Wiktor Fisz
Krytyk-
Pod płaszczykiem opowieści o seksie produkcja "Powodzenia, Leo Grande" prezentuje historię o pewności siebie, przełamywaniu wewnętrznych blokad i uwalnianiu się z okowów społecznego ostracyzmu. Mimo że historia koncentruje się na osobie wchodzącej w jesień życia, każdy z nas może zaczerpnąć z niej nieco mądrości. Poza tym obraz w wielu momentach jest szczerze zabawny, więc ma również niezaprzeczalną wartość rozrywkową.
-
Realizacyjnie i aktorsko jest serialem dość przeciętnym. Występujący w rolach głównych Sienna Miller i Rupert Friend tworzą kreacje, których raczej nie zapamiętamy. Podobnie będzie z całym serialem - bardzo szybko zniknie w odmętach netflixowej biblioteki. Wielka szkoda, bo podjęty temat zasługuje na mniej szablonowe podejście. O takich sprawach trzeba mówić, ale należy to robić w taki sposób, żeby przesłanie wybrzmiało należycie.
-
Broni się wybitną formą, ale to wciąż znana nam historia o żądzy władzy i szaleństwie prowadzącym do upadku. Dla pasjonata sztuki będzie to z pewnością wysmakowany seans, ale dla oczekujących od filmów przede wszystkim opowieści, poruszająca forma może okazać się niewystarczająca, żeby potraktować obraz Coena jako niezapomniane doświadczenie.
-
Nie jest filmem, który się dłuży. Co więcej, dzięki wpadającemu w ucho soundtrackowi tu i ówdzie pojawia się nutka ekscytacji. Nawet wtedy, gdy twórca używa kliszy fabularnych, nie nudzimy się zbytnio. Nie ma jednak wątpliwości, że po dobrym początku obraz zasługiwał na lepsze rozwinięcie.
-
Ciekawe, klimatyczne wprowadzenie, a następnie powtarzalne klisze i stracone minuty ekranowe, które mogłyby być zagospodarowane dużo lepiej. Wszystko to prowadzi do interesującej końcówki, która łamie nieco schematy i pozostawia dobre wrażenie po obejrzeniu całości. Mimo wielu niedoskonałości warto zobaczyć ten obraz. Wbrew pozorom to nie jest horror jakich wiele.
-
Po dwóch poprzednich filmach, wielu widzów miało słuszne obawy co do jakości artystycznej ostatniej odsłony Ulicy strachu. Na szczęście trylogia rzutem na taśmę odnosi sukces, finalizując całą opowieść. To wciąż historia skierowana do młodszego widza, ale twórcom należą się pochwały za to, że nie uciekają fabularnie od trudnych tematów związanych ze wstydliwymi epizodami w historii Ameryki. Szkoda tylko, że po kolejnym skoku w czasie z atmosfery wypracowanej w 1666 roku pozostają nici.
-
Wydaje się produkcją uczciwszą niż 1994. Nikt nas nie mami nostalgią i zabawą gatunkiem. 1978 to niezobowiązująca rozrywka w konwencji grozy z elementami przygodowymi. Momentami jest schematycznie do bólu, ale dzięki dobrze napisanym protagonistkom, można się nawet zaangażować w toczące się wydarzenia.
-
Zalicza falstart, jeśli chodzi o młodych aktorów i portretowane przez nich postacie. Nikt tu nie wspina się na wyżyny swojego talentu, żaden z bohaterów nie jest na tyle wyrazisty, żeby wyróżniać się na tle pozostałych. Doskonale wpisuje się to w charakter całości - jest po prostu nad wyraz przeciętnie. Obraz da się obejrzeć bez większego zgrzytania zębami, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że sprawdziłby się lepiej, gdyby darowano sobie te wszystkie odniesienia do popkultury.
-
Prawdziwa petarda. Obraz aspiruje do miana najlepszej animacji 2021 roku, ale to również czołówka wśród wszystkich filmów mających premierę w bieżącym roku.
-
Świetny materiał na powieść. Niestety, film na ten temat powinien być bardziej podbudowany psychologicznie i mieć po prostu ciekawszą fabułę. Obserwując Arisa, jedzącego jabłka, jeżdżącego na dziecięcym rowerze czy powodującego wypadek samochodowy, nie wiemy, dokąd zmierza na płaszczyźnie uczuciowej. Te wszystkie momenty nie przynoszą bohaterowi ulgi.
-
Atmosferyczny obraz z pesymistyczną puentą. Zarówno w warstwie wizualnej, jak i w przesłaniu panuje mrok. Ciemność przepełnia również serca i umysły bohaterów. Ten wszechobecny brak nadziei i perspektyw na chociażby promyk słońca z pewnością uwiedzie widzów lubujących się w dekadenckiej sztuce. Gdyby konstrukcja fabularna była nieco bardziej finezyjna, Possessor miałby szansę zawalczyć nawet na Oscarach.
-
Fabularny miszmasz i wizualna maestria. Makabryczny body horror oraz klimatyczna wydmuszka. Szarżujący Nicolas Cage kontra anemiczny Tommy Chong. Kolor z przestworzy to film toporny i mało finezyjny, ale na płaszczyźnie niezobowiązującej rozrywki działa prawidłowo.
-
Hiszpańska produkcja Netflixa nie jest oczywiście złym filmem - dostajemy tu cenne obserwacje, pełne dekadentyzmu i smutnych wniosków. Gdyby jednak twórcy użyli bardziej wysublimowanych środków, jeśli chodzi o treść, być może dostalibyśmy prawdziwą perełkę.
