Katarzyna Szymańska
Krytyk-
Michael Myers, chociaż jest postacią kluczową, nie pojawia się zbyt często na ekranie. Tym razem rola wielokrotnego mordercy, oprócz finałowego pojedynku, sprowadza się do roli mentora.
-
Powrót na plan zdjęciowy prehistorycznego uniwersum Sama Neilla, Laury Dern i Jeffa Goldbluma, dokładnie w tym samym składzie, był oczekiwany już od premiery "Jurassic Park III". Jednak pomimo wciąż zachowanych dobrych wibracji pomiędzy aktorami, nie udało się odtworzyć atmosfery, jaka cechuje pierwszą część "Parku Jurajskiego".
-
To następny cykl, obok "Halloween", do którego powrót oznacza dla fanów oryginału drogę przez mękę. Tym razem krytyczny głos widzów został dobitnie wyrażony w samej fabule, umożliwiając dyskusję nad franczyzą. Autoironiczna dysputa nad gatunkiem horroru jest cechą charakterystyczną już od pierwszej części "Krzyku".
-
Reżyserka z powodzeniem stworzyła uniwersalną opowieść o kondycji człowieka w obliczu straty. U Minorowicz relacja matki i córki reprezentuje przemijanie niczym w micie o Demeter i Korze.
-
Z pewnością "Niewierna" Claire Denis stanowi interesujące spostrzeżenie, warte refleksji i odpowiedniego dyskursu. To także idealna kontra dla losów bohaterów "Niewiernej" Adriana Lyne'a, których wybory doprowadziły do większej tragedii niż poszukiwanie siebie.
-
Dzięki nowatorskim zdjęciom Roberto de Angelisa z wykorzystaniem innego niż dotychczas typu drona, kadry odpowiadają szaleńczej akcji, jaka obok wybuchów jest znakiem rozpoznawczym reżysera.
-
Jako klasyczny dramat, film zyskałby na wartości. Efekt końcowy w tym wydaniu jest jedynie przeciętny i nie pokazuje spektrum możliwości twórczego duetu.
-
Efekt końcowy jest zadowalający w kontekście wybranego gatunku, jednak nie sposób przemilczeć, że fakt pojawienia się nazwiska Harveya Weinsteina wśród producentów, uwidacznia się w kadrach Marka Silka, które trudno argumentować jako wytyczne zdjęcia dla plażowych ujęć.
-
Biograficzna opowieść Rona Howarda o słynnym tenorze to kwintesencja humanizmu. Śpiewak operowy w produkcji złożonej z materiałów archiwalnych oraz wywiadów to przede wszystkim człowiek o ogromnym szacunku do ludzi, z jakimi zetknął się w swoim życiu Luciano Pavarotti. Jednocześnie obraz przedstawia trudny charakter artysty, choć o złotym sercu dla innych.
-
Szkoda, że oryginalny pomysł twórcy, aby projekt zrealizować w Polsce upadł z powodu niemożności odkrycia mało znanej, dwujęzycznej i śpiewającej aktorki.
-
Debiut Waddington ma klimat "Pikniku pod wiszącą skałą" Petera Weira, aczkolwiek reżyserka oniryczność zamieniła na futuryzm połączony z barokowością. Dopełnieniem wykreowanej atmosfery niezwykłości jest eteryczna muzyka autorstwa Lucasa Vidala.
-
Reżyser jest królem absurdu. Humor sytuacyjny przedstawiony w jego kinie drogi może konkurować jedynie z kunsztem Mela Brooksa, chociaż są to dwa różne style opowieści.
-
Pomimo pewnych technicznych niedociągnięć, największą wartość filmu stanowią: umowność, moralizatorski ton oraz gra aktorska.
-
Reżyser zebrał na planie utalentowanych aktorów, spośród których to Lee Pace zasługuje na największą uwagę.
-
Altman stworzył dzieło kompletnie podporządkowane jednej sztuce, za pomocą środków wyrazu drugiej, ukazując obraz mistrza w pełni zachowując miejsce dla jego twórczości, jak i stanu psychicznego.
