Historia Barry'ego Seala, człowieka, który jednocześnie pracował dla CIA oraz kartelu.
- Aktorzy: Tom Cruise, Domhnall Gleeson, Sarah Wright, Jesse Plemons, Caleb Landry Jones i 15 więcej
- Reżyser: Doug Liman
- Scenarzysta: Gary Spinelli
- Premiera kinowa: 25 sierpnia 2017
- Premiera światowa: 16 sierpnia 2017
- Ostatnia aktywność: 14 lutego
- Dodany: 24 marca 2017
-
Jest filmem słabym, bez konkretnego pomysłu na siebie. Kilka spoko scen nie jest w stanie udźwignąć całości, która sama w sobie jest wtórna do bólu. Jedyne co mi się podobało to montaż, ale z drugiej strony nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ekipa, która była za niego odpowiedzialna, robiła to pod bronią z nakazem ulepienia wielkiego dzieła z byle czego.
-
Tom Cruise rehabilituje się za Mumię, a co istotne mógł wykazać się szerszym spektrum umiejętności aktorskich, czego nie wymaga od niego na przykład rola w Mission Impossibile. Barry Seal. Król przemytu, a w oryginale American Made, to udany akcyjniak, który z rozmachem opowiada ciekawą historię.
-
Przez błędy obsadowe, nawet z Cruisem, trudno ocenić ten film pozytywnie.
-
Zestaw dobrze ze sobą połączonych scen, widowiskowych sekwencji i błyszczących zębów Cruise'a.
-
Dostarcza masę rozrywki, został świetnie napisany i rozłożony oraz ani na chwilę nie popada w patos i nudę. Przedstawiona historia jest serwowana w przystępny sposób co rusz zaciekawiając widza, a lecąca w tle muzyka z epoki również pobudza naszą wyobraźnię.
-
Mimo że "American Made" ogląda się bez zgrzytów, film finalnie pozostawia widza z wrażeniem gatunkowej wtórności. Całość wtapia się w schemat opowieści o amerykańskim śnie w gangstersko-narkotykowym sosie, a precyzyjna realizacja, niepozostawiająca czasu na snucie domysłów, koniec końców nie markuje wrażenia odtwórczości.
-
Zwięzły, dynamiczny i inteligentny film, który opowiadając prawdziwą historię handlarza bronią, odkrywa także kulisy nieortodoksyjnych działań amerykańskiego rządu.
-
Przyjemny film akcji, bardziej skłaniający się w stronę komedii, aniżeli dramatu. Nie jest tak schematyczny, jakby mógł wydawać się po opisie, a co ważniejsze, zawiera niemało naprawdę udanych humorystycznie scen.
-
"Barry Seal" bierze na barki znany temat, ale opowiada go z całkowicie innej perspektywy, dzięki czemu jest miejsce na humor i świeżość.
-
Zapewni wam przednią rozrywkę, będąc przy tym nieporównywalnie wtórnym i momentami sztampowym.
-
Wyważona opowieść o balansowaniu na granicy ryzyka, ale bez wystrzałów, zapierających dech w piersiach pościgów czy powietrznych ewolucji. Liam stworzył kipiący testosteronem męski świat, w którym interesy - nawet jeśli niebezpieczne - są częścią banalnej codzienności. Barry Seal zachwyca sprytem i pragmatyzmem i taki jest też film o nim: sprytny, stonowany i bez efekciarskiego nadęcia.
-
Opowiedziany chronologicznie Król przemytu ma doskonałe tempo, świetne dialogi, nawet napięcie, a ostatecznie oczy będą ci się niezmiennie rozszerzać, gdy z biegiem czasu będziesz poznawać skalę tego szwindlu.
-
Choć Doug Liman to nie Martin Scorsese to i tak film tego pierwszego sprawia naprawdę miłą niespodziankę. Podobnie, jak grający tytułową rolę Tom Cruise, który całkowicie rehabilituje się po niespecjalnie udanej nowej "Mumii".
-
Sceny akcji, których w filmie nie brakuje, są pomysłowe i sprytnie zrealizowane.
-
Doceniam próby flirtu popkultury ze sztuką i smaczki w stylu Barry czyta biografię Al Capone.
-
Idealny na 20.00 jako megahit na Polsacie. Nie wnosi wiele, ale głównie dzięki Tomkowi ogląda się całkiem przyjemnie.
-
Przyjemna rozrywka, o której zapomni się od razu po wyjściu z kina.
-
Skoro trudno stwierdzić, że cierpimy na nadmiar kina rozrywkowego, które szanuje widza i nie obraża jego inteligencji, mogę ten film z czystym sercem polecić.
-
Opowiedziana z biglem, pełna humoru i nagłych zwrotów akcji historia, która konsekwentnie trzyma tempo. Cruise odnajduje się w tej łotrzykowskiej, rozpiętej pomiędzy kinem akcji, biografią a komedią konwencji, doskonale.
