Były wojskowy ekspert od nurkowania zostaje zwerbowany do misji ratunkowej. Mężczyzna otrzymuje zadanie ocalenia grupy naukowców przed ogromnym rekinem.
- Aktorzy: Jason Statham, Bingbing Li, Rainn Wilson, Cliff Curtis, Winston Chao i 15 więcej
- Reżyser: Jon Turteltaub
- Scenarzyści: Dean Georgaris, Erich Hoeber, Jon Hoeber
- Premiera kinowa: 24 sierpnia 2018
- Premiera światowa: 8 sierpnia 2018
- Ostatnia aktywność: 1 kwietnia
- Dodany: 13 października 2017
-
Jeśli oczekujecie filmu, który ma szansę wejść do kanonu filmów o gigantycznych potworach to "The Meg" może Was zawieść - tak samo jeśli jesteście hiperrealistami, którzy analizują każdą produkcję zawierającą jakiekolwiek elementy naukowe. Jeśli jednak oczekujecie niewymuszonego, nienapompowanego kina to zachęcam Was do seansu.
-
7.530 sierpnia 2018
- 2
- Skomentuj
-
-
Nieudany blockbuster, w którym 180 milionów dolarów budżetu poszło w dużą płetwę widoczną nad lustrem wody. Zmarnowany potencjał na odmóżdżający fun.
-
Niestety, przypadek "The Meg" potwierdza, że do zrobienia dobrego widowiska nie wystarczy wielomilionowy budżet. Parafrazując słynną wypowiedź szeryfa Brody'ego ze "Szczęk", będziemy potrzebowali większego reżysera.
-
Przykład kina akcji, które spokojnie mogłoby być czymś więcej, gdyby tylko reżyser na to zezwolił. Nie chodzi tutaj nawet o odejście od schematów, ale o ich wyśmianie, parodiowanie.
-
Widz dostaje paczkę żartów, CGI, wybuchów, heroizmu, banałów, trochę nierównego tempa i lekko chwiejnego stylu, ale ostatecznie The Meg broni się jako zacne kino klasy B z budżetem kina klasy A.
-
Gigantyczny rekin kontra niezawodny Statham - to chyba wystarczająca zachęta, aby pokusić się o wydanie kilkunastu złotych na seans, który umili wam czas i sprawi, że po opuszczeniu sali kinowej będziecie usatysfakcjonowani i naładowani pozytywnymi odczuciami.
-
Jeśli szukacie lekkiego kina akcji na weekend to wyjdziecie z kina zadowoleni. The Meg to typowy wakacyjny film rozrywkowy i jako taki twór się znakomicie sprawdza. Odpręża. Nie męczy przydługimi scenami z dylematami moralnymi. Ma sporo akcji, w której grupa naukowców ugania się za wygłodniałą bestią.
-
Choć bawiłem się momentami na "The Meg" całkiem nieźle, to trzeba mieć na uwadze, że ten film jest naprawdę kiepski. Czerpie ze sprawdzonych dziesiątki razy schematów, ze scenariusza, w którym podmieniono imiona postaci i głównego potwora oraz z beznadziejnie nieśmiesznych żartów. I może właśnie w tym tkwi jego urok?
-
Nie mogę więc powiedzieć, żebym na seansie bawiła się źle. Mogę za to z całą pewnością stwierdzić, że The Meg jest przyjemnością jednorazową.
-
Myślałem, że nie ma nic bardziej przykrego niż smutne oczy rekina. Jednak jest. Smutne oczy Jasona, gdy nie ma jak obić przeciwnikowi szczęki.
-
Jest miłą, nostalgiczną podróżą do lat 90, kiedy to dominowały filmy o bohaterach buzujących testosteronem, olbrzymich krwiożerczych zwierzętach, filmy pełne absurdów, stereotypów i klisz, które częściej bawiły, niż irytowały. To pozycja w sam raz na koniec wakacji, która da odpowiednią dawkę niewymagającej rozrywki.
-
Wychodzi więc na to, że najlepsze w The Meg - filmie w którym Jason Statham walczy z prehistorycznym rekinem, jest to, że jest filmem o Jasonie Stathamie walczącym z prehistorycznym rekinem.
-
Nie spełnia więc podstawowych kryteriów do uznania go za udany letni blockbuster, a nawet jako film do wybrania się ze znajomymi, aby wyluzować i pośmiać się po ciężkim dniu, nie sprawdza się za dobrze.
-
Typowy odmóżdżający film, który ma zapewnić dwie godziny satysfakcjonującej rozrywki. Może nie jest ona wyrafinowana, ale gwarantuje przyjemnie spędzony czas w kinie.
-
Zostawcie mózgi w domu i ruszajcie do kina. To już chyba ostatnia pewna rozrywka tego lata.
