
Wielki powrót Mike'a Millsa, twórcy niezapomnianych "Debiutantów", a także Joaquina Phoenixa, który w "C'mon C'mon" zagrał swoją pierwszą od czasów "Jokera" rolę - zaskakując i całkowicie redefiniując swój wizerunek. Jego bohater Johnny, dziennikarz radiowy, uczy się uważnie słuchać, tworzyć trwałe więzi, naprawiać błędy przeszłości i... przytulać. Kameralny czarno-biały film Millsa buduje mosty między pokoleniami, dodaje otuchy i przykleja plastry na nasze najdotkliwsze rany.
- Aktorzy: Joaquin Phoenix, Gaby Hoffmann, Woody Norman, Scoot McNairy, Molly Webster i 15 więcej
- Reżyser: Mike Mills
- Scenarzysta: Mike Mills
- Premiera kinowa: 21 stycznia 2022
- Premiera światowa: 3 września 2021
- Ostatnia aktywność: 7 grudnia 2024
- Dodany: 12 listopada 2021
-
Mills ujął mnie swoją uważnością, która uwidacznia się nawet, co w sumie nie powinno dziwić, w oprawie wizualnej.
-
W amerykańskim kinie o relacjach z dzieckiem mówi się ostatnio bez przerwy, ale dawno nikt o nich nie mówił tak jak Mills.
-
Oczyszczająca podróż od smutku do radości, od zagubienia do bliskości, od bolącej przeszłości do nowego życia. Ten film da widzom łzy i zrodzi uśmiech, stając się najwyższej jakości balsamem dla każdej strapionej duszy.
-
Podobnie jak poprzednie filmy Millsa, jest o tym, że nie za dobrze znamy samych siebie, a co dopiero innych. Ale przede wszystkim jest traktatem o wychwytywaniu dźwięków z codziennej kakofonii, o poszukiwaniu ciszy i o wsłuchiwaniu się w cudzy głos.
-
To nie jest kino drogi, mimo że wzbudza takie skojarzenia ale trudno nie odnieść wrażenia, że w ciągu nieco ponad stu minut udało się nam odbyć bardzo długą, kształtującą podróż.
-
Dla tego cudownego duetu, klimatycznych zdjęć oraz braku emocjonalnego szantażu. Delikatne niczym rysowany kredkami obrazek, chwytający za serducho kawałek małego, lecz wielkiego filmu.
-
Ostatnie 20 minut, to najmocniejszy punkt filmu, twórcom udało się zbudować, chociaż część ekscytacji, od której buzował finał oryginalnego filmu z 1996 roku. Reszta to jednak odgrzewany kotlet, chwilami smaczny, ale bez wyrazu i stylu filmów Wesa Cravena.
-
Absurdalnie szczery i uczuciowy. Trudno w kinie o tak piękną laurkę dla ojcostwa, zagraną i przedstawioną w tak prosty sposób.
-
Za kontrapunkt do narracyjnej prostoty stawia wyrafinowane, czarno-białe zdjęcia autorstwa Robbie'go Ryan'a, operatora między innymi Faworyty, Historii małżeńskiej czy American Honey. Tę formalną decyzję uzasadnia chęcią stworzenia obrazu uniwersalnego, dającego swoim bohaterom odpowiednio dużą przestrzeń zarówno na intymność, jak i na swobodę. Trudno o lepszy wybór, gdyż rzeczywiście C'mon C'mon idealnie spuszcza powietrze z mocno napompowanej opony kina artystycznego.
-
Mimo swojej monochromatyczności jest niezwykle ciepły, ludzki, przyjazny. To jest film na miarę naszych nieludzkich czasów.
-
Jest dziełem, które mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto oczekuje nietuzinkowego doświadczenia filmowego. Nie wiem, czy potrafiłbym wskazać coś, co mi się w tym filmie nie podobało. Każda scena została nakręcona z dbałością i należytą starannością. Szczerze wątpię, by ktokolwiek uznał swój czas spędzony na seansie tego dzieła za zmarnowany.
-
Jest filmem udanym, spełniającym swoją rolę dzieła empatyzującego, jednak nie jest pozbawione niestety wtórności, przez fakt bycia domniemanym remakem "Alicji w miastach" Wendersa.