Dariusz Pawłowski
Krytyk-
Nie znajdzie się w gronie największych osiągnięć brytyjskiego reżysera i scenarzysty. To jednak ciągle kino, które cieszy i zostawia daleko w tyle większość współczesnych produkcji kina sensacyjnego. Zresztą krytykowanie Guya Ritchiego byłoby ryzykowne. Facet ma czarny pas w karate...
-
Östlund, choć z zapalczywością biczuje obowiązujący dziś na świecie układ sił, zdaje się nie mieć wielkich nadziei na rozluźnienie tego "trójkąta smutku". Władza jest zbyt poważnym fetyszem, równość to bajka wywyższonych serwowana poniżonym. Jedyne, co potrafimy, to tylko bujać tą łajbą tak, by co jakiś czas dno zamieniało się w sufit.
-
George Miller apeluje, abyśmy ciągle potrafili wyrwać się z bezpiecznych schematów i ryzykowali, nie usychali z tęsknoty, tylko radowali się i czerpali z chwil szczęścia ożywczą moc na pełne spokoju wyczekiwanie i zamiast domagać się spełniania życzeń, otworzyli się na to, co niesie każdy dzień.
-
-
Kino z szyldem "kryminał" nie musi rozsypywać przed oczami widza powyrywanych, krwawych organów. Czasem wystarczy, jak dotknie jednego z nich - serca.
-
Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie - cytat z "Piekła" Dantego mógłby się znaleźć nad wejściem do jarmarku rozrywki w "Zaułku koszmarów". Guillermo del Toro wszedł i nie spełnił jednak nadziei na kolejny dobry film w swojej reżyserii.
-
Miał być dramat jednostki w zwarciu z systemem, wyszła pusta czytanka dla nieoczytanego Janka. Jedno tylko brzmi autentycznie. Chciałem dobrze - przypomina nam tutaj Gierek ustami Koterskiego. Kolejne ekipy powtarzają nam to regularnie.
-
Julia Ducornau uderza widza obrazem życia w bólu - odczuwanym i zadawanym. Z bohaterką zstępujemy do zadziwiającego piekła.
-
Artysta romansuje z nami w starym stylu, za który go polubiliśmy. To przyjemność dla zwolenników jego kina, których pragnieniem nie jest udowadnianie, po którym to tytule wybitny twórca powinien przestać kręcić filmy. I bezpretensjonalny dowód na to, że mądre kino - mimo nawału filmów, którym mądrość dorabiają fani i recenzenci - trzyma moc.
-
Dobrze zrobione kino gatunkowe, czyli widły wcale nie z igły.
-
Scenariusz drugiej części "Venoma" jest wątły jak pensja, porusza się utartymi schematami, prowadzi do oczywistej kulminacyjnej konfrontacji i łatwych do przewidzenia rozwiązań. Twórcy - reżyser Andy Serkins i scenarzystka Kelly Marcel - ani przez chwilę nie ryzykują, koncentrują się na rozrywce, ale w każdym elemencie sprawdzonej i bezpiecznej, w dodatku z założenia przeznaczonej dla jak najszerszego kręgu widzów, niezależnie od wieku.
-
Nowe "Wesele" w osobistym rankingu twórczości Wojciecha Smarzowskiego ustawiam tuż obok najlepszej, według mnie, w jego dorobku "Róży". Zawarte w nim wołanie o opamiętanie się będzie rozbrzmiewać jeszcze długo. Oby nie za długo.
-
Solidne kino na zamknięcie pewnej epoki i otwarcie nowej.
-
Autorka filmu na szczęście nie próbuje serwować nam politycznych analiz czy tworzyć efektownych porównań "komuny" ze współczesnością, by zaspokoić powierzchowne potrzeby tych, którzy i tak swoje wiedzą. Daje nam sympatyczny, a zarazem pogłębiony w ocenie bieżącej katastrofy relacji film właśnie dlatego, że nie eksponuje koszmaru czy absurdu Rzeczypospolitej Ludowej, ale koncentruje się na tym, jak wówczas radziliśmy sobie z miłością.
