
Mickey kolonizuje nowy świat. Po śmierci jego wspomnienia pozostają w nowym ciele klona.
- Aktorzy: Robert Pattinson, Naomi Ackie, Steven Yeun, Toni Collette, Mark Ruffalo i 15 więcej
- Reżyser: Joon-ho Bong
- Scenarzysta: Joon-ho Bong
- Premiera kinowa: 14 marca
- Premiera światowa: 15 lutego
- Ostatnia aktywność: 4 maja
- Dodany: 31 stycznia
-
Na dużym ekranie pojawiło się dzieło dopracowane praktycznie w każdym calu, którego największym grzechem jest zakończenie. Makabra w baśniowym sosie, która zostawia widza z ogromnym niedosytem.
-
"Mickey 17" to znakomita komedia z szybką akcją i licznymi elementami karykatury czy nawet groteski. Joon-ho Bong wraca do gatunku, w którym czuje się najlepiej, czyli fantastyki naukowej. I może jego najnowsza produkcja nie jest tak mocna jak nagrodzony Oscarem "Parasite", ale dalej prowokuje do myślenia i co najważniejsze dostarcza dużo rozrywki. Trochę kopiuje przy tym jego poprzednie filmy. Ale robi to z takim wyczuciem, że mi to kompletnie nie przeszkadza.
-
Wydaje się, że reżyser chciał chwycić zbyt wiele srok za ogon, i w rezultacie powstał narracyjny bałagan. I szkoda, bo aktorzy z Robertem Pattinsonem na czele, grają wspaniale, a film wygląda bardzo dobrze, bo tym razem efekty specjalne dowiozły. Tylko sama fabuła miejscami się gubi, chociaż dostarcza przy tym kilka okazji do śmiechu.
-
To intrygujący film i blockbuster z wyraźnym autorskim sznytem, w którym jednak jest zbyt dużo pęknięć, aby móc uznać go za dzieło spełnione. Właściwie w każdym aspekcie znajdziemy w twórczości koreańskiego laureata Oscara film, który zrobił coś lepiej.
-
Tak zresztą należy czytać cały wydźwięk Mickey 17: to liberalna fantazja przynależąca do ery Baracka Obamy, opowieść o sile i słuszności demokratycznych instytucji, które zawsze ostatecznie triumfują i zaprowadzają porządek i wszechobecną szczęśliwość, a wszelkie patologie wynikają li i jedynie ze złej woli jednostek.
-
Problem w tym, że cała ta techniczna otoczka nie jest w stanie zatuszować bardzo chaotycznego scenariusza. Podobno książkowy pierwowzór jest dużo, duuuuuuuuuuuuuuuuużo lepszy, ale nawet to nie zmienia faktu, że nowe dzieło Koreańczyka jest zmarnowanym potencjałem na coś absolutnie świetnego. Boli to jak cholera, szczególnie znając poprzednie dzieła, ALE jest nadzieja. Podobno swój najnowszy film kręci w ojczystej Korei Południowej, gdzie czuje się najlepiej.