-
Argylle to największa porażka w dotychczasowej karierze Matthew Vaughna. Fabuła to niestrawny zlepek motywów ze wszystkich miejsc, z których się dało zerżnąć, a aktorzy albo na dłuższą metę wydają się męczyć rolami.
-
3.54 lutego
- 1 komentarz
-
To nieidealna, gdzieniegdzie nazbyt konwencjonalna opowieść, ale jednocześnie stanowi świetny przykład tego, że jeżeli masz coś do powiedzenia, to i bez oszałamiającego budżetu możesz utkać coś porządnego. Scenarzysta David Hemingson skontrował tym samym sztampowe hollywoodzkie historie, a Alexander Payne potwierdził swój nieszablonowy reżyserski warsztat.
-
7.528 stycznia
- Skomentuj
-
Mimo pewnych zgrzytów tu i tam w dalszym ciągu mamy do czynienia z wysmakowaną, klimatyczną podróżą z wielogatunkowym zacięciem i znakomitym aktorstwem. Nie jest to zdecydowanie epokowe dzieło, brakuje mu kropki nad "i", aczkolwiek kto lubuje się w powolnej narracji tudzież z lekka nieoczywistej formie, powinien czuć się jak w domu.
-
Ant-Man i Osa: Kwantomania uważam za film niezwykle nierówny, a przez to trudny do jednoznacznej oceny. To sprawne kino, które w rzemieślniczy sposób wykorzystuje dotychczasowy dorobek, jednocześnie ograniczając się do kolejnego punktu w programie uniwersum przeplatanego z naleciałościami z poprzednich części. Ma swoje momenty, ale jego brak równowagi kompozycyjnej i kilka katastrofalnych decyzji scenariuszowo-obsadowych są mocnym ciężarem. Obejrzeć można, ale zdecydowanie nie trzeba.
-
Bardo stanowi trzygodzinną podróż pełną przeróżnych symbolik i odniesień, waląc wręcz po oczach ciętą narracją i mimo wszystko troszeczkę pretensjonalnym stylem. Ego twórcy obecne jest na każdym kroku, ale to gwarantuje nieprzeciętną, pełną wielorakich eksperymentów wycieczkę, bo wyeksponowanych myślach starego wygi.
-
Nieśmieszna, pozbawiona scenopisarskiego kręgosłupa opowiastka, którą można sobie ewentualnie włączyć na jakąś imprezę domową, żeby coś sobie leciało w tle.
-
Jeżeli zatem chcecie się porządnie wyluzować, Zaginione miasto daje troszkę więcej od lwiej części komedii romantycznych z nutką kina przygodowego z ostatnich lat.
-
Koniec końców po raz kolejny przekonujemy się, że lepiej jednak do końca nie wierzyć materiałom prasowym - nawet gdy są one tak dobrze skrojone jak w przypadku Mortal Kombat, który w trailerach zawarł prawie wszystko, co miał najlepszego.
-
Ang Lee poległ w zasadzie na wszystkich frontach, kreując nudny, powtarzalny spektakl z żenująco słabym scenariuszem, boleśnie nieudanym eksperymentem CGI i przekombinowanymi scenami akcji.
-
Choć niepozbawiony wad, film Wattsa jest godnym zamknięciem pewnego ważnego rozdziału w MCU, ale i czymś znacznie więcej. To bezkompromisowy łamacz schematów, przepełniony dystansem do własnego rodowodu i dzięki temu wychodzący poza jego ramy.
-
Szkoda oczywiście, że nie udało się zebrać wszystkich najważniejszych filarów serialu i musimy zgadywać, co stało się z Tolliverem czy innym Silasem. Jednak i tak możemy mówić o sporym szczęściu, bo trudno o tak bliskie ideału zakończenie w przypadku kilkunastu lat różnicy pomiędzy serialem a jego filmowym zakończeniem.
-
Nie jest najgorszym filmem superbohaterskim - przypuszczam, że nawet w tym roku znajdzie się coś słabszego albo na zbliżonym poziomie - ale do czołówki mu równie daleko. To dowód na to, że franczyza od pewnego już czasu przypomina już bardziej wielokrotnie reanimowane zwłoki aniżeli coś, na czym można budować.
-
Stanowi jeden wielki hołd dla epickich komiksowych klasyków, w których patos i monumentalne obrazy idą pod rękę z kameralnymi scenkami, roztaczając typowe dla naszej popkultury rozszczepienie konwencji. Oprócz oczywistej przynależności do nurtu superhero movie, produkcja ma silne zagęszczenie cech związanych z innymi gatunkami - znacząco silniejsze niż w innych filmach ze stajni Marvela.
-
Nie otrzymaliśmy zatem filmu, który zapisze się złotymi zgłoskami wśród biografii, ale nadal warto wziąć się za Białego kruka. Pomimo pewnych elementarnych wad jest to produkcja, która daje bardzo dużo każdemu, kto chciałby bliżej zapoznać się z fenomenem Nuriejewa i całą otoczką wokół niego.
-
Ciepły, ładnie zrobiony film z bardzo dobrze obsadzonymi bohaterami i w większości dość ciekawymi dodatkowymi pomysłami. Z drugiej strony, pod względem artystycznym mnóstwo tutaj odtwórstwa i to właśnie dość mocno potrafi rozczarować, zwłaszcza kiedy po chwili uświadomimy sobie, że za sterami stanął swego czasu jeden z największych i najbardziej śmiałych wizjonerów Hollywood.
-
Jeden z najbardziej zbędnych filmów w historii Marvel Cinematic Universe. Nie jest produkcją z gruntu złą, posiada swój urok, który przynajmniej chwilami może się podobać, jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że całość to po prostu przydługa próba wyjaśnienia relacji Danvers z Furym.
