Aleksandra Kumala
Krytyk-
Tymczasem wycofanie z pierwszego planu dotychczasowych solistek i położenie akcentu na - o wiele bardziej fascynującą - wielogłosową grę zespołową to świetne posunięcie. A zarazem najlepszy dowód, że The Morning Show po raz kolejny unika pułapki tokenizmu, znacznie niebezpieczniejszego dla współczesnej kultury niż koszmar prawicy zwany "ideologią woke".
-
Choć "Poprzednie życie" budzi skojarzenia z trylogią Richarda Linklatera, niszowym dramatem Massy Tadjedin "Zeszłej nocy", perypetiami Marianne i Connella z "Normalnych ludzi" czy Jacoba i Moniki z nagrodzonego Złotym Globem "Minari", reżyserce udaje się stworzyć nietuzinkową, intymną, wyważoną opowieść o wielu obliczach bliskości i przywiązania.
-
Stereotypizacja, romantyzacja i egzotyzacja romskości wciąż mają się dobrze. Rolę Krzysztofa Krawczyka przejmuje po prostu lewacki gigant streamingowy.
-
Czy pierwszy pełnometrażowy film o Barbie jest popfeministyczny? Jeszcze jak. A do tego pysznie samoświadomy i ironiczny, bo w 2023 roku nie może - albo przynajmniej nie powinien - być inny.
-
Warto zobaczyć z dwóch powodów. Po pierwsze, dla doskonałego Madsa Mikkelsena - jak zwykle udaje mu się wypełnić swoją postać czymś więcej niż tylko znużeniem, samotnością i frustracją. Po wtóre, dla ostatniej sceny, w której po mistrzowsku przypomina on widzom, że choć dziś cieszy się w pełni zasłużonym mianem jednego z najlepszych aktorów swojego pokolenia, pierwsze artystyczne kroki stawiał jako tancerz.
-
Niejednokrotnie korzysta z furtki humoru, by nie osunąć się w czeluści patosu, ckliwości i banału. W efekcie udaje jej się to, co w kinie zarazem najprostsze i najtrudniejsze - snucie angażującej opowieści. Chociaż nie podpowiada, jakiego rodzaju morał powinien z niej płynąć, po seansie pozostawia widza z poczuciem, że jakiś wypłynął na pewno.
-
I to jedna z największych porażek twórców Atomic Blonde. Niezdolność przyciągnięcia uwagi widza, utrzymania jej w garści od pierwszej do ostatniej minuty.
-
Bezdyskusyjny popis aktorski Chastain - drapieżnej, bezlitosnej, funkcjonującej na najwyższych obrotach, dążącej do wygranej nawet kosztem autodestrukcji.
-
Song to Song najlepiej opisują słowa padające w pewnym momencie na ekranie - życie to nie to samo, co ładne obrazki. A świetna obsada, kilka muzycznych gwiazd i imponujących kadrów to nie to samo, co dobry film.
-
Mógł być mieszanką wybuchową - zamiast tego bliżej mu raczej do niewypału.
-
Trudno dokładniej opisać, czego tu brakuje, ale ten brak wyczuwa się od samego początku bardzo wyraźnie, uniemożliwia on pełne zaangażowanie w historię - zarówno zakazanej miłości, jak i tulipanowej intrygi.
-
Wydaje się, że to właśnie szablonowość wyreżyserowanego przez Courtney Hunt filmu w największym stopniu zaważa na jego obojętnym odbiorze. Seansowi nie towarzyszą bowiem praktycznie żadne - większe lub mniejsze - emocje.
-
Po seansie, czy nawet w trakcie jego trwania, odczuć można autentyczne, fizyczne wycieńczenie, osiągnięte poprzez zastosowanie określonych zabiegów formalnych z intensywnością wydarzenia, które za sprawą Wołynia staje się czymś na kształt quasi-doświadczenia.
-
Nie należy do filmów trzymających w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy, zaskakującej niespodziewanymi zwrotami akcji lub godnymi owacji na stojąco kreacjami aktorskimi. Największą frajdę sprawi zapewne fanom filmów z gatunku katastroficzne/biograficzne.
-
Nie wybitne, momentami być może zbyt dosłownie traktujące wspomniane już metafory, jednak świetnie zagrane, warte uwagi kino.
-
Koncertowo zagrana, utrzymana w specyficznym, niepokojąco-krępującym klimacie, rozgrywająca się głównie w zamkniętej przestrzeni historia jednego - pod wieloma względami szczególnego - dnia z życia rodziny Knipper.
-
Po pierwsze świetna, przepełniona niedającą się porównać z niczym innym włoską ikrą, zabawa. Po drugie zaś: doskonale poprowadzona i zagrana, pozbawiona taniego moralizatorstwa, skłaniająca do refleksji lekcja/przestroga/sugestia/diagnoza naszych czasów oraz ich wpływu na relacje międzyludzkie.
-
Produkcja przemówi raczej do wąskiego grona odbiorców. Zapewne wzbudzi w nich również poseansową chęć sięgnięcia do źródeł celem zgłębienia szczegółów tej frapującej historii. I jako takiej wartościowości nie sposób jej odmówić.
