-
Praktycznie wszystko co nadawało Królowi Lwu charakteru, zostało zabrane. Nie ma już zwierząt układających się w wielką górę. Teraz są dwa lwiątka biegające po sadzawce. I co najgorsze, postacie nie wyrażają żadnych emocji.
-
Jeśli tak jak ja wychowaliście się w latach 90., to idźcie na ten film. Nie oczekujcie cudów, ale pozwólcie sobie bawić się dobrze. Popłaczcie w rękaw. A potem wróćcie do domu i odpalcie oryginał.
-
Ogólnie to dobra produkcja, której ogromną zaletą, jak i wadą jest bycie aż do bólu wierną oryginalnej animacji. I jeśli miałabym znowu zobaczyć tę historię, to jednak mimo wszystko sięgnęłabym do oryginalnej animacji. Bo to właśnie w niej jest więcej emocji i życia.
-
To bez wątpienia wielkie wydarzenie popkulturowe i duży krok do przodu dla przyszłości efektów specjalnych, bo tak realistycznego filmu nie było nam jeszcze nigdy dane zobaczyć w świecie kina, ale każdy kij ma swoje dwa końce i to co piękne z zewnątrz, nie zawsze musi być takie samo w środku. Bo niestety, ale w samej warstwie emocjonalnej najnowszemu filmowi Jona Favreau brakuje tej magii, za którą tak bardzo pokochaliśmy niegdyś "Króla Lwa".
-
To sprawnie przyrządzona w trzewiach komputera bajka, która ma zauroczyć widza XXI wieku. Wielbiciele oryginalnej wersji i tak pozostaną przy dziele Roba Minkoffa i Rogera Allersa, bo nikt nie odda tych szarż bohaterów czy ich sławetnych śpiewek jak aktorzy z minionej już epoki klasycznej animacji.
-
Stawia na realistyczne modele zwierząt i tu tkwi zarówno największa zaleta tej wersji, jak i jej problem. Mieszkańcy sawanny prezentują się niesamowicie, oferując niezwykły stopień odwzorowania prawdziwych stworzeń. Do tego stopnia, że czasem ktoś mógłby pomyśleć, że ogląda film przyrodniczy. W pewnym momencie zwierzęta się jednak odzywają i czar pryska.
-
Pod względem technicznym naprawdę trudno cokolwiek zarzucić twórcom tego powrotu. Reklama Pytanie tylko, czy o to właśnie chodziło... Czy rzeczywiście lew, hiena, czy guziec mają "naturalnie" mówić ludzkim głosem. Czy ich mimika ma być ludzka. Kto tego potrzebuje i dlaczego ma być tak "naturalnie".
-
Zdaję sobie sprawę, że na moją ocenę duży wpływ ma sentyment z dzieciństwa, ale jakoś nigdy nie oceniam filmów na zimno, za pomocą "szkiełka i oka". Cieszę się po prostu, że magia "Króla Lwa" wciąż na mnie działa.
-
Dostajemy tę samą opowieść - tylko że "uszytą na miarę XXI wieku" - czyli wizualnie olśniewającą! I jest to niewątpliwie jej największa zaleta. Bo też "nowego" Króla Lwa ogląda się wspaniale.
-
Jedynym powodem do obejrzenia tej wersji może być fenomenalna animacja komputerowa i kilka nowych żartów Timona i Pumby - reszta jest kiepską wtórnością. Mam nadzieję, że Disney wyciągnie lekcję z tej produkcji.
-
Niby nadal bawi, ale wspaniała jest w nim głównie technologia. A to troszeczkę za mało...
-
Technologiczne arcydzieło i nostalgiczny powrót do dziecięcych lat - nowy "Król Lew" potrafi solidnie wzruszyć.
-
Mimo wszystko, odświeżony wygląd "Króla lwa" na wzór odświeżenia "Księgi dżungli" wyszedł na dobre oryginałowi, poszerzając historię, a w fanach wzbudzając nostalgię za pomocą obrazu oraz dźwięku, zapamiętanych z wersji animowanej.
-
Idealnie odtwarza sceny z oryginalnej animacji, przez co jednocześnie może się podobać, ale sprawia nieodparte wrażenie sztuczności. Ani na chwilę nie pozwala zapomnieć, że na ekranie nie widać prawdziwych zwierząt, a jedynie grafikę. Trzeba jednak przyznać, że jest to grafika przepiękna i bardzo dopracowana.
-
8.518 lipca 2019
-
-
Pięknie wygląda, pięknie brzmi, jest absolutnie tak wspaniały, jak oryginał.
-
Stanowi spore rozczarowanie. To pozbawiona tożsamości, nudna produkcja, o której każdy szybko zapomni.
-
Nie sądzę, że film Favreau stanie się długowiecznym klasykiem, do którego całe pokolenia będą wracać co kilka lat. Jest to po prostu solidne rzemiosło na "tu i teraz". Jednak technologicznego tryumfu nie odmówią nawet najwięksi krytycy.