-
Przyznam, że nie miałem zbyt wielkich oczekiwań wobec tej produkcji, licząc na porządne dziełko rzemieślnicze. Polar okazał się partacką robotą, która topornym nawiązywaniem do pokrewnego kina czy nadmiarem brutalnych i wulgarnych scen próbuje wynagrodzić kompletny brak spójnej koncepcji.
-
Mistrzostwo warsztatowe McKaya, zgrabnie uchwycony temat oraz wybitne aktorstwo w pełni wynagradzają wszelkie uwagi na temat tej nietuzinkowej produkcji.
-
Miłe, solidne kino. Nie zawiera żadnych wielkich walorów edukacyjnych - poza odwzorowanymi plenerami, które podobno niewiele odstają od rzeczywistych z tamtych czasu - ani nie wznosi na wyżyny pod względem artystycznym. To po prostu klimatyczna podróż do quasi-prehistorycznego świata, w którym możemy się zrelaksować, a czasem nawet lekko wzruszyć.
-
Przypomina nachalnie zdobione opakowanie, które wewnątrz nie zawiera nawet połowy zawartości, jaką promowała otoczka. To na szybko robiona wydmuszka, pod względem treści przegrywająca nawet jako produkcja wyłącznie dla dzieci.
-
Dość ambitny projekt z ciekawą tematyką i ciepłym przesłaniem. Idealna propozycja na coraz chłodniejsze dni nie tylko dla najmłodszych widzów.
-
Ma sporo wad, na czele z kiepsko zarysowaną fabułą, ale akurat w tym przypadku zalety wynikające z właściwego podejścia do konwencji wypierają wady.
-
Bezwstydny, odtwórczy spin-off, noszący znamiona najgorszych cech gatunku, łącznie z nachalnym żebraniem o strach widza i żenującym odtwórstwem.
-
Absolutnie nie broni się w swoim gatunku. To mdły, kiczowaty produkt rzemieślniczy bez grama polotu, którego szczątkowo ratuje garstka porządnych scen z powietrznymi pojedynkami na czele oraz zaskakująco dobra rola Adamczyka.
-
Spektakularny gniot, który z irracjonalnych powodów został dopuszczony do dystrybucji w kinach.
-
Przypomina pokój, który przeszedł monstrualną ilość renowacji w stosunkowo długim czasie. Niby wszystko jest na miejscu, jednak co rusz natykamy się na ślady układanych w przeszłości mebli, a nawet pozostałości poprzednich porządków, wetkniętych gdzieś pomiędzy ostateczne przetasowania.
-
Na pewno nie mogę powiedzieć, że Soldado jest dla mnie rozczarowaniem - bo i sam specjalnych oczekiwań nie miałem. Sollima stworzył solidny, poprawnie nakręcony film, który jednak po prawdzie mógłby równie dobrze nigdy nie powstać, i nikt by na tym zbyt wiele nie stracił.
-
Wspaniałe, niemal kompletne widowisko w swoim gatunku, które warto obejrzeć choćby raz z samej ciekawości.
-
Tania podróbka poprzedniej części, w żaden sposób nieodstająca od szmir pokroju późniejszych części Transformers.
-
Samą swoją tematyką przeciera szlaki w kinie superhero, nie jest to jednak bomba w rodzaju pierwszej części Avengers, a bardzo dobrze skrojony spektakl w oryginalnej jak na MCU konwencji.
-
Ma swój urok i jest nader przyjemnym sposobem na przedświąteczne wyluzowanie się, acz w ogólnym rozrachunku jest to co najwyżej niezgorszy przeciętniak, który mógłby być czymś znacznie więcej.
-
Od samego startu aż do ciekawego finału wiemy, co Kruithof i spółka chcą nam sprezentować - klimatyczną podróż do paranoicznego, nieznanego przez większość społeczeństwa świata walk podjazdowych tajnych agentów, a wszystko to okraszone naprawdę dobrym aktorstwem. Dla tęskniących do tego wymierającego gatunku i zmęczonych obecnymi trendami jest to pozycja warta do zaliczenia.
-
Wiele w tym filmie różnorodnych elementów, lecz bardzo mały ich odsetek został wykonany chociażby poprawnie.
-
Kilku aktorów oraz całkiem niezłe początkowe przedstawienie supernowoczesnego miasta ratują produkcję od ocenienia jako totalny gniot, zmienia to opinię zaledwie nieznacznie na korzyść - wciąż jest to mierna propozycja.
-
Choć wykonał go jeden z najbardziej cenionych żyjących reżyserów, wygląda jak wprawka jakiegoś młodego twórcy, który zaledwie liznął temat.
-
Jest znakomitym przykładem na to, jak zebrać w spójną całość wiele wartościowych wątków i stworzyć z tego naprawdę ciekawy, przejmujący obraz.
-
Otrzymaliśmy po prostu kolejną pozycję z cyklu "oparte na faktach", która w najlepszym razie jest niezła.
-
Bardzo kiepski film, w którym zmarnowano po mistrzowsku szanse na stworzenie naprawdę oryginalnej, świeżej w Hollywood historii.
-
Dzięki swojej konstrukcji "Zwierzogród" polecić można zarówno młodszym kinomanom, jak i tym starszym - ten argument można podkreślić znacznie mocniej niż u większej części pozostałych produkcji tego typu.
-
Raczej nie powinniśmy wyjść z kina rozczarowani.
-
Jest obleśnym, obrzydliwym wytworem filmopodobnym, w którym za receptę na sukces uznano żerowanie na najniższych instynktach.