JordanForester
UżytkownikWitam. Nie spodziewajcie się tu wysokiej jakości recenzji najnowszych gorących projekcji, tylko zobaczycie tu raczej amatorskie opinie filmów które zdarzy mi się obejrzeć ¯\_(ツ)_/¯
A, i nie zdziwcie się, jeśli co jakiś czas ten page umrze, czasami po prostu zapominam, że go mam a i czasami też rzadziej oglądam filmy XDDDDD
-
Parę pomysłów wypada całkiem OK, ale fabularnie całość nie wypada najlepiej, a czasami idzie trochę po linii najmniejszego oporu.
-
-
Produkt filmopodobny w którym youtuberzy, vlogerzy, celebryci malują swój autoportret który miał według nich miał być zabawny i ciekawy, a faktycznie jest przerysowany, groteskowy momentami wręcz głupi, bohaterowie są sztampowi i pozbawieni głębi, muzyka jest jak dla dzieci. Najbardziej boli to że to ,,dzieło" miało potencjał, ale wyszło jak wyszło. Występuje tutaj paradoks Karolaka, ale Wójcik też daje radę. Wszystko pozostałe idzie do odstrzału
-
Potencjał na satyrę w stylu "Kochanych kłopotów" ginie niestety w powtarzanych w nieskończoność tych samych żartach, do bólu jednowymiarowych postaciach i żenującej ścieżce dźwiękowej. Na plus wyłącznie kolory (z jednej strony konsekwentna cukierkowata stylistyka, z drugiej neonowy finał) i Tomasz Karolak, jedyny solidny aktor w obsadzie.
-
Niby film chce być mocno kontrowersyjny, wstrząsnąć Polską jak nigdy dotąd, a ostatecznie serwuje same banały i oczywistości (politycy są źli! DEAL WITH IT!), jednocześnie nie dając nic dobrego od siebie (OK, wątek ze Stuhrem i prezesem Kiepskim jako tako się udał).
-
Wes Anderson migruje między animacją a rzeczywistością. W tym filmie jest coś szalenie naturalnego, Anderson potrafił to pokazać z wytworną manierą.
-
Fantastyczny Pan Wes przypomniał mi, jak bardzo lubię animację poklatkową. Ciepły, dojrzały film z trafionym, specyficznym humorem.
-
Świetnie zanimowana oraz zagrana produkcja, która pokazuje, że Wes Anderson potrafi bardzo dobrze stworzyć nie tylko filmy aktorskie, ale również animowane.
-
To był w miarę bezbolesny seans, a tłumaczenie nie raziło tak, jak w przypadku większości dubbingów zrobionych na zlecenie Kino Świata.
-
Zapewne ocena jest zawyżona,ale nie umiem inaczej podejść do zabawek z pokoju Andy'ego jak z ogromnym sentymentem.Jest to animacja która rosła,zmieniała się(dzięki technologii),dojrzewała razem ze mną.Każda część odzwierciedla jakiś etap mojego życia-to jest wręcz może i abstrakcyjne co pisze ale taka jest prawda.Dziś,już jako dorosły mężczyzna przeżyłem ostatnią przygodę w świecie Toy Story-to trochę jak epilog sagi,mrugnięcie okiem do tych dzieci z dawnych lat.Piękne to było i dziękuje za to!
-
109 sierpnia 2019
- 16
- #7
- Skomentuj
-
Nie radzi sobie dobrze ani jako parodia gatunku, ani jako komentarz do konsumpcjonizmu (filmy George'a Romero radziły sobie znacznie lepiej pod tym względem). Na dodatek całość nic nowego nie dodaje od siebie, a humor wypada mocno mieszanie. Przynajmniej dostaliśmy Tildę Swinton jako Kill Billa.
-
Jeden wielki bałagan scenariuszowy oraz wyraźnie widoczna praca debiutanta, gdyż reżyseria pozostawia wiele do życzenia. Zamiast prostej historii dostajemy za dużo rzeczy na raz, zaś zamiast czegoś co byłoby jakkolwiek ładnie nakręcone, jest coś na co szkoda nawet spoglądać, bo ma się czym prędzej ochotę poprzeglądać internet na telefonie. A ja myślałem, że Underdog nie był najlepszy...
