Prosto z kina
Źródło-
Miał ambicje stać się na kryminałem z najwyższej półki, ale twórcy chcieli przy pierwszym spotkaniu Harry'ego Hole'a z szeroką publiką upchać zbyt wiele, na czym ucierpiały poszczególne wątki, z głównym śledztwem na czele.
-
Absorbujący świat, przepiękne ujęcia, wylewający się z każdej pojedynczej klatki klimat, oraz współgrające do tego wszystkiego aktorstwo czynią z "Blade Runnera 2049" jeden z najciekawszych wizualnie produkcji ostatnich lat. Gdyby tylko jeszcze przystawała do tego historia, która zupełnie nie tłumaczy zbyt długiego metrażu filmu, a przez zaburzenie podstawowych elementów fabularnych, scenariusz okazuje się największą bolączką filmu.
-
Bywały filmy, które wykorzystywały podobną technologię produkcji filmów animowanych, jak chociażby głośne "Przez ciemne zwierciadło" Richarda Linklatera, ale Dorota Kobiela, Hugh Welchman oraz cała reszta ekipy wniosła "Twojego Vincenta" na zupełnie nowy poziom, który zapewne jeszcze przez długie dekady nie zostanie powtórzony.
-
Jest filmem skrajnym, z jednej strony widać pośpiech, chaos i ogólną selektywność, a poszarpana narracja nigdy nie była mocną stroną filmów Vegi, tak produkcja broni się treścią, nawet jeżeli miejscami są to banały i niewiele ze sobą jest spójne, to mimo wszystko ciężko przejść obojętnie obok tak drastycznych scen i przygnębiającego wydźwięku filmu.
-
Pod żadnym względem nie umywa się do świetnej pierwszej części. Wszystko co stało za sukcesem "jedynki", w kontynuacji nie funkcjonuje tak jak powinno.
-
Obraz nie wymagający, schematyczny, przy którym można usnąć, a i tak nic się nie straci, o którym zapomina się niedługo po wyjściu z kina.
-
Wreszcie, po wielu długich latach, doczekaliśmy się kolejnej godnej ekranizacji prozy Kinga. Co prawda film ma pewne scenariuszowe problemy, jak chociażby długą i chaotyczną ekspozycję, miejscami nudnawą pierwszą część, czy pomniejsze głupoty fabularne, a Pennywise wciąż nie doczekał się bardziej rozbudowanej genezy, ale całościowo film broni się metaforyczną treścią, która zadziałała o wiele lepiej niż w miniserialu.
-
Nie bawią ani znikomą akcją, ani też ciekawymi bohaterami czy samym skokiem na głębiny skrywające złoto. To piękna wydmuszka, w którą nieco życia tchnął J. K. Simmons, ale o której zapomina się zaraz po wyjściu z kina.
-
Pomimo tego, że film Douga Limana ma parę potknięć, a sama produkcja nie zabiera nas na hedonistyczną imprezę rodem z "Wilka z Wall Street", to "Barry Seal: Król przemytu" jest idealną kinową propozycją na koniec lata.
-
Pretekstowy scenariusz, niepotrzebne flashbacki, brak koherentnej wizji reżyserskiej, znikomy humor, a do tego zmarnowany potencjał głównych gwiazd widowiska stały się gwoździem do trumny filmu. "Bodyguard Zawodowiec" jest tylko i wyłącznie budżetowym kinem akcji klasy B, którego można obejrzeć wyłącznie dla jak zawsze świetnego Samuela L. Jacksona.
-
Produkcja urzeka swoim światem powodując, że ma się ochotę sięgnąć po ośmioksiąg, a przez brak pogłębionej ekspozycji, chce się wiedzieć więcej o bohaterach. Z drugiej strony film razi przeciętną akcją, brakiem chemii między aktorami i cięższego tonu całej opowieści, który choć trochę mógłby zmiennik wydźwięk i dramatyczność wielu scen.
-
Produkcja bardzo dużo wymagająca od widza, która nie zawsze jest w stanie cokolwiek zaoferować w zamian, ale poprzez łączenie chłodnego realizmu z tajemniczym oniryzmem, ciężko od tak zapomnieć o tym filmie.
-
Miła propozycja dla kogoś, kto szuka rodzinnego filmu ku pokrzepieniu serc, na którym można uronić parę łez. Film może i nie zmieni sposobu postrzegania świata, ale miłą odmianą jest obejrzenie losów małoletniego geniusza, któremu tym razem nikt nie dopiął łatki autyzmu. Do tego na osłodę świetne role Mckennie Grace i Chrisa Evansa.
