-
Mimo srogiego rozczarowania, wierzę, że "Napoleon" może zyskać na wartości w dłuższej wersji. Historia kina zna przypadki arcydzieł, które docierały na wielki ekran okaleczone, niepełne. Scott nie powtórzy na szczęście losów Ericha von Stroheima i Orsona Wellesa i dostanie szansę na odkupienie. Wstrzymajmy się zatem przed ostatecznymi wyrokami, żeby los nie zakpił z nas tak jak z imperatora.
-
Założę się, że długo nie natkniemy się na tak wycofaną bohaterkę w amerykańskim kinie. Choćby dlatego, warto skusić się na seans, wejść do jej umysłu i trochę pofantazjować.
-
Tak wyraziste charaktery łatwo zamienić w karykatury, ale obsada zgrabnie omija pułapki konwencji. Warto było więc czekać na kolejny filmowy prezent od Payne'a. We współczesnym Hollywood nie ma zbyt wielu reżyserów, którzy tworzą równie przystępne i zabawne, acz niebanalne kino środka. Zawsze z myślą o szerszej widowni, ale nigdy wbrew autorskim zasadom.
-
Mimo wszelkich zastrzeżeń nie obraziłbym się, gdyby "Figurant" ośmielił innych twórców do podjęcia kontrowersyjnego tematu współpracy kościoła i państwa. Tematu, który wcale nie stracił na aktualności. Tematu, od którego latami uciekała nasza kinematografia.
-
Magię "Poprzedniego życia" wyzwalają przede wszystkim stworzeni do głównych ról, szalenie atrakcyjni aktorzy. Greta Lee i Teo Yoo pod wieloma względami wydają się idealnymi, melodramatycznymi figurami.
-
Choć autorom "Sex Education" nie udało się na finiszu przekroczyć strefy komfortu, należy im się mały, skromny dyplom. Na kwiaty i czekoladki pewnie nie zasłużyli, ale przyznajcie, że sporo się od nich nauczyliśmy przez cztery wspólne lata.
-
Kiedy przyjrzymy się jego wizji naprawdę uważnie, dostrzeżemy, ile detali poupychał w świecie przedstawionym. Pozornie niewykraczającym poza obszar Galicji, a w rzeczywistości goszczącym szersze, ponadnarodowe problemy. Jak na kino bawiące się gatunkiem, to chyba całkiem niezły bilans.
-
Świetnie pokazuje, jak wyzwalające i progresywne bywa kino akcji. Świętujmy więc nadejście "Dnia Matki" z nadzieją, że nie będziemy czekać na powtórkę cały rok.
-
Odnajdując w serialu inne, równie pesymistyczne odcienie, łatwiej wybaczyć formalną prostotę oraz nazbyt hollywoodzkie rozwiązania paru wątków. I nie zapominajmy o najważniejszym: "The Offer" skutecznie rozbudza chęć na ponowny seans "Ojca chrzestnego". Czego chcieć więcej?
-
"Rycerze Zodiaku" raczej nie porwą więc młodej widowni szukającej w kinie inspirujących mitów, legend i herosów. Marvel i DC pozostają w tej materii niezagrożone.
-
Z seansu "Bratów" wyniesiemy więc głównie specyficzną atmosferę blokowisk, czyli kombinację nudy, krótkich przebłysków szczęścia i sporej dawki pesymizmu. Brzmienie hip-hopu puentującego egzystencjalne stany bohaterów i towarzyszącego im przy beztroskim upalaniu się trawką. A nade wszystko mocną, nie dającą się ujarzmić ekspresję dwojga obiecujących aktorów - Sebastiana Deli i Marty Stalmierskiej niedawno nagrodzonej w Gdyni za debiut w "Johnnym" i "Apokawiksie".
-
Przy asyście doborowej obsady druga wizyta w "Białym Lotosie" przebiega więc tak jak mogliśmy przypuszczać: jest trochę czasu na igraszki i wypoczynek, są momenty gorzkiej refleksji i klasowych wojenek, są również łzy nieszczęścia i odrobina krwi. Pozostaje tylko czekać, aż White zorganizuje kolejne, serialowe wczasy. Choćby na końcu świata.