-
Scenariuszowo całość to jeden wielki bałagan, składający się z masy wątków i postaci, z których wiele zostaje gdzieś tak w połowie pozapominana. I nie zapominajmy o reżyserii, przy którym widać, że ten film był robiony przez kompletnego amatora. Zaczynam dzięki temu filmowi doceniać coraz bardziej Underdoga i zachęcam sprawdzić tamtą produkcję, jak chcecie obejrzeć sobie jakiś polski film sportowy.
-
Tak uroczo nieporadny, że przecierałem oczy ze zdumienia.
-
Przez cały seans byłem kompletnie obojętny wobec tego, co działo się na ekranie i jedynie reagowałem wtedy, kiedy wprowadzano zmiany, z których większość wypadła negatywnie (Rafiki, popsucie "Be Prepared", kilkuminutowa sekwencja przenoszenia futra Simby do Rafikiego). Całość sprawia wrażenie dema technologicznego, do którego ktoś na siłę próbował dopakować fabułę animacji z 1994 roku.
-
Kiedyś myślałem, że będę narzekał na ten film za bycie kopią 1:1 i wyjdzie z tego coś równie niejakiego co chociażby Aladyn. Tymczasem dostałem coś, gdzie są znacznie większe problemy niż odtwórczość. Dawno nie widziałem produktu tak pozbawionego duszy i życia, który oglądałbym z taką obojętnością. Nie dlatego, bo nie przepadałem nigdy za oryginałem. Po prostu remake jest jego znacznie gorszą wersją. I to pomimo tego, że niejako jest taki sam jak on.
-
-
O wiele lepszy niż miał prawo być, ludzie o wiele prawdziwsi niż mieli prawo być, Chucky o wiele bardziej uroczy niż miał prawo być. Dopisać jeszcze lepiej kilka postaci i byłby legitnie bardzo dobry film. Good trash slasher comedy.
-
Szedłem na paździerz, a wyszedłem z zacieszem od ucha do ucha.
-
Doceniam próbę zrobienia czegoś innego, a realizacyjnie całość stoi na wysokim poziomie, tyle że fabuła jest mocno pogmatwana i nie wciąga w ogóle widza.
-
Ciężko się pisze o filmach, które nie wywołują żadnych emocji, a na końcu nie wiadomo, co konkretnie o tym powiedzieć. Ta produkcja właśnie czymś takim. Brakuje tutaj kreatywności czy zabawy konwencją, a całość jest po prostu nijaka.
-
Wygląda jak pilot serialu, sceny akcji albo poprawne, albo komicznie złe. Kiedy najlepszym elementem Facetów w Czerni są kobiety to coś robisz nie tak.
-
Opowiedziany w dość ciekawy sposób film o Zbigniewie Relidze, zagranego perfekcyjnie przez Tomasza Kota, wciąga widza oraz jest zrealizowana bardzo dobrze.
-
Fabularnie nie oferuje niczego ciekawego, bo historia jest pretekstowa, ale przede wszystkim ogląda się to ze względu na dobry humor oraz ciekawy świat. Poza tym ciężko nie docenić szacunku jaki twórcy oddają Pokemonom. Kolejna udana adaptacja gry.
-
Pierwsza połowa to totalny burdel w kwestii połączenia ze sobą klimatu i stylów - raz włącza się powolny snuj podobny do ciszy przed burzą z "Johna Wicka", a raz obrzydliwa, ohydna, głośna, sprośna i głupawa komedia, która na siłę stara się być kuul, zabawna i na granicy dobrego smaku. Dopiero po godzinie uświadamia sobie, co stracił i staje się przeciętną, fatalnie zmontowaną, ale i intrygującą rozwałką, którą powinien być od SAMEGO POCZĄTKU. Oglądać od drugiej połowy, będzie fajniej.
-
Widać, że twórcom zależało mocno na oddaniu jak najlepiej świata Pokemonów. Co prawda fabularnie to typowy standardowy film detektywistyczny pełen schematów i oczywistych na kilometr zwrotów akcji, ale całość nadrabia Ryanem Reynoldsem, nie najgorszymi głównymi bohaterami oraz niezłym humorem. To jest jedna z niewielu udanych adaptacji gry wideo.
-
Tak leniwe gówno, że nawet nie chce mi się o tym pisać. Styl kręcenia zerżnięty w stu procentach od Wana, postaci zachowują się idiotycznie, tempo jest cholernie mozolne, a straszenie to festiwal walenia drzwiami, oknami i pęknięciami szyby.
