-
Jest solidnie zrobionym filmem pod względem technicznym. Ridley Scott wyspecjalizował się w wizualnym oddaniu przykrej prawdy o wojnie w różnych okresach ludzkiej działalności. Samo spoglądanie na ten obraz jest ucztą dla oczu. Szkoda tylko, że wizja reżysera została rozrzedzona przez uciążliwe mieszanie humoreski z bardziej poważnymi momentami.
-
6.524 listopada
- 6
- #2 w nowych
- Skomentuj
-
-
Nowa produkcja Ridleya Scotta jest naszpikowana ciekawymi i świetnie obsadzonymi postaciami. Liczę na to, że aktorzy w wersji reżyserskiej rozwinęli skrzydła i zaprezentowali się w pełnej krasie. Nie zrozumcie mnie źle, Napoleon nie jest złym filmem. Na pewno warto obejrzeć te epickie sceny walki na dużym ekranie. Czuć jednak to, że reżyser na potęgę ciął materiał, gdy tworzył krótszą wersję.
-
Chociaż Napoleon ma wiele akcentów komediowych, a nawet groteskowych, pozostaje widowiskiem wojennym z genialnie zainscenizowanymi scenami batalistycznymi: zaskakującymi, kreatywnymi, nie zawsze też zgodnymi z faktycznym przebiegiem bitew, z czego niedawno tłumaczył się reżyser. Odpowiedzialny za obraz Dariusz Wolski wykreował prawdziwy teatr chaosu i krwi, Oscarową nominację powinien dostać z urzędu.
-
Czekam, gdy Apple TV pokaże ponad 4 godzinną reżyserską wersję "Napoleona", którą już teraz Ridley Scott się mocno chwali. 158-minutowy film, jaki możemy oglądać w kinach, jest bowiem dziełem irytująco niespełnionym. Zachwycające i genialne sceny bitew i wizualny rozmach nie przykrywają słabości scenariusza, który wygląda jakby był skrótem... reżyserskiej wersji filmu.
-
Techniczna biegłość, walory estetyczne i widowiskowość nie czynią jeszcze film dobrym, zwłaszcza jeśli ma on wiarygodnie przedstawić człowieka, którego imieniem nazwana została cała epoka.
-
Na papierze mogło wydawać się, że Ridley Scott to świetny kandydat do nakręcenia biografii Napoleona. Niestety, wszystko złożyło się nie po jego myśli, a w efekcie dostaliśmy dziwny, pokraczny projekt, któremu daleko do pełnoprawnego filmu ze związkiem przyczynowo skutkowym i konsekwentnie poprowadzonymi wątkami. Wielki reżyser poniósł przykrą porażkę.
-
Tylko nie jako lekcja historii, bo Scott już zaczyna swój film od nieścisłości historycznej, jakoby Napoleon był świadkiem ścięcia Marii Antoniny, a im dalej w las, tym mniej go obchodzi prawda historyczna. Jednak, czy musi?
-
Mimo srogiego rozczarowania, wierzę, że "Napoleon" może zyskać na wartości w dłuższej wersji. Historia kina zna przypadki arcydzieł, które docierały na wielki ekran okaleczone, niepełne. Scott nie powtórzy na szczęście losów Ericha von Stroheima i Orsona Wellesa i dostanie szansę na odkupienie. Wstrzymajmy się zatem przed ostatecznymi wyrokami, żeby los nie zakpił z nas tak jak z imperatora.