-
Ani nie naiwny pean na cześć telewizyjnych talent show, ani jedna z wielu podobnych sobie narracji o pokonywaniu przeszkód w drodze na szczyt.
-
Nawet, jeśli nie jesteście zainteresowani tematyką giełdową, thriller Foster to naprawdę dobre kino sensacyjne. Sprawnie zrobiony, momentami być może idący na skróty i docierający do dość przewidywalnej mety, ale za to utrzymujący tempo i wysoki poziom aktorski.
-
Miało być pikantnym powrotem reżyserskim Julie Delpy. Niestety, nie udało jej się przyprawić proponowanego widzom dania tak, aby smakowało jak dobra francuska komedia.
-
Znośne, ale mimo wszystko déjà vu.
-
Surowa przyroda, poczucie klaustrofobicznego odosobnienia, ekstremalne warunki fizyczne i psychiczne, naprawdę dobry dźwięk oraz czarny charakter z prawdziwego zdarzenia - te elementy thrillera Kasperskiego zdają egzamin. Na ostateczną ocenę wpływają jednak fabularne luki i nie do końca satysfakcjonujące rozwiązania pewnych wątków.
-
Wciąga. Bo zadziwia, bo rozśmiesza, bo oburza, bo przeraża, bo doprowadza do szaleństwa.
-
Mieszanka, której składniki dobrze znamy, tyle tylko, że przyprawiona większą dozą humoru i podana w lżejszej, niż to zwykle bywa, oprawie. Nie robi, być może, piorunującego wrażenia, ale gdyby trzeba było podać jeden, niezaprzeczalny atut produkcji, byłby nim Martin Freeman.
-
Ci, którzy nie zrezygnują w połowie przez wzgląd na Hanksa, w końcowej części seansu doczekają się quasi-nagrody pocieszenia: przyznać trzeba, że wątek miłosny został zrealizowany naprawdę subtelnie, dojrzale i mile dla oka. Można było skupić się na nim dużo wcześniej i zgłębić, zamiast torować sobie nim drogę do boleśnie ckliwego, naiwnego finału.
-
Poza kilkoma naprawdę mocnymi scenami, to raczej zachowawczy, poprawny dramat. Cianfrance oszczędził widzowi emocjonalnych ciosów poniżej pasa, które z taką precyzją zadawał w poprzednich filmach.
-
Mocne strony filmu, poza surowym klimatem całości, na który składają się między innymi: zimowy krajobraz, nieprzystępne, grube klasztorne mury, równie głośno odbijające echo zarówno gorliwych modlitw, jak i płaczu kobiet i dzieci, to także charyzmatyczne, niejednowymiarowe i różnorodne bohaterki.
-
Mają w sobie urok prastarej baśni. Wszystko jest tu - niezauważalnie w trakcie seansu i zaskakująco po jego przeanalizowaniu - spójne: narracja surowa i oszczędna tak, jak codzienność postaci, których rytm życia wydaje się wprost egzotyczny w swej prostocie, bliskości naturze i szacunku do niej.
-
Zdjęcia, muzyka, dialogi, aktorstwo - Planeta Singli to naprawdę przyjemny powiew świeżości wśród polskich komedii romantycznych. Jest śmiesznie, jest wzruszająco, jest romantycznie.
-
Nie tylko zabawna, to wręcz prześmieszna komedia.
-
Alegoryczna historia, jakich w kinie nakręcono już wiele.
-
Zawodzi przede wszystkim przewidywalność i płytkość.
-
Alice Winocour udaje się tak dobrać składniki, aby stworzyć własny przepis na klimatyczny, wciągający thriller.
-
Nie jest doskonały, ale o wiele łatwiej wymienić jego zalety, niż jednoznacznie sformułować zarzuty.
-
Jest najlepszym przykładem na to, jak wzruszyć, unikając banałów i rozbawić, unikając wymuszonych żartów. Jak pokazać, co znaczy być człowiekiem, unikając patosu i moralizatorstwa. A przede wszystkim - jak z iście angielską klasą i nieodpartym urokiem opowiedzieć prawdziwą historię prawdziwej damy i równie prawdziwego dżentelmena.
-
Zamiast dostarczać - niekoniecznie w szablonowy sposób i oczywistymi metodami, bynajmniej nie w stylu żenujących masówek - rozrywki, film nudzi.
-
Nie jest komedią odkrywczą, wręcz przeciwnie, większości fabularnych rozwiązań domyśli się każdy, kto widział w życiu choć jedną. Brzuch nie rozboli Was po seansie od histerycznego śmiechu, ale jeśli połączenie wakacji, przygody i serii tyleż pechowych, co komicznych zdarzeń, wydaje się Wam ciekawe, będziecie bawić się całkiem nieźle.
-
Wymyka się tak jednoznacznym ocenom, jak i klasyfikacjom - jest hybrydą thrillera, Sci-Fi, romansu i czarnej komedii.
-
Naszpicowanie filmu drogowskazami, tabliczkami objaśniającymi i wskazówkami, odebrało możliwość samodzielnego - bardziej satysfakcjonującego - zinterpretowania tego, co Laurent chciała przekazać.