Młody Artur zdobywa miecz Excalibur i wiedzę na temat swojego królewskiego pochodzenia. Przyłącza się do rebelii, aby pokonać tyrana, który zamordował jego rodziców.
- Aktorzy: Charlie Hunnam, Astrid Bergès-Frisbey, Jude Law, Djimon Hounsou, Eric Bana i 15 więcej
- Reżyserzy: Guy Ritchie, Joby Harold
- Scenarzyści: Joby Harold, Guy Ritchie
- Premiera kinowa: 16 czerwca 2017
- Premiera DVD: 25 października 2017
- Premiera światowa: 7 maja 2017
- Ostatnia aktywność: 3 maja
- Dodany: 13 lutego 2017
-
Moje zaskoczenie po seansie kinowym i zmiana nastawienia do Legendy miecza pomogły mi dobrze się bawić na kolejnych seansach i cieszyć unikalnym stylem, którym reżyser nasączył swoje dzieło.
-
Ja nowego króla Artura kupuje w całości. Choć wiem, że zaraz po powrocie z kina znajdą się tacy, którzy za wszelką cenę będą starali się odnaleźć starą książkę z pięknymi ilustracjami. Artur wyglądał w nich tak niewinnie...
-
Jeśli lubicie Guy'a Ritchiego, mieszanie konwencji i nie przeszkadza Wam przegięta formuła oraz dość powierzchowne potraktowanie tematu, warto spróbować. Może nie znajdziecie tu górnolotnej rozrywki, ale prześmiewczą i swobodnie potraktowaną opowiastkę.
-
Przyzwoite kino na dobrym poziomie, któremu z pewnością zaszkodziły przesadnie krytyczne recenzje. Pomimo kilku wad uważam, że pójście do kina nie było straconym czasem.
-
Mimo pewnych niedociągnięć "Król Artur: Legenda miecza" przynosi dwie godziny zaskakująco udanej rozrywki.
-
Zdecydowanie przygotowano grunt pod następne części. Na szczęście twórcy nie poszli o krok za daleko. Film da się oglądać sam dla siebie. W drugim akcie nawet trochę nudzi niedomiarem atrakcji, zaś wszystkie wątki elegancko się domykają.
-
Kolejna już hollywoodzka produkcja, której twórcy zignorowali opowiedzenie interesującej historii i wykreowanie charyzmatycznych bohaterów, a skupili się na widowiskowości i efektach specjalnych.
-
Próbuje oczarować wszystkich efektowną akcją, która przypomina tę z serii gier "Wiedźmin". Nie udało się.
-
Nawet jeśli pod płaszczem średniowiecznego mitu Ritchie rozgrywa momentami zbyt mocno znaną ze swojej twórczości lekko zabawną opowieść wprost z bandyckich środowisk, to dla każdego umęczonego blockbusterową sztampą będzie to świeży i ożywczy powiew.
-
Zaproponowana przez Ritchiego wersja popularnej legendy z pewnością intryguje, ciekawi, a gdy lubimy takie nietypowe połączenia - również i bawi i dostarcza pożądanej rozrywki. Ja osobiście, choć samej próbie reżysera śmiało mogę przyklasnąć, nie mogę jednak odegnać od siebie myśli, że w tej naprawdę słusznej koncepcji, zabrakło nieco umiaru.
-
Nie pokochałem ani tego paskudnego średniowiecza, ani tej wersji opowieści o królu Arturze. To co prawda solidna rozrywka, ale pełna wad.
-
Uzasadnia kręcenie remake'ów i nowych wersji znanych opowieści. W odróżnieniu od bardzo tradycyjnej Pięknej i Bestii jest filmem na wskroś nowoczesnym, dynamicznym, efektownym, chwilami wręcz szalonym.
-
Choć seans nie jest spełnieniem marzeń, to jednak z przyjemnością obejrzałbym dalszą część tej opowieści.
-
Generalnie jednak filmu Ritchiego nie można traktować jako ambitnej produkcji o legendarnym przywódcy i założycielu okrągłego stołu. Jest to film zrealizowany dla czystej rozrywki i jako taki sprawdza się idealnie.
-
Co drugi chce teraz robić uniwersum i zarabiać kilka razy, więc w jednej części nie chcą się ze wszystkiego wyprztykać. W efekcie powstaje kilka średniaków zamiast jednej dopracowanej produkcji. Tutaj nawet poskąpili okrągłego stołu, którego widzimy tylko część!
-
Nie jest pozbawiony wad, które przeszkadzają odbiorcy w większym lub mniejszym stopniu, jednak produkcję ogląda się z zainteresowaniem, momentami z uśmiechem na twarzy, a prosta fabuła pozwala skupić uwagę na choćby montażu czy scenach ze slow motion.
-
Tutaj wszystko jest jak być powinno - z rozmachem, humorem i przymrużeniem oka.
-
Widowisko i czysta rozrywka na wysokim poziomie, które spodoba się zarówno fanom magii i fantasy oraz tym, którzy lubią rycerskie potyczki.
-
Wizja Ritchiego wygląda bardzo intrygująco i nietuzinkowo - ale tylko na papierze. Przełożenie tych pomysłów na język filmu zaowocowało chaotycznym widowiskiem z masą przyśpieszonych wątków, mnożeniem trzecioplanowych postaci i niedopowiedzeń.
