ChrsL91
Użytkownik-
Zupełnie nie złapał mnie na poziomie emocjonalnym. Aktorsko jest ok, fabularnie w porządku, ma kilka dobrych scen, ciekawe podłoże kulturowe i komentarz społeczny, ale to wszystko nie kleiło mi się w koherentną całość. Humor nie trafiał dość często, a muzycznie nie jest to moja bajka. Ciekawie przedstawione jest życie lokalnej społeczności. Gdy film przechodzi już do sedna to traci pewną magię na rzecz popkulturowych cytatów i dość przewidywalnego wjazdu emocjonalnego na koniec. Po prostu ok.
-
Tani, płytki, żerujący na emocjach, moralizatorski, dialogi to kuriozum. Cringe'owy, totalnie karykaturalna opowieść o "ludziach cytatach biblijnych", każda scena to parodia stereotypu. Ostatnia scena jest zwieńczeniem tego, jak nieudolnie jest skonstruowany. Muzyka jest koszmarnie nachalna i tandetna.
-
Ciekawy koncept, choć mocno niewykorzystany. Od pierwszych chwil czuć, co się święci. Antypatyczni bohaterowie zostają rzuceni na pożarcie ku uciesze widzów. Daje pewną rozrywkę, ale nie zapadnie długo w pamięć. Nie będzie to też film, do którego jest sens wracać. Wszystko ograne po łebkach.
-
Szalenie problematyczny i wpędzający w poczucie dyskomfortu... ale chyba nie w taki sposób, w jaki horror powinien to robić. Seksualizacja relacji opiekunka - młody chłopak jest mocno karykaturalna i w zasadzie nie da się jej brać na poważnie, z drugiej jednak jest to dość niewygodny temat... który jest trywializowany i eksploatowany na potrzeby głównego motywu fabularnego. Sam nie wiem...
-
Rozumiem pomysł na reinterpretację, jednak współczesny sposób narracji odziera całą historię z magii i atmosfery, którą stoi oryginał. Nie jest ani w procencie tak interesujący i przerażający w swojej niedoslowności. Raczej banalny i silnie dosłowny zarówno na płaszczyźnie wymowy i samej warstwie grozy, która nie działa praktycznie w ogóle. Ma kilka kreatywnych pomysłów, którym nie daje naturalnue wybrzmieć. Zbyt "horrorowy" w rozumieniu współczesnego, prostego straszaka. Przegadany.
-
Fantastycznie wciągający, pełen subtelnej symboliki i komentarza społecznego. Niegłupi, choć też na tyle niedosłowny, że w zasadzie ciężko jednoznacznie stwierdzić na ile jest w tym samoświadomy. Doskonałe efekty specjalne, praktyczne. Wizualnie i dźwiękowo magnetyczny. Ma też swoje problemy, ale nie zostawia poczucia niedosytu. Spełniony, choć nie jest idealny. Świetne główne role. Działa jako kino grozy na bardzo metafizycznym poziomie.
-
8.54 kwietnia
- Skomentuj
-
-
Nie rozumiem wrażliwości tego serialu. Nie czuję, że nagrywanie każdego odcinka bez cięć wprowadza coś wartościowego (tylko w pierwszym odcinku się sprawdza idealnie). Bohaterowie przez to rozmawiają ze sobą jakby to robili pierwszy raz w życiu. Rozumiem, że film chce przekazać, że Ci ludzie żyją ze sobą i się nie znają, ale... znów mam wrażenie, że przed sobą widzę tylko zbieraninę antypatycznych postaci, którzy rozmawiają gromkopierdnymi moralitetami. Im dalej w las, tym nudniej. Syntetyczny.
-
Czerpałem pewną perwersyjną przyjemność z oglądania tej kuriozalnej karykatury Muskotrumpa. Poza tym główny gimmick mocno niewykorzystany. Niesamowicie banalny i płytki, choć kręcony jakby przekazywane treści były swego rodzaju objawieniem. Najważniejsze, że film jest sam sobą zachwycony.
-
To jeden z filmów, które albo się emocjonalnie kupi na poziomie Lynchowskiej podróży po ścieżkach niedosłownej rzeczywiści kreowanej na poziomie świadomości doprawionej Cronenbergowskim zatraceniem w namacalności narkotycznych wizji, albo wypadnie się z wagonika, nie widząc i nie czując totalnie nic. Ja nie wypadłem i wciąż sunę po torach, a gorzki wydźwięk nieuniknionego sprzężenia zwrotnego w ucieczce od samotności do nieodwzajemnionej miłości nadal dudni mi w głowie. Drzwi zostały otwarte.
-
Koncept jest prosty, ale szalenie skuteczny. Nie chodzi tu o złożoność symboli i trudność interpretacji, a poruszanie emocjonalnych strun, wydobywanie głęboko zakorzenionych lęków dotyczących ojcostwa, macierzyństwa, niechcianego dziecka, niedojrzałości, ale także nie bycia gotowym na to, co nadchodzi, gdy pojawia się istota, która sprawia, że patrzymy na nią obco, ale też i sami czujemy się obco.