-
6.719 lipca 2019
-
-
Jeśli uważacie, że gadające zwierzątka, które wyglądają bardzo realistycznie, to dla was za dużo - po prostu zostańcie w domu, bo możecie się rozczarować. Osoby, które mają sentyment do animacji Disneya z pewnością będą się świetnie bawić na remake'u, a łza zakręci się w oku nie jeden raz.
-
Remake, mimo że błyszczy estetyką, nie wprowadza nic nowego, a w kilku aspektach jest nieznacznie gorszy od poprzednika. Ale wiecie co, to kompletnie nic nie znaczy, ponieważ to nadal dobra produkcja.
-
Jest udanym remake'iem dla przeciętnego pożeracza popcornu.
-
To, co w nim najlepsze, pochodzi z oryginalnej wersji. Zatem czy potrzebowaliśmy tego filmu? Wcale. Ale oglądanie go to czysta przyjemność.
-
Przejdzie do historii kina, jednak przede wszystkim ze względu na przełomowe osiągnięcia technologiczne. Sama historia nie ma już tej siły oddziaływania co oryginał, zaś starsi widzowie znają ją już na pamięć.
-
To nie film przyrodniczy, to ładna, zabawna i bardzo ciepła bajka, którą warto zachować w pamięci.
-
Ostatecznie film ogląda się bez emocji. Bo nie są w stanie ich wywołać cyfrowe wydmuszki, które same emocji nie mają - do ich wyrażenia potrzebna byłaby bowiem cała animowana maszyneria z kreskówkową przesadą na czele, z której tak łatwo i bezmyślnie zrezygnowano.
-
Jest na pewno nową jakością w animacji, ale nie ma startu do oryginalnego "Króla Lwa". W oryginale muzyka, głosy, cała warstwa fabularna do dziś pozostawia niezatarte wspomnienia.
-
Pierwszy "Król Lew" był opowieścią o nas, dlatego też tak przejmującą i zachwycającą. "Król Lew" Anno Domini 2019 wykazał, że na "prawdziwym" zwierzęciu trudno zanimować tę skalę uczuć, które targają człowiekiem. Nowa wersja zdaje się uczyć może jeszcze jednego. Że samo piękno to jednak za mało.
-
Zbyt mocno trzyma się swojego pierwowzoru, czego efektem jest może i estetyczna, ale jednak marna klisza. Seans nie wzbudził we mnie żadnych emocji.
-
Niczym zrodzony w tabelkach Excela, solidnie wykonany produkt globalnej korporacji. Pozbawiony większych potknięć, ale również magii, jaką przesycony był pierwszy film.
-
Na remake warto się wybrać zarówno dlatego, by przeżyć historię Mufasy, Simby i innych raz jeszcze, ale i zobaczyć, jak fenomenalnie wygląda ten film.
-
To produkcja ze wszech miar bezpieczna i skrojona w biurowych gabinetach, gdzie wolność czy artystyczne wizjonerstwo zostaje złożone w ofierze tabeli przychodów w Excelu.
-
Wypada nie tak strasznie, jak go wszyscy malowali przed premierą. W pełni przekonuje mnie stosowany realizm, który pozwala nie traktować filmu jako bajkę, ale opowieść z drugim dnem.
-
7.521 lipca 2019
-
-
Jest odtwórczy i tutaj możecie zacząć do mnie strzelać. Uważam bowiem, że fabuła animacji z 1994 roku jest już przestarzała. Najmocniej przepraszam, ale pod koniec drugiej dekady XXI wieku nie tworzy się już animacji tak jednoznacznych.
-
Ugiął kolana pod naporem oczekiwań i będzie mu trudno wygrać bitwę z oryginalną bajką. Film Favreau można podsumować jako wizualny sukces, któremu zabrakło iskry autorskiej wizji, która nieco ożywiłaby tę historię sprzed lat.
-
Remake w złym tego słowa znaczeniu - opowiada znaną historię w ten sam sposób, odtwarzając oryginał niemal punkt w punkt, nie pozwalając sobie na żaden powiew świeżości, poza, rzecz jasna, tym wizualnym, który jednak w tym wypadku zwyczajnie się nie sprawdza.
-
Nie ukrywam, że mam mały problem z nowym "Królem Lwem". Z jednej strony wciąż kupuję tę historię, która mnie bawi, wzrusza, ale też - a może przede wszystkim - skłania do refleksji, ale z drugiej strony to co zrobił Jon Favreau z błogosławieństwem Disneya to zwykła droga na skróty, wyglądająca na szybkie przepisanie pracy domowej na przerwie od zdolniejszego kolegi.
-
Jedynym autentycznym problemem nowej wersji "Króla Lwa" jest istotny deficyt wdzięku, jaki oczarował nas w starej. Gdyby jej jednak nie było, nowy film zgarnąłby wszystkie możliwe nagrody, z Oscarami włącznie.