-
Widowisko, które definiuje na nowo historię, którą większość z nas zna bardzo dobrze.
-
Jeśli jesteście gotowi przyjąć tę fantastyczną konwencję niemal zupełnie oderwaną od materiału źródłowego ze wszystkimi plusami i minusami inwentarza, to będziecie się bawić w kinie całkiem nieźle.
-
Nie jest to może najlepsze dzieło brytyjskiego reżysera, ale godne zobaczenia, aby poznać nowe spojrzenie na mit o początkach angielskiej państwowości, które miejscami potrafi zaskoczyć wprowadzonymi rozwiązaniami.
-
Letni blockbuster miał szansę wylądować w tym samym koszyku, co Wonder Woman, lecz origin księżniczki Amazonek wypada przy nim o niebo, niebo lepiej. Nie oznacza to jednak, że Króla Artura: Legendę Miecza nie powinniście zobaczyć. Bez większych oczekiwań, dla czystej rozrywki, z przymrużeniem oka, zupełnie dla relaksu.
-
Mam wrażenie, że w kategoriach kina rozrywkowego zdecydowanie się sprawdza i jestem przekonany, że wielu widzów zakocha się w tym filmie. Z drugiej jednak strony wisi nad nim widmo niewykorzystanego potencjału.
-
Zamiast z satysfakcją skrytykować najnowsze dzieło Ritchiego, muszę pochylić głowę i przyznać, że reżyser po raz kolejny stworzył niezły film, na którym widzowie będą się dobrze bawić.
-
Pierwszym, co mi się spodobało i przypadło bardzo do gustu, to muzyka. Świetna! Rytmiczna, budująca napięcie towarzyszące widzowi prawie przez cały seans.
-
Film jakich wiele, ale jeśli lubicie legendy arturiańskie i szukacie tytułu w rycerskich klimatach - może to być wasz wybór.
-
Wyróżni się imponującymi zdjęciami i spektakularnymi scenami akcji, także w epickim, mrocznym Camelot.
-
Mimo, że film traktuje mit arturiański jako luźną inspiracje, dalece odbiegając od bazowego tekstu, sprawdza się całkiem dobrze jako kino rozrywkowe. Warto zaznaczyć, że jest tu bardzo dużo Ritchiego w Ritchiem i jeśli ktoś nie przepada za innymi dziełami Brytyjczyka ten film tego nie zmieni.
-
Niemal ocierający się o wielkość znakomity film przygodowy w świecie fantasy. Gdyby nie finał i parę drobnych potknięć, postawiłbym ten tytuł na jednej półce z "Porachunkami" i "Przekrętem".
-
Świetne rozrywkowe kino fantasy. Wystarczy dać tylko szansę Ritchiemu i Hunnamowi, a ponad dwie godziny dobrej zabawy gwarantowane.
-
Pomimo momentami chaotycznej fabuły widz może odnaleźć w filmie wiele dobrego. Od realizacji i obsady po czarny humor bohaterów.
-
Niestety, z całego Sword&Sorcery, "sorcery" przebija się tu tak notorycznie, że aż niestrawnie, również przy scenach otwierających, które rzucają podłe światło na całą opowieść. Magia, czary, wielkie słonie, taka sytuacja. Na tej linii seans przebiegał dla mnie jak koszmar, bo naprawdę ciężko mi było związać magię z reżyserskim emploi, szczególnie z tak agresywnym CGI.
-
Nie podsiądzie raczej Pythonowskiego "Świętego Graala" na tronie najlepszego filmu inspirowanego legendami arturiańskimi. To jednak wciąż efektowny wakacyjny blockbuster z wyraźnym autorskim stemplem. Dla fanów reżysera pozycja obowiązkowa.
-
Guy Ritchie próbował unowocześnić zarówno znaną wszystkim legendę, jak i gatunek filmowego fantasy. W zasadzie mu się udało, choć nie ustrzegł się mniejszych i większych potknięć.
-
Choć Charlie Hunnam bardzo się stara i nawet pamięta czasem o brytyjskim akcencie, oglądając najnowsze dzieło Ritchiego - i parafrazując Samuela L. Jacksona - już po chwili ma się dosyć tych pieprzonych węży w tym pieprzonym zamku. Monty Python i Święty Graal po raz kolejny okazał się bezkonkurencyjny.
-
Ekscytujący, świetnie napisany. To skuteczna hybryda tradycji, legendy z nowoczesnością.
-
Mógłby służyć jako wizytówka brytyjskiej polityki historycznej. Tyle że to jedynie przydługa rozbiegówka do zasadniczej części legendy arturiańskiej.
-
Choć sprawdza się jako energetyzujący zastrzyk adrenaliny, funu i bezpretensjonalnej zabawy, to koniecznie należy wytknąć mu kilka wad, sprawiających, że nie do końca można uznać ten obiecujący projekt za w pełni udany.
-
Całość jest zabawna, lekka, a jednocześnie oszałamia efektami specjalnymi.
-
Nie wszystko się udało. Szczególnie końcowy akt to jedna wielka popisówka w rytm kiepskiego CGI, gdzie już zaczynałem zerkać na zegarek, ale wszelkie pozbawione elementów fantasy części tej opowieści ogląda się już naprawdę dobrze.