janwojciech
Użytkownik-
Muszę powiedzieć, żo to produkcja, w którą włożono całą masę serca. A przede wszystkim dzięki temu filmowi można 100% pewnością stwierdzić, że narodziła się nam nowa gwiazda a jej imię to Jessie Buckley! Buckley w pojedynkę wynosi tę z pozoru schematyczną historię na wyższy poziom. Myślę, że Oskar dla niej nie jest kwestią tego czy go dostanie, ale kiedy.
-
Uwielbiam filmy o kręceniu filmów, więc każdą taką pozycję łykam jak narkoman prochy. Szczególnie kiedy mamy do czynienia z czarnoskórą wersją "Disaster Artist" czyli opowieść o dążeniu do realizacji swoich marzeń wbrew wszystkim okolicznościom. Plus to wielki powrót do formy Eddiego Murphy.
-
Największe szaleństwo roku ale całkowicie satysfakcjonujące! Kino prowokujące, niepokorne, odważne i pulsujące energią.
-
Połączenie "Króla Komedii" z "Taksówkarzem" doprawione nutką bieżącego komentarza społecznego dało mocne i porażające studium obłędu oraz prawdopodobnie najlepszy film komiksowy w historii! Phoenix daje popis kosmicznego aktorstwa. Jego Joker może śmiało konkurować z tym, jakiego wykreował nieodżałowanej pamięci Heath Ledger. Wybaczcie jednak, ale nie będę ich bezpośrednio porównywał, bo to kompletnie różne wizje.
-
Przepięknie sfotografowany, znakomicie zagrany, wysublimowany, hipnotyzujący i niesamowicie zmysłowy obraz o rodzącym się uczuciu oraz próbie uchwycenia tego, co nieuchwytne. Jestem absolutnie zachwycony wykreowaną przez Céline Sciammę atmosferą dlatego "Portret kobiety w ogniu" to zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów tego roku!
-
Ari Aster zdecydowanie polubiłby się z Jagodą Szelc! Genialne zdjęcia, niesamowity klimat i wielka kreacja aktorska Florence Pugh! Gorąco polecam!
-
-
Nie jest to produkcja idealna, ale moim zdaniem zdecydowanie była potrzebna. Kobiety po prostu zasłużyły na kolejną po Wonder Woman silną i świetnie zagraną superbohaterkę, z którą mogą się utożsamiać i która może je inspirować. Brie Larson udowodniła, że jest na prawdę dobrą aktorką i ma charyzmę więc nic dziwnego, że udało jej się wykreować ciekawą postać. Już nie mogę się doczekać na to, co pokaże w Avengers Endgame. Dodatkowe punkty dla Goosa, który zdecydowanie kradnie show.
-
Kolejny wielki sukces Jagody Szelc, która powoli wyrasta na najbardziej oryginalnego polskiego twórcę. https://szeptyzbagna.blogspot.com/2019/03/monument-2018.html
-
Muzyka Queen jak zawsze brzmi genialnie, ale fakt, jak Mercury został przedstawiony jest ogromnym świnstwem.
-
Spike Lee rehabilituje się za nieudany remake Oldboya tworząc naprawdę ciekawy film. Ale końcówkę mógłby sobie odpuścić.
-
Fabularnie sztampa, ale dzięki wspaniałemu aktorstwu pięknie oddziałuje na emocje!
-
Rewelacyjny film! Pełen ciepła, humoru i serca oraz fantastycznie zagrany. Mnie urzekł i nie zdziwię się jeśli wygra Oscara!
-
Kto by się spodziewał, że superbohaterowie i klimat rodem z kina szpiegowskiego stworzą tak udaną mieszankę?
-
Mój ulubiony morderca powrócił w wielkim stylu! Film prosty i dość staroświecki, ale efektywny jeśli chodzi o trzymanie widza w nieustannym napięciu. Warto podkreślić, że aktorstwo również stoi na wysokim poziomie (Jamie Lee Curtis!) a postacie dają się lubić (szczególnie śliczna Andie Matichak), co w tego typu kinie nie jest aż tak częstym zjawiskiem. Dla mnie to bez wątpienia jeden z najlepszych horrorów roku obok Suspirii oraz godna kontynuacja kultowego dzieła Johna Carpentera
-
"Pod Ciemnymi Gwiazdami" - Intrygujący klimat, gra z odbiorcą, bawienie się konwencjami piękne zdjęcia oraz niesamowita kreacja aktorska Jessie Buckley (znanej przede wszystkim z serialu Tabu). Krótko mówiąc ten film to chyba największa pozytywna niespodzianka roku. Nie spodziewałem się, że to będzie aż tak dobre.
