Orbitowanie bez cukru
Źródło-
Znacznie lepiej wyglądałby, gdyby podczas produkcji sięgnięto po tradycyjne środki. Gdyby scenografia została w całości zbudowana w studiu, gdyby za wygląd filmowych kotów odpowiadali doświadczeni kostiumografowie, a nie siedzący przez komputerami spece od CGI. Zasłużona finansowa klapa Kotów powinna stać się przestrogą dla współczesnych filmowców i dobitnie im uświadomić, że "cyfrowe" nie zawsze oznacza "lepsze".
-
Udana próba przepisania zamierzchłej historii Henryka V na współczesny język, a zarazem solidny przykład filmu historycznego, z którego, jak doskonale wiemy z doświadczenia, nie należy czerpać pełnej wiedzy o przeszłości. Choć film Michôda warto połączyć z pogłębioną lekturą Wikipedii lub podręcznika do historii, to i tak jest on świetnym przykładem sprawnego, przejmującego i niezwykle filmowego opowiadania o czasach dawno minionych.
-
Broni się nawet wtedy, gdy z ekranu padają banały i wyświechtane frazesy. Największą zasługę ma w tym Brad Pitt, odtwórca roli Roya, który w Ad Astrze tworzy jedną z najsubtelniejszych i najbardziej przejmujących kreacji w swojej karierze.
-
Nie pokazuje "prawdziwej historii Marszałka", lecz podnosi przypadkowe kartki z kalendarza i za ich pośrednictwem na zasadzie pars pro toto próbuje budować wielowymiarowy portret bohatera. Ten ambitny plan spala na panewce - o Piłsudskim z filmu trudno dowiedzieć się czegoś ponadto, że rzucał bombami w malownicze kawiarnie równie chętnie, co przekleństwami w rozmowach.
-
W Polityce Vegi nikt niczego nie obnaża, nie dowiadujemy się niczego nowego o naszej polskiej rzeczywistości. Polityka nie ma demaskatorskiego charakteru, nie jest polskim odpowiednikiem Wszystkich ludzi prezydenta czy nawet Faktów i aktów Barry'ego Levinsona. To zrealizowany w pośpiechu przydługi, nieśmieszny skecz, którego jedynym efektem może być zniechęcenie do chodzenia na wybory.
-
Pewnego razu... w Hollywood nie zostanie moim ulubionym filmem Tarantino. Ba, nie sądzę, żeby załapał się nawet do pierwszej trójki. Niemniej, będąc solidną, kinofilską z ducha rozrywką, dostarcza ogromnej radości i skutecznie przypomina, że bez Tarantino nasza miłość do amerykańskich mitów nie byłaby taka sama. Dlatego zdecydowanie warto go zobaczyć.
-
Za sprawą swojej wartkiej akcji, humoru, imponujących efektów specjalnych oraz przekonujących bohaterów staje się idealnym, wakacyjnym blockbusterem.
-
Opowiedziana w nim historia miłosna jedynie prześlizga się po emocjach, aktorzy wydają się pozbawieni reżyserskich wytycznych, a dialogi - choć jak zwykle błyskotliwe - brzmią w ustach gwiazd sztucznie i martwo.
-
Zostawia po sobie lekki niedosyt, bo właściwie mało w nim samej opery. Z ekranu rozbrzmiewają niemal wyłącznie najbardziej znane arie, a słynne widowiska autorstwa najznamienitszych artystów są sprowadzone do krótkich streszczeń fabuły. Dokument Howarda wyraźnie nie stara się trafić do miłośników opery, tylko, podobnie jak sam Pavarotti, wychodzi ku pozostałym, bardziej sceptycznym widzom. Mimo to, Pavarottiego ogląda się znakomicie.
-
Nietrudno stracić zainteresowanie opowiadaną przez film chaotyczną historią, która utyka w przeraźliwej plątaninie niezrozumiałych motywacji, zdrad, intryg oraz fabularnych twistów. Właściwie trudno nawet powiedzieć, o co chodzi w Godzilli II.
-
Rewelacyjne ukoronowanie działań rozrywkowego giganta, który dobitnie udowodnił, że współczesne kino, choć wspierane kosztownymi komputerowymi efektami specjalnymi, potrafi nadal fascynować, współtworzyć współczesną mitologię i jest pełne nieprzemijającej magii.
-
Vox Lux należy smakować i oglądać na dużym ekranie. Jego piękne kadry trzeba jednak wypełnić treścią już we własnym zakresie, bo Brady Corbet jest zdecydowanie lepszym stylistą, niż scenarzystą.
-
Ten krótki i zgrabny eksperyment myślowy, zdecydowanie zyskuje na atrakcyjności dzięki odtwórczyni roli Lisy, Maggie Gyllenhaal - jednocześnie wyzwolonej i zniewolonej, liberalnej i konserwatywnej, kochającej dzieci i mającej ich serdecznie dość. Przedszkolanka to przede wszystkim zapis jej niezwykłych aktorskich umiejętności, które chyba nie mają granic.
