-
Hlynur Pálmason nadal jest utalentowanym, eksperymentującym reżyserem, któremu niewiele już brakuje do stworzenia arcydzieła.
-
W przypadku "Zenka" mamy zatem do czynienia z dwoma filmami w jednym. Skromna, momentami nawet urokliwie humorystyczna opowieść o pnącym się na szczyt everymanie przeplata się z nachalną, choć nieudolną gloryfikacją jego muzyki, stylu życia, osobowości.
-
Wprawia na początku w osłupienie, by z biegiem czasu powoli rozczarowywać. Fascynująca sfera audiowizualna w połączeniu z surowym spojrzeniem na zmilitaryzowaną dziatwę budzą jak najgorsze skojarzenia, wywołując poczucie dyskomfortu i niezgody na zaprezentowaną rzeczywistość.
-
Dzieło urodzonego we Włoszech artysty nie jest łatwe do przyswojenia. Ze względu na jego eksperymentatorskie zapędy i ciągłą potrzebę poszukiwań, narracja prowadzona jest w bardzo ospały, pozbawiony schematu sposób.
-
Niewątpliwie takie filmy, jak "Błąd systemu", wyczulają widownię na problemy osób nieposiadających siły sprawczej w przestrzeni publicznej. Tak to jest, że "dzieci i ryby głosu nie mają", więc Nora Fingscheidt przypomina, że warto upominać się o tych, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają jak oprawcy.
-
Największym problemem najnowszego filmu Pasikowskiego jest bardzo skonwencjonalizowane przedstawienie rzeczywistości. Nihilistyczny, oskarżycielski ton pierwszej części nie tylko był ukłonem w stronę amerykańskiego i francuskiego kina gangsterskiego, lecz wpisywał się również w potransformacyjne rozliczenia. Tymczasem wydarzenia z trzeciej odsłony są już do bólu przewidywalną historią o skorodowanym systemie i jego skorumpowanych urzędnikach.
-
Nie ma możliwości oddzielenia artysty od jego dzieła, czego tak bardzo by chcieli niektórzy widzowie. Polański bardzo wyraźnie, przy wykorzystaniu kostiumu historycznego, zabiera głos we własnej sprawie, jednocześnie opowiadając o ponownie rosnącym w sile antysemityzmie.
-
Bo tak naprawdę Polański tylko podszywa się pod konwencję thrillera. Bawi się oczekiwaniami widzów, zachęcając ich do pozostania z nim do końca, bo kto przecież nie chciałby się dowiedzieć prawdy na temat zaginionej żony, a tak naprawdę prowadzi zupełnie inną rozgrywkę.
-
Być może po wielu latach Tragedia Makbeta prezentuje się nazbyt teatralnie, niemniej jednak nie musi to być uznane za wadę. Pokazywanie makabry w sposób realistyczny z elementami efektów specjalnych, prezentacja zamku Dulsinane niczym jakiejś magicznej twierdzy na wzgórzu, a przede wszystkim teatralizacja działań bohaterów służy stworzeniu wrażenia obcości, dystansu wobec świata przedstawionego.
-
"Nóż w wodzie" można potraktować jako początek przygody polskiego twórcy z tematem perwersji i opresji spojrzenia, jaki będzie regularnie rozwijać w kolejnych produkcjach.
-
Do bólu schematyczny, ale na tyle naiwnie szczery, że można z zapartym tchem śledzić kolejne życiowe wiraże brane przez Bale'a i Damona.
-
Dlatego nie należy traktować Irlandczyka jako kolejnego filmu gangsterskiego. W najnowszym dziele autora Wieku niewinności chodzi bardziej o zaprezentowanie wspaniałości tkwiącej w samej istocie opowiadania. Czymś szczególnym jest bowiem powstała więź, niezwykle intymna, bazująca na wierze w dobre intencje, pomiędzy autorem a słuchaczem.
-
Karim Aïnouz stawia na subtelne budowanie napięcia, mozolne przepracowywanie kolejnych zagadnień, by dopiero na samym końcu uderzyć w sam środek serca odbiorcy. Cios to na tyle celny, że przełamie niejeden chłód.
