Podczas pracy artysta zakochuje się w młodej i zamężnej kobiecie. Planując wspólną przyszłość, kochankowie postanawiają sprzedać cenną cebulkę tulipana.
- Aktorzy: Alicia Vikander, Dane DeHaan, Jack O'Connell, Holliday Grainger, Christoph Waltz i 15 więcej
- Reżyser: Justin Chadwick
- Scenarzyści: Tom Stoppard, Deborah Moggach
- Premiera kinowa: 8 września 2017
- Premiera DVD: 31 stycznia 2018
- Premiera światowa: 13 lipca 2017
- Dodany: 12 marca 2017
-
Mimo że scenariusz celuje naprawdę w intrygującą przygodę i wysokiej temperatury kino, gdzie gorset ma pęknąć, to jego rozsznurowywanie jest równe podnieceniu rozwiązywania buta. Historia jest mocno uproszczona, a wszystko przewidywalne.
-
Przechylony w kierunku melodramatu retro, chwilami zbyt mocno przypomina absurdalną zabawę w teatralne qui pro quo.
-
Nie przepadam za cukierkowymi historyjkami i uważam, że w tym przypadku reżyser zachował dobry balans pomiędzy romantycznością, a dramatyzmem. Z każdą minutą akcja nabiera tempa i trzyma w napięciu do ostatnich minut. Na plus oczywiście realizm Amsterdamu tamtych czasów i kostiumy.
-
Patrząc na tak skomponowany przez Justina Chadwicka obraz, można odnieść wrażenie, że przyćmiewa on nawet piękno tulipanów. Nic tylko poddać się tej gorączce.
-
Po malarsku piękny, ale poza tym bardzo rozczarowujący dramat kostiumowy.
-
W "Tulipanowej gorączce" króluje pasmo pomyłek i niedopowiedzeń, co przywodzi na myśl tanie romansidło a nie rasowy melodramat. Brak logiki w scenariuszu oraz nieemocjonująca fabuła powodują, że nie można uznać filmu za udany.
-
"Tulipanowa gorączka", choć piękna z wierzchu to w środku pozostaje jednak dziełem przy którym emocje głównych bohaterów nie są tak wyraziste jak kadry siedemnastowiecznego miasta.
-
Zamiast obrazu pasji dostaliśmy tylko średnio atrakcyjny album z całkiem ładnie wystylizowanymi obrazkami w manierze holenderskiej.
-
Przypomina thriller, w którym każdy jest ofiarą swoich żądzy. Ekran podbiły kobiety i wizualna wrażliwość Eigila Brylda, który tworzy kadry nawiązujące do holenderskich malarzy. Nic tylko dać się pochłonąć filmowej gorączce.
-
Warto jednak obejrzeć Tulipanową gorączkę z powodu ciekawego wyboru obsadowego, ładnych zdjęć oraz namacalnego, aktualizującego również wydźwięk powieści napięcia erotycznego. W pewnym momencie można się zgubić, komu w tej komedii omyłek tak naprawdę kibicować, ale przekaz chyba zaakcentowano wystarczająco dobrze: za pożądanie czasami płaci się z lichwiarskim procentem.
-
Przynosi więcej rozczarowań niż zachwytów, a zamiast obiecanych w tytule dreszczy twórcy serwują nam historię, która może wywołać u widza co najwyżej stan podgorączkowy.
-
Reżyser nie bardzo wie, w którym kierunku pchnąć tę produkcję, w efekcie tworzy wystawną telenowelę. Może i efektowną pod względem realizacyjnym, w dodatku obsadzoną gwiazdami pokroju Judi Dench czy Zacha Galifianakisa, ale kończącą się wzruszeniem ramion.
-
Gdyby nie frustrująca pierwsza połowa, całość wypadłaby znacznie lepiej. Twórcy mieli czas na namysł i poprawki.
-
Pomimo momentalnych fabularnych śmieszności i niedorzeczności prezentuje dobry filmowy poziom. Między kochankami wprawdzie brak ekranowej chemii, jednak całość historii, a przede wszystkim poboczne wątki, wyszukane kostiumy i cielesne uniesienia gwarantują brak nudy podczas seansu.
-
Ogląda się dobrze i z niemałym zaangażowaniem. Nie jest to jakieś wiekopomne dzieło, ale efekt końcowy zadowoli widzów, którzy lubią niebanalne trójkąty miłosne, ryzykowne inwestycje i zapach tulipanów.
-
To film, który rozwija się jak tytułowy kwiat. Z pospolitej i banalnej cebuli powstaje znacznie ciekawsza i barwniejsza forma, ale niestety jest ulotna i wkrótce ginie bez śladu.
-
Niestety, Justin Chadwick wprawnym reżyserem nie jest, a do znakomitego adaptatora tym bardziej mu daleko. Fabuła ginie gdzieś w chaotycznym montażu produkcji, właściwa historia rozpoczyna się dopiero w połowie filmu i tylko kilka ciekawych kreacji aktorskich ratuje "Tulipanową gorączkę" przed spektakularną klęską.
-
Jest więc jak szkatułka na sklepowej półce: kusi kunsztownym wykonaniem, ale w środku jest zupełnie pusta.
-
Jest tak ładny, że warto go obejrzeć dla samego podziwiania pracy ludzi, która została włożona w tę produkcję.
-
Zamiast tytułowej gorączki, pasji czy namiętności otrzymaliśmy jedynie przyjemne pocztówki z epoki i udaną charakteryzację. Nawet humor i przemycane tu i ówdzie żarciki nie ratują produkcji przed nudą.
-
Mało wiarygodna, ale potrafiąca zaangażować opowieść o miłosnych intrygach w czasach wielkich holenderskich malarzy i tulipomanii. Film broni się doskonałą obsadą i solidną, choć dość kameralną warstwą wizualną.
-
Jeden z bohaterów filmu Justina Chadwicka, patrząc na obrazy młodego artysty Jana van Loosa, stwierdza, że są one ładne, ale nie widać w nich pasji. Niestety, to samo można powiedzieć o Tulipanowej gorączce.
-
Jednym słowem, film taki sobie, ale gdyby wyszedł z tego kalendarz ze zdjęciami z planu, albo nawet seria obrazów stylizowanych na dawnych holenderskich mistrzów, to kupiłabym wszystkie.
-
Trudno dokładniej opisać, czego tu brakuje, ale ten brak wyczuwa się od samego początku bardzo wyraźnie, uniemożliwia on pełne zaangażowanie w historię - zarówno zakazanej miłości, jak i tulipanowej intrygi.
-
Kolejna produkcja, w której twórcy odhaczyli wszystkie potrzebne składniki do osiągnięcia sukcesu, ale zapomnieli o najważniejszym, czyli fabule.
-
Cóż, miała być "Tulipanowa gorączka", ale zamiast świeżego i pięknego bukietu otrzymaliśmy zwiędłe badyle. Żałuję, że się nie udało, bo potencjał na dobrą miłosną historię, ubraną w wytworny kostium, był ogromny.