Młody Izraelczyk ucieka do Paryża, aby zapomnieć o swojej ojczyźnie i ułożyć sobie życie w nowym kraju.
- Aktorzy: Tom Mercier, Quentin Dolmaire, Louise Chevillotte, Uria Hayik, Olivier Loustau i 5 więcej
- Reżyser: Nadav Lapid
- Scenarzyści: Nadav Lapid, Haim Lapid
- Premiera kinowa: 11 października 2019
- Premiera światowa: 13 lutego 2019
- Ostatnia aktywność: 11 stycznia
- Dodany: 14 lutego 2019
-
Dzieło izraelskiego twórcy bez dwóch zdań jest trudne na poziomie interpretacyjnym i wymagające w aspekcie znalezienia drogi ucieczki z jego narracyjno-fabularnych labiryntów. Potrafi śmieszyć i zmusza do zadumy. To także wielka celebracja wolności - tak artystycznej, jak i tej naszej, przemielonej przez krajobraz współczesnego świata i rozciągniętej w imadle wszechobecnej traumy.
-
To przede wszystkim film o niemożliwych do zrealizowania aspiracjach i pozornej tolerancji starej Europy.
-
Mimo że tegoroczny laureat Złotego Niedźwiedzia nie jest produkcją pozbawioną wad i z pewnością o kilkanaście minut przeciągniętą, to pozostaje intrygująco chropowatym i chaotycznym studium psychiki imigranta oraz antytezą wystudiowanych, klinicznych, niemal akademickich filmów starych mistrzów. Reżyser nadal musi poszukiwać złotego środka, nauczyć się umiaru i samodyscypliny, ale najważniejsze, że czuć tu serducho.
-
Zaraz po seansie będziemy bardziej skonfundowani, niż pewni wartości Synonimów. Jest to zdecydowanie film bardzo nietuzinkowy, wywołujący wiele skrajnych emocji - nic więc dziwnego, że tak bardzo przypadł do gustu tegorocznemu składowi jury w Berlinie.
-
Nawet jeśli jest nierówny i manieryczny, ociera się momentami o wielkie kino.
-
Nieuchwytność filmu współgra z bohaterem, który ma coś w sobie z kabotyna, śmieszka, romantyka, buntownika, outsidera, dziecka, mężczyzny, myśliciela, szaleńca, niewinnej ofiary przeszłości. Tytułowe synonimy nie są w stanie nazwać świata, w jakim przyszło żyć bohaterowi, ani też jego samego sklasyfikować, ten stopniowo zapada się coraz głębiej, przykryty francuską falą.
-
Obraz bywa tu irytująco niefilmowy, podporządkowany literackiemu konceptowi, jednak przez to jest zaskakująco świeży. Synonimy cały czas balansują na krawędzi niestrawnego artystowskiego bełkotu czy też formalnej zabawy jedynie pozornie zainteresowanej prezentowanymi tematami.
-
Jest pełen symboliki i pięknych scen.
-
Drażni niebanalną formą i irytuje mętną treścią. Nie powinno więc dziwić, że film wywołuje skrajne emocje. Pod ryzykownymi rozwiązaniami skrywa jednak ciekawą i aktualną treść, którą warto przemyśleć, nawet jeśli odrzuci się przyjęte przez reżysera podejście.
-
Fabuła zamienia się w błyskotliwy esej, napisany trudnym, napuszonym, erudycyjnym językiem, używanym przez autora tylko po to, by wydać się mądrzejszym niż się jest.
-
Intrygujące, ciekawe, nieszablonowe Koniec końców "Synonimy" sprowadzić można do ciągu, powiązanych ze sobą przy pomocy postaci Yoava, mniej lub bardziej udanych scen. Całe szczęście tych drugich jest odrobinę więcej.
-
Niezłe intelektualno-estetyczne łaskotki, korzystające z całego leksykonu kina oraz literatury. Bo jak inaczej można nazwać postmodernistyczny kocioł, do którego wrzuca się francuską Nową Falę, wczesnego Bertolucciego, absurd kafkowskiej frazy, impresje Verlaine'a i duże fragmenty "Iliady" Homera? Zaiste wybuchowa mieszanka.
-
Po wyjściu z pokazu prasowego zwycięskiego Synonymes potrzebowałem sporo czasu, żeby dojść do siebie, i do własnych uczuć na temat filmu. Arcydzieło, czy kompletny gniot? Prawda zapewne leży gdzieś po środku.
-
Dosyć trudny i hermetyczny formalnie film, którego wartość nie odsłania się bezpośrednio po seansie, bo pierwsze wrażenia to właściwie konfuzja, ale który skłania do licznych refleksji po jakimś czasie od obejrzenia.
-
Zestaw łamigłówek językowo-kulturowych, które podczas seansu widz może próbować rozwiązać...
-
Niepokojący w wymowie, a w treści buzujący od napięcia i nie dający się łatwo ani sklasyfikować ani jednoznacznie zinterpretować.
-
Nie jest to film dla każdego. Jest niezwykle depresyjnym, a zarazem, jeśli można tak film określić, ładnym obrazem przedstawiającym problem kulturowej tożsamości. Plastyczność tego kina sprawia, że od pierwszych sekund towarzyszymy Yoavovi w podróży w głąb siebie. Trudno go nie polecić, choć nie jest to film dla każdego.
-
Cały film jest takim potokiem różnorodnych kadrów, które nie układają się w żadną względnie spójną narrację.
-
Bardzo świeże i odważne w swojej krzykliwej formie. Tyleż ożywczej, ileż do bólu zmanierowanej.