-
W tym rozchichranym grajdole Horror Story umykają sprawy ważne i zasadnicze. Społeczna satyra okazała się niezbyt trafiona, a wygrał millenialski humor. Tak więc drugi z debiutów na Konkursie Głównym w tegorocznej Gdyni to niewypał, ale z potencjałem. Niestety niespełnionym..
-
Wspaniały debiut. Zapewne wyjedzie z Gdyni bez większych aplauzów, ale jest jednym z najlepszych filmów społeczno-politycznych ostatnich lat.
-
Niestety, długo wyczekiwany projekt, jakkolwiek oceniać jego czołobitne przedstawienie postaci Pileckiego, przez niesnaski produkcyjne okazał się całkowitym niewypałem, któremu trudno wróżyć dobre wyniki finansowe.
-
De Humani Corporis Fabrica okazało się zaskoczeniem i wyjątkowo dobrym tripem. Rozbudziło we mnie pragnienie kina przekraczającego to, co ludzkie. Ponadto, to dzieło niezwykle pojemne w interpretacjehumanistyczne, okołotaktylne, cielesne, a także społeczne.
-
Bardzo dobrze się stało, że to właśnie dzieło tak swobodne wyznaczyło emocjonalny kierunek, w którym powinien podążać, rezygnując z tak na siłę eksplorowanych motywów triadowych, czego efektem były mniej zachwycające Kiedy łzy przeminą czy Dni naszego szaleństwa. Inaugurujące zataczanie się w samotność w mistrzowsko azjatyckim tonie przyniosło Hongkończykowi kult w światku artystycznym, z swoim kraju porównywany tylko z Johnem Woo.
-
Bracia Safdie komponują zatem symfoniczną petardę, zasklepiając ją w swojej undergroundowej estetyce. Dla wielu, mam nadzieję, będzie to topka roku, ale pewnie podobnie jak w przypadku Good Time, na pewno podzieli widownię. A nic tak pięknie nie jednoczy w miłości do kina jak podział.
-
Niezwykła, rozemocjonowana opowieść o separacji, dwojgu ludzi, którzy tak bardzo nie wiedzą, co zrobić, że dają innym decydować o swoim życiu. To dramat pierwszych i ostatnich słów, trzymanych w sercu impresji uczuć i chowanych lękliwie kompleksów, dramat bycia tu, w tym momencie i niebycia już w ogóle.
-
Portret kryzysu młodej kobiety w jej dwudziestkach dawno nie smakował tak świeżo.
-
Pod względem filmowym Ghostwatch to kamień milowy w gatunku found footage, znakomicie eksploatujący podstawowe techniki montażowe.
-
Holistycznie jako przegląd ludzkich niepokojów The Hottest August sprawdza się rzetelnie, ale zbytni leseferyzm treści odwraca uwagę od konkretu i dekoncentruje samego oglądającego. Pomiędzy rozmowami o niczym, trywialnymi gadającymi głowami i tapetami nieba można zgubić szerszy zamysł autorki. A jest on o tyle szczytny, oddany i nieosądzający, że warto go dostrzec.
-
Projekt świeży, czarujący i trochę wzruszający, w takim aspekcie rzeczywiście można to uznać za fanservice - ale to zasłużony fanservice. To prawdopodobnie przez ten film opóźnił się piąty sezon Better Call Saul. I chyba było warto.
-
Z całego serduszka polecam wybrać się do kina: to prawdopodobnie najlepsze wizualne doświadczenie A.D. 2019.
-
Jay Duplass i Tatiana Maslany formułują piękny duet, znakomicie porozumiewając się zwłaszcza w sferze pozawerbalnej. Reżyser z kolei budzi niemały podziw, bo w swoim debiucie popisuje się znakomitymi umiejętnościami opowiadania historii, kreowania bohaterów, tworzenia kina na wskroś współczesnego i skierowanego wprost do ludzi. W gruncie rzeczy to bliskie, czułe kino ze ślicznie przegadanymi dialogami.
-
Czy to traktowany jako ostra jak skalpel satyra polityczna, czy jako esej o rewizji historyczności - nowy film Radu Jude jest jedną z najciekawszych w tym roku premier w Polsce.
-
Choć moje serduszko zawsze trzymałem blisko Wściekłych psów i Bękartów wojny - bo to filmy w swoim sznycie spełnione do cna - to Pewnego razu... w Hollywood to jego najpiękniejsze dziecko.
-
To przeżycie, które musi podzielić. Jednych odrzuci ze względu na bezsprzeczną hermetyczność, drugich - rzekome autofellatio względem zmarłego ojca. Ja uważam to za hołd, ani nie idealny, ani nie chybiony, ale nie jest to jedyny temat.
-
Realizacyjnie film wygląda znakomicie, rozpływając się w głębokim interiorze, tchniętym życiem miasteczku i surrealnym biegu akcji. Sączy się krew, piętrzy broń palna, szykuje międzykulturowe starcie. Z całym swoim sensacyjno-westernowym bagażem Bacurau może się wybronić na wielu frontach, ostatecznie jest w porządku.
