Dwoje zakochanych młodych żeglarzy wyrusza w rejs przez Pacyfik do odległej o tysiące kilometrów Kalifornii. Zmierzają w kierunku jednego z największych huraganów w historii.
- Aktorzy: Shailene Woodley, Sam Claflin, Jeffrey Thomas, Elizabeth Hawthorne, Grace Palmer i 7 więcej
- Reżyser: Baltasar Kormákur
- Scenarzyści: Aaron Kandell, Jordan Kandell, David Branson Smith
- Premiera kinowa: 6 lipca 2018
- Premiera światowa: 17 maja 2018
- Dodany: 4 czerwca 2018
-
Kormákur zaaranżował mariaż morskiego survivalu z letnim kinem dla zakochanych nie ustrzegając się przy tym licznych klisz i schematów gatunkowych. Trzeba oddać jednak twórcy, że nasycił swoje dzieło umiłowaniem wolności i wiarą w sens podążania za własnym powołaniem.
-
Jeśli jesteście fanami filmów żeglarskich, to absolutnie polecamy wybrać się na seans. Jeśli nie, to może zainteresuje was dramatyczna, oparta na faktach, historia.
-
Wyszła z tego niezjadliwa papka. Jedynym plusem jest nieco zaskakujące zakończenie oraz uczucie rodzące się pomiędzy Tami i Richardem, dające dziewczynie siłę do walki o przetrwanie w tak trudnych warunkach.
-
Gdyby tylko scenariusz był trochę lepszy, moglibyśmy mówić o całkiem niezłym filmie. A tak, jest ledwie średnio. I to tylko w niektórych momentach.
-
Niestety jest przykładem zmarnowanego potencjału. Mógł być trzymający w napięciu film o woli przetrwania, a zamiast tego widz dostał dość nudną produkcję.
-
Kormákur potrafi wzruszać, poruszać i opowiadać wstrząsające historie. Ta filmowa fala porwie Was bez zahamowania!
-
Spece od marketingu starają się sprzedać 41 dni nadziei jako łzawy romans, co strasznie spłyca potencjał tego tytułu. Jest tu oczywiście miłość i tragedia, ale także zapierająca dech w piersi potęga przyrody, walka o przetrwanie i próba pozostania przy zmysłach w ekstremalnej sytuacji. Warto dać się ponieść dryfującej łodzi, bo jej kurs - mimo pewnych obaw - zabierze nas we właściwe miejsce.
-
To był film, po którym nie oczekiwałem zbyt wiele, a i tak byłem rozczarowany. Film pozbawiony własnego charakteru i tak nudny, że jakiekolwiek kadry z obrad sejmowych są przy tym thrillerem najwyższej próby.
-
Emocje mikre, gra aktorska mało emocjonalna, a tytułowa przeprawa za mało angażująca. Wyszedł film, któremu nie kłaniają się tylko ujęcia, w których jedynie widać, że z naturą człowiek zawsze stawał i staje w nierównej walce.
-
Shailene Woodley jest sercem tego filmu.
-
Nie da się ukryć, że "41 dni nadziei" jest filmem o miłości nakierowanym na wzruszenie, ale jednocześnie to opowieść o przetrwaniu wobec niszczycielskiej natury.
-
Twórcy starają się jak mogą wycisnąć łzy z widowni, stosując chwyty rodem z TV Romantica, a wystarczyłoby, żeby po prostu trzymali się faktów. Najbardziej bowiem żal tu prawdziwej Tami Oldham, która przeżyła niesamowitą historię i zasługuje na o wiele lepszą ekranizację. Tymczasem parę linijek na ten temat w Wikipedii robi większe wrażenie niż cały film.
-
Bezcharakterność całości jest przybijająca. Na sali kinowej prężnie rozciągałem się, żeby wytrzymać wszystkie 96 minut seansu.
-
Jeśli romantyczne sceny przy całej swojej banalności pozostają przynajmniej sympatyczne i dość angażujące, to fragmenty poświęcone walce o życie są ordynarnie nudne.
-
Choć jest to mało oryginalna historia, to jednak zgrabnie opowiedziana, wystarczająco krótka żeby nie testować cierpliwości widza, a przy tym dobrze zagrana, zwłaszcza przez Shailene Woodley.