-
Jest filmem wydmuszką, kiepsko zrealizowanym, z pozbawioną emocji historią, do tego słabo zagraną i z całą masą większych i mniejszych problemów ekspozycyjno-inscenizacyjnych.
-
Jest filmem, który nie wzbudza emocji, ani tym bardziej nie zależy widzowi na życiu bohaterów. To wyłącznie dobrze zrealizowany, zrobiony ze stylistycznym pomysłem i konsekwencją akcyjniak, który został położony już na etapie scenariusza.
-
Jest najlepszą i najbardziej angażującą częścią trylogii. To nie tylko historia o bezsensownej wojnie międzyrasowej opatrzonej wieloma intymnymi tragediami, ale także opowieść antywojenna będąca jednocześnie kameralnym dramatem jednostki, bez niepotrzebnego patosu i gloryfikacji.
-
Zdecydowanie jedna z najlepszych produkcji z kina wojennego, która udowadnia, że da się opowiedzieć wojenną historię bez heroizmu, patosu i z kontrolowanymi emocjami.
-
Jest w tej formule coś odświeżającego, a "superbohater klasy robotniczej" w wykonaniu Toma Hollanda zasługiwał na taki film. Jedna z najlepszych produkcji w Kinowym Uniwersum Marvela? Skoro już nie mogę doczekać się "dwójki", to odpowiedź może być tylko twierdząca.
-
Nie zmieni sposobu na jaki patrzymy na gatunek horroru, ani nie dodaje na tyle dużo do motywu przetrwania w apokaliptycznym świecie, aby przestać oglądać kolejne sezony "The Walking Dead", ale to kawał trzymającego przez półtorej godziny kina, które długo nie daje o sobie zapomnieć.
-
Dałem ponieść się tej fali, przez co ostatecznie nieco na filmie się rozczarowałem, ale to nadal kawał bardzo dobrego kina, które warto przeżyć, chociażby aby zobaczyć, jak w genialny sposób można wykorzystać muzykę oraz dźwięki otoczenia w ilustrowaniu kolejnych scen akcji.
-
Urocza, zabawna, ale i sztampowa i schematyczna produkcja dla całej rodziny.
-
Nie jest ani dobrą komedią, ani tym bardziej kinem akcji. Scenariuszowy bałagan nie rekompensuje nijaka akcja, a brak polotu, emocji i dynamiki widać nawet na twarzach zdegustowanych aktorów, którzy najwyraźniej dopiero na planie zdali sobie sprawę, na jakie dzieło podpisali kontrakty.
-
Solidny średniak, o którym szybko zapomina się po wyjściu z sali, ale pozwala przez te półtorej godziny na przyzwoitą zabawę. Gdyby tylko Zach Braff bardziej dopracował wątki poboczne, oraz lepiej poprowadził całą obsadę, film mógłby być jedną z lepszych produkcji z podstarzałymi aktorami w rolach głównych.
-
Jest filmem wydmuszką, nieoferującym nic po za rewelacyjnie wyglądającą stronę zewnętrzną, ale świecąca pustką w środku. Fabuła zdaje się kręcić w kółko już od poprzedniej części, a pogłębiony chaos narracyjny przez nadmiar wątków, postaci i miejsc akcji nie dostarcza ani trochę zabawy. A przecież w tej serii to zawsze bezkompromisowa rozrywka była stawiana na pierwszym miejscu.
-
Udane zamknięcie filmowego cyklu z żywymi samochodami.
-
Spełnia swoją podstawową funkcję, czyli interwałów dla przepony. Pomimo paru potknięć debiut Lucii Aniello wpisze się do kanonu amerykańskich komedii.
-
Jako osobny produkt to jednak spory zawód, w którym dobre pomysłu zostają szybko zweryfikowane przez złe, niepasujące rozwiązania, gdzie w drugiej części akcja pędzi na złamanie karku, nie pozostawiając chwili na złapanie oddechu. Przynajmniej sama fabułą nie jest aż tak głupia jak w innych blockbusterach, a efekty specjalne są na przyzwoitym poziomie.
