-
Serial Netflixa, który chciałbym pokochać, ale nie umiem.
-
Może i mogłaby być dobrym, sprawnie zrealizowanym thrillerem politycznym, ale nim nie jest.
-
Imponuje i błyszczy jak włosy potraktowane kosmetykami TRESemmé.
-
Olśniewające i oryginalne science fiction, którego w kinie głównego nurtu nie było od lat.
-
Frapuje, straszy, brzydzi i pozwala zastanowić się nad tym, jakimi rodzicami jesteśmy dla swoich pociech, póki nie jest jeszcze na to za późno.
-
To najprawdopodobniej najdziwniejsza i najbardziej szalona rzecz, jaką dotychczas zaoferował swoim subskrybentom Netflix.
-
Stanowi jeden z najdziwniejszych, ale też najzabawniejszych w historii kina hołdów złożonych dzieciństwu.
-
To produkcja z najwyższej półki, która może nieco przypominać połączenie Happy Valley z Dochodzeniem, Tajemnicami Laketop i Ostrymi przedmiotami. Serial Ingelsby'ego i Zobela okazuje się majstersztykiem na gruncie budowania postaci i tajemnicy. Autentyczność, wszechogarniający pesymizm przełamywany dawką subtelnego humoru, a także świetna gra aktorska czyni z Mare z Easttown najlepszy serial dramatyczno-kryminalny HBO od czasu Wielkich kłamstewek.
-
Mitchell niczym wytrawny wędkarz zarzuca haczyk na całe pokolenie Y, przynętą są tu analogie do wytworów popkultury, a złowieni zostają zadowoleni widzowie.
-
Wspaniale zrealizowany, a aktorzy poprowadzeni zostali przez reżysera wzorowo - zdają się obijać o ściany, niczym ptaki w klaustrofobicznie małej klatce.
-
Przypomina zlepek tego co najlepsze z innych, wojennych lub około wojennych filmów.
-
Piękny film ulepiony z tragedii oraz uroku i wad małego miasteczka. Małe, wielkie kino.
-
Nieprawdopodobnie piękny film panie Chazelle.
-
Kostnica Tildenów jest mała, ale za to solidnie wyposażona w różnego rodzaju sprzęty do rozcinania, rozłupywania, rozkrajania ciał. Idealne miejsce na porządny horror w stylu gore. Na brawa zasługują pod tym względem zdjęcia, które potęgują uczucie zaszczucia i zamknięcia.
-
Świetna i mądra zabawa, która uczy, że przezwyciężyć kłopoty można jedynie gdy ma się kogoś obok, a alienacja nie służy nikomu. Obraz Holma to także subtelny pean na cześć akceptacji i zrozumienia odmienności, o którą tak ciężko w dzisiejszym świecie.
-
Mamy tu jednak do czynienia z świetnie zagranym, niewygodnym dramatem, w którym moralizatorskie tony wybrzmiewają niestety zbyt głośno.
-
Atutem filmu jest jedynie Emily Blunt.
-
Naprawdę imponująca obsada "nowego Allena", który przy pomocy średniego filmu potwierdza ich status supergwiazd.
-
Naprawdę udane, miłe dla oka, zmuszające do dyskusji w kwestii wychowania oraz pytające o sens życia rodzinne kino drogi.
-
Niezwykle wzruszająca i pięknie zrealizowana baśń przeznaczona dla młodzieży i dorosłych.
-
To jeden z tych filmów, który dźwiga na swych barkach główny bohater, a to z kolei wymaga od aktora ogromnych umiejętności i talentu by skupić na sobie uwagę widza, wręcz go zahipnotyzować odgrywaną postacią. Marina Foïs grająca Constance jest w tym kontekście bezbłędna.
-
Zdecydowanie warto sięgnąć czasem po takie perełki, które ogląda się mając wrażenie obcowania z czymś więcej niż filmem.
-
Aktorstwo w filmie Zandvlieta zasługuje na najwyższe noty.
-
Nie przeczę, że twórczyni tego filmu przyświeca szczytny cel: zauważa problem elektrośmieci, które trafiają do tzw. trzeciego świata i tym samym zatruwają naszą planetę. Ponadto chce otrząsnąć ludzi z tej manii kupowania niepotrzebnych rzeczy. To chwalebne, jednak dokument Dannoritzer przy całej tej spiskowej teorii postarzania produktów zapomina o innowacyjności, którą właściwie zaznacza jedynie w kontekście wynalezienia żarówki przez Swana i jej udoskonalenia przez Edisona.
-
Baśni o dmuchanej lali jaką zaserwował nam Japończyk, brakuje miejscami werwy, a to co wydaje się dość jasną metaforą ciągnie się momentami zbyt długo. Być może przeoczyłem coś co chciał mi powiedzieć reżyser.
-
Jako dość umiarkowany fan zaangażowanego społecznie kina braci Dardenne i Loacha zresztą też nie jestem w stanie jednak przejść obojętnie wobec ich twórczości. Film "Rosetta" jest chyba najlepszym dowodem zwyczajnie szczerych i dobrych intencji jego reżyserów.
-
Wszystkie bohaterki "Certain Women" są do bólu autentyczne.
-
Mcdowellowi debiut się udał. Niedociągnięcia obrazu zrzucam na karb braku doświadczenia dopiero 32-letniego reżysera i najwidoczniej dziur logicznych prawie idealnego scenariusza równie nieopierzonego Justina Ladera. "Czworo do pary" jest jednak mądrą i sprawnie zrealizowaną filmową ucztą, która pozostawia widza z tematem do rozważań.
-
Co więc świadczy o niepokojącej ponadczasowości Mechanicznej pomarańczy? To wizualna i dźwiękowa orgia, której częścią chcielibyśmy chyba zawsze być.
-
Z jednej strony wartość filmu Chazelle'a polega na tym, że nie jest sztampową opowieścią o trudnej drodze młodego muzyka do sławy. Z drugiej zaś strony zdaje się, że Chazelle odrzuca możliwość posiadania talentu, a jedynym środkiem, który pomaga w odniesieniu sukcesu jest zawziętość, krew, pot i łzy. Reżyser pozbawił "Whiplash" specyficznego czaru i uczuć, jakimi przesiąknięte są standardowe filmy o muzykach i muzyce, na rzecz ukazania pasjonującego pojedynku mistrza i ucznia.