Nagrodzona Oscarem Jennifer Lawrence w roli zmagającej się z życiem samotnej matki, która nieoczekiwanie dokonuje wynalazku, okazującego się światowym fenomenem i staje na czele imperium finansowego wartego miliony dolarów.
- Aktorzy: Jennifer Lawrence, Robert De Niro, Bradley Cooper, Edgar Ramírez, Diane Ladd i 15 więcej
- Reżyser: David O. Russell
- Scenarzysta: David O. Russell
- Premiera kinowa: 8 stycznia 2016
- Premiera światowa: 13 grudnia 2015
- Dodany: 18 lipca 2016
-
Coś jest nie tak z proporcjami tej mega amerykańskiej tragikomedii i nawet dziwaczne indywidua z oglądanej przez matkę głównej bohaterki telenoweli nic tu nie pomogą. Nowego dzieła Davida O. Russella nie ogląda się z zaciekawieniem, ani nawet z przejęciem, a jedynie z narastającą, pulsującą frustracją, która zupełnie niczemu nie służy.
-
Budując przekonanie, że nie warto rezygnować z życiowych marzeń, tylko za wszelką cenę próbować się z nimi zmierzyć, co chwilę grzęźnie w banałach rodem z telenoweli. Tą swoistą huśtawkę nadziei i rozczarowań ratuje - bez zaskoczeń - wyborne aktorstwo.
-
Niepokojące obserwacje dotyczące amerykańskiego snu reżyser wreszcie poparł ciekawym złamaniem formy.
-
Choć projekt "kino-noweli" Russella raczej się nie udaje, to "Joy" i tak wychodzi na swoje.
-
Ma swoje wzloty i upadki, podobnie zresztą jak życie Joy, raz nabiera siły i wyrazu, by następnie wszystko osiadło na mieliźnie.
-
Świetne tempo, idealny montaż, zdecydowane prowadzenie i fantastyczna Lawrence, która kolejny już raz udowadnia, że jest naprawdę świetną aktorką.
-
Może bawić i inspirować, jednak jego mankamenty i słodko-gorzki posmak równie dobrze mogą prowadzić do poczucia rozczarowania.
-
Dzięki żwawej narracji "Joy" w miarę bezboleśnie dociera do końca, ale seans przypomina jazdę rozklekotanym wózkiem, z którego ciągle coś wypada. Tylko jadąc z górki, nabiera prędkości i sprawia frajdę.
-
Dygresyjny, zabawny, świetnie zagrany i mimo dramatycznych twistów podtrzymuje na duchu.
-
Komediodramat bez komedii i bez dramatu.
-
Reżyser żongluje uniwersalnym przepisem na sukces i zamienia się na naszych oczach w zdolnego hochsztaplera, który dokładnie wie, co zrobić, aby zjednać sobie widownię.
-
Dobra wiadomość jest taka, że "Joy" nie jest typowym dramatem biograficznym obliczonym na wywoływanie łatwych wzruszeń. Zła - przy całej swojej oryginalności, chaotyczny zlepek surrealistycznych oper mydlanych, koszmarów sennych i flashbacków nie zawsze składa się w spójną całość.
-
Problem w tym, że z jednej strony od konwencjonalności nie da się tu uciec, z drugiej - że połączenie dramatu z komedią i rzeczywistości z baśnią nie przebiega tu bezkolizyjnie i w tonacji filmu pojawiają się zgrzyty.
-
Nawet jeżeli "Joy" nie jest złym filmem, to na pewno na wielu płaszczyznach rozczarowuje - ale i tak warto go zobaczyć, bo to kolejna, bardzo dobra kreacja Jennifer Lawrence.
-
Estetyka pierwszej połowy lat 90. na szklanym ekranie to perwersyjna przyjemność dosłownie dla wszystkich.
-
Russell połączył zbyt wiele koncepcji i wątków na raz, przez co produkcja stała się ciężkostrawna. Niestety, w Joy, nie ma za grosz tytułowej radości.
-
Ogląda się to bardzo dobrze, przy czym film może - co wiem z bezpośredniej relacji - wpędzić w dołek co mniej przedsiębiorczych.
-
Optymistyczna, ale wtórna historia jednej aktorki.
