Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.
  • Ostatnia aktywność: 18 maja
  • Dołączył: 27 sierpnia 2020
  • Aquel powraca w stylu lat 80 tych,skonfrontowany z nową rzeczywistoscią.Jest więc trochę old schoolowo,odpowiednio dynamicznie,zabawnie(choć wymuszenie),okraszone nutą nostalgii.To na pewno powrót do formy tej franczyzy ,jednak nie szczytowej na miarę oryginału.

  • To rodzaj ekstremalnego doświadczenia,które w bezkompromisowy sposób pozwala odczuć traumatyczne przeżycia jego bohaterów ,rzuconych w bezwzględną i brutalną rzeczywistość ,ale również piękne i głęboko poruszające świadectwo triumfu ludzkiego ducha ,wiary i nadziei .Rekonstrukcja wydarzeń w swoich detalach i prowadzeniu narracji ,jest o wiele bardziej szersza,wierna i autentyczna niż jego hollywoodzki poprzednik z 1993 roku.
    Piękna muzyka Giacchino i niesamowita praca dzwiękowców.

  • Szkoda że ambicje kieszonkowe ostatecznie ukształtowały ten obraz nad jego kierunek artystyczny,stawiając dynamikę narracji nad głębię ,z konsekwencją dla treści i tak ciekawych ,zmarnowanych tu postaci(Barras;Talleyrand).Mnie podobała się ta ekstrawagancka wizja Scotta i jego wywrotowa próba przełamania konwencji gatunku,balansując między powagą a pastiszem.W pamięci pozostają oszałamiające ,porywające sekwencje bitew a Phoenix tworzy własną interpretację cesarza w auto ironicznym wydaniu .

  • Zaskakujące jest tu tym razem podejście Macquarriego do formuły,zdecydowanie większa co ciekawe koncentracja na monologach i fabule,niż na samej akcji.Mimo długości metrażu,który może męczyć swoją nadmierną rozwlekłoscią jak na letni Blockbuster,pozostaje angażujący ,dzięki inteligentnie i w przemyślany sposób poprowadzonej fabule.Fajnie zobaczyć znów Kittridge'a,świetni są Shea Whigham,Pom Klementieff i Hayley Atwell.Na koniec cliffhanger z pociągiem trzyma w napięciu ,ale to nie "Fallout".

  • Słodko- gorzka opowieść i seans ,który jednocześnie przynosi ukojenie i pobudza do refleksji.To historia Gilberta ( stonowany,dojrzały występ Deppa) i jego rodziny ,jednak prawdziwym stealerem scen jest tu młody Di Caprio,dla którego rola Arniego okazała się przełomem w jego karierze i zaowocowała pierwszą wówczas Oskarową nominacją.

  • Choć występ Jonathana Majorsa zapewnia trochę świeżości ,podobnie jak nowa ,ciekawa koncepcja wizualna walk bokserskich,zasadniczo film pozostaje wierny formule serii.Nie jest to filmowy nokaut ,ale solidna wymiana ciosów w świetnie wystylizowanej trzeciej rundzie Adonisa, który pozostaje w świetnej formie,uwolniony od mentorstwa udręczonego przeszłością Rockyego.Mimo braku Cooglera i Sly'a w pełni autorska praca MBJ umiejętnie łączy tradycję z nowymi trendami czerpiąc wzorce od swoich mistrzów.

  • Nie ma głębi,struktury,a przede wszystkim mrocznego klimatu i efektu suspensu mistrzowskiego klasyka Hitchcocka, choć istotnie niekonieczny to nie całkowicie bezużyteczny sequel-ma w zanadrzu kilka niespodzianek,choć wydaje się nieco zagmatwany fabularnie i zagubiony w sieci paranoi niczym jego bohater.Perkins jako Bates utracił tutaj wiele ze swego mrocznego uroku i tajemniczości,pozostaje jednak osobowością skomplikowaną ,skonfliktowaną między dobrem a złem,normalnością a szaleństwem.

  • Mroczny ,niepokojący i przejmujący obraz piekła wojny ukazanej z perspektywy nieprzyjaciela.Tutaj " wróg" ów zyskuje ludzkie oblicze a twórca pochyla się nad bohaterami opowieści ,tak bezlitośnie wrzuconymi w brutalną rzeczywistość wojennego frontu,ukazując ich bezradność,kruchość ,strach i wolę przetrwania.Wizualnie bogata ilustracja wojny(wyczuwalna inspiracja stylistyką Deakinsa i Lubezkiego),stadium szaleństwa i absurdu wojny oraz hołd dla jej ofiar i chłodnych politycznych ambicji.