-
Wczoraj miałem okazję obejrzeć nową "Suspirię". I muszę powiedzieć, że dla mnie to najlepszy horror roku oraz najbardziej intensywne kinowe doświadczenie od bardzo dawna (Kulminacyjna scena w "czerwonym pokoju" przyćmiewa wszystko co "wymodził" Gaspar Noe w swoim, rzekomo szokującym, "Climaxie"). Twórcy nie starali się na siłę kopiowiać oryginału, ale "poszli swoją drogą". Wzięli wymyśloną przez Argento fabułę, przefiltrowali przez własną wrażliwość i w rezultacie stworzyli nową jakość.
-
"Absentia" to jedno z największych pozytywnych zaskoczeń jakie zdarzyło mi się ostatnio oglądać. Mike Flanagan to naprawdę obiecujący twórca, który zdecydowanie ma potencjał aby nas jeszcze niejednokrotnie zaskoczyć. Aż strach pomyśleć co by się stało gdyby komuś takiemu dać w rękę hollywoodzkiego blockbustera skoro za niewielkie pieniądze udało mu się stworzyć obraz, który mogę z czystym sercem polecić każdemu kto poszukuje naprawdę nietuzinkowych produkcji.
-
Jeśli komuś, tak jak mnie, podobały się takie produkcje jak „Dziewczyna z szafy” czy „Ostatnia Miłość na Ziemi” lub też ma dość cukierkowych, banalnych i przewidywalnych opowieści o miłości to istnieje spora szansa, że „Samotność liczb pierwszych” przypadnie mu do gustu. Mamy tu bowiem bohaterów, z którymi można się identyfikować świetne kreacje aktorskie oraz naprawdę ciekawą, subtelnie opowiedzianą historię, która pozostaje w głowie po seansie.
-
Nie wiem co za geniusz wpadł na pomysł zekranizowania creepypasty modnej z pięć lat temu. "Slenderman" to bez wątpienia najgorszy film roku. Nieciekawi bohaterowie i zero napięcia. Zamiast straszyć, skutecznie usypia.
-
Całkiem niezły klimat i charyzmatyczna Florence Pugh nie robią niestety dobrego filmu. Choć i tak jest lepiej niż można się było spodziewać.
-
Kapitalne kino! Obraz, który gra z naszymi oczekiwaniami, biorąc gatunkowe schematy (takie jak chociażby tajemnicza sekta) i przekształcając je w nową, całkowicie satysfakcjonującą jakość."Horror intelektualny" (pozwoliłem sobie "zapożyczyć" bardzo trafne określenie tej produkcji zasłyszane dziś podczas spotkania Dkf Gag) czerpiący pełnymi garściami z twórczości Lovecrafta i próbujący, że tak to ujmę "wyrazić niewyrażalne".
-
Problemy tej produkcji (np. stereotypowy villian, kłopot z samookreśleniem i częste zmiany tonacji, momentami marne CGI czy całkowicie zmarnowana Michelle Williams (bo ograniczenie takiej aktorki do roli stereotypowej love interest trudno inaczej nazwać) są wyraźnie widoczne, ale nie przeszkadzało mi to się podczas seansu dobrze bawić!, Tom Hardy jest kapitalny a jego relacja z "pasożytem" ciekawa. Chętnie obejrzałbym coś na wzór ekranizacji gry "The Darkness".
-
Kino rozrywkowe przez duże R! Jest tu wszystko, czego można po takich produkcjach oczekiwać: humor, widowiskowe sceny akcji oraz fajni bohaterowie (dla mnie absolutnym bohaterem jest Jeffrey Dean Morgan) Bawiłem się świetnie i nawet nie zauważyłem upływu czasu! Nigdy nie spodziewałbym się, że przejmować się będę losem wielkiego goryla.
