Kinosfera Extra
Źródło-
-
Miał zadatki, aby stać się dziełem wyjątkowym. Ostatecznie jednak pozostał przyzwoicie skrojoną opowieścią, w której dominują klisze.
-
Nie tylko aktorstwo, czy wciągająca historia przykuwają uwagę. Nie sposób oprzeć się także scenografii, zdjęciom, czy kostiumom - dzięki tym elementom na czas projekcji przenosimy się w odległe dla nas czasy i delektujemy ich smakiem, kolorem, klimatem.
-
Bestia nieustannie uwodzi swoim urokiem.
-
Kolejne filmowe pozytywne zaskoczenie tego roku. Oferuje przednią zabawę, pozwala się zrelaksować i zapomnieć na półtorej godziny o wszystkich troskach.
-
W odróżnieniu od jednego z ekranowych garażowych muzyków ani nie wyprzedza, ani nie opóźnia - idealnie wpasowuje się w rytm. Pociąga również za sobą widzów i sprawia, że przeszło dwugodzinny seans upływa niezauważalnie. Oby więcej takich pereł.
-
Jest dziełem wyjątkowym, ponieważ zaskakuje, a przecież ta sztuka współczesnym tytułom nie zdarza się nader często. Damiene Chazelle zabiera wszystkich w niesamowitą, słodko-gorzką podróż po marzeniach i przekonuje, że należy dążyć do nich wbrew całemu światu.
-
Całość prezentuje się dość smakowicie. Efekty, efekty i jeszcze raz efekty. W oczekiwaniu na ósmą odsłonę kultowej serii można dać się porwać pobocznej historii.
-
Najnowsze dzieło mnie nie przekonało. Nie czułem się zaangażowany w tę opowieść. Zaskoczenie nie ma końca, ponieważ w trakcie oglądania filmów panów Dardenne nie zdarzało się to nader często.
-
Przy wielu niedoskonałościach długo wyczekiwane dzieło Mela Gibsona ostatecznie się broni. Wprawdzie nie brakuje w nim przesłodzonych wątków, czy typowo hollywoodzkich zagrywek łechtających najniższe uczucia widzów, to dwugodzinny seans upływa dość sprawnie.
-
Liczy się efekt, a ten koniec końców jest piorunujący.
-
Przeciętna produkcja, którą trudno jednoznacznie sklasyfikować. Ani to kryminał, ani thriller.
-
Statyczne, zimne, przejmujące, pełne niedopowiedzeń zdjęcia potęgują emocje - sprawiają, że filmową atmosferę można kroić nożem.
-
Po bardzo przeciętnych imprezach, na jakie Woody Allen nas ostatnio zapraszał, przyszedł wreszcie czas na klasyczną ucztę. Bez fajerwerków, ale ze smakowitym menu i interesującymi gośćmi.
-
Po kuszącym zwiastunie, seans miał być festiwalem szczerego, głośnego rechotu, któremu towarzyszy ból brzucha. Został tylko ten ostatni, niestety, ze względu na niestrawność.
-
Pozostawia niedosyt, zawodzi, ale właśnie na tym polega magia współczesnego kina - liczy się box office.
-
Nie do końca spełnia oczekiwania z nim związane. Dla każdego innego bohatera byłoby to zapewne porządne dzieło z gatunku kina akcji, które ogląda się dla relaksu w domowym zaciszu. Od duetu Greengrass-Damon wymaga się jednak o wiele więcej.
-
Lody stopniały, czar prysł.
-
Nie spodziewajcie się fajerwerków, czy eksplodujących efektów specjalnych - spodziewajcie się natomiast miłej dla oka rozrywki, która da wam odprężenie na co najmniej dwie godziny.
-
Bardzo przeciętny, jednocześnie efekciarski produkt spod znaku Rolanda Emmericha.
-
Może się podobać, jednak jego autorzy już nie raz pokazywali, że stać ich na więcej.
-
Zawiera w sobie wszystko to, co najlepsze.
-
Jeden z tych tytułów, po obejrzeniu których człowiek ma ochotę nakopać do tyłków jego autorom. Zaczynają oni z wysokiego "C", by zakończyć na niskim "H".
-
Nie zawodzi, ale i nie zachwyca.