-
Jeżeli cokolwiek udało się w "Królu Arturze: Legendzie miecza" to doskonała ścieżka dźwiękowa, łącząca brzmienia celtyckie ze słowiańskimi, dająca bardzo udaną mieszankę, która niejednokrotnie potrafiła podnieść poziom niektórych scen. Ale nawet to nie ratuje klapy jaką jest najnowsza produkcja Guya Ritchiego.
-
Fani The Rocka i tak będą zadowoleni z dobrej roli swojego ulubieńca, cała reszta tym razem może odpuścić. Chyba, że bardzo tęsknicie za morzem, plażą i durną, niezobowiązującą zabawą.
-
Nie jest niczym nowym w kinie superbohaterskim, a i do większości filmów Marvela trochę brakuje, ale solowy film jedynej bohaterki z Ligi Sprawiedliwości daje nadzieję, że DC Comics i Warner Bros. wreszcie obrali odpowiedni kurs i będę potrafili dalej nim podążać.
-
Jest godnym zamknięciem większości wątków z całej serii, ale także jako osobna produkcja daje rade głównie dzięki intrygującemu i dobrze odegranemu Kapitanowi Salazarowi.
-
Jest niewymagającym, niestawiającym żadnych pytań kinem rozrywkowym, przykładem produkcji, o której zapomina się zaraz po wyjściu z kina.
-
Pozbawiony jest atmosfery znanej z pierwszych dwóch części, podąża utartą ścieżką przez "Prometeusza", ale zupełnie nie wykorzystując bogactwa uniwersum.
-
Nie są filmem tak świeżym i pomysłowym jak pierwsza część. James Gunn powiela tu pewne schematy, które nie do końca działają tak dobrze jak poprzednio, ale nadrabia to nienachalnym humorem, świetną muzyką i przede wszystkim bohaterami, których nie da się nie lubić.
-
Nawet jeśli "ósemka" nie jest aż tak dobra jak póki co najlepsza z całego cyklu "piątka", to nadal jest to kawał dostarczającej jedynej w swoim rodzaju bezpardonowej rozrywki.
-
Dobre rozrywkowe kino ze świetną rolą Scarlett Johansson i sprawnie poprowadzonym scenariuszem, ale nic po za tym.
-
Nie jest głupią historyjką, jakiej można było oczekiwać. Oczywiście obraz nie ustrzegł się pewnych fabularnych skrótów, głupotek czy tanich chwytów emocjonalnych, ale scenariuszowo wszystko zostało na tyle wytłumaczone, że ciężko mieć do twórców pretensje o pewne rzeczy.
-
Po tym filmie zupełnie nie czekam na kolejną część historii o Ksenomorfach od Ridleya Scotta. W "Life" dostałem nie tylko bardzo realistyczne science-fiction, ale pełnoprawny horror, od samego początku mocno trzymający w napięciu, pełnej jednowymiarowych, ale szybko dających się polubić postaci, z masą pierwszorzędnej akcji, a wszystko to przy gęstej atmosferze przywodzącej na myśl "The Thing", do tego zwieńczone świetnym fabularnym twistem.
-
Nie broni się ani treścią ani artystyczną stroną filmu. Miejscami ładne kadry przeplatane bardziej dokumentalnym sposobem kręcenia potrafią przykuć wzrok do ekranu, ale zainteresowanie szybko zostaje zburzone przez powtarzające się do znudzenia schematy i klisze. Ale jest w tej produkcji coś urzekającego, co pozwala rozproszyć myśli i dać się porwać tej narkotykowej wizji, w której przynależność do grupy, bliskość i miłość dają prawdziwe, szczere szczęście.
-
Nie jest to film zły, a jak się przebrnie przez początek można zacząć czerpać z oglądania przyjemność, ale raczej skupiając się na roli Matthew McConaugheya, bo jak zaczniemy analizować przedstawiane wydarzenia, to pod zasłoną opowieści o chciwości i upadku z wysokiego konia, okaże się, że całość jest szyta grubymi nićmi, gdzie naiwność przeważa nad zdrowym rozsądkiem.
-
Pomimo tylu lat wciąż pozostaje międzypokoleniową baśnią z pięknym morałem dla dzieci i przestrogą dla dorosłych. Film jest jednak zbyt zachowawczy, a niektóre pomysły nie należą do trafionych, przez co najnowsze dzieło Disneya nie ma szans trafić na listę ich najlepszych aktorskich produkcji.
-
Produkcja przywodząca na myśl niskobudżetowe, amatorskie produkcje.