-
Z czystym sumieniem zalecam Animus Animalis, pierwszorzędnie wizualne przeżycie w skali 4:3, które nuży, ale nuży tak, jak powinno. Przy wyważonym 65-minutowym posiedzeniu ten animistyczny obraz przyrody i nas samych to idealny film na wyrwanie się z konwencjonalnej formy fabuły i akcji, często wyrwanie ze strefy komfortu, ku zupełnie innemu, refleksyjnemu doświadczeniu i destylowanej immersji.
-
Choć scenariusz jest schorowany, a fabuła rozlazła, mam ochotę pójść na Ja teraz kłamię jeszcze raz. Ten masochizm można wytłumaczyć ekspresowo - to jednak dobre polskie kino.
-
Co poradzić, że dziś możemy się jeno zachwycać zjawiskowymi zdjęciami Jacka Podgórskiego, przerażającą scenografią, staropruskim językiem, natchnieniem Pieczyńskiego czy wizualnym podobieństwem Karola Bernackiego i odgrywającego u Tarkowskiego tytułowego Stalkera Aleksandra Kajdanowskiego. Jednak cała rozprawa o chrześcijaństwie i pogaństwie, o głuchym milczeniu i ślepej wierze to tematy, niestety, ciekawe tylko na papierze.
-
To moja osobista filmowa topka tej dekady. Półfantastyczny development postaci, baletmistrzostwo w opanowaniu ostrych przedmiotów, dramat i rozterki naszego bohatera, konie, artystyczne rosyjskie akcenty - Parabellum dostarcza wszystkiego, czego można oczekiwać od swojego gatunku.
-
Wbrew pozorom Belzebub jest straszny i wcale nie używa do tego jumpscare'ów. Straszy klimatem, jak to się mówi. Nie jest dobry ani nie jest zły. Czymś się wyróżnił i jakoś przez niego przebrnąłem, ale czuć tu bardziej guilty pleasure niż jakiegoś doniosłego pretendenta. Ciężko mi to polecać, ale głupio też odradzać.
-
Reżyser idealnie wyczuwa zgryzoty dzisiejszej polityki i pozostaje nam z ochotą czekać na jego następne produkcje, które już, z pewną rezerwą, zapowiada. Zdolność do bacznej obserwacji naszych czasów i wrodzone kinofilstwo czynią obecnie Peele'a jednym z najambitniejszych twórców autorskiego kina gatunków.
-
To dreszczyk napięcia upłynniony w trochę zbyt rozwlekłej akcji. Ja, mimo wszystko, z chęcią pójdę jeszcze raz, bo są tu subtelne ślady porządnego rozprawienia się z matrymonialnymi porachunkami i niezabliźnionymi ranami.
-
Jednak głos, jaki zabiera w tej sprawie poprzez film dziennikarz Talal Derki jest wyjątkowo wartościowy i ważny, nie tylko w obecnym bliskowschodnim kontekście.
-
Ciężko mi ukryć, że RBG potrafi wzruszyć. W bardzo prosty, bezpośredni sposób mówi o tym, jak zmieniło się nasze społeczeństwo, choć dalej mamy sporo do zrobienia. Kiedy Ruth została wyalienowana w SN przez republikańskich nominatów, nie pozostała bezczynna. Nie atakowała nikogo, ale jako członek senioralny korzystała ze swoich uprawnień i żywo składała tzw. zdania odrębne. To taka przestroga, gdyby ktoś sądził, że jego zdanie i tak nie ma znaczenia.
-
Warto pomyśleć o Klerze jako o kamieniu milowym na pewnej drodze, może niezbyt subtelnym i na pewno nie najlepszym, ale ważnym. Ważnym, żeby uniknąć kryzysu, jaki przeżywa młody ksiądz idealista z seminarium, który żali się Kukule, że "Kościół to niby wspólnota, ale jak przychodzą kłopoty do nie ma do kogo gęby otworzyć".
-
Niespecjalnie czuć tu zabawę, klimat więdnie pod ciężarem nijakich straszaków, a sam Valak, który może przerażał trochę aparycją w Obecności 2, jest zaledwie cieniem własnego siebie. Podobnie jak w Annabelle, prospektywnie dobry pomysł na osobną historię został brutalnie sponiewierany przez odtwórcze realia.
-
Bezcharakterność całości jest przybijająca. Na sali kinowej prężnie rozciągałem się, żeby wytrzymać wszystkie 96 minut seansu.
-
Arcydzieło, które stało się ikoną ery niemej w ostatnim roku jego istnienia. Idealnie kumuluje emocje, radość czerpaną z życia.
-
Pozostaje niemal niedoścignionym arcydziełem z pogranicza dokumentu, który trudno będzie zastąpić jakimkolwiek innym filmem.