-
Pędźcie do kin. Nowy film Martina Scorsesego przypomina, jak wielkim jest twórcą.
-
Rasowy thriller szpiegowski, który kąpie widzów w paranoi.
-
Szacunek do oryginału i powiew świeżości. Netflix zrobił nowego "Znachora" i dobrze mu to wyszło.
-
Najlepszy film Holland od dawna. Nie dajcie sobie wmówić, że uderza w Polskę
-
Zamiast kolejnego polskiego kryminału, dostajemy gęsty thriller. Ten film wami wstrząśnie.
-
To film sprawnie zrealizowany, z ładnymi zdjęciami, przejmującą muzyką i paroma "momentami" - to wszystkie jego zalety, jakie można wymienić. Chociaż niewiele oddziela go od dna przeciętności, do kubełka popcornu w rękach niedzielnych widzów horrorów na pewno się nada.
-
Ciśnienie nigdy nie zwalnia swojego uścisku, bo, stawiając widowiskowość na pierwszym miejscu, "Meg 2" udowadnia, że rozmiar prezentowanych atrakcji ma znaczenie. Ta produkcja ciągle gryzie widza, aż w końcu pożera go w całości. Dzięki temu może przyprawić o zawroty głowy nawet najbardziej zaprawionych w boju zjadaczy popcornu. W barze kinowym bierzcie największy możliwy zestaw. Przyda wam się.
-
Kozacka animacja pełna widowiskowej akcji
-
Najlepszy film w karierze Christophera Nolana i wstrząsająca opowieść o zniszczeniu świata.
-
-
To coś więcej niż podręcznikowy blockbuster i solidy sequel. "Mission: Impossible - Dead Reckoning Part One" jest prawdziwą jazdą bez trzymanki, do której mam tylko jedno "ale".
-
To film odtwórczy, który umieszcza starą formułę w nowym opakowaniu. Z tych wszystkich kalek Mangold potrafi jednak wycisnąć świeże emocje, a nie tylko szpanować ogromnym budżetem i efektami specjalnymi.
-
Marvel dawno nie był tak kozacki. Gunn w swoim stylu żegna się ze "Strażnikami Galaktyki".
-
Kicha, ale nie ze względu na "propagandę".
-
Nawet jeśli nie oglądacie całego serialu "The Last of Us", bo nie lubicie zombie ani gier, włączcie trzeci odcinek. Wybitny kawałek telewizji.
-
Zaskakujący przykład tego, jak powinno się adaptować książki. Wyszło świetnie!
-
Najlepszy z dotychczasowych oraz, w mojej skromnej opinii, jeden z najlepszych w całym sezonie. Co ciekawe, to właśnie epizod z udziałem Billa i Franka wprowadził, przynajmniej na razie, najwięcej nowości i modyfikacji względem oryginału. To piękna i smutna opowieść, której patronuje pewien utwór Lindy Ronstadt.
-
Wciąga, ale po tym programie może odechcieć się wam związków.
-
Jest lepszy od "365 dni", ale gorszy od prawdziwego filmu.
-
Nawet aktorstwo niespecjalnie się broni - przykro mi to pisać o ostatnim występie Kang Soo-yeon, która zmarła w maju zeszłego roku, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że bardzo nie chciała brać w tym wszystkim udziału. Być może nieco za późno zdała sobie sprawę, że "Jung_E" będzie koncertem zawiedzionych oczekiwań. Stać pana na więcej, panie Sang-ho Yeon.
-
Jeden z najlepszych superbohaterskich seriali. Nie ma nic wspólnego z MCU.
-
Nie taki "Babilon" straszny, jak go malują. Po swojej światowej premierze film spotkał się z niezbyt entuzjastycznym przyjęciem krytyków, a widzowie go olali. A to przecież najlepsza kinofilska impreza od dawna. "Wilk z Wall Street" osadzony w Hollywood przełomu lat 20. i 30.
-
Łapiąca za serce, tętniąca wrażliwością opowieść o rozmijaniu się tych potrzeb. O wewnętrznym kryzysie i lęku przed nieuniknionym. O ucieczce przed bezcelowością. A przede wszystkim o samotności, o przyjaźni i odrzuceniu, o rozpadzie związku czy też - bardziej uniwersalnie - rozpadzie relacji. Naznaczona folkowym pociągnięciem pędzla, urzekająca pięknem soczyście zielonych, wyspiarskich plenerów, przestrzenią podbijającą poczucie osamotnienia.
-
Trudno przewidzieć, czy "Avatar: Istota wody" wynagrodzi najzagorzalszym miłośnikom tę cierpliwość w stu procentach - nowy obraz Jamesa Camerona to wszakże żaden przełom. Podejrzewam jednak, że większość z nas oczekiwała od "dwójki" przede wszystkim obiecanego olśniewającego widowiska. Bez obaw: reżyser spełnił swoją obietnicę.
-
To film, na którym nie można zostawić suchej nitki.
