Okiem Filmoholika
ŹródłoBlog Okiem Filmoholika został założony 17 grudnia 2015 roku i powstał z chęci sprawdzenia się, potrzeby nowych wyzwań i przede wszystkim – dla przyjemności. Nie szukajcie tu napuszonych esejów z dziesiątkami encyklopedycznych zwrotów umieszczonych tylko dla brandzlingu autora. Teksty powstają z myślą o ludziach takich jak ja – miłośników kina bez filmoznawczego wykształcenia, za to pełnych pasji i energii do poszerzania swojej wiedzy.
-
Połączenie 'Euforii" z "X-Men: Pierwsza klasa" podlane brutalnością i czarnym humorem "The Boys". "Gen V" to zaskakująco dobry spin-off twardo stojący na własnych nogach i odświeżający konwencje teen dramy tak jak "The Boys" odświeżył dla widzów kino superbohaterskie.
-
"Marvels jest po prostu nijakie". To zbiór połączenia kilku kreatywnych pomysłów i inscenizacyjnych rozwiązań, fajnej dynamiki między trójką bohaterek oraz fatalnego scenariusza, sypiącej się narracji i antagonistki z AliExpress. Największym plusem jest jednak sam czas trwania, który sprawia, że seans upływa całkiem szybko. Równie szybko jak zapewne zapomnę o tym filmie.
-
Dziwny to był seans, nie zapomnę go nigdy. Chyba nigdy nie czułem się w kinie takim boomerem, ale nawet gdy wiesz, że film nie powstał z myślą o tobie, że nie należysz do targetu, a w głowie głosem Danny'ego Glovera z "Zabójczej broni" powtarzasz sobie w kółko "I'm to old for this shit", nawet wtedy nic nie broni filmu, który koniec końców okazuje się totalnie generyczny, nudny i pozbawiony choćby jednego ciekawego bohatera.
-
Pomimo wielu mocnych stron, kilku zapadającym w pamięć sekwencji i błyskotliwym dialogom oraz całkiem zmyślnemu i oryginalnemu sposobie na domknięcie historii, koniec końców pozostawił mnie bardziej w poczuciu niedosytu aniżeli filmowego spełnienia. Trochę to smutne zważywszy, że czasu aby mnie zachwycić Scorsese dał sobie naprawdę sporo.
-
Efekt końcowy jest więcej niż oszałamiający, a idąca w parze z przepiękną oprawą przemyślana i angażująca narracja, sprawiła, że "Twój Vincent" przy Chłopach jawi się zaledwie jako techniczne demo czy benchmark możliwości jakie tkwią i w twórcach i w konsekwentnie obieranym przez nich kierunku artystycznym.
-
Wiem, brzmi to prościutko i cukierkowo, ale taka też jest przecież Barbie. Żeby jednak w pełni docenić ten film trzeba chcieć zajrzeć za tę różową kotarę utkaną z cukierkowej powierzchowność, łopatologicznych frazesów i humoru rodem z SNL i spróbować dostrzec coś poza tym. Bo to tam jest, wierzcie mi na słowo. Właśnie tego Wam i wszystkim przyszłym widzom Barbie życzę z całego serca.
-
Mimo kilku swoich problemów i nierówności to z pewnością spełniona obietnica reżysera i kinowe widowisko najwyższych lotów.
-
Koniec końców obserwując kierunek ewolucji serii wszystko sprowadza się do prostego wyboru - albo skupiasz się na scenariuszowych głupotach i ignorowaniu praw fizyki przez bohaterów, albo wsiadasz z Domem do jego Dodge'a Chargera, zapinasz pasy, patrzysz tylko przed siebie i pędzisz do przodu z akcją zanim zorientujesz się, że tutaj nic nie ma sensu. Ja wybrałem tę drugą opcję, nawet jeśli w finale może skończyć się to czołowym zderzeniem ze ścianą wybrukowaną gorzkim zawodem i rozczarowaniem
-
Oglądanie "Strażnicy Galaktyki Vol. 3" jest jak słuchanie ulubionego zespołu podczas ich ostatniej trasy koncertowej: wszystko brzmi lepiej, wszystko trafia mocniej i głębiej, ale przede wszystkim chcesz aby ta ostatnia piosenka nigdy się nie kończyła.
-
87 maja 2023
- 3
- Skomentuj
-
Jak kocham "La La Land" miłością nieskończoną i bezwarunkową, tak tutaj za dużo grzybów w tym barszczu. Zdecydowanie za dużo. Niemniej szanuje za odwagę i bezkompromisowość w realizacji własnej artystycznej wizji. To zawsze zasługuje na szacunek, niezależnie od efektu końcowego.
