Dwóch mężczyzn tkwiących w nieszczęśliwych małżeństwach upija się i zatrudnia płatnego mordercę, aby ten wziął na celownik ich żony.
- Aktorzy: Nicolas Bro, Ulrich Thomsen, Mia Lyhne, Lene Maria Christensen, Marcin Dorociński i 12 więcej
- Reżyser: Ole Bornedal
- Scenarzysta: Ole Bornedal
- Premiera kinowa: 7 kwietnia 2017
- Premiera światowa: 12 stycznia 2017
- Dodany: 15 grudnia 2016
-
Wybierając się na Małżeńskie porachunki należy przygotować się na sporą dawkę sprośnego humoru, tłumaczonego chłopskim pochodzeniem głównych postaci.
-
Niestety, oglądając Małżeńskie porachunki, częściej czułam się zniesmaczona i znudzona niż ubawiona. Jedna ciekawie wykreowana postać i dobra muzyka to za mało na miano dobrego filmu.
-
Są chyba najbardziej optymistycznym filmem Bornedala. I z całą pewnością jednym z jego najlepszych.
-
Od czasu do czasu twórcy popadają w przaśność, ale nawet przy drobnych mankamentach i kilku momentach niesmaku duńska komedia i tak wnosi powiew świeżości w dobie dominacji amerykańskich komedii nierzadko zjadających własne ogony.
-
90 minut przedniej rozrywki warte każdej złotówki wydanej na seans.
-
Cholernie irytujący, nudny i całkowicie przewidywalny.
-
"Małżeńskie porachunki" w rękach Bornedala tylko połowicznie odnoszą sukces. Między groteską a makabreską, satyrą a uciążliwymi stereotypami ginie też główny konflikt, który choć wiadomo jak się skończy, to w żaden sposób nie jest przez reżysera ciekawie przedstawiony.
-
Z samego pomysłu dałoby się jednak wycisnąć więcej. Scenariusz gromadzi wiele elementów, które wystarczyłyby do stworzenia nieco rubasznej, czarnej komedii z sercem. Niestety efekt okazuje się przyciężki i zamiast powodować salwy śmiechu, często wywołuje zażenowanie.
-
Choć Małżeńskie porachunki wypadają lepiej na papierze niż na ekranie, a film może sprawiać wrażenie chaotycznego, nie zmienia to faktu, że ogląda się go dobrze.
-
Lekki, przyjemny film z morałem, nieco zakręcony i potrafiący widza rozśmieszyć. Gwarantuje bowiem półtorej godziny całkiem przyjemnej zabawy.
-
6.55 maja 2017
- Skomentuj
-
-
Świetna pozycja kinowa na wspólny wieczór ze znajomymi, bowiem dostarczy nam sporej dawki humoru, a gdzieś w tyle głowy pozwoli zmierzyć się z przyjętymi stereotypami.
-
Z polskiego punktu widzenia największą atrakcją filmu Olego Bornedala jest obecność w obsadzie Marcina Dorocińskiego. Jak się ostatecznie okazało, nasz aktor jest również najjaśniejszym punktem tej pożal się Boże komedyjki, uciułanej ze zgranych do cna narodowych, kulturowych i płciowych stereotypów.
-
Do kina raczej nie warto, ale jeśli kiedyś puści to jakaś telewizja, to może można - pod warunkiem, że naprawdę nie będziecie mieli czegoś niezłego akurat w tym czasie do roboty.
-
Żeby usmażyć jajecznicę trzeba rozbić kilka jajek. To film tak poprawny w narracji i fabule, a jednocześnie niepoprawny i niewychowany. Niech żyje obłęd, by osiągnąć mądrość!
-
Słabość do czarnej komedii i świetny Dorociński to za mało, żeby uratować ten seans.
-
Bardzo nietypowy, jednak niewątpliwie warty uwagi.
-
Zawiera wszystkie, najlepsze elementy komedii, ułożone w błyskotliwą, a do tego pełną uroku całość. Smaczna, nienużąca, wartko płynąca akcja, oparta na prostym pomyśle scenariuszowym i dramaturgicznym.
-
Małżeński kryzys ze zbrodnią jako receptą wypada miło, przyjemnie, nieźle. Nic więcej.
-
Obiecujący początek coraz śmielej rozpychającego się na europejskim rynku Polaka.
-
Jest po prostu przyzwoitym odzwierciedleniem mrocznej historii w żartobliwej atmosferze, a to wszystko podane jest w otoczce skandynawskiej mentalności.
-
Film, który powinni obejrzeć wszyscy polscy autorzy aspirujący do tworzenia komedii. Ole Bornedal stworzył obraz wręcz wzorcowy, gdzie wszystko jest na swoim miejscu, sprawnie działa i śmieszy.
-
Ole Bornedal robi film, w którym tak mruży do nas oko, że właściwie go nie otwiera. Nie chce niczego opowiedzieć, nie chce złamać granic banału, przeciwnie - zamierza go wykorzystać, by zrobić groteskę, w której istotą rzeczy nie jest nawet sam śmiech i zabawa. Jest nią - proszę mi wierzyć - refleksja.
-
Dobrze się sprawdzi lecąc w tle podczas domowej krzątaniny w sobotnie popołudnie, ale nie do końca poradzi sobie jako główne wydarzenie wieczoru.
-
Nie dostajemy komedii na miarę "Jabłek Adama", ale dzięki Dorocińskiemu i wyśmiewaniu się ze stereotypów dostajemy całkiem przyjemny tytuł. To dosyć nierówna produkcja, w której trzeba przymknąć oko na specyficzny humor i absurdalność sytuacji w pierwszej części filmu oraz słaby montaż. Druga część "Małżeńskich porachunków" jest o wiele lepsza.
-
Typowa skandynawska czarna komedia, dająca wiele świeżości oraz frajdy w trakcie oglądania. Inteligentne, dowcipne, czasami chamskie, czasem prostackie - zawsze trafiające w punkt.