-
Klasyczny letni blockbuster - ani lepszy, ani gorszy niż wielu jego poprzedników. Sens i logika nie są tu istotą przedsięwzięcia, o którą scenarzyści kruszyliby kopie i pióra. Postawiono raczej na kopię sprawdzonych rozwiązań i schematów. Sporo akcji, kilka scen walki, nieco humoru, robiące wrażenie pogłębionego psychologizowanie, wyjaśnianie niektórych wątków z poprzednich odsłon cyklu oraz reagowanie na nastroje współczesności.
-
Ostentacyjnie pozwala panom pozostać chłopakami, cieszącymi się na widok dzikiej, a jednocześnie kobiecej Salmy Hayek. No takiego świata też nam potrzeba.
-
To już dwadzieścia lat odkąd paru wściekłych facetów i ich dziewczyny poruszają się szybko ładnymi samochodami. Najnowsza odsłona cuchnącej paliwem serii jest dowodem na to, że schematyczna prostota się nie starzeje.
-
To obraz nieprzyjemny dla kinomana oczekującego tradycyjnej, dynamicznej narracji - zgodnie ze swoim tytułem wymagający "spocenia się" z wysiłku współuczestnictwa w niespiesznej, ale przez to tym bardziej dotkliwej wiwisekcji pozbawionego treści istnienia w świecie, który - zdawałoby się - przepełnia nas doznaniami i "przydatnymi" informacjami.
-
To po prostu film o miłości. Zmyślonej przez scenarzystę i reżysera w jednej osobie. Lecz przez to w żaden sposób mniej prawdziwej.
-
Dużo tu anegdot i mocnych wątków. Ale wszystkie te elementy spaja, w pewnym sensie najsilniejsza bohaterka tej historii, żona fotografa, June Newton, bez której rozmawialibyśmy dziś o innym Helmucie. Tworzącym niepodobną do tej, którą poznaliśmy sztukę, bo pozbawionym miłości.
-
Wyrazista, niejednoznaczna postać, poprzez którą można metaforycznie opowiadać o losie człowieka i jego uwikłaniu w okoliczności, w jakich przyszło mu żyć, precyzyjnie skrojony do niezbędnych elementów scenariusz, świetni aktorzy i jeszcze lepsza reżyseria. Niby oczywista recepta na film, a nie zawsze udaje się ją zrealizować. A już nieczęsto tak dobrze, jak w "Szarlatanie".
-
Słaby, niewymagający i opowiada o blichtrze. Dlatego zapewne będzie chętnie oglądany.
-
W sumie to niezła sztuka. Zrealizować film o zagładzie Ziemi, dokonanym przez kometę większą niż ta, która unicestwiła dinozaury, nie wywołujący żadnych emocji. A może tego typu zagrożenie już po prostu na nas nie działa?
-
Historia Tomasza Komendy przeraża i wprawia w osłupienie.
-
Nadspodziewanie trafnie dostosowuje się do dziwnego momentu, w którym przyszło nam żyć i pokazuje, że Disney również dorośleje. To zdaje się być dobrym kierunkiem dla trendu przenoszenia ulubionych animacji z dzieciństwa do aktorskiej współczesności. I może dorosłą drogą prawdy kino odrodzi się z pandemii. Jak feniks z popiołów.
-
Nieoceniona Maryla Rodowicz nie kryła w jednej ze swoich piosenek, że to, co nas podnieca, to się nazywa kasa i seks. Patryk Vega jest osłuchany i wie, iż na pokazywaniu seksu i kasy dobrze się też zarabia. I nie ma kłopotów z zarzucaniem na widzów pętli.
-
Dynamiczny "Tenet" gubi rytm. Gdy Protagonistę od myślenia i komplikacji w pewnym momencie boli głowa, słyszy radę: "Prześpij się". Niektórym może się to zdarzyć podczas projekcji.
-
Lech Majewski zrobił piękny film. I to według różnych indywidualnych znaczeń pięknu nadawanych. By się urodzie pracy Majewskiego poddać, wystarczy przypomnieć sobie, jacy byliśmy zanim zaczęliśmy kupować. I choć na jeden seans nie zmuszać kina, by nas zwodziło dynamiką, historią i filmowymi bohaterami.