-
To poprawny film, który choć wprowadza parę dobrych zmian względem animowanego oryginału, jest po prostu rzemieślniczą, korporacyjną robotą powstałą tylko w celu zarobienia (a jakże) pieniędzy. Plus - baty należą się Disneyowi za niewykorzystanie Guya Ritchiego... w filmie Guya Ritchiego. Macie tak mocno utalentowanego reżysera i marnujecie go w takim filmie?! Może po sukcesie tego remake'u Ritchie będzie mógł pozwolić sobie na dalsze skupienie się nad własnymi (oby lepszymi) projektami.
-
Jaka piękna rozpierducha. Tylu sposobów na pozbawienie kogoś duszy nie zobaczycie na ekranie przez dłuższy czas, zaś brutalna przemoc dostarcza zarówno sadystycznej radości, ale i doskonale wyważonego czarnego humoru (scena z nożami to najlepsza rzecz jakkolwiek kiedykolwiek). Rozjeżdża się w warstwie fabularnej, bo za bardzo chce rozbudować swoje uniwersum i pokazać, że każdy rejon świata jest opanowany przez tę międzynarodową grupę zabójców, ale w warstwie zabawowej nie zawodzi ani trochę.
-
Kiedy wolisz oglądać kreskówkę ze Scooby'm Doo lecącą sobie w tle niż przejmować się losem bohaterów, to wiesz, że twórcy tego barachła pokpili sobie kompletnie sprawę z tworzenia filmu. W sumie zaczynam się zastanawiać, czy Wan faktycznie pomaga przy produkcji tych horrorów z uniwersum "Conjuring", czy po prostu jego nazwisko jest wykorzystywane do promocji, bo wiecie... więcej osób dzięki temu pójdzie na film.
-
Typowy film superhero z początku tego wieku, ale poprowadzony tak autorską ręką, że wybija się ponad przeciętność z gracją Dawida Kubackiego. Ron Perlman to jeden z najlepszych castingów w historii kina, a oprawa wizualna nie zestarzała się ani trochę. Prawie.
-
Del Toro poszedł w full del Toro - czyli więcej samoświadomości i robienia sobie jaj z baśniowej konwencji. Fabuła cieńsza, ale frajda znacznie okazalsza, a warstwa wizualna jest po prostu oszałamiająca.
-
Lubię scenę, w której Johnny Depp upada i sobie głupi ryj rozwala.
-
Chcę tylko powiedzieć, że jest to jedyny film w moim życiu, który musiałem przestać oglądać gdzieś w połowie.
-
Wszystko za co nie cierpisz polskich komedii z białym plakatem i Karolakiem tu jest. W pakiecie scena po napisach z panem Tomaszem przebranym za babę. Beczka śmiechu.
-
Jeżeli nie przeszkadza Wam jechanie na mięsie wymawianym i wyrywanym w praktycznie takich ilościach jak u Vegi, tylko że razy dziesięć, to lećcie spokojnie na "Hellboya". Cieszcie się komputerowo wygenerowaną krwią, którą żywcem wymponowano z pierwszej ekranizacji "Mortal Kombat", i scenami walk, które w najlepszym wypadku wyglądają jak cutscenki z tych gorszych gier na PS4. Reszta niech lepiej nie. Po prostu nie. Nie. Nie, nie, N I E.
-
212 kwietnia 2019
- 15
- #15
- Skomentuj
-
-
Bezczelna próba żerowania na kultowym dziele wyłącznie w celu zarobku. Ani dla fanów oryginału, ani dla zwykłych widzów.
-
Coś co powstało wyłącznie dzięki chorym głowom ludzi z Sony i przyczyniło się do śmierci moich komórek mózgowych i tego, że nigdy nie powstał Popeye od Tartakovsky'ego. To nie powinno było nigdy powstać.
-
Fabuła jest tak głupia, a bohaterowie to tacy idioci, że aż film powinien być szóstą częścią Strasznego filmu. Szkoda tylko, że zrobioną na poważnie.
-
Chrześcijańska pasza na pełnej sutannie - dokument z amatorsko nakręconymi scenkami fabularnymi, który nikogo niczego nie nauczy, grzeszników za cholerę nie nawróci, a wierzących milutko poklepie po pleckach. Pełnometrażowa lekcja religii, na której nawet nie możesz wyciągnąć komórki, bo babcia obok powie Ci, że schowałbyś, gówniarzu, te komórkie, ci młodzi tylko w tych urządzeniach by siedzieli, więc lepiej poczekać, aż katecheta puści to na lekcji - przynajmniej skitrasz telefon za plecakiem.