-
"Wszystkie pieniądze świata" są dziełem niespełnionym, posiadającym solidną, oscarową wręcz obsadę, ale miejscami niewykorzystaną, a scenariusz oparty na tak doskonałej historii powinien być najważniejszym atutem filmu, zamiast tego jest zbyt miałki i jednostajny, zarówno pod względem tempa jak i narracji.
-
Mało optymistyczny początek produkcji charakteryzuje się dość poszarpaną fabułą, co nie daje wielkich nadziei na zakwalifikowanie czasu spędzonego w kinie jako niezmarnowanego. Ostatecznie jednak zniechęcenie przegrywa rywalizację z rosnącą wciągalnością, zapewniającą rozrywkę na przyzwoitym poziomie.
-
Twórca nie skupia się jednak na filozofowaniu, nie udaje też, że wie, jak zbawić świat. Przypomina jedynie, że - cóż! - pieniądze szczęścia nie dają.
-
Mimo wszystko zabrakło we Wszystkich pieniądzach świata wyraźnego punktu, na którym oparłaby cała narracja - nie jest to film o walce z czasem i materią, nie jest też filozoficzna rozprawa na temat pieniędzy i bogactwa. Scott staje gdzieś po środku, zachowuje bezpieczny dystans i tworzy film po prostu letni.
-
Historia porwania Paula Getty'ego wydaje się gotowym scenariuszem na dobry film. Jednakże twórcy zbytnio przy niej pokombinowali, starali się uczynić ją jeszcze bardziej dramatyczną i jednocześnie napiętnować pogoń za bogactwem jako celem samym w sobie. Gdzieś w międzyczasie nieco rozmyła się ludzka tragedia.
-
Pod względem technicznym "Wszystkie pieniądze świata" robią wrażenie. Niestety nie do końca przekonuje to, co powinno być jednym z głównych atutów produkcji - historia.
-
W ostatecznym rozrachunku film jest ciekawy i dość dobrze prezentuje przejmującą historię porwania wnuka miliardera Getty'ego, choć często da się odczuć dłużyzny i pewne rzeczy mogłyby w nim zostać przedstawione inaczej lub pominięte.
-
Całkiem niezły film, który warto obejrzeć choćby ze względu na świetne role Michelle Williams i Christophera Plummera. Z drugiej jednak strony nie jest to też nic specjalnego, gdyż Ridley Scott nie wykorzystał w pełni potencjału tej absolutnie niezwykłej opowieści.
-
"Wszystkie pieniądze świata" po "Obcym: Przymierzu" to na pewno krok w dobrym kierunku.
-
Świetny film akcji ze zwrotami akcji, udaną ścieżką dźwiękową i wciągającą fabułą.
-
Przy swoim dynamizmie i sensacyjnym materiale próbują budzić sumienia. W powracających pytaniach o cenę, koszt, zysk widzą etyczne wypaczenie, chorobliwą narośl współczesności.
-
Mimo swoich wad Wszystkie pieniądze świata potrafi zainteresować. Świetnie odtworzone realia epoki to naprawdę nie jedyna jego zaleta.
-
Scott - z pomocą świetnego operatora Dariusza Wolskiego - stworzył przede wszystkim sprawnie zrealizowany, wartki film, który ogląda się z zaangażowaniem, uwagą i przyjemnością.
-
Przez większość seansu film jest po prostu nijaki, nie daje do myślenia, nie unosi skali emocji, nie szokuje.
-
Kiepski film i nie opłaca się nie tyle wydawać na niego pieniędzy, ile raczej tracić na niego czasu.
-
Jest filmem tak bardzo poprawnym, że aż po prostu przeciętnym. Działa nieźle, jeżeli zależy nam wyłącznie na poznaniu tej autentycznie ciekawej i napisanej przez życie historii, kompletnie wykłada się jednak na warstwie emocjonalnej.
-
Dzięki aktorom "Wszystkie pieniądze świata" chce się oglądać. Paradoskalnie jednak przez nich łatwo można się zorientować jak dużym potencjał zmarnował Scott.
-
O ile w scenariuszu dałoby się pewnie ulepszyć to i owo, o tyle reżyseria wydaje się bez zarzutu. Mimo osiemdziesiątki na karku Scott wciąż jest sprawnym narratorem i wyśmienitym stylistą.