-
Nic tak nie boli jak zmarnowany potencjał. Literacki pierwowzór był rewelacyjny, trzymał w napięciu, wciągał a przede wszystkim stanowił praktycznie gotowy scenariusz. Dodatkowo udało się zebrać naprawdę świetną obsadę (Michael Fassbender, J.K. Simmons czy śliczna Rebecca Ferguson) a za kamerą stanął utalentowany Tomas Alfredson (m.in. kapitalny „Szpieg”). Można więc było śmiało oczekiwać, że „Pierwszy Śnieg” będzie dziełem co najmniej udanym. A jednak tak się nie stało.
-
Przepiękny film, który urzekł mnie nastrojem, zdjęciami oraz fantastyczną grą aktorską! Jest jak muzyka, w której nie ma fałszywej nuty.
-
Środkowy palec wymierzony przez von Triera w kierunku wszystkich krytyków. Zdecydowanie jego najzabawniejszy film choć humor tu zawarty jest smolisty.
-
Bardzo podobał mi się sposób w jaki Smarzowski podszedł do zagadnienia. Bo choć z jednej strony zabrakło mi tu większego zniuansowania i podkreślenia, że nie wszyscy księża błądzą, jednak z drugiej strony stworzył obraz na tyle mocny i sugestywny, iż udało mu się sprawić, że jestem głęboko poruszony tym, co zobaczyłem.
-
Obraz, który nie każdemu przypadnie do gustu. Ja jednak gorąco polecam ponieważ doskonale stopień do jakiego współczesne społeczeństwo zanurzone jest w popkulturowej pustce, której usilnie staramy się nadać sens i znaczenie. Warto podkreślić kapitalną kreację Andrew Garfielda oraz klimat przypominający dokonania Davida Lyncha. Chętnie obejrzę drugi raz i zdecydowanie będę śledzić dalsze poczynania Davida Roberta Mitchella.
-
Pewnie wielu się ze mną nie zgodzi, ale uważam, że w przypadku "Obecności" mamy do czynienienia z dobrze wykonaną robotą, która jednak, wbrew niemal powszechnej fali zachwytu i mimo posiadania jako takiego potencjału jest co najwyżej jedną z wielu produkcji, z których wkrótce nie będę pamietał choćby jednej sceny.
-
Trafny komentarz na temat współczesnego świata zapatrzonego w ekrany telefonów komórkowych jak w święte obrazki, ale także jako ostrzeżenie przed tym, do czego to może prowadzić.
-
Gorąco polecam obejrzeć "Wieżę, jasny dzień" każdemu, kto nie boi się kina niesztampowego, oryginalnego i zmuszającego do myślenia. Produkcji przemawiających niemalże wprost do naszej podświadomości. Jest to bowiem jeden z tych obrazów, które nie koniecznie trzeba rozumieć, co raczej czuć. Takich dzieł w Polsce nie ma wielu, zatem każdą próbę należy doceniać.
-
Rozkoszny pastisz kina grozy klasy Z z jego idiotycznymi antagonistami, kulawymi dialogami czy nielogicznym zachowaniem bohaterów, a przede wszystkim jako wielka postmodernistyczna zgrywa z widzów. Należy zatem pogodzić się z tym, że wydarzenia na ekranie niczym tytułowa opona toczą się swoim rytmem i pozwolić dać się uwieść tej pozycji jak najpiękniejszej dziewczynie. Ja osobiście jestem absolutnie zakochany w tym filmie i chętnie do niego wracam, kiedy tylko mam taką możliwość.
-
Nie będę ukrywać, iż "Anihilacja" była jedną z najmocniej oczekiwanych przeze mnie produkcji tego roku.
Po zakończonym sensie muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem! Alex Garland kolejny raz dostarczył bowiem dzieło, które nie stara się na siłę przypodobać masowemu odbiorcy nastawionego się wyłącznie na, że tak to określę "podziwianie widoczków".
Podsumowując. Jeśli tak jak ja preferujecie ambitniejsze kino SF to koniecznie musicie obejrzeć "Anihilację".