-
W "Mowie ptaków" Xawerego Żuławskiego, ojciec reżysera przemówił na nowo językiem przefiltrowanym przez wrażliwość syna. Efekt jest niezwykły.
-
Warto jednak mimo to pochylić się nad rozrzuconymi tropami i spróbować na tyle, na ile się da, poskładać z nich jakiś sens. Film nie jest może doszlifowaną w każdym calu metaforą naszej rzeczywistości, ale oddaje pewien na nią punkt widzenia.
-
Pomimo iż "Mowa Ptaków" to dzieło, które ma w sobie elementy warte docenienia, skłamałbym pisząc, że całość przemówiła do mnie na jakiejkolwiek płaszczyźnie.
-
Film wybitny, ale bardzo napastliwy. Był taki też w stosunku do mnie. Nie czułem się dobrze ze wszystkim, ale nigdy bym nie odmówił mu wartości, które widać na pierwszy rzut oka.
-
Żuławski porwał się na eksperyment bez żadnej asekuracji. Jakie filmy, jeśli nie ten, mają wywołać twórczy ferment w polskim kinie zdominowanym przez raczej zachowawcze narracje?
-
Dużo tu przestrzeni na tworzenie własnych, spontanicznych interpretacji zradzających się na gruncie filmowego rytmu. Bardziej niż do palenia jakichkolwiek narracji zachęca się do tworzenia własnych.
-
Bo film Żuławskiego, przynajmniej dla mnie, to wołanie o pomoc. W czasach, które przestają wyglądać normalnie. Z nasilającymi się ruchami, które trudno przewidzieć.
-
Jest i proza, i poezja. Jest głośno i donośnie, ale bywa również cicho i melancholijnie. Jest i śmieszno, i straszno, kak tigra jebat. Oto Polska właśnie.
-
I taka jest właśnie Mowa ptaków - piękna formalnie, szalona pod względem treści.
-
To przeżycie, które musi podzielić. Jednych odrzuci ze względu na bezsprzeczną hermetyczność, drugich - rzekome autofellatio względem zmarłego ojca. Ja uważam to za hołd, ani nie idealny, ani nie chybiony, ale nie jest to jedyny temat.
-
Gombrowiczowska szkoła, polowania, romantyzm, sceny z rocznicy Powstania Warszawskiego i obchodów z okazji odzyskania niepodległości, wątki znane nam z mediów, a nawet te zaczerpnięte z biografii Żuławskiego sprawiają, że mogliśmy mieć do czynienia z najbardziej polskim filmem od czasów "Dnia świra". Niestety, chaos pożarł treść - w tym szaleństwie nie ma metody.
-
Jeden z najmocniejszych polskich filmów ostatnich lat. Przez odważne odniesienia do historii z pewnością podzieli publiczność.
-
Wiele hałasu o nic. "Mowa ptaków" miała być artystycznym wstrząsem i rozliczeniem z polskością, a okazała się grafomańskim i chaotycznym filmem, który z pewnością podzieli widzów.
-
Znakomity portret Polski i Polaków, ale też jedyna w swoim rodzaju osobista wędrówka reżysera.
-
Kino budzące emocje, uruchamiające dialog i na pewno jeszcze długo społeczeństwo będzie o nim burzliwie dyskutować.
-
Kiedy opuszczałem salę kinową, zastanawiałem się, czy ten film właściwie mi się podobał, czy nie. Czy "Mowa ptaków" to piękny świergot twórczej wolności od ograniczeń, czy po prostu bełkot. Dalej nie wiem i nie potrafię umieścić tego filmu na skali ocen, bo do czego miałbym go porównywać? Skoro jednak dzieło wzbudza emocje i pozostawia wiele pytań, to niewątpliwie jest warte uwagi. Nawet jeżeli poświęcicie ją tylko po to, żeby się z nim nie zgodzić.