-
McDonagh napisał i wyreżyserował film, który w czasie trwania rozbawił mnie niejednokrotnie humorem sytuacyjnym, absurdem czy świetnie napisanymi dialogami, tylko po to, aby po napisach końcowych pozostawić mnie całkowicie rozbrojonego emocjonalnie.
-
Jawi się jako naprawdę zgrabnie poprowadzony komedio-horror z ewidentnym przestawieniem wajchy na elementy rozrywkowe i to jest dokładnie to czego mogliśmy oczekiwać po zapowiedziach. Choć dla mnie osobiście proporcje między komedią i horrorem zbyt mocno przechylają się w stronę zabawy, humoru i groteski, a zbyt rzadko dostarczają strachu i niepokoju, to nie ukrywam, że seans M3gan z każdym kolejnym upływającym dniem wspominam coraz lepiej.
-
Serial wybitny pod względem fabularnym, realizacyjnym, wizualnym i aktorskim.
-
Doskonale wykorzystuje sukces "Na noże" w wielu miejscach doskonale czerpiąc z jego najlepszych motywów i elementów, żeby zaraz później całkowicie odpiąć wrotki i zbliżyć się do bycia jego parodią. Wszystko to jednak sprawia, że choć brakuje tu tego samego napięcia i spójności narracyjnej, nie sposób nie bawić się doskonale i czerpać satysfakcję z rozwiązania zagadki jaką przygotował dla nas reżyser.
-
Czy to film idealny? Nie, podobnie jak jego poprzednia część. Czy to film, który większy nacisk kładzie na warstwę wizualną i opowiadanie historii poprzez obraz niż samą fabułę? Tak, podobnie jak jego poprzednia część. Czy James Cameron znów to zrobił i sprezentował nam seans, który mimo jego wszystkich wad i zalet przywraca nam dziecięcą radość z kina? Tak, jak zawsze.
-
Reżyser wspina się na szczyt inscenizacyjnego kunsztu w portretowaniu dwójki zakochanych i ich podrózy zarówno w pokrapianych gęstą krwistą posoką scenach gdy Maren i Lee poddają się swojej naturze, jak i w tych bardziej wyciszonych, stawiajacy nacisk na targające nimi wewnętrzne konflikty i emocjonalną samotność, w których Guadagnino i aktorzy mogą uwiarygodnić widzowi budującą się między nimi relację.
-
Bardziej od tego, że film wyszedł tak przeciętnie i asekuracyjnie, żałuję, że tak bardzo skupiając się na odpowiednim pożegnaniu i hołdzie dla Chadwicka Bosemana - aktora, zapomiano jak ważną dla niego samego i miliona widzów była postać Czarnej Pantery - symbolu. Tak, to bardzo delikatna kwestia, ale osobiście myślę, że najpiękniejszym pożegnaniem i uczczeniem pamięci po aktorze byłoby właśnie kontynuowanie jego dziedzictwa. A tak? I w Wakandzie i sercach wielu fanów nadal panuje bezkrólewie.
-
W "Halloween. Finał" David Gordon Green z pewnością nie idzie na skróty czy przez bezpiecznie utarte ścieżki i mimo że ma trudne zadanie podsumowania fabuły kultowego slahsera, do którego mitologii na przekroju kilkudziesięciu lat każdy kolejny twórca dorzucał coś od siebie, to wciąż stara się być filmem komentującym aktualnym i dostrojonym do naszych czasów.
-
Nie mogę odeprzeć od siebie wrażenia, że jako reżyser Andrew Dominik ulega w swojej interpretacji pewnej hipokryzji, rozliczając wizerunek Marilyn jako kobiety uprzedmiotowionej, traktowanej niepoważnie i sprowadzonej do poziomu ekranowego produktu, samemu przy tym pozbawiając ją w swoim filmie człowieczeństwa i głosu kosztem uprawiania swego rodzaju kina eksploatacji psychicznego udręczenia.
-
To nie tylko rzadki przykład oryginalności oraz olbrzymiej pracy i serca włożonych w realizację ambitnego projektu, ale i rzadki przykład prequela nawiązującego do mało znanego pierwowzoru, który z miejsca przerasta oryginał i staje się klasyką gatunku sam w sobie. Ja nie żałuje ani minuty. Myślę, że Wy też nie pożałujecie...
-
Pełen komedii i autoparodii komiksowego gatunku, która czyni go jednym z bardziej świadomych swojej konwencji produkcji superbohaterskich. W serialu nie ma miejsce na nudę czy zbytnią powagę, a każdy kolejny odcinek to zanurzanie się coraz głębiej w surrealistyczną wizję twórców, w której nie odczułem ani krzty pretensjonalności, czytaj - sztuki dla samej sztuki.