-
Poza tym, "Harry i Meghan" równa do serialowej przeciętnej, bo ani nie wgryza się wystarczająco mocno w tajemnice rodziny królewskiej ani nie chce przesadnie drążyć w przeszłości i poglądach tytułowych bohaterów.
-
Jest dobrze opakowanym produktem rozrywkowym, który wywiązuje się ze swoich podstawowych zadań - w odpowiednich momentach przyprawia o szybsze bicie serca, w innych dostarcza niebanalną refleksję nad współczesną obsesją ochrony materialnego dobytku, chorobliwą chciwością i toksycznością pochopnych oskarżeń.
-
Mimo naprawdę nieoczywistych decyzji castingowych i prób zabawy gatunkową formułą, "Miłość na pierwszą stronę" okazuje się więc pewnym rozczarowaniem. Wierzyłem, że w rękach tak doświadczonej reżyserki jak Sadowska, sentymentalna historia miłosna przemieni się w coś bardziej szlachetnego i wywrotowego. Może następnym razem?
-
Wierzcie bądź nie, lecz jej finezyjnie wyreżyserowany i porażający emocjonalnie film udziela więcej niż satysfakcjonujących odpowiedzi.
-
Reżyserka zostawia Swinton ogromne pole do popisu, lecz znana z ekscentrycznego wizerunku Brytyjka rozważnie stawia na minimalizm i stonowaną ekspresję. Finalnie ich wspólne dzieło potwierdza dwie teorie: nie ma ekranowego wyzwania, któremu wybitna aktorka by nie podołała i nie ma we współczesnym kinie europejskim ciekawszej autorki niż Hogg.
-
Dzięki niezaprzeczalnemu obiektywizmowi i iście reporterskiej rzetelności "All the Beauty and the Bloodshed" ma więc szansę osiągnąć niemniejszy sukces niż poprzednie dzieła Poitras.
-
Nawet wobec powyższych zarzutów "Tár" pozostaje dziełem spełnionym i zrealizowanym z ogromnym wyczuciem tematu. Reżyser oprowadza nas po hermetycznym świecie muzyki klasycznej i kultury elitarnej pewną ręką, a fikcyjną postać dyrygentki czyni bardziej rzeczywistą od niejednego bohatera biopicu opartego na faktach.
-
Po cenionym powszechnie "Zud" Minorowicz robi więc nieoczekiwany krok wstecz i powiela błąd innych rodzimych twórców naśladujących wzorce kina festiwalowego. Zapomina, iż wymagająca, artystyczna forma nie obroni się sama - musi skrywać wielowymiarowe portrety bohaterów, mnogość sensów i narracyjną dynamikę.
-
Reżyser potwierdza wielki talent do tworzenia dialogów - dyskusje między postaciami brzmią naturalnie, a przy tym momentalnie angażują uwagę i przekazują nieoczywiste prawdy o relacjach międzyludzkich, goryczy niespełnienia czy roli niewytłumaczalnych zbiegów okoliczności w naszym życiu.
-
Choć "Nomadland" pozostaje historią uniwersalną, w równym stopniu podejmuje współczesną problematykę. Coraz więcej osób w zglobalizowanych, kapitalistycznych społecznościach wybiera przecież życie z dala od systemu, zrywa z materializmem, wędruje z dobytkiem na plecach.
-
Jagoda Szelc zaczerpnęła z najlepszych wzorców, ale ani nie wykonała taniej podróbki, ani nie próbowała dokonywać przełomów, co poskutkowało stworzeniem hipnotyzującego i wielowymiarowego kina gatunkowego, z którego możemy być dumni.
-
Współpraca jednego z najciekawszych współczesnych twórców niemieckich i doświadczonej Kruger zaowocowała najlepszym, obok Głową w mur, dziełem w dorobku artysty. Tym bardziej dziwi więc brak nominacji do Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. W natłoku przedoskarowych premier warto jednak znaleźć czas na kino tak przemyślane, wnikliwe, ocierające się o miano wybitnego.