-
Choć filmowi Bartosza Kowalskiego daleko do miana udanego, to jednak nawet pomimo humoru niskiego polotu, braku kreatywności i mało angażującej fabuły i tak można jakoś przeżyć ten obóz przetrwania, co już można uznać za pewien sukces. Może i jest on mały, ale to zawsze coś.
-
Nawet jeśli "Hejter" nie jest aż tak udanym filmem, co "Boże Ciało", to i tak jest to ambitne i odważne dzieło, które nie stroni od poruszania tematów tabu. Przekraczając granice moralności bez skrupułów odsłania zło, które leży w nas samych, sprawdzając się nie tylko w formie wciągającego thrillera, ale i także bardzo trafnego komentarza społecznego.
-
Naprawdę warto go obejrzeć. Nawet jeśli "Hejter" nie jest aż tak udanym filmem co "Boże Ciało", to i tak jest to ambitne i odważne dzieło, które nie stroni od poruszania wielu trudnych tematów tabu.
-
Bogata symbolika i piękne przesłanie sprawiają że z oglądaniem tego filmu jest jak z obiadem u babci: niby ciągle są to te same dania, a jednak za każdym razem odkrywa się w nich coś nowego, dzięki czemu aż chce się konsumować tą ucztę jak najdłużej. Bongowi udało się więc uzyskać tutaj istny filmowy złoty środek - "Parasite" to nie tylko film przeznaczony dla tych ambitniejszych kinomanów, ale także i widzów, którzy po kinie oczekują zwykłej rozrywki.
-
Z pozoru wydać by się mogło, że film Sama Mendesa to skąpana w brudzie wizualna ballada batalistyczna o złu wojny, ale która w rzeczywistości w najbardziej wiarygodny sposób ukazuje pozbawione patosu oblicze wojny. Wprawdzie nie jest to też arcydzieło pozbawione wad, ale i tak jedyne w swoim rodzaju filmowe doświadczenie, którego warto doznać.
-
Z całą pewnością ta historia o dwóch wielkich postaciach dla Kościoła, nie jest ani w pełni idealna, bo często sprawia wrażenie zwykłej laurki, ani też przeznaczona dla każdego widza, bo oparta na często nużącym dialogu, ale i tak to bardzo mądre kazanie na temat poszukiwania sensu wiary i głosu Boga ze znakomitym duetem Jonathana Pryce'a oraz Anthony'ego Hopkinsa.
-
Wygląda to tak, jakby J.J. Abrams nie mógł pogodzić się z wizją Johnsona i wszystkie jego pomysły wyrzucił do kosza. Można narzekać na "Ostatniego Jedi", bo to też nie był film idealny, ale w porównaniu do do finałowej odsłony próbował wprowadzić coś nowego, na przykładzie pochodzenia Rey i jej relacji z Kylo. Tymczasem "Skywalker. Odrodzenie" przez cały czas jest filmem bezpiecznym, który ani przez moment nie wychodzi poza żadne bariery i przez to brak mu własnej tożsamości.
-
Jedyna w swoim rodzaju, niezwykle piękna, a zarazem bolesna niczym kwiat róży opowieść o niegdyś pięknych, a teraz gasnących uczuciach i tłumionych emocjach, które z czasem krzywdzą ludzi. Znakomity portret rozpadającego się małżeństwa z mistrzowskim duetem Scarlett Johansson oraz Adama Drivera, dostarcza pokładu niezapomnianych emocji i wzrusza do łez swoją mądrością.
-
Z pozoru to bowiem taki zwykły, niczym nie wyróżniający się pączek, kryminał, jakich było już wiele, ale któremu i tak nie da się oprzeć ze względu na doskonale poprowadzoną intrygę, fantastyczną obsadę i świetne poczucie humoru, a poza nim kryją się także liczne dziurki, gdzie każdy może odnaleźć dla siebie coś unikalnego. Zwykłe kino rozrywkowe? Pastisz? Satyra? Być może, ale tak dobre desery aż palce lizać!
