Piotr Piskozub
Krytyk-
Monumentalne arcydzieło, którym Christopher Nolan ujarzmia całą potęgę kinowego wszechświata. To także ostrzeżenie dla ludzkości, jak i oskarżenie wystosowane w jej kierunku.
-
Jerzy Skolimowski w "IO" chce roztoczyć przed widzem emocjonalne spektrum - najnowszy film polskiego reżysera to skrupulatnie wyważona mikstura wzruszenia, sentymentów, czułości, ale także niepokoju i strachu. Twórca nie ma dla nas kojącego duszę balsamu, nie dzieli się także z odbiorcą kinowym testamentem, który w zamyśle miałby być przekazany kolejnym pokoleniom jego naśladowców.
-
Jestem niemal przekonany, że ekranowe "Dziewczyny z Dubaju" koniec końców odejdą w zapomnienie, spełniając tylko jeden, jak się wydaje najważniejszy cel powstania tej produkcji: połechtania artystycznego ego jej twórczyń i twórców. Kręcić filmy każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Niektórzy chyba jednak nigdy nie powinni.
-
Oczyszczająca podróż od smutku do radości, od zagubienia do bliskości, od bolącej przeszłości do nowego życia. Ten film da widzom łzy i zrodzi uśmiech, stając się najwyższej jakości balsamem dla każdej strapionej duszy.
-
Magnetyczna przeprawa po seksualnych i emocjonalnych wzlotach i upadkach generacji millenialsów. Stary mistrz Jacques Audiard ma nadspodziewanie wiele trafnych spostrzeżeń na temat pokolenia Tindera - i chwała mu za to, że podzielił się nimi akurat w tym momencie.
-
Niektórzy z Was wezmą tę produkcję za kronikę dziejów Transformersów walczących z nieuregulowanym napięciem seksualnym. Jeszcze inni za hołd dla wszystkich kinowych siepaczy. Jedni i drudzy będą mieli po części rację. Sposób, w jaki działa umysł Julii Ducournau, fascynuje bez reszty, przebijając się do naszych serc i umysłów po staranowaniu właściwie każdej komórki ciała i nie biorąc jeńców.
-
Prowokująca do myślenia i pod wieloma względami olśniewająco piękna historia o miłości banalnej, która błogosławionym zrządzeniem losu zdolna jest przekroczyć wszelkie granice. Tak uniwersalnych opowieści we współczesnym kinie spotykamy coraz mniej, przy czym w trakcie seansu możecie zdać sobie sprawę, że w tym filmie najważniejsze jest co, co na pierwszy rzut oka pozostaje zakryte.
-
To z całą pewnością będzie jedna z najbardziej intrygujących i najważniejszych premier kinowych obecnego roku w Polsce. Z drugiej jednak strony na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy doprawdy trudno wskazać inną produkcję, która tak mocno podzieli rodzimych widzów w odbiorze.
-
Jestem przekonany, że miłośnicy twórcy będą zadowoleni. Nazwijmy jednak rzeczy po imieniu: produkcja uchodząca za Świętego Graala popkultury nie zrewolucjonizuje superbohaterskiego gatunku, a z jej autora nie uczyni, jak chcieliby niektórzy, mesjasza X Muzy.
-
Gdzieś na najgłębszym poziomie Mank staje się najlepszym dowodem na to, że świat kina wciąż jest w stanie śnić tak, by przekraczać czas i przestrzeń - w tym pryzmacie nie ma specjalnego znaczenia, że iluzja wielkiego ekranu przychodzi do nas tym razem w swojej streamingowej, netfliksowej wersji.
-
Jestem niemal przekonany, że dla wszystkich fanatyków twórczości Almodovara Ludzki głos może być prawdziwą wisienką na torcie. Nieprzekonanych do jego kinowych popisów z kolei najprawdopodobniej nie nawróci na wiarę w kult mistrza. Nie zmienia to faktu, że ten krótkometrażowy film sam w sobie staje się doskonałym wstępem do zapoznania się z filmografią Hiszpana.
-
Aspiracje przerosły najszczersze chęci i umiejętności twórców - godna odnotowania odwaga doboru tematyki wykoleiła się tu w zetknięciu z cukierkowo-świątecznym zaprzęgiem opatrzonym szyldem TVN-u.
-
W Le Mans '66 miłość do samochodów i kapitalne występy aktorskie przeplatane są odrobinę irytującymi odwołaniami do przyjaźni, korporacyjnej jatki i mierzenia technologicznych cojones. Owocuje to realizacyjnym majstersztykiem, jednak wielu z nas liczyło chyba na zdecydowanie więcej.
-
Scenariuszowy i aktorski majstersztyk. W swoim filmie Fernando Meirelles pół żartem, pół serio rozprawia się z ostatnimi procesami zmian w Kościele - robi to w sposób tak uwodzicielski, że wielu z widzów poprosi o więcej.
-
Na mapie wszystkich tegorocznych produkcji Cóż za piękny dzień prezentuje się jako najczulsza z nich - taka, która ukoi zbolałe serce i przy okazji otuli ciepłym kocem serdeczności. Jest w niej rozbrajająca prostota i coraz rzadziej spotykana we współczesnej X Muzie fabularna niewinność.
-
To film, w którym albo przepadniesz jak dzieciak, albo dostrzeżesz schowane pod płaszczykiem kontrowersji kompromisy. Nawet jeśli ta lekcja z humanizmu subtelnie otula widza swoim urokiem, to niekoniecznie musi zapaść mu w pamięć. Czasami odbiorca zda sobie bowiem sprawę z tego, że tę lekcję już przecież odrabiał.
