Para na film
Źródło-
Frywolny fanfik o artystach, który może czasem razić brakiem subtelności i dialogowymi słabościami, mógłby być znacznie lepszy, ale ostatecznie tą fikcyjną historyjką ma szansę zrobić więcej dobrego dla pamięci o wybitnych osobowościach sprzed stu lat niż niejedna lekcja czy pogadanka.
-
W moim przypadku to dopiero drugie popołudnie z "Hamiltonem" pozwoliło mi naprawdę i w pełni zachwycić się formą i treścią musicalu Lin Mirandy. Im bardziej zanurzamy się w seans, tym więcej dostrzegamy - zamiast dziur, szwów i niedoróbek - naszym oczom i uszom ukazuje się coraz więcej niuansów, precyzyjnej roboty, smaczków i misternych wykończeń.
-
Częściej bawi niż straszy, ale robi to głównie wtedy, kiedy chcą tego twórcy. Polecam. Może nie do kolacji, ale do czipsów z piwem - jak najbardziej.
-
Dzięki Netflix, że dałeś pieniążki na to pożegnanie z wybitnymi aktorami i przy okazji robisz rewolucję, puszczając w streamingu jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku. Warto było czekać.
-
Jeśli jednak lubisz "Better Call Saul", nie przeszkadza ci dość powolna akcja, to w sumie powinieneś się bawić całkiem nieźle także na "El Camino". Ale jeśli go nie zobaczysz, to też wiele nie stracisz. Nie jest to kiepski, typowo netfliksowy, film, ale też żadna to kapitalna produkcja. Dla fanów.
-
Zatem zamiast tracić dwie godziny na tego potworka, polecam odpowiednio "Patty Cake$" z Danielle Macdonald i "Cake" z Jennifer Aniston. Reżyserka "Kluseczki" też może je zobaczyć, a dowie się jak powinno wyglądać dobre kino niezależne i jak bardzo zmarnowała potencjał, który miała w sobie ta obsada.
-
Nie wchodząc do żadnego okopu plemienia Hutu czy Tutsi, nie da się nie dostrzec sprawnego filmowego warsztatu Smarzowskiego. "Kler" nieźle się ogląda. Jak na dobrą fabułę przystało, bohaterowie zostali dobrze rozpisani, historia ma zadowalające tempo, a gdzieś po drodze pojawiają się ciekawe zwroty akcji.
-
Lekki i bezpretensjonalny. Jest arcydziełem tak jakby przy okazji, na doczepkę.
-
Przykład jak chaos i brak konsekwencji może - nomen omen - umniejszyć wartość filmu, który miał wszelkie predyspozycje do osiągnięcia sukcesu.
-
Próbuje sprzedać energię, której nie ma i głębię, która jest pozorna.
-
Zrobić coś wtórnego, co się nie będzie nudziło, a wciągnie w swoją historię, to jest jednak wyczyn, który trzeba pochwalić.
-
Zasługą Łukasza Palkowskiego jest nie tylko znalezienie błyskotliwego i nośnego tematu na film, ale również samo przybliżenie nam biografii Jerzego Górskiego.
-
Idealny na 20.00 jako megahit na Polsacie. Nie wnosi wiele, ale głównie dzięki Tomkowi ogląda się całkiem przyjemnie.
-
Doceniam próby flirtu popkultury ze sztuką i smaczki w stylu Barry czyta biografię Al Capone.
-
Okazuje się, że film wojenny bez krwi i latających wnętrzności potrafi przerazić bardziej, niż gdyby to wszystko było widoczne. Klimat oblężenia i strachu, jaki udało się osiągnąć Nolanowi i utrzymać go przez cały seans, jest niesamowity.
-
Jeśli lubicie Guy'a Ritchiego, mieszanie konwencji i nie przeszkadza Wam przegięta formuła oraz dość powierzchowne potraktowanie tematu, warto spróbować. Może nie znajdziecie tu górnolotnej rozrywki, ale prześmiewczą i swobodnie potraktowaną opowiastkę.
-
Co drugi chce teraz robić uniwersum i zarabiać kilka razy, więc w jednej części nie chcą się ze wszystkiego wyprztykać. W efekcie powstaje kilka średniaków zamiast jednej dopracowanej produkcji. Tutaj nawet poskąpili okrągłego stołu, którego widzimy tylko część!
-
Jest podszyty ironią, co nadaje mu wdzięku na przekór nieco topornej fabule.
-
Niezobowiązujące kino, które można zobaczyć, ale jak je pominiecie, to też wiele nie stracicie. Najlepiej będą bawić się kobiety w ciąży lub te, które mają ją za sobą, jak również ich partnerzy.
-
Udało się zrobić dobry film poza kinem? Tak. Czy to coś wybitnego i będzie się bić o nagrody? Nie.
