W sielskie życie małżonków, Eryka i Dory, wkrada się choroba oraz bolesna, zatajona przez mężczyznę przeszłość. Kobieta postanawia wyjaśnić dzielącą ich tajemnicę.
- Aktorzy: Tomasz Kot, Lianne Harvey, Lee Ross, Lech Mackiewicz, Ruby Bentall i 9 więcej
- Reżyser: Jarosław Marszewski
- Scenarzysta: Jarosław Marszewski
- Premiera kinowa: 21 kwietnia 2017
- Premiera światowa: 19 kwietnia 2017
- Dodany: 12 marca 2017
-
Balansuje na granicy kina artystycznego i gatunkowego, ale w żadnym się nie spełnia.
-
Najnowszy obraz Jarosława Marszewskiego nie przyciągnął i już raczej nie przyciągnie do kin lawiny widzów. Niewątpliwa strata, bowiem, choć "Bikini Blue" nie obroni się przed wszystkimi zarzutami wysuwanymi przez krytyków, stanowi naprawdę przyjemny film o ciekawej tematyce.
-
Reżyser, z pewnością, sprawnie i swobodnie bawi się narzuconą konwencją. Znajduje w niej miejsce na sceny całkiem serio - pełne dramatu i nawet przejmujące, szczególnie w wykonaniu Tomasza Kota. Są i te z przeciwnego bieguna: komediowe, przechodzące nawet w pewien rodzaj pastiszu i groteski.
-
Zabrakło w "Bikini blue" lekkości reżyserskiej. Nie ma dramaturgii niezbędnej w kinie opartym na psychologicznej walce dwóch osób. Niemniej jednak cenię ten film za oryginalność spojrzenia na dramat Polaków po II wojnie światowej.
-
Mimo krótkiego czasu trwania działało bardzo przysypiająco, nieangażująco oraz bardzo nudno.
-
Mogło być pięknie, zabrakło doświadczenia.
-
Jest to obraz ambitny, pełen symboliki i nawiązań do powojennego kina, bawiący się konwencjami, z ciekawie napisaną historią i bohaterami. Jednak długość oraz realizacja operatorsko-montażowa, niepozwalająca na pełne ukazanie emocji bohaterów, stłamsiła ogromny potencjał tkwiący w scenariuszu.
-
Wybrana forma przytłacza fabułę, w wyniku czego główne przesłanie filmu rozmywa się i gubi wśród podniosłości i kiczu.
-
Filmowi Marszewskiego z pewnością należałoby zaaplikować pigułkę, by się nieco uspokoił i jeszcze raz przemyślał, co tak naprawdę chciał powiedzieć.
-
Szczegóły i kreacje bohaterów pokazane zostały w odmienny, od tego który spotykamy na co dzień w polskim kinie, sposób. Sprawia to, że paradoksalnie możemy nie docenić jego potencjału, przytłoczeni rzeczywistością.
-
Zawartość nie nadążą za urodą opakowania. Jest inaczej, ciekawie, intrygująco, tym bardziej efekt finalny i pustka po otworzeniu magicznego pudełeczka, jest jeszcze większa.
-
Cała produkcja, pod patronatem samego Juliusza Machulskiego, została zrealizowana w Anglii, pięknie sfotografowana i bardzo dobrze zagrana. Ale nie wzrusza niestety, pozostając jedną z wielu, gdzieś po drodze mijanych i dość szybko zapominanych.
-
Specyficzne, umyślnie przestylizowane kino. Otrzymaliśmy pełną naiwności, ale też lekkości historię niezwyczajnego szaleństwa.
-
Reżyser nie zdołał zebrać poszczególnych elementów w całość. Zbyt słabo wgłębił się w psychikę swoich bohaterów. Dotknął ich problemu, jednak go nie pociągnął. I to chyba największa wada tej produkcji. Dobrze przynajmniej, że ogląda się ją przyjemnie.
-
Charakteryzuje się niezwykłym klimatem, który został osiągnięty dzięki kapitalnej ścieżce dźwiękowej i wpadającym w oko zdjęciom. Ogromną zaletą filmu jest również aktorstwo, gdyż obok wspomnianego już Kota świetnie wypada jego filmowa żona, w którą wcieliła się Lianne Harvey.
-
Dobrze się ogląda, fabuła jest wciągająca, ponadto twórcom udało się stworzyć unikalny klimat - scenografia, rekwizyty, kostiumy, fryzury - obraz Marszewskiego jest w każdym calu dopracowany i naprawdę pozwala widzowi zanurzyć się w świecie, w którym żyją bohaterowie. Niestety - film nie wykorzystał swojego potencjału.
-
Nie do końca spełniony, choć niewątpliwie intrygująco pomyślany i wart uwagi.
-
Marszewski stawia ciekawe pytania, lecz gdy tylko skupia się na jakimś wątku, w paradę wchodzą mu znoszące się estetyki i konwencje. Skóra i motor nie pasują do piachu i łez, nowa fala do starego kina, a w szaleństwie powinno być jednak trochę więcej metody.
-
Obraz Marszewskiego ogląda się jak perełkę kina z lat 50., która zaginęła gdzieś w archiwach filmowych. Śmiało można powiedzieć, że "Bikini blue" to najlepszy polski film niezależny od czasów "Idy".
-
Jest pięknym filmem o onirycznej aurze, który w ostatnich scenach za bardzo ociera się o kicz i w gruncie rzeczy sporo na tym traci. Ale do 2/3 filmu to całkiem dobre i ciekawe kino artystyczne.