-
By oglądać obecnie filmy Patryka Vegi, trzeba być miłośnikiem wyłącznie dosadnych doznań, podanych z gracją równą wyrafinowaniu technicznemu polskiego piłkarza. Ci, którzy chcieliby zobaczyć kino, będą skonfundowani, niczym przypadkowy kibic rodzimej ekstraklasy.
-
Dobry film rozrywkowy, ale także bawi się samym kinem. Odkrywając przed nami kolejne elementy tej historii, wredny detektyw Fletcher właściwie objaśnia, jak powinien być skonstruowany dobry scenariusz, w którym momencie intrygę należy zagęścić, a w którym zaskoczyć widzów.
-
Siła trzeciej odsłony "Psów" polega na tym, że szczególnie na tle zaspokajającej współczesnego widza i czytelnika bezwartościowości i bezguścia, od strony realizacyjnej i aktorskiej to pełen profesjonalizm. Kłopot jednak w tym, że profesorom zabrakło zajmującej opowieści.
-
Przeniesienie teatralnej farsy, szczególnego gatunku szaleństwa, na kinowy ekran jest niezwykle trudne. Polska filmowa adaptacja brytyjskiej sztuki "Mayday" dowodzi, że gwoździem do trumny takiego przedsięwzięcia staje się zwyczajny brak gustu.
-
Przynajmniej fragment Oscara należy się jednak Zellweger za kilka mgnień elektryzującego ukazania narkotycznego uzależnienia jej bohaterki od uznania publiczności, które staje się ważniejsze od wszystkiego i które potrafi wynieść pod niebiosa, by za chwilę zrzucić w ciemność. Ale, jak sądzę, to potrafiłaby zagrać "od siebie" niemal każda aktorka...
-
Po premierze "Futra z misia" okazało się, że mieliśmy wielce udane dwanaście miesięcy w kinematografii. Najgorszy film roku objawił się bowiem w jego ostatnich dniach i wyolbrzymił jakość wszystkiego, co wcześniej powstało.
-
Dawno, dawno temu, w tutejszej galaktyce George Lucas miał genialny, pełen mocy pomysł. Po latach pozostał jedynie komercyjny koncept, z którego uleciał duch przygody.
-
Nowy stary "Terminator" to produkcja, którą wyposażono w wiele nie najgorszych elementów. Jednak w całości to niespecjalnie działa. I dowodzi jedynie, iż żyjemy w kolosalnym bałaganie myśli.
-
Mietek Kosz muzyce zawdzięczał trwanie, a nadwrażliwości - poczucie, że trwanie na tym świecie jest udręką i nieustannym zmaganiem się z samotnością. Maciej Pieprzyca natomiast z energią, stylem, odpowiedzialnością i reżyserskim pazurem nam o tym opowiedział. To wszystko, co można. Niech gra muzyka.
-
Pierwszorzędne kino i znakomita, współczesna lekcja. Czasem niczego więcej od sztuki nie potrzeba.
-
Nawet, gdy w produkcji Phillipsa brakuje niespodzianek, do pewnych fabularnych rozwiązań dochodzi on za łatwo, a w opowieści o szaleństwie właśnie artystycznego szaleństwa jest najmniej, to reżyserowi udało się zajrzeć pod pokrywę kotła-miasta, w którym społeczna zupa znajduje się w stanie coraz bliższym wrzenia.
-
Jak mawiał Alfred Hitchcock, film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. W "Piłsudskim" po świetnym wstępie, słychać już tylko szelest kartek szkolnej czytanki.
-
Zawiera ambicje moralitetu. Niestety, reżyser nie jest twórcą, który warsztatowo, przynajmniej na razie, byłby w stanie unieść takie wyzwanie. W zamian, jak dziecko dał się "zakiwać" rzeczywistości, przeciwko której zapragnął wystąpić.
-
Matka i kino. Nie mógł być takim synem, jakiego wymarzyła sobie matka, kino stało się jego zbawieniem. Pedro Almodóvar zaprosił nas do swojego życia, jak nigdy dotąd w jednym z najlepszych filmów, jakie zrealizował.