-
Co by było gdybym nie był sobą? Czy zatęskniłbym za tym, na co przyszło mi narzekać? Czy bez tego nadal byłbym sobą? Czy przestaję być sobą chcąc być kimś innym i czy ktoś inny jest bardziej mną niż ja teraz jestem? Co gdy ktoś, kto jest bardziej mną niż ja jestem sobą mnie zastąpi? Zajmie moje miejsce i sprawi, że znów będę chciał być sobą? Kim jestem? Czy wygląd zewnętrzny i to jak się z nim czuję i jak reagują na niego inni kształtuje to kim jestem? I kim mógłbym być gdybym nie był sobą?
-
Anora nie jest może tak dobra jak poprzednie filmy Bakera, ale daje świetny rollecoaster emocji i wiwisekcję ludzkiej natury w kontekście dojrzałości w uczuciach i ukrytych pragnień do bycia kochanym niezależnie od poziomu seksualizacji swojego życia. Działa też zupełnie rozrywkowo.
-
Porażka scenariuszowa, aktorska, musicalowa (kilka wstawek wygląda całkiem ładnie) i nieudana drwina z widza i zawawy jego oczekiwaniami. Niespójny, bardzo niedbale zlepiony, niedorzeczny, mało ciekawy, nudny, monotonny, pozbawiony głębi, bez napisanych kompetentnie postaci.
-
Bardzo udane unowocześnienie kina klasy B, klasycznego Giallo, estetyki bodyhorrorów Cronengerga i przerysowania retro futurystycznej rzeczywistości jak u Verhoevena. Nie pozbawiony problemów, ale celnie wybierający elementy różnych podgatunów horrorowych, które wykorzystuje do opowiedzenia historii upadku kariery i przemijania swojej bohaterki. Doskonale efekty specjalne, świetne scenografie, audiowizualna uczta podana z niezwykłą werwą i energią narracyjną. Bywa zbyt łopatologiczny. Warto.
-
Fabularnie nie powala, a final pozostawia dużą dozę niedosytu. Miewa przestoje i spokojnie można by wyciąć 1/3 filmu z korzyścią dla całego doświadczenia. Mix kina noir, thrillera i horroru, a także komedii, która wypada najsłabiej i psuje ciekawe kadrowanie i niecodzienną reżyserię. Wizualnie można się zachwycać, aktorsko zgrzytać zębami, bo między zapierajacą dech scenografią czai się tania telenowela i absurdalnie napisany scenariusz. Niemniej bawiłem się zdecydowanie lepiej niż na Suspirii.
-
Zaskakująco ciekawa propozycja. Film bardziej o rodzinie i rodzicielstwie niż o walce z kaiju, ale też w ciekawy sposób wykorzystuje ten motyw. Nie wykorzystuje pełni potencjału, ale i tak stanowi solidną rozrywkę dla młodszych i starszych widzów.
-
Nie jest to zły film. Bazuje bardzo mocno na nostalgii do Jackmana jako Wolverine'a i cameosów. Emocjonalnie łapie jednak tylko chwilami, a cały pomysł fabularny niestety wypada zbyt mało angażująco i nie spełnia oczekiwań nawet w kategotiach prostej rozrywki. Zapamiętam może 3 sceny: monolog i bitka w samochodzie, rozterki Wolverine'a przy ognisku i Wolverine w masce. Deadpool w tym filmie schodzi na 2 plan. Sceny akcji też nie są tak dobre jak się o nich mówi. Tylko niezły.
-
Ciekawy pomysł w doskonałym wizualnie wydaniu, w którym jednak skrypt niedomaga w zbyt wielu elementach przez co bardzo szybko popada w śmieszność i karykaturę. Od początku jednak przejawia pewną dziwność, którą albo się kupuje, albo która sprawia, że nie da się wejść w tę opowieść z pełnym zaangażowaniem.
-
Niekonsekwentny, fatalnie napisane główne bohaterki, źle zagrane, niezniuansowane. Miewa świetne momenty i dobrze zrobione sceny akcji i walki na miecze świetlne, ale tym bardziej boli niewykorzystany potencjał, mistyczne ukazanie mocy i zmarnowani, potencjalnie ciekawi bohaterowie.
-
"Heartwarming" - tak bym określił ten film. Nie jest to wybitne dzieło kinematografii, ale bardzo przyjemny, uroczy i bardzo ładny wizualnie biogram filmowy, który bardziej skupia się na opowiedzeniu ludzkiej historii niż odhaczenia biograficznych punktów opowieści. Idealny pomysł na niedzielny wybór przy obiedzie (i nie jest to absolutnie żaden przytyk).
-
Niestandardowy, eksperymentalny i pełen ciekawych zabiegów artystycznych. Nie każdy z nich trafia i sprawdza się, ale niewątpliwie sprawia, że seans jest doznaniem unikalnym i odświeżającym.
-
Bardzo porządny prequel, który stoi na własnych nogach i dostarcza dużo całkiem przyjemnej i niegłupiej rozrywki.
