Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

brisa

Użytkownik
  • Ostatnia aktywność: 23 lutego
  • Dołączyła: 5 października 2018
  • Sporo wad, sporo przepychu i nadmiernego epatowania fanserwisem przez bite trzy (!) godziny, ale cholera, nie można powiedzieć, że nie ma tu serca. Bo serducho bije jak szalone i ani myśli się zatrzymywać przez cały czas trwania. Godne, wzruszające, przezabawne, zapierające dech w piersiach i oszałamiające widowiskową akcją pożegnanie z naszymi ulubionymi bohaterami. Film, który zasłużył sobie na miano epickiego, jak żaden inny od dawien dawna.

  • po ogladnieciu trailera to wyglada na ciekawy i oryginalny , pretendent do najlepszego horroru w 2019

  • Oj Peele,co Ty z Nami robisz,jak swego czasu Hitchock-myślimy,że dostaniemy typowy horror z dobrze sprawdzoną historią a tutaj co scena to niespodzianka.Odwołań do kinematografii horroru jest tu na pęczki,odniesień do popkultury jeszcze więcej.Szalenie inteligenty scenariusz-inni stwierdzą,że to istny chaos,a jego tutaj praktycznie brak,wszystko wyważone i zabójczo przemyślane-smaczków/odwołań co nie miara.Była to dla mnie wspaniała uczta,szalona,ironiczna,pełna swojego pokręconego wdzięku.BRAWO

  • Tak posrany film, że nie chcę wiedzieć, co jeszcze Jordan Peele kryje w swojej główce, ale także tak fantastycznie przemyślany, zagrany i napisany horror, że chcę wiedzieć, co jeszcze Jordan Peele kryje w swojej główce. Połączenie fenomenalnie wygranego napięcia z częstym i gęstym humorem, który wynika zarówno z samej sytuacji, jak i z charakterów postaci (scena obydwóch "home invasion" - majstersztyk!!!). Groteska w stanie czystym, perfekcyjny horror i genialna zabawa formą i gatunkiem.

  • Bardzo ciekawe origin story-bohaterkę poznajemy już ze swoimi mocami a wraz z fabułą odkrywane są nowe fakty oraz intryga dlaczego jest tak ważna i pożądana.Bardzo podobało mi się wewnętrzne balansowanie/walka bohaterki z tym co ludzkie i obce w Niej.Larson robi świetną robotę.Ten film to również ukazanie genezy samej organizacji S.H.I.E.L.D. oraz projektu"Avengers",fajnie uzupełnia to co już wiadomo, nic tylko czekać na 4 część Avengersów. Marvel trzyma poziom, dobre tempo,strona wizualna.Brawo

  • Scenariusz słaby. Film ratuje klimat lat 90-tych, kot, Samuel L. Jackson i częściowo Brie Larson. Fajny eksperyment z salą ScreenX w Galerii Mokotów. Recenzja: https://www.wodaiogien.com/single-post/2019/03/09/Kapitan-Marvel-%E2%80%93-rudy-sier%C5%9Bciuch-Oceny-Woda-410-Ogie%C5%84-610

  • "Kapitan Marvel" zdecydowanie różni się od tytułowej bohaterki, tak nieprzeciętnej, niezłomnej, charakternej i nierzadko złośliwej, a empatycznej i od razu dającej się polubić postaci potrafiącej się postawić oraz odnaleźć i wyrazić swoją siłę bez względu na sytuację, w jakiej zostaje postawiona - film zrealizowany jest dobrze, poprawnie i solidnie, ale w gruncie rzeczy bardzo bezpiecznie i właściwie nie podejmuje żadnego ryzyka. Mimo tego seans oczywiście jest przyjemny, ale nie oferuje więcej.

  • Brie, która dla niektórych jest nietrafionym castingiem, moim zdaniem sprawdza się świetnie. Szczególnie dobrze wyglada jej ekranowa relacja z Samuelem L. Jacksonem. Wspomnieć muszę rownież o znakomitym soundtracku. Pomimo przewidywalności jest tutaj sporo frajdy z odkrywania poszczególnych elementów tajemnicy, jednakże bardzo często niebezpiecznie ociera się o kicz. Jest to moim zdaniem jeden z gorszych filmów uniwersum, stworzony pod budowanie atmosfery przed ostatecznym starciem.

  • Solidna produkcja ze stajni MCU, która umiejętnie wprowadza Carol Danvers do panteonu bohaterów Marvela, częściowo rozszerza kosmos uniwersum, lecz tym razem całość obyła się bez większego zachwytu. Jednak to właśnie takich kompetentnych bohaterek potrzebujemy w kinie.

