
-
111recenzji
-
53oceny
-
34pozytywne
-
19negatywnych
-
6.1średnia
-
64%pozytywnych
-
1.6odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Książkę Kosińskiego określono kiedyś jako "niemożliwą do przeczytania", a co dopiero do sfilmowania, szkoda więc, że czeski reżyser nie zrezygnował przynajmniej z kilku wątków. Może wtedy nie miałoby się wrażenia, że jego trzeci film ogląda się na przyspieszeniu, bo do końca dnia zdjęciowego trzeba jeszcze nakarmić jednym z bohaterów szczury. Ale to właśnie takie filmy wygrywają na festiwalach nagrody. A trzeba przyznać, że Marhoul podchodzi akurat do swojej wizji piekła wyjątkowo konsekwentnie.
-
Oczekiwać po Holland kolejnego ładnego dramatu kostiumowego raczej nie warto - to reżyserka, która chce filmami mówić o świecie. Wciąż robi to zresztą bardzo dobrze. "Obywatel Jones", opowiadający o młodziutkim walijskim dziennikarzu Garethcie Jonesie, który odkrył przed światem Wielki Głód na Ukrainie, robi wrażenie dzięki dopracowanej realizacji.
-
Jak dobrze, że czasy prequeli Lucasa już dawno za nami, a Jar Jar Binks stanowi - brrr - tylko odległe wspomnienie. Do tego po świetnym, choć nieco mało oryginalnym Przebudzeniu Mocy, wreszcie przyszedł czas na film, który nie boi się trochę w znanym wszechświecie namieszać.
-
Bywa miejscami schematyczny do bólu powieki, ale jeśli ktoś od razu nie zakocha się w głównej bohaterce, musi być z nim coś nie tak. "Im większa dziewczyna, tym głębszy ból" - rapuje w pewnym momencie Patti. Być może, ale też jaka satysfakcja.
-
Wszystko jest tu dobre i może dlatego w przeciwieństwie do filmu Scotta ten bardziej robi wrażenie niż wzrusza. Bo Blade Runner 2049 nie jest wcale lepszy, tylko sprawniejszy, gładszy - zupełnie jak androidy, o których opowiada, a którym podobno brakuje przecież duszy.
Najwyżej ocenione
-
Wright bywał zabawny, bywał błyskotliwy, ale nigdy wcześniej nie wydawał się aż tak pewny siebie. Zupełnie jak grany przez Ansela Elgorta młodociany kierowca prowadzi ten film z bezczelną śmiałością, rozkoszuje się tempem, jednocześnie pozostawiając sobie wystarczająco dużo czasu na to, żeby nacieszyć się mijanymi widokami.
-
Kto by przypuszczał, że absolutny brak wiary w kryjące się w każdym z nas dobro może okazać się tak cholernie zabawny.
-
Tego filmu się nie ogląda, w niego się wchodzi, przeżywa się go fizycznie. Gröning pozwala doświadczyć kina w zupełnie niezwykły sposób.
-
Dobrze, że Miller ostatecznie zmienił swoje plany na przyszłość i nie został lekarzem - historia kina byłaby przez to znacznie uboższa. Jego najnowsze dzieło jest tak dobre, że nawet tradycyjnie drewniana Rosie Huntington-Whiteley wypada w nim całkiem nieźle.
-
Kino najwyższej próby.
Najniżej ocenione
-
Malick zawsze pozostawał na uboczu Hollywood i odnosiło się czasem wrażenie, że filmy robi przede wszystkim dla siebie. Jednak to, co kiedyś można było uważać za styl, zamieniło się niestety w nieznośny manieryzm. Może wcale nie trzeba czekać na to, żeby wreszcie ktoś porządnie go sparodiował - w "Knight of Cups" reżyser udowadnia, że sam potrafi dać sobie z tym radę. Chyba powinien wziąć przykład z reklamy pewnych batoników i zrobić sobie przerwę.
-
Trudno powiedzieć, dla kogo właściwie powstał ten film, jest zbyt nudny na film rozrywkowy i zdecydowanie zbyt sentymentalny na film artystyczny.
-
Valérie Donzelli opowiada wprawdzie o zakazanej namiętności pomiędzy rodzeństwem, ale zamiast prowokować - nudzi i irytuje zmanierowaniem. Przerost formy nad treścią.
-
Stanowi podręcznikowy przykład na to, że z dobrego materiału nie musi wcale powstać dobry film.
-
Problem z "50 Shades of Grey" polega na tym, że nie jest ani dobry, ani aż tak fatalny, żeby się na nim dobrze bawić. Usiłując wycisnąć z prozy E.L. James trochę klasy, Taylor-Johnson zrobiła film, który zapewne nikogo nie urazi, ale też nie podnieci.
Odrębnie ocenione
-
Malick zawsze pozostawał na uboczu Hollywood i odnosiło się czasem wrażenie, że filmy robi przede wszystkim dla siebie. Jednak to, co kiedyś można było uważać za styl, zamieniło się niestety w nieznośny manieryzm. Może wcale nie trzeba czekać na to, żeby wreszcie ktoś porządnie go sparodiował - w "Knight of Cups" reżyser udowadnia, że sam potrafi dać sobie z tym radę. Chyba powinien wziąć przykład z reklamy pewnych batoników i zrobić sobie przerwę.
-
Jakkolwiek ciekawe może być odkrycie, że istnieją basy brzmiące jak "inwazja na Polskę", jedno jest pewne - mimo, że fabuła obejmuje okres prawie 20 lat, "Eden" to nie drugi "Boyhood".
-
-
Jak większość filmów Condona, "Mr. Holmes" to dobrze zrealizowany, dobrze zagrany film. W przeciwieństwie do głównego bohatera jest też niestety dość nudny. To elegancki dramat, który wprawdzie ma w sobie ciepło, ale brak mu głębi.
-
Z wyjątkiem urokliwych sekwencji opartych bezpośrednio na literackim pierwowzorze film stanowi raczej popłuczyny po "Odlocie" Pixara.