-
Powrót po latach do filmu nadgryzionego zębem czasu, który jednak broni się na wielu płaszczyznach doskonałym scenariuszem i świetnie zbudowaną dramaturgią oraz bohaterami, którzy sami w sobie są interesujący i mają ciekawe interakcje.
-
Memiczny, przez co dużo lepiej można się na nim bawić, niż na poprzedniku. Miewa momenty, ale też i nie pozwala w pełni traktować go poważnie.
-
Świetnie zrealizowany, pełen fantastycznej kaskaderki, niemniej jednak, choć bardzo bym chciał, żeby było inaczej... to wypadnie mi pewnie prędko z pamięci. Ma wszystkie skladniki, które powinny sprawić, że rozpali się w moim sercu niepohamowana miłość, zarówno do filmu samego w sobie, ale i też filmu kręconego w ramach filmu, ale... czegoś zabrakło. Zabawny, dobrze napisany, pełen świetnych ról.
-
Najgorzej konserwuje się z całej trylogii. Nie ma w nim ani jednej sceny, którą bym chciał zapamiętać i wielokrotnie w przyszłości do nich wracać. Nieudany, sztuczny, pozbawiony uroku.
-
Ma w sobie dużo uroku i nostalgii, ale przede wszystkim kupuje dobrymi scenami walki, świetnie wykreowaną postacią Qui Gona. Pojawienie się Maula i konfrontacja z nim to absolutny top Star Wars. Szkoda, że tak dobrze już nie jest w innych aspektach... kuleje scenariusz, dialogi i aktorstwo (brak chemii między bohaterami, niewiarygodne CGI, straszne scenopisarstwo).
-
Nikt tak jak Guadagnino nie potrafi budować na ekranie napięcia seksualnego podczas opowiadania historii młodych ludzi, których połączył nieoczekiwany splot wydarzeń. Obserwujemy niecodzienny trójkąt miłosny i opowieść o tenisie, pasji do sportu, pasji do życia, energii międzyludzkiej, napięcia erotycznego jednoczenie nie szczując cycem i nie budując przesadnej dramaturgii. Narracyjny majstersztyk. Opowiedzieć tak banalną w założeniu historię 3 uwikłanych w romans ludzi... wow.
-
Czy sądziłem, że będzie aż tak zły? Nie. Jest tragiczny. Cringe, lenistwo, nuda, klisze. Nie ma tu zupełnie niczego.
-
Świetnie nakręcony, ładnie zainscenizowane kadry, które jednak przewidywalnie opowiadają prostą, zbyt prostą i upraszczaną na każdym kroku historię. Niemniej jednak to czym stoi ten film to strona wizualna i dobrze dobrani aktorzy do swoich ról. Kreatywny wizualnie, prosty scenariuszowo. A szkoda, bo odrobinę skrobał do drzwi remake'u Suspirii...
-
Spokojny, wręcz medytacyjny film, który bywa delikatnie irytujący. Nie wszystko moim zdaniem tłumaczy umiejętnie, dając pole do interpretacji, ale też zabierając ważne konteksty, które trzeba znaleźć samemu już po seansie. Nie jest dziełem kompletnym, choć miewa momenty, które doskonale trafiają jak chociażby House of the rising sun odspiewane przez legendę japońskiej piosenki. Warto czasem się zatrzymać.
-
Niesłuchanie zabawny i błyskotliwy. Widać tu pewną rękę i komediowy talent narracyjny, reżyserskie umiejętności. Klasyk zasłużonego studia i twórcy, którego nie warto pomijać.
-
Absolutne arcydzieło ekranizacji mangi, które jednak pomimo nadgryzienia zębem czasu i ograniczeń animacji przekłuwa je w atut, sprawiając, że nadają one pewnego unikalnego klimatu opowieści. Czasem im mniej tym lepiej i tym stoi ten serial. Znajduje idealny balans narracyjny.
-
Lekki, przyjemny i zabawny. Zdecydowanie przebija oczekiwania. Czuć, że to twórcy Paddingtona i jest to gigantyczny komplemwnt, bo wszystko wskazywało, że ten film po prostu nie będzie miał szans się udać. A udał się bardzo dobrze i warto obejrzeć i umilić sobie wieczór. Świetnie zagrany, porządny kawał komediowego kina.
-
Pornografia współczucia i kpiny z dramatów ludzkich... miewa momenty autentyzmu, co jest jedynie zasugą walczącego z rozdramatyzowanym scenariuszem Frasera, który sprawia, że mimo wszystko jakoś jesteśmy w stanie kupować momentami głównego bohatera. Niemniej jednak jest to kolejny film Darrena, który tylko pokazuje jak atencyjnym jest tworcą i jak bardzo nie potrafi w niuans i prawdziwe historie, które gdzieś się chowają pod płaszczykiem pretensjonalnie artystycznego dzieła.
-
Bardzo dobry pomysł, który w przeciwieństwie do Przesilenia popada w melodramatyzm, przez co nie czuć tutaj lekkości i szczerości narracji, a chłodną kalkulację i grę oczekiwaniami widza, jednoczenie będąc bardzo meta. Bywa pretensjonalnie.