-
Ci, którzy nie będą oczekiwali zbyt wiele wyjdą z kina zadowoleni, bo to ciągle dobra rozrywka. Może trochę za bardzo przewidywalna, ale za to pozbawiona większych fabularnych wpadek i nadęcia "Prometeusza".
-
Lubię taką zabawę w kino, więc bawiłem się bardzo dobrze, ale rozumiem, że nie każdy musi to podzielać, szczególnie jeśli oczekuje jednego konkretnego gatunku filmowego, który zostanie wzięty na poważnie i zrobiony zgodnie z szablonem. Tym, którzy lubią wyjść poza narzucane ramy - spodoba się.
-
Wizualnie atrakcyjny i bardzo poprawny.
-
Od czasu do czasu twórcy popadają w przaśność, ale nawet przy drobnych mankamentach i kilku momentach niesmaku duńska komedia i tak wnosi powiew świeżości w dobie dominacji amerykańskich komedii nierzadko zjadających własne ogony.
-
Trzyma w napięciu i budzi grozę nawet pomimo swojej wtórności i przewidywalności.
-
Rzeczywistość w znacznej mierze oderwana ze swoich korzeni, przepuszczona przez amerykański filtr wydaje się wręcz ostentacyjnie spłycona, a przecież nawet gdy - tak jak ja - nie oglądało się anime, wyczuwa się podskórnie, że pierwotnie było tam dużo więcej.
-
Mogło być pięknie, zabrakło doświadczenia.
-
Przy wszystkich pomniejszych niedostatkach - dialogi mogłyby być bardziej wiarygodne, a postaciom przydałoby się więcej głębi psychologicznej - reżyserka Niki Caro wychodzi z tej próby obronną ręką i produkcja pozostawia po sobie dobre wrażenie. Trudno się dziwić, skoro broni się sama historia - jedna z tych nieprawdopodobnych, których nie można by było wymyślić samej/samemu bez narażenia się na śmieszność, opowiedziana z szacunkiem i empatią.
-
Chwilami historia nieco nuży i fabuła się rozmywa, kilka razy ma się wrażenie, że te ponad dwie i pół godziny mogły zostać spożytkowane inaczej, inaczej mogłyby być rozłożone akcenty, ale film ma w sobie magię i zalety amerykańskiego kina niezależnego.
-
Jak lubicie filmy w stylu "Aliena", to i tutaj będziecie się bawić całkiem nieźle. Osobiście nie byłbym szczególnie zaskoczony jeśli nadchodzący "Obcy" okaże się gorszy od "Life".
-
Dawno nie widziałem filmu, który byłby tak bardzo zbudowany na nostalgii. O dziwo to całkiem ciekawy powrót.
-
Jeśli poddamy się nastrojowi filmu, nostalgia odurzy nas jak heroinowy odlot. I choć za "T2 Trainspotting" kryje się niewiele poza sentymentami, przyjemność z seansu - na poziomie formy i na poziomie wspomnień - w znacznym stopniu wynagradza nam fabularne niedostatki.
-
Otrzymaliśmy ciekawą zapowiedź serii filmów o wielkich potworach. To dobry prognostyk, bo nareszcie efekty specjalne dorosły do tej tematyki i chętnie zobaczę więcej.
-
Dla tych, którzy lubią bardzo tradycyjne kino.
-
Intryga trzyma w napięciu, postaci są zindywidualizowane, a Holland z dużym wyczuciem i szacunkiem podeszła do wyzwania, jakim było zmierzenie się z językiem literackim Olgi Tokarczuk.
-
Mroczny dramat psychologiczny z dużą dozą brutalności i zaskakujący realizmem.
-
Dla miłośników kina stonowanego na najwyższym poziomie.
-
Gdzieś w cieniu tych zdjęć i robiącej wrażenie scenografii błąka się zapomniana fabuła, a raczej jej strzępy.
-
Dobry film rozrywkowy, który balansuje między zaspokojeniem oczekiwań dzieci a usatysfakcjonowaniem nas - dorosłych, bezwstydnie i radośnie obnoszących się z syndromem Piotrusia Pana.
-
Dobrze się ogląda, ale jednocześnie reprezentuje sobą wszystkie grzechy przeciętnego poprawnego hollywoodzkiego kina, które mierżą mnie szalenie.
-
Dojrzały i nieoczywisty film, który kryje w sobie religijny dyskurs.
-
Można posądzać "Moonlight" o oscarowy koniunkturalizm, ale pod względem artystycznym i realizacyjnym wnosi do grona nominowanych filmów świeżość i żarliwość charakterystyczne dla kameralnych, intymnych produkcji, a te z kolei nie są zbyt częstymi gośćmi na czerwonym dywanie.