-
Niestety mimo tych urozmaiceń reżysera, dobrej kreacji Lawrence i pozytywnego przekazu "Joy" nie porywa.
-
Obecny kształt filmu pozostawia niedosyt i rozczarowuje.
-
Przy całej "magii kina", nie da się nie wierzyć w realizm całej opowieści. Momentami zabawna, momentami poważna, wciąga nas całkowicie.
-
Dawno nie oglądałem filmu, który daje tak porządnego, pozytywnego kopa i jednocześnie przynosi świadomość, że nie oglądamy wcale typowej, hollywoodzkiej bajeczki.
-
Ciekawa i dobrze zagrana historia, o którą niestety trudno o tej porze roku.
-
Jennifer Lawrence gra jak Renee Zellweger, a Isabella Rossellini jak postać z kreskówki. To się nie klei!
-
Zamiast interesującego filmu o feministycznym wydźwięku, wyszło kino nieforemne, męczące i zdecydowanie za długie. Rozczarowanie.
-
Przypadł mi do gustu i spędziłem na kinowej sali 2 przyjemne godziny, nie było dłużyzny, wciągnęło, jedna bardzo dobra rola, było miło.
-
Widz cofa się do przeszłości, gdzie Russell się jeszcze uczył, zaś on sam cofa się do punktu wyjścia, gdzie znów musi dobierać aktorów pod napisane postacie, a nie pisać postacie pod aktorów.
-
Uroczej, pyzatej blondynce nie udało się udźwignąć tego filmu powyżej przeciętności.
-
Mimo przeróżnych niedociągnięć, to muszę przyznać że film oglądało mi się bardzo dobrze. Robert De Niro jak zawsze był sobą, a duet Lawrence - Bradley Cooper ponownie zadziałał elektryzująco.
-
Byłby kolejną przewidywalną historią o spełnionym american dream, gdyby nie dobre aktorstwo Lawrence, która razem z Robertem De Niro, Virginią Madsen i Isabellą Rossellini stworzyła żywe i angażujące uwagę widza relacje.
-
Skrajnie nieprzemyślany, niedorobiony, prowadzony ręką reżysera, który zachowuje się tak, jakby znudził go jego własny styl.
-
Jeżeli cenicie sobie naturalność, a wręcz naturalizm, jeżeli lubicie historie z fajerwerkami o ponadprzeciętnych i niewiarygodnych, a jednak prawdziwych czynach, to tutaj tego nie znajdziecie. Znajdziecie za to dużo abstrakcyjnego i kreatywnego myślenia, sympatyczną bohaterkę i jej mniej sympatyczną rodzinę oraz prawdę, że wielkość nie oznacza wyłącznie czynów w stylu podbijania K2 zimą.
-
Film, który mógłby być ciekawym hołdem dla intrygującej kobiety, jest niczym więcej niż niespójną układanką eksperymentów z formą.
-
W stu procentach film jednego aktora. Jennifer Lawrence "zabiera" dla siebie najlepsze sceny i dialogi, a występujący obok niej Bradley Cooper i Robert De Niro są właściwie niepotrzebnym męskim rekwizytem.
-
Kolejny przykład solidnego rzemiosła Russela, pokazującego jak znakomicie prowadzi aktorów. To dzięki nim ta historia świetnie się ogląda, pokazując jak wiele szczęścia i uporu trzeba, by spełniać swoje marzenia.
-
Nie chcę całkowicie przekreślać filmu O'Russella, bo nie do końca do mnie przemówił, ale pozostało we mnie wystarczająco dużo dobrego i kilka ciekawych myśli, żeby wyjść z projekcji z pełną głową. W następnym filmie proszę jednak dać Jennifer trochę inną rolę.
-
Szalenie nierówny, w którym wszystkiego jest za dużo.
-
Rzadko portretowane są tak silne osobowości kobiece.
-
Motywacja, humor, mocne charaktery i barwne postaci. Jak dla mnie to całkiem dobry przepis na udany film. Gdy do tego dochodzi intryga, to mamy już murowany sukces.
-
Bite dwie godziny nudy, kiepskich dialogów, płaskich postaci i monotonności. I nawet dobra Jennifer Lawrecene nie jest w stanie obronić tego filmu.