-
Jak to bowiem sam wyjaśniał detektyw Blanc w swojej pokręconej teorii w jednej z kulminacyjnych scen, istnieje wiele pączków, ale tylko w niektórych są dziurki, a w tych z kolei można znaleźć kolejną dziurkę. I to właśnie sprawia, że ten pączek przeistacza się w jedyny w swoim rodzaju donut, o którego niezwykłości świadczy to co niewidoczne. I podobnymi słowami można podsumować cały film Riana Johnsona. Zwykłe kino rozrywkowe? Pastisz? Satyra? Być może, ale tak dobre desery aż palce lizać!
-
Wbrew pozorom, "Doktor Sen" najlepiej sprawdza się wtedy, gdy nie jest zwykłą kontynuacją "Lśnienia", a odkrywa niezbadane dotąd krainy. Podróża ta jest wprawdzie nostalgiczna i czasem nużąca, ale i tak warto ją odbyć, bo wnosi do świata "Lśnienia" nowy blask.
-
Choć więc widowiska Davida Michôda nie można nazwać mianem epickiego, czy "królewskiego", bo znacznie bliżej mu do tego bardzo solidnego, ale zwykłego rzemiosła, to i tak nie zmienia to faktu, że posiada w sobie wielki dar do wiarygodnego przekonywania widza, którego pozazdrościłby mu niejeden monarcha.
-
To nie jest bowiem film o Kościele, a bardzo wiarygodne świadectwo na temat naszych ludzkich grzechów. Z pozoru to zwykła spowiedź na temat błędów wiernych Kościoła, a w rzeczywistości bardzo mądre wyznanie wiary, którego każdy powinien doświadczyć, bo ukazuje ono, że dzięki naszym dobrym uczynkom względem drugiego człowieka możemy odkupić swoje winy i zmienić ten świat na lepsze.
-
Choćby ze względu na wybitną kreację Joaquina Phoenixa, znakomite kreowanie brudnego świata Gotham, czy niezwykłą precyzję w ukazaniu przemiany tytułowego bohatera, "Jokera" śmiało można nazwać dziełem rewolucyjnym dla całego kina superbohaterskiego.
-
Można zarzucać wiele Grayowi: że za wolno buduje tempo historii i do końca udanie wprowadza nagłe przyspieszenia akcji, ale jednego nie można mu odmówić: Jest prawdziwym profesjonalistą. To bez wątpienia wymagający i nie pozbawiony wad seans, który nie jest przeznaczony dla każdego, lecz i tak naprawdę warto wsiąść do tej rakiety i udać się wraz z Royem w tą refleksyjną i pełną mądrości podróż aż do kosmicznego jądra ciemności.
-
Tym razem ta historia nie wnosi nic unikalnego. Oczywiście, to dość solidnie zrealizowana kontynuacja, z angażującą historią, doskonałą obsadą i przerażającym Pennywise'm, ale mimo to trudno w tym wszystkim nie odczuć, że tym razem jest to jedynie suma wszystkich naszych ludzkich strachów, niż a jeżeli coś jedynego w swoim rodzaju.
-
Jest to z całą pewnością widowisko wyróżniające się na tle wszystkich poprzednich w całej filmografii twórcy "Pulp Fiction", który tym razem zamiast swojego typowego czarnego humoru, brutalnych scen akcji, czy rozwinięcia każdej z postaci, proponuje zgoła odmienną perspektywę - pokazuje nam od środka świat, gdzie od kilkudziesięciu lat marzenia i sny człowieka przeradzają się w rzeczywistość.
-
Stanowi idealne podsumowaniem tego, na czym polega cały geniusz Pixara. Na ten film powinny wybrać się całe rodziny z dziećmi, bo tak wielkiej dawki radości w trakcie seansu nie uświadczycie nigdzie indziej, a te z pozoru pluszowe i plastikowe zabawki na naszych oczach zyskały duszę.