  • Niższej rangi horror ,ocierający się o klasę B,momentami epatujący okropnosciami- nie mniej błądzi w sferze mistyki i duchowości po bezdrożach,jeśli nie bardziej.Bez nadania odpowiedniego kierunku i jakości pozostaje jedynie wymuszoną i niepotrzebną kontynuacją ,która nawet pomimo niezłych efektów i muzyki ,bez wsparcia Spielbergowskiej ręki ,nie jest w stanie samodzielnie odtworzyć klimatu grozy i emocji oryginału.

  • Wystarczająco wciąga by zaangażowac,nie opierając się przy tym urokowi Julii"Pretty Woman" Roberts,jednak chronologia i ostateczna konkluzja wydarzeń wydają się tutaj łatwym ogniwem do zespolenia i przewidzenia.Nie jest to seans zmarnotrawionego czasu,ale nie jest to też tak głębokie i namacalne jak choćby"Fatalne zauroczenie",może to być rodzaj "oczyszczającego" doświadczenia lub kino ku przestrodze dla osób z podobnymi traumami.

  • Chociaż wątek metafizyczny przedstawiony w tym obrazie z chrześcijańskiego punktu widzenia może budzić wątpliwości,podobnie jak potraktowany w iście hollywoodzki sposób temat walki ze złym duchem przy pomocy rzekomej specjalistki od zjawisk paranormalnych,na poziomie czysto gatunkowo filmowym jest to obraz wciąż bardzo silnie oddziaływujący na wyobraźnię i emocje widza a efekty specjalne i dźwięk naprawdę przerażają.

  • To głównie kino speców od pirotechniki i to wybuch gra w tym filmie główną rolę.Czuje się zmarnowany ciekawy casting( Stallone-Stone-Woods),także potencjał na lepsze kino akcji.Schematowe kino zemsty,wymuszony wątek romansu z niepotrzebnym erotyzmem i fajerwerki. Historia bez napięcia,emocji czy zaangażowania ale można dac się "rozerwać" w piątkowy wieczór.

  • Nie jest to dobre kino ani udany sequel serii,zabrakło Roya Scheidera a przede wszystkim mistrzowskiego klimatu grozy oryginału.Mimo tandetnych efektów 3D ,okropnej muzyki i kiczowatych scen ,z dużym przymrużeniem oka dość przyjemnie się ogląda ze wzgledu na atmosferę filmu i lokalizacje.Widok paszczy rekina nadal może wzbudzać lęk ,tym bardziej ze bestia wydaje z siebie dźwięki niczym lew .

  • Niesmaczny,obrzydliwy,odpychający,jeśli jednak przyjąć ze to koszmarny sen,zamierzony pastisz można pozostać pod specyficznym urokiem tej ekscentrycznej,czarnej komedii będącej jakby połączeniem "Psychozy" z " Rodziną Addamsów".Jakkolwiek nie byłoby to niskie i złe doświadczenie filmowe w odczuciach ,Dan Aykroyd jako Sędzia Alvin (nawet mimo Maliny) ,kradnie tu show i bawi się wyśmienicie.Tylko ten penis zamiast nosa uffff

  • W powietrzu latają gołębie,kule pocisków ,strzały a przede wszystkim Jean -Claude swoimi saltami w charakterystycznym dla Johna Woo stylu Slow motion
    Fabuła jest oczywistym pretekstem dla efektownych i głośnych scen akcji a nawet odrobiny sadystycznej przemocy a la Raimi(tutaj jeden z kierowników produkcji).Próżno szukać tu zdrowego rozsądku i umiaru,w logice i sensie także obraz uchybia celu,natomiast jako męskie kino dla twardzieli to strzał w 10 -tkę.

  • Rambo i Snake Plissken razem w akcji .Kultowy duet w kultowym,choć odmóżdżającym akcyjniaku ,być może jednym z ostatnich wieńczących pewną epokę.

  • Carpenterowska opowieść z dreszczykiem ożywiająca morskie legendy ,stawiająca konsekwentnie nacisk na atmosferę mroku i niepokoju niż epatowanie makabrą czy groteską.Klasyk wart odswieżenia,będący świadectwem iż twórca "Rzeczy" i "Haloweenu" zyskał wprawę jako rzemieślnik w swoim gatunku.

