Głównym bohaterem filmu jest sam reżyser. Mężczyzna szuka swojego miejsca na ziemi na Bliskim Wschodzie, w Paryżu i Nowym Jorku.
- Aktorzy: Elia Suleiman, Tarik Kopty, Ali Suliman, Holden Wong, Robert Higden i 15 więcej
- Reżyser: Elia Suleiman
- Scenarzysta: Elia Suleiman
- Premiera kinowa: 10 stycznia 2020
- Premiera światowa: 24 maja 2019
- Dodany: 16 maja 2019
-
Reżyser jest królem absurdu. Humor sytuacyjny przedstawiony w jego kinie drogi może konkurować jedynie z kunsztem Mela Brooksa, chociaż są to dwa różne style opowieści.
-
Oczywiście można się zżymać, że w istocie Suleiman powiela samego siebie, nie oferując - poza drobnymi przesunięciami - niczego nowego i że przyjęta przez niego burleskowa konwencja jest rachityczna, a sam film to tylko korowód niepowiązanych ze sobą w żaden istotny sposób scen, to jednak mimo tych zarzutów ogląda się to świetnie, a seans dostarcza potężnej dawki inteligentnego humoru.
-
Inteligencki rewanż Orientu na Okcydencie, seans obowiązkowy dla wszystkich fanów francuskiego kina i najlepsza odpowiedź na pytanie, czemu "Kafarnaum" to zły film. Innym pewnie spodoba się olbrzymia liczba odniesień popkulturowych, a pozostali powinni docenić udaną polityczną satyrę na "modę" na Palestynę wśród Amerykanów.
-
Rozbrajające swoją lekkością i bezpretensjonalnym humorem "It Must Be Heaven" tłumaczy też, dlaczego ten nietuzinkowy reżyser tworzy filmy tak rzadko.
-
Po seansie świat przez moment rzeczywiście wygląda sympatyczniej i warto to wrażenie w sobie pozostawić.
-
Fakt, że jego propozycja zostaje oceniona jako zbyt dydaktyczna, a do tego z niewielkim potencjałem komercyjnym, mówi sporo o autoironicznej optyce reżysera. Cóż mogę dodać? W taki sposób zanudzać i pouczać Suleiman może nas bez końca.
-
Polecam ten film wszystkim będącym w stanie poświęcić chwilę na piękno obrazu i zanurzenie się w głębokim zadziwieniu światem.
-
Powolna, oparta o nietypowy humor obserwacyjna komedia, w której najciekawsze jest po prostu obcowanie z Suleimanem i jego okiem do dziwactw codzienności.
-
W swoim najnowszym, nagrodzonym w Cannes filmie Elia Suleiman pod pozorem ironicznej komediowej obserwacji pokazuje problem bezpaństwowości Palestyny.
-
Niedostatki w atrakcjach wizualnych film nadrabia szczerością i pomysłowością kolejnych gagów. Nic dziwnego, że reżyser wyjechał z Cannes w 2019 roku z dwiema nagrodami - FIPRESCI oraz specjalnym wyróżnieniem jury. Małe wielkie kino.
-
Refleksyjne kino drogi utrzymane w oparach komedii, odrobiny surrealizmu i symboli, pozostanie z pewnością filmem jak pozostałe dzieła Suleimana niedocenionym. To poetycka, miejscami zabawna, miejscami gorzka opowieść - o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, o człowieku, ale i o polityce. Wybierzcie się w tę podróż.
-
Całe szczęście oszczędzono nam nachalnego narratora. Wędrujemy w ciszy i obserwujemy życie. Zahaczamy o branżę filmową, niepokoi nas sytuacja polityczna i zmilitaryzowanie świata. "Tam gdzieś musi być niebo" prowadzi nas przez świat, pokazując nam piękne miejsca, dziwnych ludzi i zabawne sytuacje.
-
Tak, troszkę przynudza, ale robi to w tak uroczy sposób, ze nie potrafię mieć mu tego za złe. Seans wspominam jako niezwykle immersyjną podróż do innego świata, która znacznie bardziej zainteresowała mnie tym palestyńskim twórcą niż zrobiłby to hiperpoważny, ciężki gatunkowo film.
-
To z jednej strony piękne nawiązanie do filmów Jacquesa Tati i Bustera Keatona, z drugiej - oryginalny, słodko-gorzki głos na temat kondycji współczesnego świata.
-
Bohater podróżuje, spaceruje, obserwuje, czasem uniesie lekko brwi, ewentualnie przycupnie na chwilę w jakiejś małej paryskiej kawiarni. Ktoś powie: "Boże, ale to musi być nudny film". Nic bardziej mylnego.
-
Elia Suleiman w swoim najnowszym filmie dzieli się trafnymi spostrzeżeniami na wiele sfer życia, nie zapominając przy tym o swoim własnym podwórku.