-
Wytwórnia Blumhouse, która przeważnie trafia w dziesiątkę, jeśli chodzi o horrory, tym razem zalicza mocną wpadkę.
-
Festiwal barw, choreografia z kosmosu i muzyka nadająca tempo akcji. Jednym słowem - kawał świetnej rozrywki, której ciężko się oprzeć.
-
Twórcy Małgosi i Jasia mieli w ręku bardzo dobre karty. Wystarczyło ułożyć je w odpowiedni sposób, a dostalibyśmy kolejny, w ostatnim czasie, wyjątkowy horror. Niestety, nie udało się, a wynik pracy Oza Perkinsa jest co najwyżej poprawny. Zabrakło konsekwencji w budowaniu klimatu.
-
Clint Eastwood pozostaje konsekwentny swojemu kinu. Lata doświadczeń nauczyły go, że nie warto uderzać w widzów patetyzmem i inwazyjnym przesłaniem. Wystarczy umiejętnie opowiedzieć historię, która obroni się sama. Mimo dziewięćdziesiątki na karku wciąż tworzy kino najwyższych lotów.
-
Prezentuje poziom kreskówkowy. Gdyby film był animacją, z pewnością celniej trafiłby w odpowiedniego widza. Kino familijne bez wyrazu i charakteru, z wieloma problemami zarówno na płaszczyźnie fabularnej, jak i technicznej. Widzowie do 12. roku życia z pewnością będą wniebowzięci, ale przecież tajemnicą poliszynela jest fakt, że dzieci z kina zawsze wychodzą zadowolone - niezależnie czy oglądają Toy Story, czy dziwactwa pokroju Panda i Banda.
-
Nadaje się na idealny "odmóżdżacz", który przysparza wiele radochy, nie zmuszając przy tym do zaawansowanych procesów myślowych. Jednym słowem: Michael Bay powrócił i znów jest w swoim żywiole.
-
Olbrzymi potencjał uniwersum stworzonego przez Gilligana daje szansę na opowiadanie historii praktycznie w nieskończoność. Jeśli całość miałaby prezentować taki poziom jak El Camino, to ja jestem jak najbardziej na tak!
-
W Tommaso nie trudno się zakochać. Film urzeka od pierwszych minut. Rzym, któremu nie da się oprzeć, a w nim rodzina zmagająca się z problemami, które przecież dla wielu z nas nie są obce. Najbardziej urzeka jednak szczerość artystyczna Abela Ferrary.
-
Namnażające się pętle czasowe mogą wywołać u niektórych zawrót głowy. A wszystko to po to, byśmy dowiedzieli się rzeczy, o których mówili już poeci wieki temu. Czy warto? Jak najbardziej, bo eksperymentalnej formy i realizmu magicznego nigdy za dużo.
-
Ten film ma serce, a wbrew pozorom nie jest to reguła we współczesnej kinematografii. Nawet w produkcjach dla dzieci.
-
To nie jest jeszcze filmowa opowieść, na którą Afryka czeka i której potrzebuje, ale produkcja ma w sobie dużo prawdy. W połączeniu z niesamowitą historią daje to zaskakująco pozytywny efekt.
-
Obraz uniwersalny, na którym będzie się doskonale bawić każdy, kto po prostu kocha kino.
-
Słaby film na ważny temat. Warto go obejrzeć, aby dowiedzieć się, w jak wielkim zagrożeniu są lwy we współczesnym świecie.
-
Z pewnością przypadnie do gustu dzieciom, szczególnie tym uwielbiającym opowieści o zwierzątkach. Nie da się ukryć, że twórcy z widoczną empatią podchodzą do czworonogów. Ładunek emocjonalny jest obecny i może udzielić się również dorosłym.
-
Jeśli jednak spojrzymy na zalety obrazu, czyli przypomnienie szerokiej publiczności sylwetki Villechaize'a czy stylowe aktorskie szarże Dinklage'a, jawi nam się porządna produkcja, która jest w stanie przykuć do telewizora w jesienny wieczór.
-
W żadnym wypadku nie jest obrazem wybitnym czy murowanym kandydatem do Oscara. To jeden z tych filmów, które mogą dać dużo do myślenia osobom będącym obecnie na zakręcie życiowym. To taka produkcja, po której wychodząc z kina, możemy być lekko zamyśleni lub wręcz przeciwnie, w całkiem dobrym humorze.
-
Obraz podejmujący ważny temat, ale podchodzący do niego w infantylny, wręcz dzieciny sposób. Na filmie będą się dobrze bawić chyba tylko ci, którzy lubią patrzeć na uśmiechniętych ludzi spędzających miło czas, wśród otaczających ich luksusów.
-
Dobry, miejscami bardzo dobry, w którym chemia między postaciami to prawdziwy hollywoodzki ewenement.
-
Ewidentnie wypadek przy pracy.
-
Jest widowiskowo, spektakularnie , a momentami nawet efektownie. Brakuje jednak iskry i błyskotliwości charakterystycznej prawie dla każdej ekranizacji komiksu wyprodukowanej przez Marvel/Disney.
-
Jest jedną z tych produkcji, które próbują odmitologizować western poprzez zerwanie ze schematami klasycznego amerykańskiego gatunku filmowego. Próbę tę można uznać za udaną, ale o jakimkolwiek nowatorstwie nie ma tu mowy.