  • Film ponosi porażkę na każdym poziomie na którym triumfował jego poprzednik.Pozbawiony emocji i napięcia rejs,który kończy się efektowną katastrofą na Karaibach,jak na ironię podobnie jak sam film o skałę swego niedoscignionego wzorca.

  • Choć nie ma świeżości oryginału to jednak pozwala w drugim akcie odkryć nowy ,orzeźwiający rodzaj doświadczenia.Znów poczułem się jak małe dziecko porwane w żywy ocean atrakcji,choć wątpliwy pod względem fabularnym czy metafizycznym ,ocierający się o mielizny ale wizualnie wypływający na głębokie wody czystego kinowego surrealizmu.Sconograficznie,dźwiękowo i wizualnie - oszałamia,jest trochę przeładowany wątkami i akcją ,ma problemy z zakończeniem ale ogólnie to przyjemny seans.

  • To nie jest zła rzecz ,można wiele zarzucić ale to wciąż Chazelle ,choć niewątpliwie dziki,wulgarny i szalony ,ale także odważny,ryzykowny i ambitny.Bombastyczno orgiastyczna to uczta ,pozbawiona subtelności i umiaru ale ostatecznie pozostawająca hołdem dla minionej epoki.
    To wciąż Chazelle o marzycielach,niespełnionych miłosciach i ambicjach ,nie tak piękny sen jak La la Land ,który można znienawidzić ale trudno o nim zapomnieć.Dla mnie fenomenalny ending i genialna partytura Hurwitza.

  • Film broni się charyzmą Juliana Sandsa który bez trudu tutaj dominuje przycmiewając młodych aktorów.Wątek baśniowy zostaje jeszcze silniej podkreślony z domieszka romantyzmu a horror zbilansowany czarną ironią.Mimo iż poprzednik był o wiele bardziej fascynującą opowieścią ze świetnym Richardem E.Grantem jako Łowcą czarownic ten luźny sequel ogląda się o dziwo dobrze.

  • Coogler po raz kolejny nie zawodzi ,jeśli chodzi o wykazanie się kreatywnoścą w wizji odtworzenia nowego świata cywilizacji i kultur.
    Jest to piękny filmowy hołd tak dla Chadwicka jak i dla Pantery,przejście jednak przez żałobę ma swoje kryzysowe konsekwencje dla całości.Zaburzenie proporcji miedzy nadmiernym metrazem,długim dialogiem a dynamicznym trzecim aktem nieco chwieją strukturą franczyzy,dając jej jednak nadzieje na powtórne odrodzenie .

  • Dużo słodyczy(ale nie przesłodzenia),odrobina gorzkosci i iskierki rodzącego się geniuszu wizjonera kina,może nie arcydzieło stylu na miarę Cuarona ale przyzwoity,sympatyczny(wręcz empatyczny)kąsek fimowego mięcha.To niemal kameralne ,noszone na barkach naturalizmu i improwizacji młodego La Bella ,podróż sentymentalna ale doświadczenie oczyszczenia ,mierzenia z traumami przeszłości i odkrywania siebie.

  • Już samo oryginalne podejście do zużytej formuły tej franczyzy z kontekstem kulturowym i forma nadania mu epickiego antywesternowego kształtu czyni ten obraz. z serii Predator czymś wyjątkowym.Cieszy że seria ta krocząca bardzo nierównym szlakiem jakości ,wreszcie ku uciesze fanów wraca na właściwe tory czerpiąc z uniwersum świata Predatora ,z powodzeniem wykorzystując jej najlepsze cechy .Może nie będzie to tak kultowe i macho jak klasyczny oryginał, czuje się jednak znacznie lepiej jako obraz

  • Oszałamiający wizualnie spektakl z charakterystycznym dla Luhrmanna stylem( szybki montaż,ostre jazdy kamery i ciążące nad bohaterem fatum ).Australijczyk usiłuje eksperymentować z formą uciekając od konwencji odlotową estetyką ,jednak narracyjnie i audiowizualnie wydaje się zbyt zgiełkliwy i bałaganiarski.To pełna wigoru szalona przejażdżka,pozostawia jednak niedosyt samego - Elvisa(pełen charyzmy Butler),który w tym bigosie czuje się mocno zagubiony i niezgłębiony.