  • Nie jest to produkcja idealna, ale moim zdaniem zdecydowanie była potrzebna. Kobiety po prostu zasłużyły na kolejną po Wonder Woman silną i świetnie zagraną superbohaterkę, z którą mogą się utożsamiać i która może je inspirować. Brie Larson udowodniła, że jest na prawdę dobrą aktorką i ma charyzmę więc nic dziwnego, że udało jej się wykreować ciekawą postać. Już nie mogę się doczekać na to, co pokaże w Avengers Endgame. Dodatkowe punkty dla Goosa, który zdecydowanie kradnie show.

  • Sprawnie zrealizowany (choć nietypowy) origin story Carol Danvers, stojący na poziomie prawie każdego pierwszego filmu o superbohaterze MCU. Brie Larson jest fantastyczna, a jej chemia z Furym zyskuje ocenę wzorową. Pani Kapitan nie musi już niczego udowadniać. Poproszę duet Cap-Cap podczas walk w Endgame. :D

  • Najlepszy od czasów Thor: Ragnarok solowy film Marvela. Jest przygoda, wielka moc i młody L. Jackson, ale w ostatnich czasach tylko corssovery MCU na mnie działają.

  • Odebrałam go w sposób bardzo osobisty i emocjonalny. Brie Larson to idealna Carol Danvers - taka z moich marzeń o ekranizacji przygód ulubionej superbohaterki. Relacje między postaciami zostały świetnie nakreślone, więc czego chcieć więcej. Nawet jeśli nie wnosi nic nowego, to wzrusza i nie rozczarowuje.

  • Oczekiwałem czegoś zdecydowanie innego i lepszego. Jest to jeden z słabszych filmów MCU, co nie zmienia tego że sam w sobie jest dobry, niestety tylko dobry.

  • Jak origin story trochę zawodzi scenariuszowo, ale Brie Larson trzyma praktycznie cały film

  • Wonder woman chowa się w piach przy Kapitan Marvel. Świetna dawka humoru, fajnie rozwija uniwersum i historie, które mieliśmy okazje poznać wcześniej. Nick Fury i kot to najlepszy ekranowy duet ostatnich lat

  • Przyjemny film MCU z świetnie napisaną bohaterką. Bez problemu można będzie odróżnić Carol od reszty ekipy. Scen akcji nie było za dużo, a jeśli były to nie najlepsze, ale za to akt II, dziejący się na Ziemi, gdzie mamy relacje, dialogi Carol z Fury'm co łączy się z świetnym humorem, nadrabia te gorsze momenty. Poza kotem film kradną także Skrulle!

  • Wygląda jak relikt z pierwszej fazy, w której te wszystkie kosmiczne bajery i sceny akcji robiłyby ogromne wrażenie. Na szczęście aktorzy próbują wnieść jakikolwiek entuzjazm. Ogólnie bezbolesne, ale też bez ikry, stylu i krzty szaleństwa.

  • To nie jest rewolucja w MCU, ale to kolejna solidna odsłona tego uniwersum, która daje radę pod względem postaci, interakcji między nimi (szczególnie świetnie wypadają wymiany zdań pomiędzy Nickiem Fury a tytułową Kapitan) oraz aktorstwa (pochwały dla Brie Larson). Świetnie się całość oglądało. Goose i Skrulle ♥️

  • Bardzo sprawnie zrealizowany błockbusterek - żarty grają tak jak trzeba, Brie Larson jest fantastyczna, akcja błyszczy aż miło (choć uspokoiłbym nieco montaż), po prostu strasznie przyjemnie się to ogląda. Takie 6/10, tylko że o oczko wyżej, czyli 7/10, ale takie z ogromnym serduchem.

    Niby przewidywalny, niby parę zgrzytów, niby zapomnę o nim za parę dni, ale ciul - świetnie się na nim bawiłem ♥️♥️♥️. Co moje, to moje.

  • Najlepszy od Aragorna Viggo w najlepszym duecie od czasów Ferdka i Paździocha. Atrakcyjnie o trudnych tematach, a świąteczny finał mnie rozkleił. Już tęsknię.

  • "Green Book" najbardziej zachwyca lekkością, z jaką Farrelly portretuje zderzenie dwóch skrajnych osobowości, które wzajemnie wpływają na zmianę ich własnego postrzegania świata. A wszystko to podane z dużą dawką humoru, co tutaj zdecydowanie zdaje egzamin. To także mądra produkcja, traktująca o uprzedzeniach, tolerancji czy wartości samej przyjaźni. P.S. Drogie Hollywood, tak na przyszłość - poproszę o więcej takich duetów aktorskich.