-
Ogląda się dobrze, m. in. ze względu na stosunkowo krótki metraż, dzięki któremu narracja prowadzona jest w zwartym tempie pozbawionym nachalnych dłużyzn. Koko-di Koko-da to przykład kina artystycznego łączącego elementy wysokie i niskie, którego coraz więcej w polskich kinach.
-
Cały film został nakręcony w niezwykły sposób. Prowadzona z ręki kamera jest czuła na każdą oznakę piękna, jakie ma do zaoferowania przyroda. Z tego też względu Balon ogląda się z niekłamaną przyjemnością, a przede wszystkim poczuciem, że ujrzało się skrawek niezwykle interesującego świata.
-
Niestety, Jestem REN to niezrealizowane marzenie o polskim kinie science-fiction wstającym z kolan. Zabrakło pomysłu na wypełnienie osiemdziesięciominutowego metrażu kolejnymi pomysłami, niemniej jednak, niezależnie od oceny, chwała dla reżysera za podjęcie tego wyzwania.
-
Gdy jednak odstawi się na bok moralne wątpliwości, to Ślicznotki jawią się jako świetnie zrealizowana formalnie, znakomicie zagrana historia o zemście kobiet.
-
Może w chwili premiery w 2000 roku bongowe diagnozy były trochę na wyrost, lecz prawie dwudziestoletnia perspektywa potwierdza profetyczną moc tkwiącą w przeprowadzonej przez niego analizie. Warto często wracać do pierwszej, jakże celnej salwy wystrzelonej przez tego utalentowanego twórcę.
-
Daje przyjemność z oglądania, a jednocześnie oferuje wiele tematów do przedyskutowania po seansie.
-
Kino wysokiej klasy, którego założenia chyba nie do końca zostały zrealizowane.
-
Jest runmageddonem dla najwytrwalszych, najbardziej żądnych fizycznych doznań podczas kinowego seansu. Albert Serra po raz kolejny prezentuje radykalny eksperyment, który jednak w obecnym kształcie należy potraktować głównie w kategorii żartu.
-
Denis Côté nadal oferuje kino trudne do przetrawienia, pozbawione wskazówek, niegwarantujące otrzymania jakichkolwiek odpowiedzi. Jego najnowsza propozycja to swego rodzaju zaproszenie do podróży na koniec świata, gdzie znacznie lepiej krystalizuje się istota spraw ostatecznych.
-
Może jestem już starym człowiekiem, ale rzeczywiście nie chciałbym doświadczać podobnych dylematów, co bohaterki filmu Korine'a. Generalnie chciałbym jak najmniej doświadczać filmów podobnych do Spring Breakers - bezwstydnie infantylnych i bezczelnie nihilistycznych.
-
Nie jest najlepszym filmem w dorobku Akiry Kurosawy. Z wielu względów można jednak uznać ten tytuł za moment przełomowy w biografii wielkiego reżysera, punkt zwrotny zwiastujący pasmo kolejnych sukcesów artystycznych. To właśnie od tej produkcji rozpoczyna się budowanie autorskiego języka i dobór najważniejszych tematów, jakimi w następnych latach, z jeszcze lepszymi efektami, będzie zajmować się Japończyk.
-
W kwestiach merytorycznych nie powinno dojść do żadnych dyskusji: Marek i Tomasz Sekielscy wykazali się uczciwością, rzetelnością oraz szczerością, a dzięki nim ofiary nareszcie przestały być stygmatyzowane. Mało mamy w Polsce okazji do obcowania z tak kompetentnie zrelacjonowanymi faktami. Prawda zatriumfowała, oby też prawda wyzwoliła niektórych i pozwoliła na surowe rozliczenia z problemem pedofilii w polskim kościele katolickim.
-
To ostrzeżenie dla producentów, że schematyczność i odcinanie kuponów przynosi zatrute owoce.