-
Nie zachwyca, ale i nie sprawia, że chcemy opuścić kinową salę.
-
O ile DiCaprio kradnie każdą scenę dla siebie, o tyle każdy kadr pada łupem operatora Emmanuela Lubezkiego - na każdym filmowym zdjęciu postawił on własną pieczęć.
-
Najlepszy jest finał, zarówno ten ringowy, jak i później, gdy Ryan Coogler nawiązuje do historii Rocky'ego - prawdziwa wisienka na torcie.
-
Obraz z niewykorzystanym potencjałem. Debiutujący reżyser zdecydowanie nie udźwignął ciężaru, z jakim przyszło mu się mierzyć.
-
Słodkie, lukrowane opowiastki zza oceanu, po których można dostać cukrzycy schodzą z hollywoodzkich wytwórni niczym produkty z fabrycznych taśm, obraz Dagura Kariego stoi w opozycji do nich.
-
Imponuje klimatem, kilkoma scenami i młodym Arshakiem. Mimo wszystko trudno jest się zaangażować w tę chaotyczną opowieść.
-
Alberto Rodriguez oferuje mocne i ponure kino, po obejrzeniu którego w głowie widza kłębi się masa niewygodnych pytań bez odpowiedzi.
-
Mimo że jej twórcy nie ustrzegli się błędów, to ten obraz nadal traktuje na bardzo ważny temat, o którym nie należy zapominać.
-
Chorwaci podobnie jak Niemcy próbują rozliczać się ze swoją historią. Nie będę oceniał ich oscarowych szans, gdyż powszechnie wiadomo, że Kapituła lubi zaskakiwać. Wiedząc jednak o ambicjach bałkańskiego dzieła tym bardziej żałuję, że jego autor skierował je w ślepą uliczkę.
-
Po seansie Mostu trudno tonąć w zachwycie. Klimat, kunszt, tematyka, wspaniałe zdjęcia, Druga strona - schemat, elementy zadęcia.
-
Konwencja westernu w połączeniu z humorystycznym podejściem do tematu tworzą niepowtarzalny obraz, z którym miło spędza się czas. To jeden z tych tytułów, który, mimo iż jest zakorzeniony w konkretnym gatunku, to wyłamuje się z poza schematów.
-
Wydawało się, że tej historii nie da się zepsuć, wszak papierowy pierwowzór dawał ogromne możliwości. Ostatecznie jednak cała para "poszła w gwizdek" i pozostał spory niedosyt. Historia wprawdzie została dopięta klamrą, uważam jednak, że nie o takie zakończenie walczyła Katniss i jej pobratymcy.
-
Brakuje tu solidnego punktu zaczepienia i wyrazistych postaci, które pozwoliłyby wtopić się w tę opowieść - przygody agenta 007 wzniosły się na bardzo wysoki poziom, do którego nie łatwo jest doskoczyć - finalnie dwudziesty czwarty odcinek przeszło pięćdziesięcioletniego "serialu" nie jest ani "Kamikadze", ani lurą - ot dobrze ciepła herbatka, od której języka człowiek sobie nie poparzy.
-
Strategia mistrza z pewnością nie wykorzystała pełni swojego potencjału. Na ekranie brakuje obiektywnego spojrzenia na sprawę i spójnej fabuły.
-
Wielość gatunków, fantastyczny humor i interesujące kreacje aktorskie sprawiają, że seans z debiutanckim dziełem Johna Macleana jest przyjemnością w krystalicznej postaci. Aż chce się więcej.
-
Półtoragodzinny seans z tym dziełem bardzo daje do myślenia i znacząco działa na wyobraźnię. W trakcie projekcji między bohaterem, a widzem wytwarza się więź, która sprawia, że ten przenosi się na drugą stronę.
-
W Legend nie znajdziecie pościgów czy efektownych strzelanin, Brian Helgeland postawił na gangsterskie kino w stylu biograficznym. Po drodze popełnił wiele błędów, przez co daleko mu do tego, by stać się legendą, to jednak dzięki brawurze Toma Hardy'ego seans upływa całkiem przyjemnie.
-
Przy całej swojej bezpardonowości, finalnie pozostawia niedosyt. Reżyser swoim dokumentalnym dziełem tak naprawdę nie pokazuje niczego nowego.