Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

Mohanka

Użytkownik

O gustach ponoć się nie dyskutuje. Ale dla mnie kino to emocje. Niezdrowo chować je w sobie zbyt długo...

  • Ostatnia aktywność: 20 grudnia 2023
  • Dołączyła: 23 września 2018
  • Filmowy lewy sierpowy w republikańską administrację. Jako liberalna odpowiedź na procesy polityczne w USA - to jest po prostu bardzo dobry film. Aktorski majstersztyk, tutaj nie ma słabych punktów. Taka szarża w innych rękach zwyczajnie by się nie udała. Bale zasługuje na wszystkie nagrody z Oscarem włącznie i jego przemiana fizyczna nie jest wcale argumentem kluczowym. Olbrzymią samoświadomość charakteru przekazu udowadnia scena po napisach. Wybaczam nierówność rytmu narracji. Po prostu: BRAWO!

  • Śliczna świąteczna wydmuszka jest miejscami tak dobrym materiałem bekogennym, że nie znajduję słów. Moje rżenie w momentach potencjalnego wzruszu było nie do opanowania. Kilkoro dobrych aktorów odbija się tutaj od progu godności i ląduje bez telemarka. Po seansie mam serce tylko do Julii Wyszyńskiej. Adamska - urocza. Damięcki - najlepiej wypada w wersji nietrzeźwej. Jednak Gdańsk piękny....

  • Pożegnalna rola Roberta Redforda stanowi swoisty tribute dla tej absolutnej legendy kina. Sam film nie porywa fabułą, stanowi bardziej słodko/gorzkie rozliczenie. Na pewno jest dobrą klamrą dla twórczości aktorskiej Redforda. Ostatnie 15 minut seansu to dla mnie duże wzruszenie. Sissy Spacek nawet jako staruszka potrafi rozgrzać serce widza.

  • Heist movie mocno osadzony w obecnych realiach Stanów Zjednoczonych. Trochę rozwlekłą fabułę z przewidywalnymi dla wprawnego oka widza momentami zwrotnymi, mocno ratują zdjęcia, muzyka i fantastyczne kreacje aktorskie. Wybitna jak zawsze Viola Davis i jej drużyna to skuteczne antidotum na komediowe "Ocean's 8". W rolach męskich nie zawodzą: Robert Duvall i Colin Farrell. Pojawiające się polskie akcenty, tym razem z udziałem astralijskiej aktorki Elizabeth Debicki, wyjątkowo nie żenują.

  • Ten film to intelektualna masturbacja. Po pięknych, dotykających trzewi pierwszych 30 minutach, dostajemy pseudoartystyczną wydmuszkę, której nie ratuje w sumie dobre zakończenie. „Solaris” to nie jest, chociaż czuć inspiracje. Poza tym nie mam nic przeciwko pokazywaniu na ekranie płynów ustrojowych, lecz nie w takiej kompozycji.. Pattinson broni się aktorsko, a Binoche przejdzie do historii kina ze swoją epicką sceną self-pleasuringu. Na AFF sporo osób nie dotrwało do końca seansu.

  • Klasyczny melodramat opowiedziany po raz czwarty przez debiutującego w roli reżysera Bradleya Coopera. I chociaż uderza on we wszystkie kliszowe tony, w każdej sekundzie widać ogrom pracy twórców. Muzycznie - perła goni perłę! Lady Gaga odpala w tylu miejscach, że tytułowe narodziny gwiazdy mamy gdzieś w połowie seansu. Cooper stworzył za to najlepszą dramatyczną rolę w swoim CV (Oscar?) Doświadczenie koncertu, piękny wiciskacz łez... kieliszek wina i mamy udany jesienny wieczór.

  • Mogę rozpisywać się na temat tego, co w tym filmie się nie udało. A nie udało się sporo. Lecz moje serce fanki Queen płonie - i chyba o to chodziło. To nie jest bardzo dobry film. Ale ma momenty wybitne. Rami Malek nie dostanie Oscara. Lecz to nie jego wina. Dał z siebie 200%. Pierwsza część filmu stanowi raczej karykaturalny skrótowiec. Wartość budują dopiero ostanie trzy kwadranse. A odtworzenie koncertu Live Aid to po prostu złoto!!!

  • Czarna komedia duchem przypominająca „Ze śmiercią jej do twarzy”. Miejscami bardzo sprawna, z trochę niedbałym zakończeniem. Najważniejszym walorem produkcji są oczywiście Kendrick i Lively. Panie z dużym wdziękiem i dystansem potrafiły sprawnie przeprowadzić widza od pikantnej farsy, poprzez thriller, na kliszy rodem z latynoskiej telenoweli skończywszy. Wszystko okraszone dużą dozą humoru, pięknymi ciuchami, dobrym martini i francuskimi piosenkami.

