, przepełnione niemym krzykiem ulic, które widziały zbyt dużo.
-
Nie zdziwi mnie jeśli za paręnaście lat uzyska on status kultowego i będzie oglądany na wspólnych sesjach kinematograficznych doznań masochistycznych. Mam jednak nadzieję, że tylko tam.
-
Nie ma tu nic ciekawego, a obserwacje Allena są równie przestarzałe, co sposoby spisywania wywiadów przez Ashleigh. Przez całą historię przewija się tutaj ta nostalgia, do czasów minionych - i złotych filmów młodości reżysera. Problem w tym, że ironiczny błysk Allena chyba też już należy do przeszłości.