-
Przeciętna amerykańska komedia o milionerze z niczego, który dosłownie wkupił się w historię USA ostatnich dekad XX wieku. Nic na tutaj nie zaskoczy i nic nie uwiedzie. Dobrze wykonane zadanie - niestety niezbyt wyjątkowe.
-
Można odnieść wrażenie, że to klon "Wilka z Wall Street" czy "Rekinów wojny" z powodu realizacji. Ale film Limana jest znacznie lżejszego kalibru, mający na celu dostarczyć rozrywki, nie do końca wykorzystując swój potencjał.
-
Kapitalnie sfilmowane kino rozrywkowe, w którym Tom Cruise powraca do formy jako człowiek, który współpracował równolegle z CIA i... kartelem narkotykowym.
-
Twórcy każdej ze scen nadają odpowiedniego dynamizmu, dzięki temu seans nie nudzi się, a wręcz widz oczekuje na rozwój kolejnych wydarzeń.
-
Liman nakręcił żywiołowy i dynamiczny film o życiu króla przemytników, który nie mógł narzekać na brak atrakcji i wrażeń, a jego lotnicze akcje to wprost wymarzony materiał na ekranowy hit. I takim trochę jest właśnie Barry Seal, nieco niedoceniony, ale nie tylko niekwestionowany as przestworzy, ale też przebój dużego ekranu.
-
Barry'ego Seala: Króla przemytu ogląda się z przyjemnością. Dobry scenariusz, szybkie tempo, sporo humoru i niewiarygodna historia to przecież obowiązkowe składowe dobrego filmu.
-
Polecam wybrać się do kina na prawdę warto zobaczyć na własne oczy tą historie które wydarzyła się na prawdę. Będą to dobrze zainwestowane przez was złotówki w kino.
-
Stanowi próbę krytyki Ameryki przy wykorzystaniu najbardziej charakterystycznych środków wyrazu. Niestety przez zbytnią subtelność i skupienie narracji wokół Toma Cruise'a, a tym samym zepchnięcie na dalszy plan innych wątków, film jest jedynie kolejnym letnim blockbusterem z gwiazdorem. Seans dostarcza dobrej zabawy, która nie wywoła takiego kaca, jak inne produkcje podejmujące podobny temat, pokroju Człowieka z blizną czy Chłopców z ferajny.
-
Oglądając Barry'ego, dostajemy produkcję, która - mimo iż jest oparta na prawdziwych i przerażających z perspektywy zwykłego obywatela wydarzeniach - dostarcza widzowi dawkę dobrej rozrywki. Warto po raz kolejny dać wiarę aktorskim zdolnościom Toma Cruise'a i pozwolić się porwać tej zwariowanej konwencji.
-
Przyjemna, odprężająca rozrywka stanowiąca miłą odskocznię od szarpiących nerwy i zawijających umysł w supeł poziomem fabularnych twistów dzieł.
-
Całkiem przyjemnie patrzy się na skrajnie klasycznego Toma Cruise'a w skrajnie klasycznym filmie z szufladki życie i czasy cwaniaka z Ameryki.
-
Odświeżające, przewrotne, dynamiczne, zabawne - bez kupczenia nostalgią, bez wpychania fabularnej waty. Naprawdę dobrze wysmażony hamburger.
-
Z charakterem, z humorem, w tempie. Czy tak spełnia się amerykański sen - niewiele myśląc o konsekwencjach, byle do przodu? Cokolwiek by mówić, ogląda się to dobrze.
-
Limanowi udało się - przy wyczuwalnym respekcie dla tej ułańskiej fantazji - uchwycić dwuznaczność, może nawet pustkę niebezpiecznego życia Seala.
-
Oglądałem z przyjemnością, ale pewnie do niego nie wrócę.
-
Tym filmem Cruise w pełni odkupuje swoje winy za tandetną Mumię. Jeśli miałbym szukać równie ciekawego filmu opartego na faktach, to mój typ padłby na Pana życia i śmierci z Nicolasem Cagem z 2005 roku.
-
Porządny scenariusz, trzymająca w napięciu akcja i umiejętne zbalansowanie jej poczuciem humoru sprawiają, że niespełna dwie godziny projekcji mijają w okamgnieniu.
-
Pomimo tego, że film Douga Limana ma parę potknięć, a sama produkcja nie zabiera nas na hedonistyczną imprezę rodem z "Wilka z Wall Street", to "Barry Seal: Król przemytu" jest idealną kinową propozycją na koniec lata.
-
Letni przebój dokładnie taki, jaki ma być: lekkostrawny, nieco kiczowaty, ale dynamicznie nakręcony, energicznie zagrany i doskonale bawiący przez niemal dwie godziny.