-
Film ma niewątpliwe plusy: Christophera Plummera w roli zgorzkniałego bogacza, ładną stylistykę, do pewnego momentu ogląda się to wszystko z ogromnym zaciekawieniem dzięki sprawnemu montażowi. Jednak cala ta historia fabularnie nie ma niestety tak dużo do zaoferowania jak się mogło wydawać.
-
Być może historia Getty'ego i jego nieszczęsnego wnuka sprawdziłaby się lepiej w satyrycznej konwencji, mógłby wtedy powstać film stanowiący bardziej wystawną wersję "Fargo" braci Coen. "Wszystkie pieniądze świata" są jednak poważne jak nowotwór i klęski żywiołowe.
-
Przykro to stwierdzić, ale wydaje mi się, że o "Wszystkich pieniądzach świata" za parę lat nikt nie powie nic więcej, jak tylko to, że Ridley Scott na ostatniej prostej wymienił Kevina Spacey na Christophera Plummera...
-
To, co wyreżyserował Ridley Scott, dla wielu powinno być wskazówką, że wielkie fundusze, które zdają się nie mieć końca, czasem są wielką zgubą.
-
Napięcie budowane jest tu z chirurgiczną precyzją, a poszczególne sceny układają się w kompleksowe studium ludzkiej psychiki.
-
Bardziej imitacja filmowego widowiska niż wartościowe dzieło.
-
Chwilami bolesny w odbiorze, zajmujący i solidnie zrobiony, mam jednak wrażenie, że twórcom zabrakło pomysłu na połączenie dramatycznej sytuacji matki i syna oraz sensacyjnego wątku porwania z moralizatorską wymową koturnowo przedstawionej postaci bezdusznego bogacza.
-
Nie jest to żaden moralitet, ale rasowy thriller oparty na prawdziwej historii, która kilka dekad temu żył cały świat. Dzięki zaskakującej witalności Scotta możemy ten dramat odkryć na nowo.
-
Estetyczna uczta, aktorska rewia, scenariuszowe piekło i reżyserska sztampa. "Wszystkie pieniądze świata" to zachowawczy i nudny film, który ma jednak swoje zalety i dostarczy odpowiednio nastawionemu widzowi trochę rozrywki.
-
Film, którego seans nie jest męką. Ale też światowa kinematografia nie odniosłaby żadnej straty, gdyby nie powstał.
-
Warto obejrzeć choćby dla dwóch kreacji aktorskich, wspomnianych wcześniej i dla realizatorskiej wprawności weterana kina, który w miesiąc przygotował nową wersję.
-
Sklecona na szybko, ale niesamowicie precyzyjna kreacja Christophera Plummera nie jest w stanie uchronić "Wszystkie pieniądze świata" Ridleya Scotta od bycia pozbawionym emocji.
-
Świetnie zrealizowany i poprowadzony wprawną ręką Scotta thriller. Film zasługujący na coś więcej, by zapamiętać go wyłącznie jako gwóźdź do aktorskiej trumny Kevina Spacey'ego.
-
Jest niezłym thrillerem, a także dość pobieżnie dotykającą zasad moralnych opowieścią o tym, co jest, a co nie jest na sprzedaż.
-
Pozostaje więc typowym przedstawicielem hollywoodzkiego kina stylu zerowego - sprawnie zrealizowanego przez rzemieślników, z gwiazdorską obsadą przed kamerą i słynnym reżyserem za nią - które jednak nie oferuje niczego, co mogłoby sprawić, że pamięta się o nim dłużej niż 24 godziny po seansie.
-
Przykład filmu, o którym jest zdecydowanie głośniej, niż na to zasługuje. Ridley Scott znów udowadnia, że stracił sporo ze swoich niegdyś wielkich umiejętności.
-
Realizacyjnie nie ma się tu czego przyczepić. To niezłe kino, któremu brak zdecydowania czy chce być mocnym thrillerem, czy może moralitetem o zgubnej chciwości.
-
Nie powinien namieszać na oscarowej gali, jeśli chodzi o samo zdobywanie nagród, jednak myślę, że danie mu nominacji aktorskich dla odgrywających główne role gwiazd będzie zgodne ze stanem faktycznym. To one bowiem sprawiają, że dwie godziny spędzone z nim na sali kinowej można uznać za udane.