-
Jest znakomitym materiałem do refleksji po wyjściu z kina, który dostarcza wiele radości z odkrywania wskazówek, ukrytych tropów, a także intertekstualnych nawiązań. Peele wypełnia film licznymi popkulturowymi obniesieniami, a mimo to udaje mu się nie skręcić w stronę popkulturowej papki.
-
Mimo wszystko, Girl to fascynujący film, rzucający wyzwanie naszym schematom myślenia i postrzegania płci.
-
To zdecydowanie kawał dobrego science-fiction z mocnym cyberpunkowym zacięciem, świadomy gatunkowego dziedzictwa i ikonografii.
-
Dzieło bardzo lekkostrawne, rodzaj wzajemnego poklepywania się po plecach i zapewniania: teraz jest już lepiej. To historia pokrzepiająca, ale zdecydowanie nie będąca istotnym głosem w nadal istotnych kwestiach rasowych.
-
Jest nową, postmodernistyczną wersją klasycznej historii. Naprawia zaniedbania, wynagradza szkody i oddaje sprawiedliwość wszystkim poszkodowanym przez lata patriarchalnego ucisku. Szkoda tylko, że robi to nieudolnie, nie może bowiem zdecydować się, czy jest śmiałą próbą konstruowana równościowego świata z przeszłości czy może tradycyjnym, konserwatywnym dramatem kostiumowym.
-
Zupełnie niepotrzebnie stara się podbić swój wydźwięk humorystyczny i podkręcić atrakcyjność. Dziwi obsadzenie w roli jednego z policjantów słynnego Sławomira, zaskakuje cameo śpiewającego duetu Kayah i Krzysztof Kiljański. Zabawa, zabawa skutecznie bawi i wzrusza bez tego.
-
Zadziwia delikatnością. Paradoksalnie nie jest to zaleta, lecz raczej jeden z powodów dla których Mój piękny syn ślizga się po powierzchni gigantycznego problemu, zdecydowanie zasługującego na bardziej stanowcze traktowanie.
-
Film komiksowy pełną gębą, który nie tylko korzysta z historii znanych z kart komiksów, ale swoją formą oddaje specyfikę papierowego medium. Robi wszystko to, czego z racji przyjętej konwencji nigdy nie zrobi w swoich filmach Marvel, a co jakiś czas temu mogliśmy podziwiać w kultowym w niektórych kręgach filmie Scott Pilgrim kontra świat.
-
Narodziny gwiazdy są świetną rozrywką, przy której można zarówno potupać nóżką, jak i uronić łzę wzruszenia.
-
Powiedzmy to jasno i wyraźnie: w Winnych przez 85 minut oglądamy mężczyznę rozmawiającego przez telefon. Jednakże jak dobitnie pokazały w przeszłości filmy w rodzaju Telefonu, Pogrzebanego czy Locke'a, człowiek trzymający przy uchu słuchawkę telefoniczną potrafi dostarczyć więcej emocji niż kilka filmów akcji razem wziętych. Tak też dzieje się w przypadku Winnych.
-
Ma spory potencjał edukacyjny i doskonale nadaje się na pokazy dla grup szkolnych. Nareszcie doczekaliśmy się ciekawego zamiennika Walca z Baszirem, który mimo dekady na karku, nadal jest prezentowany w ramach programów edukacji filmowej.
-
Choć norweska wersja jest bardziej immersyjna, fizyczna, intensywna i angażująca emocjonalnie, to film brytyjskiego reżysera został ze mną na dłużej, po części ze względu na swoją wielowymiarowość, lecz przede wszystkim za sprawą nieprzeniknionej twarzy aktora Andersa Danielsena Lie, wcielającego się w Breivika.
-
Niestety, choć Kamerdyner w założeniu miał być epicką epopeją o splątanych ze sobą losach Prusaków, Polaków i Kaszubów, ukazującą skomplikowanie i płynność zagadnienia narodu, to w praktyce okazał się grubo ciosanym klocem.
-
Odmalowuje wielowymiarowy portret postaci Mayola: niepotrafiącego dostosować się do standardowego stylu życia indywidualisty, czującego zew oceanu i pragnącego zjednoczenia się z żywiołem, jednak równocześnie niestroniącego od bardziej przyziemnych rozrywek.
-
Przyjemna wakacyjna rozrywka. Kameralna, pełna błyskotliwych dialogów, świetnych efektów specjalnych, znanych twarzy, humoru i charyzmy Paula Rudda.
-
Właściwie jedynym rozczarowaniem w Dziedzictwie był dla mnie finał filmu - zbyt typowy i odrobinę zbyt hochsztaplerski. Jednak muszę przyznać, że pod względem kreowania atmosfery film Astera zasługuje na najwyższe laury.
-
Jest jednym z najpiękniej nakręconych polskich filmów, zasługującym na wszystkie przyznawane mu wyróżnienia.