  • Dla mnie to taka sproszczona ,blockbusterowa wersja "Oficera i dżentelmena", kino które miało porwać publiczność ,które można polubic i chyba o to chodziło.Dlatego nigdy nie przeszkadzały mi widoczne braki filmu Scotta ,gdyż doskonale spełniał on swoją rolę w tym do czego go przeznaczono - do zarobienia pieniędzy a nie zdobywania zaszczytów czy wyróżnień .Był to także początek produkcji spod znaku Bruckheimera ,którego znakiem rozpoznawczym były produkcje dynamiczne i wystylizowane.

  • Kolejne Tour- de - force Toma Cruise'a od czasu "Fallout " czyni widza zaangażowanym w żywy spektakl akcji i sprawia że poczujesz zawroty i przyśpieszenie pulsu.Nie jest to kino które sprowokuje do wytęrzenia umysłu ale sprawi że nie odwrócisz wzroku i nie zamkniesz uszu ,choć jest to raczej lot po bezpiecznej trajektorii konwencji ,swoim realizmem ,intensywnością i dynamiką scen akcji wznosi ten nieco sentymentalny i patetyczny ale satysfakcjonujący sequel na wyższy od poprzednika poziom.

  • Znajomy utwór Szekspirowski w interpretacji Coena staje się doświadczeniem ekscentrycznym,ponurym i niepokojącym ale chociaż to opowieść pod względem emocjonalnym zimnokrwista, pod względem wizualnym fascynuje i zapiera dech.Klaustrofobiczny nastrój budują hipnotyzujące swoją senno- mglistą atmosferą zdjęcia Delbonnella ,teatralna scenografia i pełna napięcia mroczna partytura.To jednak zdecydowanie mistrzowski teatr aktorów ( charyzmatyczny Washington) i popis wizualnej inwencji Coena.

  • Zwiastun zapowiadał się intrygująco ,ale wykonanie rozczarowuje.Pierwszy obraz był świeżą,fascynującą i przerażającą zarazem wizją ,działał skutecznie- ten działa jak dekonstrukcja i autoparodia.Nie oszukujmy się ,nie było "Reaktywacji", nie było żadnej"Rewolucji" i nie ma też dla mnie tutaj " Zmartwychwstania".To średni akcyjniak bez stylu i sensu,zrobiony niemal jak s/f klasy B(poziom " Terminator -Genisys").Dla mnie to karykatura jedynki.Głównie dla fandomu.

  • "Świeża krew "eksploduje i rozrywa ekran swoją energią a opowieść tętni życiem i pulsuje emocjami.Pieknie sfilmowane ,z pasją i sercem wyreżyserowane i zagrane,porywające widowisko.To o wiele lepszy film niż musical ,zachowujący respekt do sławnego klasyka,nie usiłuje go przebijać w epickośći,jednak bardziej pogłębia historię i postacie ( świetny Mike Faist jako Riff; duet Alvarez-De Bose wymiata w scenie"Ameryki"),świetnie pogłębia też kontekst kulturowo- społeczny.Spielberg u szczytu formy !

  • Histeryczny,krzykliwy globalistyczny manifest?.Balansuje między dramatem a satyrą ale nie trafia w wyznaczony cel i chybia.Bardziej irytuje niż zachwyca nachalnością przekazu i przesadną formą wyrazu.Z jednej strony podejmuje powagę tematu ,z drugiej zachowuje ironiczny dystans,tematycznie jednak wydaje się nieziemsko odległy od spraw i realnych zagrożeń codzienności.Paradoksalnie " kosmiczny" to krok wstecz dla Mckaya w stosunku do poprzednich dokonań ,nadal jednak ciekawy i rozrywkowy.

  • Warto odbyć tę poetycką,baśniową podróż razem z Gawainem ,by skonfrontować się z własnymi przemyśleniami na temat życiowych wyborów, walki z własnymi słabosćiami,lękami i odwagi mierzenia się z własnym przeznaczeniem.Ta momentami surrealistyczna ,fascynująca swoją mitologią ,choć nie łatwa w interpretacji opowieść, w sposób nadzwyczajny łączy elementy kina przygody,baśni ,romansu i horroru.Nie często widzimy to ubrane w tak ekstrawagancki ,ponury i zarazem magiczny kostium.