-
Tylko raz udało się z rekinem zrobić dobry film. Tym razem znowu nie.
-
Wywołuje mało strachu, ale przynajmniej nie jest nudno. Bohaterowie dają się lubić, widać też, że aktorzy mieli frajdę z bycia na planie. Dla sympatyków niezobowiązującej rozrywki seans wskazany.
-
Nie ulega wątpliwości, że Spielberg zrobiłby z tego perełkę, a tak wyszła mało logiczna, familijna baja.
-
Jest dokładnie takie, jak można się było spodziewać. Czyli niesamowicie głupie, ale jeśli tylko wyłączy się mózg, można się świetnie bawić.
-
Przyzwoita, odmóżdżająca rozrywka, z dumą nosząca na piersi hasło "kino klasy B".
-
To nie "Szczęki". Po seansie nie będziecie się bali wejść do wody.
-
To nie jest głupie, widowiskowe letnie kino. To jest kino słabe. Nawet durny blockbuster trzeba umieć zrobić.
-
Nie mówię jednocześnie, że jest to wysokich lotów kino, które nieoczekiwanie przełamuje oczekiwania, ale jest to dobre rzemiosło klasy B.
-
Zaskakująco, The Meg okazuje się być sprawiającym frajdę wakacyjnym filmem o rybie równie starej, co wielkiej.
-
Ma wszystko, co powinien mieć solidny blockbuster. Masę świetnie zmontowanej i nakręconej akcji, dającą się polubić grupę postaci oraz uroczy wątek romantyczny, a na soundtracku bryluje chińskojęzyczna wersja "Hey Mickey". Brakuje tylko jednego do pełnego sukcesu, a mianowicie krwi.
-
Na szczęście Meg bywa zabawny, a niektóre sceny naprawdę dostarczają mnóstwo frajdy. Wreszcie jest Jason Statham, którego podobnie jak Dwayne'a Johnsona, przyjemnie się na ekranie ogląda w każdych okolicznościach. Powinniście być zadowoleni.
-
Nie należy oczekiwać zbyt wiele od The Meg to czystko eskapistyczna produkcja, która pragnącym chwilowej rozrywki może dać nieco satysfakcji.
-
Rodzaj widowiska, na które przychodzi się w japonkach, rybaczkach i hawajskiej koszuli. Kupuje się największą pakę pop-cornu, beczkę coli, sadowi się wygodnie w kinowym fotelu i popada w najczystszy eskapizm.
-
Jedna z tych produkcji, które nie aspirują do miana ambitnych, niewątpliwie podnoszą jednak sprzedaż popcornu i innych kinowych przekąsek. Typowy letni blockbuster, dostarczający całkiem sporo rozrywki.
-
The Meg przydałoby się więcej luzu, więcej krwi i więcej robiących wrażenie efektów. A tak... To strasznie nadęty film, ewidentnie skalkulowany w excellu.
-
Idealna pozycja kina klasy B na zakończenie lata.
-
Pomimo licznych przestojów tempo w "The Meg" jest całkiem przyzwoite, twórcom kilka razy adekwatnie do sytuacji udaje się zbudować namiastkę napięcia, efekty specjalne nie rażą w oczy, a i absurdalnych pomysłów na walkę z drapieżnikiem nie brakuje.
-
Typowy wakacyjny przebój, zajmujące kino rozrywkowe, idealnie wpisujące się w udane popołudnie ze znajomymi.
-
Brytyjski aktor pozostaje największą atrakcją "The Meg", większą od groteskowego, wiecznie wyszczerzonego megalodona, który jest bardziej gigantycznym rekwizytem niż pełnoprawną postacią. Łysy, szorstki i nabity Statham promieniuje typową dla siebie charyzmą nawet wtedy, gdy zdaje się nie wiedzieć, w jakim filmie tak naprawdę występuje.
-
To nie jest to, czego by się oczekiwało po produkcji z wielkim rekinem w roli głównej.
-
To nie tyle film o gigantycznym rekinie, co bardziej jego parodia - i to wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Starając się zrobić film dla wszystkich, twórcy ostatecznie nakręcili dziełko nijakie, które zadowoli jedynie najmniej wymagających.
-
Na dokładkę uderza przewidywalność scenariusza, a Statham wspina się na wyżyny aktorskiej nędzy. Jego heroizm jest wręcz komiksowy, a rolę oparto na samych stereotypach − traktowanych zbyt uroczyście. Statham gra bardzo na serio − choć nie powinien, bo występuje w horrorze sci-fi o prehistorycznym zabójcy.
-
Postfilm klasy B - jeszcze czegoś takiego nie ma, ale być może "The Meg" zainicjuje nowy trend wysokobudżetowych dzieł klasy B.