  • Można rzec, że historia ta już mocno w świecie kina jest oklepana,jednak w „Green Book” otrzymujemy nie tylko lekki powiew świeżości,ale i po prostu bardzo dobrze nakreśloną i wyreżyserowaną historię. Jest prosty w swojej wymowie i filmowej konstrukcji. Bohaterowie odbywają podróż nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie,poznając siebie nawzajem.Ich relacja jest niezwykle intensywna,głównie ze względu na różnice w poglądach,wychowaniu i zapleczu kulturowym.Aktorsko rewelacja! Polecam

  • Rewelacyjny film! Pełen ciepła, humoru i serca oraz fantastycznie zagrany. Mnie urzekł i nie zdziwię się jeśli wygra Oscara!

  • Porównywanie tego filmu do "Nietylaknych" jest zrozumiałe. Świetna komedia z momentami gdzie łza poleci nie tylko ze śmiechu. Film drogi o powstaniu niespodziewanej przyjaźni. Viggo <3

  • Jest to wielkie kino; pełne emocji i refleksji, wyśmienicie zagrane, ze znakomitym scenariuszem, bawiące i wzruszające, wciągające od samego początku. Widz zaślepiony obserwacją doskonale zarysowanej przyjaźni, wyłącza logiczne myślenie i dobrowolnie wyjeżdża na wielotygodniową trasę koncertową.

  • Aktorskie widowisko i "Kubrickowskie" kadry w klaustrofobicznym, niczym labirynt, monumentalnym pałacu. Znakomite kostiumy i operowanie muzyką. Rywalizacja dwóch kobiet o jeden cel jednak kierujących się różnymi pobudkami. Postacie rozwijają się dynamicznie wraz z rozwojem fabuły przez co wszystko obraca się o 180 stopni. Lanthimos tworzy w pełni świadome dzieło, klimatyczne i intrygujące. Zaprasza do siebie szerszą publiczność nakreślajac współczesne realia społeczne i polityczne.

  • Lanthimos tym razem odchodzi od odrealnionego aktorstwa i dialogów na rzecz bardziej nam bliskich. Cel uświęca środki, a ludzi trzeba uświadamiać jak działają rządzący.

  • Kinga Dębska w najnowszym filmie porusza ważną tematykę społeczną - alkoholizm kobiet. Problem w polskim kinie jeszcze nie „zużyty” można było doskonale wykorzystać do stworzenia wiarygodnego studium przypadku. Zwłaszcza jeśli angażuje się uznane aktorki: Kolak, Kuleszę i Dębską. I to właśnie obsada jest jedynym walorem filmu. Dorota Kolak wręcz brawurowo dźwiga na swych barkach ciężar historii. Historii, która niestety została napisana i zrealizowana nieudolnie, chaotycznie i zbyt grubą kreską.

  • Lepszy od "Planu B", ale Dębska wciąż nie zbliżyła się do poziomu "Moich córek krów". Choć wygrany i zagrany znakomicie, zaryzykowałbym stwierdzenie, że ja to wszystko wiem.

  • Elegancko i poprawnie skrojony dramat obyczajowy (bo komedii w tym nie ma praktycznie w ogóle), ale oglądałem jak przez szybę. Dębska ledwo się prześlizguje po temacie kobiecego alkoholizmu, a to przecież temat-rzeka. Po prostu okej.

  • Aż byłem zaskoczony, że film trwa mniej niż 1,5 godziny, bo czułem się, jakby trwał co najmniej cztery. Mniej nachalnego product placementu (choć słynne Berlinki pojawiają się w sławie i chwale w jednej z najśmieszniejszych scen tego roku), mniej nudnych wątków i ogółem ogląda się to przyjemniej niż "Porady na zdrady", ale to, z jaką gracją przyszykowano związek przyczyno-skutkowy i logikę działań bohaterów, jest tak fascynujące, że jestem gotów posądzić twórców o pranie brudnych pieniędzy.

  • W drugiej połowie mocno się wije bez celu i nie wie, kiedy ma się skończyć, ale za to, że pierwsza połowa mnie bez opamiętania oczarowała ("SHALLOOOOOOOW"!), a całość kończy się naprawdę mocnym i odważnym akcentem, należą się brawa - no bo, damn, jak na debiut reżyserski mamy dzieło prawie że znakomite. Keep going, Bradley.