  • Chaotyczne lazy writing i papierowe otoczenie z postaciami bez charyzmy. Tom Hardy po raz kolejny udowodnił jednak, jak dobrym jest aktorem. Ratuje ten film i to na wiele sposobów. Lecz po tylu odsłonach spod szyldu Marvela, publiczność oczekuje czegoś więcej. Scena po napisach końcowych daje nadzieję na rehabilitację pełnokrwistą kontynuacją.

  • Podczas seansu cały czas odnosi się wrażenie oglądania ekranizacji epopei narodowej... która nigdy nie została napisana. Widowisko, zrealizowane z wielkim rozmachem, cierpi na utrzymaniu odpowiedniego rytmu narracji. Aktorsko bywa także nierówno, ale drugi plan wiele wynagradza. Mistrz Gajos błyszczy charyzmą i mową kaszubską. Pełnokrwisty Hrabia von Krauss w wydaniu Woronowicza kradnie prawie każdą scenę. Do tego stopnia, że jury festiwalu w Gdyni nagrodziło go w kategorii pierwszoplanowej ;)

  • Grażyna Jagielska ze swoją prawdziwą historią życia u boku korespondenta wojennego otrzymuje na ekranie alter ego o twarzy i ciele Magdaleny Popławskiej. Genialna aktorka oddaje wszystkie odcienie stresu pourazowego w taki sposób, że widz jeszcze długo po seansie nie może pozbyć się tików nerwowych i bolesnego świdrowania w głowie. Tak wspaniałą kreację zdecydowanie psuje zakończenie, jakby na siłę doklejone z opowieści o całkowicie odmiennej estetyce.

  • Olga Chajdas stworzyła interesującą koncepcję odnajdywania seksualności i prawdziwej namiętności we współczesnych realiach. Kiedy środowisko LGBT nie stanowi już wstydliwego marginesu społeczeństwa. Wiarygodność tej historii oddają rewelacyjne: Julia Kijowska i Eliza Rycembel. Świetne zdjęcia podbijają tylko atmosferę seksualnego napięcia. I aż żal, że scenariusz i dialogi, zwłaszcza w ostatnim akcie, skutecznie spłaszczają wydźwięk filmu. Całą historię można było poprowadzić oryginalniej.

  • Najbardziej interesująca od czasu „Norwegian Wood” ekranizacja powieści Harukiego Murakamiego. Oryginalna historia, wyraźnie przeobrażona dzięki subiektywnemu spojrzeniu Chang-Dong Lee. Thriller, dramat społeczny, romans - to właśnie wolno tlący się mix gatunkowy, który nie pozostawia widza obojętnym.

  • „Winni” konceptem przypomina „Locke” z Tomem Hardy. Teatr jednego aktora. Dyspozytor numeru alarmowego, telefon, komputer i nic więcej. A jakie emocje! Miejscami sala oddycha w tym samym rytmie co bohater.
    Nagroda publiczności na Festiwalu w Sundance całkowicie uzasadniona.

  • Pozycja obowiązkowa dla wierzących, niewierzących i amatorów symboliki wszelkiej maści.„Wieża. Jasny dzień” nie jest horrorem, mrocznym dramatem rodzinnym ani też typowym kinem psychologicznym. To jeden z bardziej oryginalnych międzygatunkowych obrazów w polskiej kinematografii. Debiutująca Jagoda Szelc stawia Polakom karty tarota i pozwala interpretować je na różne sposoby. Widzowie powinni być gotowi na bezkompromisowe gmeranie im w głowach i otwieranie nowych szlaków do duchowej wędrówki.

  • To nie jest sensacyjny film zemsty, to nie jest „Taksówkarz” w kobiecej reżyserii czy remake „Leona Zawodowca”. To romantyczny film o emocjach człowieka otoczonego brutalnością, który nauczył się jej używać w celu poniekąd szczytnym. To opowieść o budzeniu się do życia. To pięknie sfilmowany koncert wirtuoza Joaquina Phoenixa (nagroda w Cannes za tę rolę) podbity rewelacyjną ścieżką dźwiękową.

  • Wiwisekcja genialnego Alexandra McQueena w najlepszym wydaniu, bez tabloidowych skrótowców, za to uczciwie ukazująca wszystkie odcienie jego charakteru... Ci, którzy widzą szerzej i mocniej czują, zwykle żyją krócej... Pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów high fashion.

  • To nie tylko dobry film o kulisach polskiego tenisa ziemnego. Biednego zaznaczmy. To także zabawny film drogi, z dobrym rytmem, znaczonym - jak to u Grzegorzka - odpowiednio dobraną muzyką.W zamyśle jest to najpewniej film o dojrzewaniu z debiutującą, fantastyczną Karoliną Bruchnicką.To w końcu koncert Jacka Braciaka. Chyba pierwszy raz dostał on taki materiał i wykorzystał każdą daną mu na ekranie minutę. Dobrze na drugim planie wypadli także:Agata Buzek, Piotr Żurawski i sam Łukasz Grzegorzek.