-
Inni, podzielający z reżyserem ideologiczne poletko, dostrzegą w nim trapiące współczesną Polskę problemy. Będą też oczywiście tacy, którzy zupełnie nie odnajdą się w wizji reżysera. Ale dla mnie obraz ten pozostaje jedynie próbą wybicia się na taniej kontrowersji i dowodem na to, że za narracyjnym chaosem obrazu stoi kompletny bajzel w głowie twórcy.
-
Xawery Żuławski zdecydował się złożyć ojcu najpiękniejszy hołd. Stworzył dzieło, które w kinematografii może zostać niedługo określone mianem manifestu. Manifestu, który przypadnie do gustu tylko nielicznym. Młody twórca bawi się kinem, a co za tym idzie również jego konwencją, stroni od klasycznego rozumienia X muzy na rzecz nowatorskich rozwiązań.
-
Nie jestem w stanie ogarnąć tej kosmicznej przestrzeni zwanej "Mową ptaków". Bełkot, grafomania czy geniusz? Na pewno jest to unikatowe, niesamowite doświadczenie, mocno odbijające się od poziomu polskiego kina. Ale ostrzegam, to nie będzie łatwa przeprawa, lecz warta spróbowania.
-
7.56 czerwca 2020
-
-
Dostaliśmy film z gigantycznym potencjałem do wielokrotnego powtarzania, który z każdym razem stawać się będzie jeszcze lepszy. Musicie to zobaczyć!
-
Oczywiście - znamienna w tytule - "Mowa ptaków" w założeniu miała być filmem rozedrganym, fantazyjnym, kuriozalnym, dziwacznym etc. W tym szaleństwie zaś nie jestem w stanie dostrzec metody, lecz niewiele ponad kreatywne eksperymentowanie. Z przelatujących co rusz przez ekran baloników wypełnionych rozmaitymi cytatami bardzo szybko ulatuje powietrze, a toczący się wewnętrzny konflikt wygasa tak szybko, jak ten dziejący się gdzieś tam na ulicach.
-
Skrajnie szalone epitafium dla jednego z najbardziej radykalnych autorów w polskim kinie.
-
Szalone i bezczelne kino. Ten film będzie kiedyś kultowy. Pozornie krytyczne spojrzenie na Polskę jest wizją naszego kraju w krzywym zwierciadle oraz krzykiem artysty, dla którego nie ma już przestrzeni. Ale przede wszystkim "Mowa ptaków" to polemika Xawerego Żuławskiego z Andrzejem Żuławskim i list pożegnalny dla ojca.
-
Jest w swojej godardowskości, gomrowiczowskości, ale przede wszystkim żuławszczyźnie dziełem nieprzewidywalnym, bezkompromisowym i niewątpliwie wielkim - na swoich własnych, przewrotnych warunkach.
-
Niżej podpisany bardzo by chciał, aby Mowa ptaków była godnym hołdem dla wielkiego artysty jakim był Andrzej Żuławski. Niestety ten pretensjonalny bełkot nieudolnie imitujący film Mistrza nim nie jest. Najlepiej by było, gdyby scenariusz pozostał jedynie na papierze.
-
Szalony, dziki, nasycony anarchią i autoironią spektakl odreagowujący życiową paranoję z głupiejącą ojczyzną w tle.
-
"Mowa ptaków" - mimo że uwierająca i pozornie pretensjonalna - na tle tegorocznych dokonań polskiego kina pozostaje jednak czymś inspirującym i osobnym. Nawet jeśli świergot "żuławszczyzny" to dla nas tylko przebrzydłe krakanie na puszczy.
-
Przypomina odczyt listu pożegnalnego, który w ustach publicznie wygłaszającego go syna zmarłego nabiera cech swoistego testamentu. Odczyt ten nie przebiega jednak w pełnej zgodzie z narzuconą przez autora listu narracją - odczytujący pozwala sobie na ironię względem nieboszczyka, nie szczędzi mu słów krytyki lub wyrzutu, ale mimo to nie przestaje darzyć jego osoby prawdziwie synowską sympatią i podziwem, czemu wyraz daje w ogólnym, nostalgicznym nastroju wypowiedzi.