-
To rzecz jasna nadal klasa B, tyle że zwyczajnie nie potrafiąca krzesać choćby grama emocji. Tego typu film być może sprawdziłby się trzy dekady temu, jako znalezione na najwyższej półce w wypożyczalni VHS zakurzone pudełko, którego zawartość nastoletni widzowie oglądaliby w ukryciu przed rodzicami. Współcześnie jemu podobne określa się mianem "straight to VOD" - i to zdecydowanie tam jest jego miejsce. W kinach bowiem, jest skazany na... pożarcie.
-
"Creeda III" można więc pod wieloma względami określić mianem kina najeżonego błędami debiutanta, ale na szczęście dlań całościowo opartego na fundamentach tak mocnych, że nadal potrafiącego dostarczyć pewnej zaskakująco solidnej porcji rozrywki. Mimo coraz bardziej widocznej potrzeby zmian, tę rundę na nogach jeszcze udało się ustać.
-
Choć nigdy nie osiąga zawrotnego tempa, zawarty w dziewięciu odcinkach serial HBO ma więc wszystko, by odpowiednio cierpliwego widza wynagrodzić uczciwie zapracowanym finałem. Nawet jeżeli jego wydźwięk nie jest aż tak mocny jak w pierwowzorze, nie zmienia to faktu, że "The Last of Us" jest po dziełem przemyślanym od A do Z, dokładnie wiedzącym co chce opowiedzieć i konsekwentnie do tego celu zmierzającym.
-
Jeśli do takiego zestawu dodać wymagającą i z pełnością nietuzinkową na tle jego portfolio rolę Alexandra Skarsgårda i jak zawsze intrygującą w swej dziwaczności Mię Goth, "Infinity Pool" wybroni się właściwe w każdym aspekcie - nawet jeżeli będzie rozrywką zarezerwowaną dla specyficznego typu widza.
-
To więc film skierowany do specyficznego typu widza o tyle, że wymaga jednak dość sporej odporności na ekranową przemoc. Jeśli jednak nie jest to przeszkodą, cała reszta w filmie Hong-sun Kima to już czysty eskapizm, który nawet w momentach najbardziej testujących cierpliwość odbiorcy co do fabularnych rewelacji, potrafi zapewnić odpowiednią dawkę bezrefleksyjnej rozrywki.
-
Biorąc pod uwagę zwyczajową jakość wypychanych przez wytwórnie w styczniu produkcji, możemy jednak umówić o jak najbardziej udanym horrorowym początku roku. O ile co prawda wyjadacze kinowej grozy mogą być nieco rozczarowani, że tej w "M3gan" wcale nie ma aż tak dużo, jak po tego typu tematyce można by się spodziewać, jeśli rozpatrywać go w kontekście stricte rozrywkowym, film Gerarda Johnstone'a to jednak zdecydowanie odprężający wypełniacz wolnego czasu.
-
Choć ambicje "Abyzou" nie sięgają dalej niż granice bezpiecznego i niezobowiązującego straszaka, mimo wszystko w swojej kategorii wypada on jednak dość wyraźnie ponad średnią. Jeśli więc podstawowym celem potencjalnego wieczornego seansu ma być kilkukrotny wzrost tętna po którym można bez większych obaw przed koszmarami zanurzyć się w objęcia Morfeusza, Oliver Park dostarcza wystarczająco wiele powodów, by wybrać nań właśnie jego film.
-
Choć do tej pory jedynie narzekam, "Pukając do drzwi" nie da się określić mianem filmu słabego. Zarówno warstwa realizacyjna, jak i przede wszystkim aktorstwo jest na co najmniej dobrym poziomie, a mimo wspomnianych "Shyamalanizmów", całość potrafi intrygować na tyle, by nie przewracać oczami ze zniecierpliwienia.