-
Z niesamowitymi bohaterami, wartką akcją, która nie nudzi ani na moment, wspaniałym poczuciem humoru i wieloma momentami do wzruszenia, "Toy Story 4" stanowi idealne podsumowaniem tego, na czym polega cały geniusz Pixara. Na ten film powinny wybrać się całe rodziny z dziećmi, bo tak wielkiej dawki emocji i dziecięcej radości w trakcie seansu nie doświadczycie nigdzie indziej.
-
To bez wątpienia wielkie wydarzenie popkulturowe i duży krok do przodu dla przyszłości efektów specjalnych, bo tak realistycznego filmu nie było nam jeszcze nigdy dane zobaczyć w świecie kina, ale każdy kij ma swoje dwa końce i to co piękne z zewnątrz, nie zawsze musi być takie samo w środku. Bo niestety, ale w samej warstwie emocjonalnej najnowszemu filmowi Jona Favreau brakuje tej magii, za którą tak bardzo pokochaliśmy niegdyś "Króla Lwa".
-
Jestem pewien, że "Midsommar" przejdzie do historii kina, gdyż to jedna z najbardziej kreatywnych produkcji ostatnich lat, ale niestety to także film przeznaczony tylko dla ludzi o stalowych nerwach, bo dla wszystkich zwykłych widzów ta ciągła gra blaskiem i karykaturą może się przerodzić w niezrozumiałą, psychodeliczną sielankę, a w efekcie zwykły przerost formy nad treścią.
-
Choć więc może tego wyjazdu naszego Pajączka na ekrany kin nie można nazwać w pełni idealnym, bo zdarzyło się tu parę pomniejszych wpadek, to i tak nie zmienia to faktu, że jest to letnia wycieczka, na którą naprawdę warto się wybrać w wolnym czasie. A szczególnie w gronie rodziny, bo na tym filmie praktycznie każdy może się dobrze bawić.
-
Mimo pewnych niedociągnięć, to i tak wielkie show z rewelacyjnymi piosenkami, prowadzącym w postaci bezbłędnego Tarona Egertona i szczerą historią, w którą można uwierzyć. Wniosek jest zatem prosty: jeżeli nie byliście w kinie na "Rocketmanie", to koniecznie idźcie go zobaczyć, bo jest to biografia lepsza od "Bohemian Rhapsody" niemal pod każdym względem - od historii aż po aktorstwo.
-
Nawet jeśli jednak pojawiają się tu pewne niedociągnięcia, to i tak nie zmienia to faktu, że ten film jest jak jedno wielkie show z rewelacyjnymi piosenkami, świetnym prowadzącym w postaci bezbłędnego Tarona Egertona i historią, w którą można szczerze uwierzyć.
-
Twórcy nawet nie potrafią zbudzić pozorów, że wszystko jest w porządku. Beznadziejna fabuła, przeciętna reżyseria, niewykorzystany potencjał wielu postaci i niewiarygodna przemiana Jean - to wszystko składa się na jedną, skażoną całość.
-
Nie jest więc ani satysfakcjonującym finałem ani przyjemną rozrywką bo pojawia się tutaj tak wiele absurdów i błędów logicznych, że nie da się tego nie zauważyć.
-
Nie tylko okazał się sukcesem globalnym, ale także przyzwoitym filmem. Z drugiej jednak strony nie ma co się doszukiwać tutaj baśniowej specyficznego stylu Ritchiego czy Jaskini Cudów. Temu filmowi bliżej do typowej lampki, jakich było już wiele, niż do tej magicznej, którą wystarczy potrzeć 3 razy by otrzymać coś niezwykłego.
-
Nie tylko okazał się sukcesem globalnym, ale także całkiem przyzwoitym filmem. Z drugiej jednak strony nie ma co się doszukiwać tutaj jakiejś baśniowej Jaskini Cudów. Temu filmowi w dalszym ciągu bowiem znacznie bliżej do typowej lampki, jakich było już wiele, niż do tej magicznej, którą wystarczy potrzeć 3 razy by otrzymać coś niezwykłego.