-
Brakuje tytułów społecznie zaangażowanych, w których na wielu płaszczyznach byłyby rozpatrywane współczesne problemy, toteż propozycja Borcucha niewątpliwie tę lukę wypełnia. A że przy okazji oferuje podróż do cudownej, słonecznej krainy, z której powoli ucieka nadzieja, to tym bardziej warto zapoznać się z dziełem stałego bywalcy festiwalu w Sundance.
-
Seans Wywiadu z Bogiem po raz kolejny udowadnia, że o Bogu i wierze powinno się mówić tylko wtedy, gdy naprawdę ma się na to pomysł. Poszukiwanie autorskiego stylu wypowiedzi, pozbawionego uproszczeń i jednoznacznych deklaracji, to jedyna droga do stworzenia poruszającej historii. W przeciwnym razie, tak jak to dzieje się w przypadku Perry'ego Langa, zagwarantuje się widzom jedynie okazję do chichotu z obserwowanych wydarzeń.
-
Nie wiem, czy można sobie wyobrazić lepszy debiut. László Nemes wszedł do filmowej ekstraklasy już dzięki pierwszemu swojemu filmowi, udowadniając, że drzemią w nim pokłady niezwykłej precyzji, perfekcjonizmu, ale również wrażliwości na sprawy estetyczne.
-
Już teraz można stwierdzić, że Schyłek dnia jest jednym z najważniejszych filmów, jakie pojawią się w 2019 roku w polskich kinach. Piękno obrazu i tragedia rewolucji tworzą mieszankę wybuchową, czym Nemes udowadnia, że jego debiutancka produkcja nie była przypadkiem.
-
Jest propozycją niezobowiązującej zabawy i powrotu do krainy niewinności, z czego kino chyba nigdy nie będzie w stanie do końca wyrosnąć. Oferuje głównie przyjemność dla przyjemności, zasadza się na bezgranicznym uwielbieniu popkultury, a przecież karnawał nie może trwać wiecznie.
-
Złodziejaszki to film moralnie wątpliwy, którego zaleta z biegiem czasu staje się największą wadą, gdy szacunek wobec bohaterów zmienia się w apologię biedy i krytykę bezdusznego kapitalizmu. Idylliczność obrazu potrafi skraść serce, dopóki nie zahacza o taśmowe wybaczanie nawet najgorszych czynów.
-
-
Jakościowy rozdźwięk między dwiema połowami filmu nie powinien jednak przysłonić faktu, że zamysł reżyserki jest szczery i godny pochwały. Ujęcie się za niesłyszanymi głosami, za pomijanymi ludźmi jest potrzebne w dobie narracji wielkich korporacji i coachingowego zapewniania o wartości odwagi i samozaparcia w drodze po bogactwo. Historie "z marginesu" mogą ukazać znacznie więcej, byle tylko nie były pisane pod dyktando jednej idei, co przytrafiło się właśnie w "Szczęśliwym Lazzaro".
-
Na tyle wyróżnia się względem innych produkcji znad Wisły, że jego pojawienie się jako pierwszy omawiany przez nas tytuł w nowym cyklu wydaje mi się czymś naturalnym. Autorskie piętno reżysera i dosyć nośny temat sprawiają, że poruszane motywy powinny być bliskie wielu widzom, a jednocześnie stanowić rewelacyjną bazę do dalszych dyskusji, nie tylko filmowych, ale również osobistych, intymnych.
-
Chociaż wątpliwości i kolejne przekładane daty premiery okazały się uzasadnione, to Alita: Battle Angel jest przynajmniej filmem sprawiającym kinofilską frajdę. Nie chodzi nawet o delikatne nawiązania, lecz o niezniszczalną cameronowską wiarę w siłę wykorzystywanego medium, zdolnego przygotować ludzkość na to, co nieuchronnie w przyszłości nastąpi.
-
Film na swój sposób wyjątkowy. Niby flirtuje z estetyką slow-cinema, ale dzięki temu, że trwa ledwie dziewięćdziesiąt sześć minut, nie przytłacza i nie nuży. Niby na ekranie "nic" się nie dzieje, a jednak ma się wrażenie, że kamera rejestruje odwieczną, archetypiczną walkę człowieka z siłami natury.