-
I dokładnie takiego rodzaju filmowym doświadczeniem jest "Wilkołak" - potrafiącym z niezwykłą wprawą balansować pomiędzy tym co upiornie rzeczywiste, a pozostawionym pozornie bez odpowiedzi i opowiadającym o rzeczach ważnych, przy rozsądnym wykorzystaniu sztafażu gatunkowych sztuczek. Czyli nie przymierzając, dziełem w ramach swego poletka, kompletnym.
-
Wielkim filmem nie jest, bo i nigdy nie miał zamiaru nim być - natomiast umiejętności dostarczania sporych dawek rozrywki odmówić ani trochę mu już nie można. W roli poprawiacza posępnego nastroju i zarazem celnej satyry na dominującą wśród twórców społecznościowych treści pozę, będzie zatem zdecydowanie trafnym wyborem na seans.
-
Jak ostatecznie będzie czas pokaże - ale i bez wyróżnień, "Fabelmanowie" pozostają dziełem na którym Spielberg odciska swój autorski ślad i to nie tylko ze względu na personalny wydźwięk przedstawianej historii. O rzeczach małych trzeba bowiem umieć opowiadać równie dobrze co o tych wielkich - a Amerykanin jest w tym aspekcie twórcą niedoścignionym.
-
Nigdy nie traktuje siebie zbyt poważnie i dokładnie tego samego wymaga od widza - jeśli ten zatem będzie w trakcie seansu w stanie wyłączyć myślenie i da się porwać buzującej energią akcji, pewnikiem będzie się co najmniej dobrze bawił. A kto wie, być może na powrót uwierzy w Świętego Mikołaja.
-
To więc jeden z tych filmów, które dzięki przemyślanej realizacji pomysłowego konceptu, potrafią wykrzesać coś z niczego. Niewątpliwie zatem, mamy w tym wypadku do czynienia z jednym z najciekawszych przedstawicieli psychologicznej grozy mijającego roku.
-
Niemal dwie godziny filmowej opowieści jakie składają się "Uśmiechnij się" to doświadczenie które ciężko nazwać całkowicie nową jakością w kinie grozy - ale solidną dawką zbudowanego na jego dotychczasowych dokonaniach, rozrywkowego napięcia już zdecydowanie tak. Innymi słowy, warto.
-
Jak by jednak nie było, "Hellraiser" rewolucji ostatecznie nie przynosi - chyba, że za taką uznamy znacznie wyższą niż przy okazji ostatnich części jakość produkcyjną. To po prostu solidny reprezentant kina grozy, który stoi w rozkroku pomiędzy chęcią powrotu do głównego nurtu, a zadowoleniem wieloletnich fanów marki.
-
Pod względem scenariusza zatem, "Nie patrz w dół" to film pełen paradoksów, z jednej strony potrafiący zapewnić nieco emocji, by trwonić je w mało przekonujących zabawach z domorosłą psychologią. To zatem jak ostatecznie go odbierzemy, zależeć będzie przede wszystkim od skali oczekiwań - bowiem jako niekoniecznie intelektualny, realizacyjnie przyzwoity wypełniacz nudnawego wieczoru sprawdzi się wystarczająco.
-
Halina Reijn nakręciła zatem film o którym niewątpliwie można napisać, że posiada cechy wyróżniające go z grona innych podobnych tematycznie produkcji. Dobry pomysł i porządna realizacja - ot przepis na tego rodzaju rozrywkę, która nie ma prawa pozostawić swojego odbiorcy rozczarowanym.
-
Trudno powiedzieć, by film Balthasara Kormákura miał jakiekolwiek szanse zapisania się złotymi zgłoskami w historii kinematografii, czy nawet zapadnięcia widzom w pamięć jako jedna z lepszych produkcji obecnego roku. Ze swojego podstawowego zadania - czyli dostarczania bezpretensjonalnej rozrywki, "Bestia" wywiązuje się jednak dokładnie tak jak powinna.