-
To taki przykład filmu, w którym widz nieodparcie czuje że coś jest nie w porządku, ale mimo to przez dłuższy czas nie jest w stanie zrozumieć w czym dokładnie tkwi problem. Bo z pozoru wszystko się tutaj zgadza, ale niestety tylko z pozoru.
-
Nawet jeśli jednak pojawiają się te pewne niedociągnięcia, to i tak nie zmienia to faktu, że "Avengers: Koniec gry" jest jak wielka bomba emocjonalna. To także może nie perfekcyjna, ale i tak całkiem zadowalająca kulminacja przygód Avengersów, z którymi mieliśmy już szansę się zżyć, a przede wszystkim film zrobiony z miłości do kina superbohaterskiego.
-
Owszem, dla wielu zapewne najnowszy film DC wyda się jedynie typową, standardową bajeczką, która z pozoru niczym się nie wyróżnia, ale bajeczką - której i tak nie można odmówić uroku za sprawą doskonale wyważonego poczucia humoru, lekkiego podejścia do tematu superbohaterów i świetnej obsady na czele z Zachary Levim i przezabawnym Jackiem Dylanem Grazerem.
-
Nawet jeśli więc pojawiają się tutaj pewne niedociągnięcia, to i tak "To my" w dalszym ciągu może się poszczycić bardzo dobrym i zaskakującym scenariuszem, który jest nie tylko pełen niespodziewanych zwrotów akcji, ale i próby podjęcia przez reżysera aktualnych ważnych tematów społecznych. Nie jest to jednak film dla każdego bo bywa on trudny, dziwaczny, a żeby go w pełni zrozumieć nie wystarczy jeden seans.
-
"Przemytnikowi" daleko do filmu idealnego. Ma wady w postaci zmarnowanego potencjału postaci drugoplanowych, niezbyt umiejętnie poprowadzonego wątku rodzinnego, czy nawet zbyt wielkiego poczucia humoru, które w drugiej połowie było zupełnie zbędne. Ale rozczarowaniem nie jest.
-
Okazałby się dla mnie sporym rozczarowaniem, gdyby nie jedno "ale". A jest nim oczywiście niepowtarzalny Clint Eastwood.
-
W "Narodzinach gwiazdy" pomimo więc dość z pozoru banalnej, standardowej i bardzo naiwnej fabuły pojawia się wiele mądrości życiowych, a przede wszystkim to niezwykłe doznanie emocjonalne, z fantastycznym popisem aktorskim i reżyserskim Bradleya Coopera, zaskakująco bardzo dobrą rolą Stefanie, szczerymi emocjami i w tym wszystkim także z przepięknymi piosenkami.
-
Niezwykle wartościowa, ale również zabawna historia, która co najważniejsze w tym wszystkim, jest w stanie trafić niemal do każdego widza swoim mądrym przesłaniem.
-
Całkiem niezły film. Ale nie należy po nim spodziewać wielkiego widowiska, które na zawsze odmieni oblicze cyberpunków oraz całego kina science-fiction. Wbrew komiksowemu pierwowzorowi, to typowa standardowa opowiastka o dziewczynie-cyborgu, która odkrywa w sobie niezwykłe pokłady wielkiej mocy.
-
Zaskakująco całkiem niezły film, który można obejrzeć ze szczerą sympatią. Co prawda, nie należy po nim spodziewać się także wielkiego widowiska, które na zawsze odmieni oblicze cyberpunków oraz całego kina science-fiction.
-
Na Walentynki jak znalazł. Bo choć to nie jest wcale zbyt ambitny film, a czasami głupkowaty, bądź niezbyt poważny, to jednak nie można mu odmówić pewnego uroku, który sprawia, że ten film naprawdę można obejrzeć z przyjemnością.