  • Oczekiwałem czegoś na miarę "Pamiętnika narkomanki", a dostałem coś o wiele bardziej powierzchownego - mija dobra godzina, zanim się wkręcisz w opowieść (ostatnie 30 minut trzyma i nie puszcza), a w trakcie dostajesz niekontrolowany chaos, który nie pokazuje dynamiki uzależnienia, tylko zwykłe niedoświadczenie reżysera. Carell jest genialny, ale do Chalameta trzeba się przyzwyczaić. Muzyka dobrana znakomicie.

  • Genialna, intymna i bardzo zmysłowa opowieść o walecznej kobiecie, ale to co najpiękniejsze to historia, którą ulice Meksyku przekazują nam w każdym kadrze

  • Krzysztof Zanussi powraca z ciekawą koncepcją, dopracowanym obrazem i Jackiem Poniedziałkiem w autorskiej wariacji Fausta. I już widz myśli, że zaczyna na nowo rozumieć reżysera. Dostaje jednak przeciągniętą do granic możliwości opowieść, która traci pęd z każdą kolejną sceną. Pomysł na dwie odsłony historii jest wręcz kuriozalny. Zakończenie wzbudza tylko pusty śmiech tych, którzy jeszcze nie zdołali usnąć.

  • Nie po drodze mi z współczesnym kinem Zanussiego. Scenografia i zdjęcia robią wrażenie, ale co z tego, skoro wszystko prowadzone jest na jednym poziomie emocjonalnym? Poniedziałek robi co może, ale brakuje tu atrakcji - werwy i odrobiny szaleństwa. A na koniec, jak się już Zanussi obudzi, łata dziury logiczne taśmą klejącą i robi to jeszcze z dubbingiem.

  • Absolutnie mnie zachwycił. To nie bardzo dobry horror, ale i solidny dramat rodzinny. Toni Collette przechodzi tu samą siebie, jest tak autentyczna, jakby nie grała, a faktycznie była tą postacią. Groteskowe zakończenie wbija w fotel, a całość wieńczy cudowna muzyka w ostatniej scenie. Jeszcze nigdy nie siedziałem w takim napięciu na horrorze, w którym nie ma ani jednego jumpscare'a.

  • Po seansie "Creed II" muszę iść do dentysty, bo mam boleśnie pokrwawione dziąsła od tego ciągłego zaciskania zębów po każdym mocno wymierzonym na ekranie ciosie (czytaj: po każdym ciosie) - płakałem razem z Adonisem, gdy zaniósł córeczkę na siłownię i gdy w końcu doszło do ostatecznej walki wielkich tatuśkowych ambicji z brutalną i przyziemną rzeczywistością. Bo trzeba walczyć o swoje, ale wiedzieć, kiedy się pohamować. Potężna dawka emocji.

  • Film rządzi się prawidłami gatunku i to widać, jako biografia wielkiego artysty jest raczej płasko. Sporo tu umowności, zauważy to nawet ktoś, kto z historią zespołu nie jest szczególnie zaznajomiony. Oferuje jednak coś znacznie więcej, ponieważ jako sentymentalna podróż wgłąb muzyki tamtych czasów sprawdza się kapitalnie. Do każdego kawałka tupiemy nogą w takt i najchętniej razem z Freddiem śpiewalibyśmy na głos wszystkie kawałki. Muzyka Queen jest więc wielka - broni się sama. Live Aid!

  • Smarzowski jest reżyserem innego kalibru niż Vega i choć bierze na warsztat problem określonej grupy społecznej, daje swoim bohaterom miejsce na zderzenie ze ścianą i rachunek sumienia. Bywa brutalny i ofensywny ale też zbyt dosadny i lubi się powtarzać. Wolałbym żeby historie obroniły się same, a w finale filmu dać im trochę powietrza i pozwolić uderzyć ze zdwojoną mocą, tymczasem sporo pary poszło w podkręcanie manifestu "między wierszami", co zwyczajnie odejmuje filmowi klasy.

  • Gra aktorska i strona techniczna są ok. Niestety cała historia jest stosunkowo nudna. Można zauważyć trochę zbyt dużo skondensowanej patologii. Smarzowski chciał wcisnąć zbyt dużo wątków naraz. Nie zaskoczył niczym nowym, format taki sam jak w poprzednich dziełach. Jeśli ktoś ma problem z bezsennością, to powinien zdecydowanie zaserwować sobie ten film.