Pociąg do kina
Źródło-
Netflix wreszcie zasmakował filmowej ligi mistrzów.
-
Jest autentyczny w każdej minucie, a scena rodzinnego obiadu to iście emocjonalna bomba, która przywołuje najlepsze wspomnienia z seansu rewelacyjnej "Cichej nocy".
-
Nie bez powodu Quentin Tarantino nazwał Bong Joon-Ho wizjonerem!
-
Tak, Quentin Tarantino jest zwykłym śmiertelnikiem i tym razem nakręcił "tylko" dobry film, a nam nie pozostaje nic innego, jak zadowolić się kilkoma przebłyskami geniuszu mistrza.
-
Dolan-reżyser znów stanął na wysokości zadania, potrafiąc z banalnej historii uczynić coś naprawdę przejmującego. Jeszcze lepiej wypadł Dolan-aktor, któremu trójka z przodu nie odebrała młodzieńczego uroku.
-
Pozytywnie zaskakują szalone zwroty akcji, pobudzające emocje i wprowadzające odrobinę specyficznego, by nie powiedzieć absurdalnego humoru.
-
Generalnie wyszedł z tego w miarę oglądalny odmóżdżacz z "szokującym" zakończeniem, które z dużą dozą prawdopodobieństwa może ubawić do łez.
-
Debiut reżyserski Bradleya Coopera można określić jednym słowem jako solidny. Dość mało emocjonalne określenie jak na ciarki, które towarzyszyły mi w niektórych scenach, jednak właśnie taką beznamiętność odczuwałem opuszczając salę kinową.
-
Im bliżej końca seansu, tym więcej argumentów za tym, że "22 lipca" to poprawnie zrealizowana i generalnie niepotrzebna produkcja o wszystkim i o niczym.
-
Obraz ciężki i zdecydowanie nie dla każdego. Za oryginalny i spójny scenariusz należą się jednak brawa.
-
Jeden z najlepszych filmów tego roku.
-
-
To właśnie dla takich wyjątkowych filmów przyjeżdża się do Gdyni!
-
Jakkolwiek najnowsza produkcja Pawła Pawlikowskiego nie dorównała oscarowej "Idzie", to świetnie wpisuje się w trwający renesans polskiego kina i wydaje się być pewnym kandydatem do przyszłorocznych Oscarów.
-
Przede wszystkim mamy do czynienia z filmem pozbawionym ambitnego scenariusza, który uniemożliwił uczynienie fabuły atrakcyjną i angażującą emocjonalnie.
-
Durnowaty punkt kulminacyjny przelał czarę goryczy, zmuszając mnie do postawienia krzyżyka na "Winchesterze", który definitywnie przegrał walkę o namiastkę mojego uznania.
-
Pozbawiona fałszu i głupkowatości "Niemiłość" od pierwszej minuty zachwyca autentyzmem, nie dając widzowi żadnych szans na skuteczną ucieczkę przed emocjonalnym zaangażowaniem.
-
Niezwykle intrygująca i wciągająca mieszanka gatunków, obdarzona wyjątkowym klimatem, nieprzeciętną scenografią i ujmującą ścieżką dźwiękową.
-
Obraz na szczęście uratowała znakomita Frances McDormand, która w pełni zasłużyła na drugiego w karierze Oscara. Jej nieprzeciętna gra w połączeniu z solidnym drugim planem męskim i sprawną narracją uczyniły film na tyle zjadliwym, że uczucie rozczarowania nie odniosło miażdżącego zwycięstwa.
-
Diametralna zmiana nastąpiła w drugiej połowie seansu, kiedy to z lekka męcząca bajeczka ewoluowała w niezwykle wciągającą, mądrą, wzruszającą i pełną niespodziewanych zwrotów akcji opowieść o tym, co w życiu jest najważniejsze.
-
Wobec tego "Czas mroku" można traktować wyłącznie jako przerysowaną i przesiąkniętą patosem bajeczkę o legendarnym polityku, który okazał się idealnym wodzem na ciężkie czasy.
-
Osoby mdlejące na widok lejącej się hektolitrami krwi powinny poważnie rozważyć usunięcie "Duszy i ciała" z grafiku najbliższych seansów. Osobiście polecam jednak zaciśniecie zębów i skuszenie się na obejrzenie tego wysublimowanego dramatu, który ku mojemu zaskoczeniu naszpikowany był solidną dawką absurdalnego poczucia humoru.
-
Mało optymistyczny początek produkcji charakteryzuje się dość poszarpaną fabułą, co nie daje wielkich nadziei na zakwalifikowanie czasu spędzonego w kinie jako niezmarnowanego. Ostatecznie jednak zniechęcenie przegrywa rywalizację z rosnącą wciągalnością, zapewniającą rozrywkę na przyzwoitym poziomie.