-
Nie tylko jeden z najciekawszych, ale również najważniejszych tegorocznych filmów. Historia Roberta Eggersa porusza w sposób niespotykany, jest jednocześnie hipnotyczna, jak i ezoteryczna tudzież psychodeliczna.
-
Najbardziej naturalistyczny film tego roku. Opowieść, którą możemy postawić w jednym rzędzie obok Boyhood i którą należy uznać za wzorzec kina społecznie zaangażowanego.
-
Nawet w sezonie wakacyjnych blockbusterów jawi się jak wypadek Hollywood przy pracy na rzecz wydobywania pieniędzy z naszych portfeli. Szwankuje tu absolutnie wszystko, od scenariusza począwszy, na grze aktorskiej skończywszy.
-
Znakomity portret Polski i Polaków, ale też jedyna w swoim rodzaju osobista wędrówka reżysera.
-
To Dolan subtelny, ale też do bólu ironiczny, spokojny, jednak zarazem dokładający do pieca ekranowej zabawy. Sięga po wszystko to, co w jego karierze najlepsze, by raz jeszcze wybudzić w nas uśpione dziecko.
-
Kino ciężkie, wymagające od widza wielkiego zaangażowania. Potrafi przerazić, momentami frustruje swoją przytłaczającą atmosferą.
-
Dzieło izraelskiego twórcy bez dwóch zdań jest trudne na poziomie interpretacyjnym i wymagające w aspekcie znalezienia drogi ucieczki z jego narracyjno-fabularnych labiryntów. Potrafi śmieszyć i zmusza do zadumy. To także wielka celebracja wolności - tak artystycznej, jak i tej naszej, przemielonej przez krajobraz współczesnego świata i rozciągniętej w imadle wszechobecnej traumy.
-
Podszyta głęboką warstwą psychologiczną historia, która nawet poruszając ogólnoświatowy problem kościelnej pedofilii, w pierwszej kolejności powinna być odczytywana jako kameralny dramat. Największą siłą filmu jest to, że reżyser Francois Ozon nie chce zmieniać się w podżegającego do wejścia na barykady rewolucjonistę, proponuje on raczej osobliwą filozofię środka, w której molestowanie dzieci przez księży najpierw trzeba poddać refleksji.
-
Przyjmując odpowiednią perspektywę, dojdziemy do wniosku, że Portret kobiety w ogniu to jedyne w swoim rodzaju połączenie Fortepianu autorstwa Jane Campion z Między słowami w reżyserii Sofii Coppoli. Już samo to porównanie jest doskonałą wizytówką i najlepszym dowodem na to, z jak wybornym filmem mamy tu do czynienia.
-
Kolejny oryginalny pomysł, którym uraczył nas twórca. Znów udało mu się wykorzystać fabularną przemoc do wprawienia nas w dobry nastrój. Autorowi pozostaje jedynie życzyć, by czasami przypomniał sobie o tym, że jej konsekwencje najbardziej dotykają nie nas, a jego własnych bohaterów.
-
Podbije Wasze serca wylewającym się tu dosłownie i w przenośni z ekranu humorem, przy czym ogromny błąd popełnimy, jeśli będziemy chcieli wsadzić ją w szufladkę z napisem "dla dzieci".
-
Nie wymyśla superbohaterskiego koła na nowo, wbrew szumnym zapowiedziom nie jest też żadną rewolucją w obrębie MCU. To kino czystej rozrywki, nawet jeśli delikatnie trącące sztampą i ogrywaniem sprawdzonych schematów, to akurat w tym przypadku kreślenie fabuły od blockbusterowej linijki zdaje się popłacać.
-
Perła w koronie MCU. Prawdziwa uczta na poziomie fabularnym i realizacyjnym, która przytłoczy swoim rozmachem, wyniesie nas w mentalną stratosferę i doprowadzi do łez. To jedyna w swoim rodzaju podróż, czasami tak piękna, że aż onieśmielająca.
-
Kapitan Marvel i symbolicznie, i dosłownie pokazuje najlepiej, że czasami trzeba zejść na ziemię, by móc ruszyć do przodu.
-
Dałem się ponieść, wyniosło mnie w stratosferę, oniemiałem. Wciąż zbieram się do kupy, ciągle pamiętając, że kuzyn za dzieciaka nazywał mnie Peterem Parkerem.
-
Film niezliczonych kontrastów - tak surowy, jak i podszyty wrażliwością, sterylny i obdarzony całą gamą emocjonalności.
-
Z całą pewnością sprawdza się jako opowieść, która ma w widzu wzbudzić chwilowe emocje i chwycić go za serce. Znacznie gorzej prezentuje się intymny wymiar całej historii i szkicowanie przez reżyserkę szerszego kontekstu, który sprawiłby, że o tym filmie zrobi się naprawdę głośno.
-
Choć Wymazać siebie to film niepozbawiony wad, z całą pewnością stanie się on jednym z najważniejszych punktów na mapie tegorocznych produkcji. Ma bowiem szansę zmienić nasze schematyczne myślenie o rzeczywistości, która przecież ewoluuje niezależnie od tego, czy tego chcemy czy nie.
-
Pełna emocji opowieść o człowieku, który jak kania dżdżu łaknie samoakceptacji. Upada i wstaje, śmieje się i krzyczy. Wszystko to podane w unikalnej, słodko-gorzkiej aurze, którą Gus Van Sant kreśli tu do spółki z fenomenalnym w głównej roli Joaquinem Phoenixem.