-
Melodramat, romans, erotyk, thriller, komety, bluźniercze masturbacje, epidemie i gromiący wrogów mieczem Jezus bez penisa. Przede wszystkim jednak: tłusta, mięsista satyra na kwestie problematyczne, istotne i niepokojąco aktualne.
-
Rola Damięckiego najlepiej oddaje charakter "Furiozy". Ten film to prawdziwa z testosteronu i adrenaliny, którą reżyser rzuca w publiczność i detonuje z uśmiechem na ustach. Nie okazuje widzom żadnej litości, ale też w żadnej scenie nie będziemy o nią prosić. Nie ma w tej produkcji miejsca na nawet odrobinę słabości. Z każdą chwilą musi być ciężej, gęściej i więcej. To nieustanne walenie nas po mordzie. Z kina wychodzi się więc poobijanym, ale szczęśliwym.
-
Jest dziełem dość nietypowym. Z jednej strony - wysokobudżetowym tytułem, promowanym gwiazdorską obsadą i historią legendarnego pojedynku, z drugiej - skierowanym do dojrzałego widza dramatem o dużej autentyczności i wysokim poziomie artystycznym.
-
Całość jest równie głupiutka, ale i znacznie bardziej świadoma swoich mocnych stron i dużo spójniejsza w tonie, niż pełna potknięć "jedynka". Co czyni z niej znacznie przyjemniejszą w odbiorze całość.
-
Nie jest serialem wybitnym, nie jestem nawet przekonana, czy to po prostu serial bardzo dobry. Raczej dobry, który miałby większy potencjał, gdyby TVN nie zrobił produkcji dla widzów TVN-u, a za realizację zabrałoby się takie Canal+ czy HBO, tworząc produkt naprawdę premium. Ale dzięki drugoplanowym aktorkom nabiera charakteru.
-
Nawet biorąc pod uwagę wszystkie te znane, ograne schematy, naprawdę trudno nie odnieść wrażenia, że ostatecznie zbyt wiele elementów tej historii najzwyczajniej w świecie nie trzyma się kupy. I to tyle w temacie kondycji rodzimych romantycznych komedii. Może kiedyś.
-
Czekam teraz na otwarcie kolejnego rozdziału. Nie obraziłbym się, gdyby Almodovar od teraz zaczął kręcić tylko takie krótkie metraże. Tym bardziej, że pod względem reżyserii i treści jego nowe dzieło przegania niemałą liczbę pełnych metraży.
-
Naprawdę udany pełnometrażowy film animowany, który stanowi pozytywny dodatek do biblioteki Netflix Polska.
-
Ja się mimo wszystko rozczarowałem, bo od "Mortal Kombat" oczekiwałem nie tylko krwawych pojedynków, ale też imponujących wizualnie walk, a poza paroma tanimi błyskotkami, nie otrzymałem tego. Może miałem zbyt duże oczekiwania? Cóż... jeśli macie mniejsze, to tym lepiej dla was. Może przemawia za mną nostalgia, ale dla mnie nadal najlepszy z tej serii pozostaje pierwszy kinowy "Mortal Kombat" z 1995 roku.
-
Od strony czysto filmowej jest to dzieło lepsze, bardziej koherentne i szczególnie fanom DCEU powinno się bardziej spodobać niż film z 2017 roku. Nie wiem tylko, czy wszyscy będą tak samo usatysfakcjonowani. Nadal jest to najsłabszy film Snydera i najgorsza część uniwersum DCEU.
-
Patryk Vega narcystycznie przegląda się w swoich poprzednich filmach, wyciągając z nich wszystko to co najgorsze. Co więcej podaje to, jakby przedstawiał nam prawdy objawione, do tej pory znane tylko jemu.
-
Świetne widowisko, które wyciska ze srebrnych ekranów ostatnie soki.
-
Po co właściwie robić dokument historyczny, który nie tylko nie mówi nam niczego nowego o tamtych wydarzeniach, ale wręcz spłyca je do nieakceptowalnego poziomu? I czemu widzowie właściwie mieliby go oglądać? Tylko dla pięknych odtworzonych obrazków z epoki? "Wojna światów" zdaje się sugerować, że to wystarczający powód.
-
Ważny temat, przeciętne wykonanie. "Tylko sprawiedliwość" to film zmarnowanych szans. Ważna historia grzęźnie gdzieś w oklepanych rozwiązaniach, gubiąc współczucie i zainteresowanie widza.
-
Na poziomie realizacji "Zabawa w chowanego" wydaje się uboższa od poprzedniego filmu. To bardziej "Tylko nie mów nikomu 1,5" niż pełnoprawna kontynuacja. Co nie zmienia faktu, że te obiekcje bledną wobec tragedii ofiar i niebywałej krzywdy, jaką im wyrządzono. Trzeba doceniać ich odwagę i poświęcenie, a także trud braci Sekielskich wydobywających grzech Kościoła na światło dzienne.
-
Pierwszy udany film akcji od Netfliksa. Aż szkoda, że nie zobaczymy go w kinie.
-
Potrzebujemy nadziei i ciepła, pomimo wszystko. A "Nic nie ginie" pozwala tę nadzieję odnaleźć.