Signe i Thomas tworzą niezdrowy związek. Sytuacja pogarsza się, gdy jedno z nich osiąga artystyczny sukces.
- Aktorzy: Kristine Thorp, Eirik Sæther, Anders Danielsen Lie, Henrik Mestad, Andrea Bræin Hovig i 15 więcej
- Reżyser: Kristoffer Borgli
- Scenarzysta: Kristoffer Borgli
- Premiera kinowa: 3 lutego 2023
- Premiera światowa: 22 maja 2022
- Ostatnia aktywność: 14 lutego
- Dodany: 5 sierpnia 2022
-
Naturalnie, każdy ma inny próg tolerancji na ból, a dany problem nie musi od razu prowadzić do apokalipsy, by go nie lekceważyć. Sęk w proporcjach - w tym kontekście "Chora na siebie", niczym Netfliksowy "Nasz kandydat" recenzowany w tym cyklu przed tygodniem, balansuje na granicy dobrego smaku, wykpiwając w scenach z niewidomą asystentką w agencji modelek inkluzywność sprowadzoną do absurdu. Nie trzeba ruskich farmaceutyków, żeby deformować zdrowy rozsądek.
-
Celnie wykpiwa naszą współczesną obsesję wizerunku - bo Signe cierpi na coś, co możemy nazwać chorobą cywilizacyjną.
-
Pozostanie odważną i nietuzinkową prowokacją na tle ogólnej szarzyzny kinematograficznej. Szkoda tylko, że nie wynika z niej jakiś przenikliwy morał.
-
Warto obejrzeć "Chorą na siebie" dla samego otrząśnięcia się i gwałtownego absurdu, wyolbrzymionego oraz przerysowanego postaciami uczestniczącymi w tym przedstawieniu narcystycznych popędów bycia sławnym i istniejącym nie tylko dla siebie, lecz przede wszystkim dla innych.
-
Borgli snuje tragikomiczny sen o parze narcyzów walczących ze sobą o uwagę świata za pomocą nietypowych środków. Te, które ma w rękach reżyser, od konwencji odbiegają już trochę mniej, szczególnie kiedy ma postawić kropkę nad "i". Postanawia ją w końcu namalować za pomocą banalnej apoteozy zwyczajnej egzystencji bez bólu i wykrzyknienia: "kocham moje życie".
-
Bez wątpienia warto zobaczyć. Uważam, że to szokujące dzieło ukazujące bardzo dobrze współczesne problemy − zarówno jeśli chodzi o dążenie po trupach do celu, jak również problemy wewnętrzne i zaburzenia, z których nie do końca zdajemy sobie sprawę.
-
To kino środka, które nie popada w schemat arthouse'u. Osobiście mam słabość do kina skandynawskiego ze względu na lekkość i humor, z jaką twórcy z tego obszaru mówią o rzeczach trudnych. Niezmiernie cieszą mnie nawiązania do jednego z moich ulubieńców, tj. Davida Cronenberga, które są tutaj bardzo widoczne.