-
Słabsze strony filmu to umiarkowana banalność dialogów i brak wyróżniających się ról drugoplanowych. Wszystko to jednak pozostaje w cieniu intrygującej warstwy wizualno-muzycznej, która w żadnym wypadku nie pozwala uznać czasu spędzonego w kinie za zmarnowany.
-
Niewielka w tym jednak wina azjatyckiej aktorki, która podobnie jak reszta obsady dostosowała się do poziomu mizernego scenariusza.
-
Ogólnie w komedii tej aż roiło się od zabawnych i udanych scen, ale ostatecznie nie utworzyły one wystarczająco intrygującej całości.
-
Ten poruszający, wciągający i hipnotyzujący melodramat nie sprawił, że spadłem z krzesła, ale skłamałbym mówiąc, że ostatnia scena nie wpłynęła w jakikolwiek sposób na stan moich w miarę ustabilizowanych emocji.
-
Jak na odgrzewany kotlet przystało czwarta odsłona "Naznaczonego" nie zachwyca, ale też daleka jest od filmowego dna. Ogólnie produkcja wypadła umiarkowanie przekonująco, choć nie obyło się bez kilku scen, zakwalifikowanych przeze mnie jako niezamierzona parodia gatunku.
-
Pierwsze minuty seansu zapowiadały głupkowatą komedię, dlatego też trzymając kurtkę w rękach byłem gotów do szybkiego opuszczenia sali kinowej. Tymczasem niespodziewanie z każdą kolejną sceną film ewoluował w kierunku inteligentnej rozrywki, wywołując szczery śmiech.
-
Bez wątpienia w głowie scenarzysty zrodziła się ciekawa koncepcja na klimatyczny i groteskowy obraz, ale gdzieś po drodze zabrakło pomysłu na rozwinięcie skrzydeł w celu usatysfakcjonowania widza.
-
Dzięki sprawnej narracji "Gra o wszystko" potrafi zainteresować widza niedostępnym światem wielkiego hazardu, gwarantując emocje przy oglądaniu kolejnych pokerowych potyczek.
-
Być może "Król rozrywki" niejednokrotnie ocierał się o kiczowatość i niebezpiecznie zmierzał w kierunku sztucznego kreowania emocji, ale w ostatecznym rozrachunku odniósł pewne zwycięstwo w walce o moje uznanie.
-
Wprawdzie nie obyło się bez licznych scenariuszowych usterek, ale summa summarum nie przeszkodziły mi one w przetrwaniu umiarkowanie emocjonującego seansu, który poza ostatnim kwadransem utrzymywał się na przyzwoitym poziomie.
-
O ile pierwsza część filmu miała jeszcze w sobie elementy dobrego i klimatycznego kina, okraszonego absurdalnym poczuciem humoru, o tyle druga część kompletnie posypała się scenariuszowo, a poziom dialogów wołał o pomstę do nieba.
-
Ciekawy materiał na solidny życiowy dramat został wykorzystany tylko w nieznacznej części, przez co uczucie rozczarowania towarzyszyło mi przez większą część przedświątecznego seansu. Film okazał się potwornie męczący, bo ileż można patrzeć na biegające i wydzierające się dzieci, które specjalizują się w jedzeniu lodów?
-
W najnowszych "Gwiezdnych wojnach" najbardziej rozczarował mnie poziom dialogów i potężna dawka patosu, która w połączeniu z wypitą przeze mnie kawą spowodowała, że w pewnym momencie zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie niedobrze. Fabule nie można zarzucić ślamazarności, ale wszystko to nakręcone zostało według utartego schematu, który nawet nie starał się zrobić na mnie wrażenia.
-
Zlepek kuriozalnych i niezwykle mocno przerysowanych scen, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
-
Pozycja obowiązkowa i murowany hit jesieni w polskich kinach.
-
W kapitalny sposób działa na emocje widza, osiągając poziom wciągalności porównywalny z czarnymi dziurami.
-
Film ogląda się w pełnym napięciu, a chwilowe tylko przestoje w akcji nie pozwalają na opuszczenie kina z uczuciem rozczarowania.
-
Nieobowiązkowa, ale w miarę interesująca propozycja na wieczorny seans w trwającym przecież nadal sezonie ogórkowym.
-
Spektakularne widowisko wojenne z niezwykle mrocznym i niepokojącym klimatem, wgniatające w fotel już od pierwszej minuty seansu. Nie zawiódł reżyserski warsztat Nolana, albowiem poszczególne sceny charakteryzuje olbrzymi realizm, działający mocno na emocje widza.