-
Serialu studia Trigger nie sposób sprowadzić jednak do produkcji mającej jedynie towarzyszyć swemu starszemu, wirtualnemu krewniakowi. Wręcz przeciwnie - to pełnoprawny produkt oferujący kilka godzin samodzielnej, satysfakcjonującej opowieści.
-
Broni się niezłym aktorstwem, nieustającą akcją ze sporą dawką należycie odwzorowanej brutalności i rewelacyjnymi aligatorami - to jednak nieco za mało, by mówić o filmie mającym ambicje na cokolwiek więcej, niż miano porządnego przedstawiciela animal attack.
-
-
Mimo że można w związku z tym zadawać pytanie o sens jego powstania, film Rona Howarda, to dość niespodziewanie stonowana produkcja, która zamiast w oczywisty sposób grać na emocjach odbiorcy, zapewnia mu wgląd z nieco innej perspektywy w jedno z najbardziej przywracających wiarę w ludzkość przedsięwzięć ostatnich lat. A to w dzisiejszych czasach rzecz na wagę złota.
-
Niezwykle osobiste dzieło Phila Tippetta dla wielu widzów może okazać się przeżyciem wręcz wyczerpującym w swej nieustannej kakofonii zniszczenia, ale nawet oni docenią jakość przekucia wizji w spójną we własnych ramach całość. Czy możemy zatem mówić o tym, że mamy do czynienia z magnum opus twórczości Phila Tippetta? Moim zdaniem, zdecydowanie tak.
-
Przewidywalna w swej wtórności fabuła, miałcy bohaterowie o nijakich motywacjach, niewykorzystana szansa na zbudowanie fascynującego, bo całkowicie odmiennego od gatunkowego standardu świata przedstawionego to przewiny, jakich nie jest w stanie uratować nawet obecność gwiazdy takiej jak Sylvester Stallone.
-
Sprawna, godna sięgającego niemal stu milionów dolarów realizacja z posiłkującym się kilkoma klasykami soundtrackiem na czele, kilka prawdziwie epickich sekwencji, komediowa samoświadomość i trzymający to wszystko w ryzach scenariusz stają się dowodem na to, że letni blockbuster nie musi być synonimem wstydu.
-
Choć "Zbrodnie przyszłości" okazują się filmem raczej z tych skromnych, bynajmniej nie są pozbawione elementów które twórczość Davida Cronenberga charakteryzowały przez lata. Dla jego fanów, to zatem tak czy inaczej rzecz obowiązkowa. Ze względu na dość pretekstową fabułę, dla pozostałej części widzów, będzie to jednak raczej ciekawostka, niż murowany hit.
-
Kolejny udany film w horrorowym dorobku Scotta Derricksona, pewnie rozwijający te elementy, w których pierwowzór nie domagał i zapewniający niemal dwie godziny niekoniecznie odprężającego, ale z pewnością niegłupiego seansu.
-
Mam nadzieję, że twórcy nie zapomną, że "Stranger Things" to przecież niekoniecznie orgia zniszczenia i bombastyczne CGI rodem z "Avengers", a tak naprawdę rzeczy małe, jak relacje między bohaterami, czy nostalgiczne mrugnięcia okiem do ejtisowych dzieciaków. Jeśli tego nie zabraknie, możemy na zamknięcie historii Hawkins już na tym etapie czekać z wypiekami na policzkach.
-
Stoi twardo na własnych nogach, stanowiąc nie tylko udane przedłużenie nostalgicznej wyprawy do świata sprzed niemal czterech dekad, ale i satysfakcjonującą historię samą w sobie.
-
Cóż tu kryć, "Park Jurajski" najzwyczajniej w świecie rozmienił się na drobne - i jeśli ze względu na sentyment nie chcielibyśmy by zakończył swój żywot, najwyższy czas dlań na dłuższy odpoczynek. Przynajmniej do momentu w którym pojawi się ktoś mający pomysł na to, jak dinozaury przywrócić do życia w glorii chwały.