  • Przepięknie nakręcony, subtelny współczesny western spod kobiecej ręki Chloe Zhao. Cudowne krajobrazy, wzruszająca historia odnajdywania na nowo swojej tożsamości. Co definiuje współczesnego kowboja? W filmie można znaleźć kilka wariantów odpowiedzi. Plus zapierające dech w piersiach magic hours.

  • Krzysztof Zanussi powraca z ciekawą koncepcją, dopracowanym obrazem i Jackiem Poniedziałkiem w autorskiej wariacji Fausta. I już widz myśli, że zaczyna na nowo rozumieć reżysera. Dostaje jednak przeciągniętą do granic możliwości opowieść, która traci pęd z każdą kolejną sceną. Pomysł na dwie odsłony historii jest wręcz kuriozalny. Zakończenie wzbudza tylko pusty śmiech tych, którzy jeszcze nie zdołali usnąć.

  • Kinga Dębska w najnowszym filmie porusza ważną tematykę społeczną - alkoholizm kobiet. Problem w polskim kinie jeszcze nie „zużyty” można było doskonale wykorzystać do stworzenia wiarygodnego studium przypadku. Zwłaszcza jeśli angażuje się uznane aktorki: Kolak, Kuleszę i Dębską. I to właśnie obsada jest jedynym walorem filmu. Dorota Kolak wręcz brawurowo dźwiga na swych barkach ciężar historii. Historii, która niestety została napisana i zrealizowana nieudolnie, chaotycznie i zbyt grubą kreską.

  • Kino familijne dla dojrzałych. Ciepłe, trochę gorzkie i raczej „bezpieczne” w formie. Siłą filmu jest obsada. To przede wszystkim aktorski popis Olgierda Łukaszewicza i Aleksandry Koniecznej. Szczerość i bezpretensjonalność obrazu to walor, który dodatkowo podnosi ocenę końcową.

  • Co tutaj się zadziało! Kino neo-noir, najeżenie referencjami popkulturowymi, #metoo, bezlitosne rozliczenie z Hollywood, i ta muzyka! Pełen odlot nie dla każdego. David Mitchell zaszalał. „Ready Stoner One”.

  • Pierwszy od dekad naprawdę udany polski film grozy o wysokich walorach artystycznych. Film dyplomowy łódzkiej „Filmówki” wręcz zawstydza swoją jakością produkcje o większych budżetach... Od czasu Andrzeja Żuławskiego żaden z polskich filmowców nie miał tak charakterystycznego języka. Warto spróbować wejść w rytm tej opowieści, nawet jeśli nie uda się to za pierwszym razem. Finał odsłaniający tajemnicę - dla wielu zbędny - daje produkcji szanse na uznanie przez szerszą publiczność.

  • Niby scenariusz znany już z setek odcinków różnych odmian CSI, ale podany w bardzo smakowitej formie. Akcja rozgrywa się tylko na ekranie komputera/telefonu i w social mediach. I ta forma robi na widzu największe wrażenie. Do pewnego momentu twórcy sprawnie budują napięcie, by następnie uraczyć nas raczej płaskim zakończeniem.

  • Pięknie opakowany wizualnie dramat rodzinny z amnezją na pierwszym planie? Nie!
    Jest to raczej wyzwalacz rozważań o tym, co określa ludzką tożsamość. Czy do odbudowania życia wystarczą skrawki pamięci zatrzymane w ciele? Czy można powrócić do roli matki w momencie, kiedy utraciło się samą siebie?
    Choć w filmie widać rysy Smoczyńskiej, jest ona w praktyce tylko akuszerką pomysłu Gabrieli Muskały. A ta przejmuje kontrolę nad widzem od pierwszej sceny. I nie puszcza do końca.

  • Najnowszy film Marka Koterskiego to jego najlepsza produkcja od czasów "Dnia Świra".
    Reżyser przyjął zaskakującą konwencję, zgrabnie przeprowadzającą widza od rubasznego rechotu po zadumę i wzruszenie. Zastosowane przerysowania mają tutaj charakter terapeutyczny. Dzięki nim dziecko staje się kimś zauważalnym, wiarygodnym, ważnym. Wśród tłumu świetnie spisujących się w swych rolach gwiazd, uwagę przykuwają rewelacyjni drugoplanowi: Gabriela Muskała, Marcin Dorociński czy Maja Ostaszewska.

  • "Kler" to manifest społeczny nie dotykający w żaden sposób sacrum. Smarzowski nie osądza, nie poucza, nie karze. Pokazuje jednak zaklęty krąg, który rodzi kolejne patologie.
    Jakubik w udany sposób spina historię i oddaje jej wielowymiarowość. Braciak genialnie spisuje się jako Underwood w sutannie. Do tego mistrzowski Gajos w roli arcybiskupa/ojca chrzestnego.
    Tak, ten film jest chropowaty i przerysowany. Wolno odsłania kolejne karty, po to by na koniec celnie walnąć widza w splot słoneczny.