-
Na prawdę nie jestem sobie w stanie przypomnieć kiedy ostatnio jakiś serial zrobił na mnie takie wrażenie jak "Czarnobyl".
-
Posługując się meteorologiczną nomenklaturą, to zgodnie z pierwszymi prognozami, miała być solidna burza, miało grzmieć, miało wiać i miało zwalić nas wszystkich z nóg. Tymczasem to co faktycznie do nas dotarło, ciężko nawet porównać z siknięciem zepsutego pistoletu na wodę.
-
"Zagubieni w kosmosie" nie oferują wielkich zwrotów akcji. Serial jest dość przewidywalny, a nawet gdy twórcy silą się na jakiś suspens, efekt końcowy jest dość łatwy do przewidzenia.
-
Gdyby skondensować niektóre wątki i być może dodać antagonistę posiadającego taką charyzmę jaką miał Kilgrave... Kto wie, może wtedy Jessica Jones byłaby najlepszym marvelowym serialem na Netfliksie?!
-
Zadowoli każdego kto choć trochę interesuje się tematyką seryjnych morderców. Zachwyci też fanów dotychczasowej twórczości Davida Finchera.
-
Serialowe duchy z Enfield nie straszą tak jak te z "Obecności", ale niemniej trzyma w napięciu, to wystarcza.
-
Najmocniejszym elementem Dark jest jednak jego niepowtarzalny klimat. Ponurość, przytłaczająca atmosfera i aura tajemniczości potęguje znakomita realizacja.
-
Jeśli wiec spodziewaliście się, że The Punisher będzie zbudowany jedynie na brutalności, świszczących kulach i dźwięku łamanych kości - możecie być zawiedzeni, gdyż typowo "punisherowych" scen jest tu relatywnie mało, a sam serial może wam się wydać mocno przegadany. Jeśli o mnie chodzi, uważam, że twórcom udało się znaleźć złoty środek miedzy psychologiczną warstwą historii, a dynamicznymi scenami akcji.
-
Podobnie jak w czasie gdy obserwowaliśmy potyczkę DEA z Escobarem, tak i teraz w Narcos nie brakuje zwrotów akcji i krwawych potyczek karteli. Nie można również narzekać na deficyt doskonale napisanych i zagranych postaci, napięcia, dramaturgi oraz - co jest największą siłą serialu - świetnie oddanego i zniuansowanego klimatu Kolumbii lat 90.
-
Koniec końców okazało się, że z pewnością nie jest to tak zły serial, jakim chcieliby go widzieć Ci, którzy patrzą na niego tylko i wyłącznie przez pryzmat gatunku.
-
Ostatecznie "The Defenders" zostanie zapamiętane przez widzów raczej jako spore rozczarowanie, aniżeli serial na który warto było czekać i który te oczekiwania spełnił. Owszem, to wciąż półka wyżej od "Iron Fista", chociaż przyznajcie, że już samo porównywanie tych dwóch seriali, pokazuje poziom z jakim mamy do czynienia.
-
Serial "wciągnąłem" jednym tchem w pełni kupując i warstwę narracyjną i realizacyjną, a przede wszystkim wspomnianą konstrukcję i relokacje wątków.
-
Rewelacja. Każdy z ośmiu odcinków serialu jest inny i każdy tak samo fantastycznie porąbany. Znajdziemy tu teatralność i wyestetyzowanie jak u Wesa Andersena, niepewność, surrealizm i psychodeliczną brzydotę jak u Davida Lyncha, a niektóre nazwy i przede wszystkim scenografia, jawnie nawiązują do twórczości Stanleya Kubricka.
-
Bardzo boli niewykorzystanie potencjału jaką na starcie dawał serialowi sam tytułowy bohater.
-
Jeśli lubisz wymagające produkcje, lubisz bawić się w poszukiwanie różnych interpretacji i największą zaletą filmu czy serialu jest dla Ciebie jego dziwaczność i zagadkowość, to The OA za pewnością jest dla Ciebie.
-
Śmieszne wydają się też porównania do kultowego serialu Davida Lyncha i jeśli byłbym złośliwy powiedziałbym, że każdy ma takie "Twin Peaks" na jakie zasługuje...
-
Hipnotyzuje, angażuje i skutecznie pogrywa na emocjach odbiorcy, nie raz będąc w stanie zmienić jego punkt widzenia.
-
Trzy słowa definiują Stranger Things jako serial wybitny - nostalgia, nostalgia i jeszcze raz klimat.