-
Produkcja Douglasa nadaje się zarówno na projekcje w okolicach święta Halloween, jak na osobny maraton z cyklu wszystkich realizacji filmowych dotyczących Amityville. To także dobra propozycja dla fanów Ryana Reynoldsa. Dla fanów gatunku to kolejny udany remake, dla wielbicieli klasyki gatunku okazja do porównania oryginału i nowej odsłony.
-
Reżyser udowadnia, że można stworzyć suspens na miarę Hitchcocka, zachowując przy tym rys autorski w stechnicyzowanym XXI wieku nie tracąc na jakości gry aktorskiej. Do całego zamysłu i kunsztu twórców nie pasuje plakat, na czym traci odbiór całościowy dzieła, mylnie wprawiając widzów w błąd, że mogą spodziewać się typowego kina rozrywkowego.
-
Jedynie czarny humor broni się bez problemu.
-
Midsommar nie tyle wypacza sens obchodów letniego przesilenia, ile jest przyczynkiem do wyznaczenia cech charakteryzujących twórcę filmu: rytuały, emocjonalność, więzi międzyludzkie w ujęciu genialnego operatora, z dobraną do głównego motywu i gatunku ścieżką dźwiękową będzie można uznać za znaki rozpoznawcze Astera i Pogorzelskiego - nowego duetu w branży, których nie można pominąć ani łatwo zapomnieć.
-
Aster odświeżył formułę horroru satanistycznego, aczkolwiek o wiele więcej zyskałby gatunek, gdyby twórca pozostał w sferze dramatu o żałobie.
-
Problem stanowi scenariusz Lei Carpenter, pełen powtarzających się dialogów, szkicowego nakreślenia relacji między bohaterami, chociaż wprowadzenie do głównej akcji zostało odpowiednio rozbudowane.
-
W "Smaku zemsty" nie ma miejsca na humor, jest jedynie trwałe dążenie do samodzielnego wymierzenia sprawiedliwości w odczuciu pokrzywdzonej, nie brakuje jednak tzw. one-linerów, czyli celnych ripost cechujących kino akcji lat 80.
-
Przemierzając park grozy, bohaterowie wkraczali w coraz bardziej zabójcze pułapki. Podobny los spotkał realizatorów produkcji.
-
Widok niezabudowanego terenu, zdanie na siebie, brak możliwości prowadzenia dialogu i przejmująca cisza przerywana zmieniającą się pogodą sprawiają, że większości widzom trudno będzie zmierzyć się z takim wizualnym oderwaniem od zdobyczy cywilizacji i postępu technologicznego, warto jednak zdobyć się na takie zderzenie dwóch światów, by zyskać odpowiednią refleksję, co nam pozostaje, gdy pozbędziemy się tak znanych wygód.
-
Należy przyznać, że chociaż większość dialogów była udana i dowcipna, to jeśli scenarzysta zostanie autorem kontynuacji, aby była ona uzasadniona, musi dopracować tło wydarzeń. Inaczej spotkanie widza z kolejnym filmem będzie równie kameralne, jak ostatnia scena w tej produkcji.
-
W kategorii trójkąta miłosnego i zawiłych relacji prowadzących do dramatycznych wydarzeń powstało wiele lepszych realizacji, choćby klasyczne "Fatalne zauroczenie" Adriana Lyne'a z niezapomnianą rolą Glenn Close i partnerującemu jej Michaela Douglasa. Sławna scena z królikiem-maskotką jest o wiele bardziej wymowna i humanitarna niż potrawka z tego zwierzęcia, którą ugotował Federico.
-
Produkcja wpisuje się do kina młodzieżowego swoją uniwersalnością. Rywalizacja dwóch grup i ich przywódców to klasyka literatury, którą reprezentuje "Władca much" Williama Goldinga.
-
Efekt końcowy nie jest w pełni satysfakcjonujący, jednak zawiera potencjał ukryty w tle wydarzeń. Inaczej pozostaje jedynie niedosyt, zupełnie jak po seansie "Bright" Davida Ayera.
-
David Gallego zrealizował zdjęcia, które w dużej części produkcji sprawiają wrażenie dokumentu, obserwacji niepokojącego zjawiska. Część z kadrów to doskonałe, poetyckie fotosy, obrazujące bezzasadność stosowanych metod. Aranżacja muzyczna i wykorzystane utwory klasyczne przez kompozytora Matthew Jamesa Kelly'ego wprowadzają odpowiednią atmosferę i stanowią oprawę uzupełniającą pracę Gallegi.
-
"Tajemnice Silver Lake" uczą, że popkultura, chociaż odwołuje się do kultury wyższej reprezentowanej tu przez klasykę kina niemego, wyrażona przez odpowiednio dopasowaną ścieżkę dźwiękową autorstwa Richa Vreelanda oraz Spadające Gwiazdy - aktorki wcielające się w ekskluzywne dziewczyny do towarzystwa przebrane za znane nazwiska hollywoodzkiej socjety - nie ma obecnie nic więcej do zaoferowania dla poszukujących rozwoju wewnętrznego.
-
Świadczy o bardzo dobrej kondycji reżysera.
-
Zdjęcia Magnusa Nordenhofa Jøncka są prawie dokumentalne. Zamknięte kadry, ujęcia z oddalenia wydają się śledzić poczynania głównego bohatera.
-
Pomimo wyraźnych licznych odwołana nie tylko do poprzedniej części, ale także klasyki gatunku czy podobnych znanych rozwiązań fabularnych, kolejna odsłonę spotkania z "Nieznajomymi" można uznać za całkiem udaną. Zastosowane wzorce mogą budzić rozczarowanie dopiero w ostatnich scenach, kiedy scenariusz jest zbyt przewidywalny, pomimo usilnych prób scenarzystów o utrzymanie niepokoju w stylu remake'u "Kiedy dzwoni nieznajomy" Freda Waltona z 1979 roku odświeżonego przez Simona Westa w 2006 roku.
-
Niesamowita opowieść nie tylko pod względem wizualnym.
-
Znajomość schematu w tym filmie i gatunku nie rozczarowuje. Okraszone humorem dialogi dowodzą jedynie komediowego talentu obu aktorów, którzy stworzyli świetny duet na miarę Danny'ego Glovera i Mela Gibsona z serii "Zabójcza broń" czy Chrisa Tuckera i Jackiego Chana w trylogii "Godziny szczytu".
-
Chociaż sam autor nie lubił, gdy jego dzieła były tłumaczone słownikowymi symbolami, to doskonała metafora opisująca ludzi przedstawionych w "... Albumie..." - jacy naprawdę jesteśmy pod Gombrowiczowskimi maskami, wiemy tylko my sami.
-
Najnowszy film George'a Clooneya daleki jest od jego genialnego "Good night and Good Luck", nie mniej zachowuje pewien klimat tamtych czasów, ponieważ fabuła także została osadzona w latach 50. Niestety, pomimo wyczuwalnych konotacji z filmowym "Fargo", obraz pozornie sielskiego osiedla niewiele ma do zaoferowania, a z pewnością nie jest to sąsiedzka idylla.
-
Jedynym interesującym aspektem, będącym najprawdopodobniej wyjątkowym zbiegiem okoliczności, jest ścieżka dźwiękowa i utwór Raury'ego "God's Whisper", który pojawia się także w końcowej scenie "American Honey" Andrei Arnold.
-
Nie jest to jednak zadowalająca ekranizacja - brakuje nawet wspomnianych utworów muzycznych, jakie towarzyszyły Susannah i Stephenowi w walce z chorobą, ścieżka dźwiękowa Johna Paesana nie oddaje nastroju, nie jest także osobnym komponentem wyróżniającym się w produkcji, kompozycji bliżej do współgrającej, mdłej oprawy.
-
Wpisuje się w nowy nurt kinematografii, nakazujący popularny już styl życia, zwany slow life - jednak nie jest to realizacja slow motion w znaczeniu technicznym, a filozoficznym.
-
Zapowiadany na okładce wydania DVD pojedynek aktorski pomiędzy Cagem a Donem Johnsonem, który wcielił się w postać prawnika sprawców, Jay'a Kilkpatricka to zaledwie jedna, końcowa wymiana zdań, jest jednak wystarczająco satysfakcjonująca.