Z cyklu
Źródło-
Filmowi daleko do miana "zjawiskowego". Niezbyt udanej całości dopełnia zakończenie, które jest sztampowe i przewidywalne, a zamiast poruszyć - denerwuje.
-
Straszy przez większość czasu w sposób nieoczywisty, podskórny. Wciąga i angażuje przygnębiającym klimatem, by potem pozostawić z wyrazem kompletnego braku zrozumienia na twarzy.
-
Mimo że środkowa część nowej jurajskiej trylogii dostarczyła mi niemało rozrywki, nawet ja jestem w stanie dostrzec, że jest filmem bardzo nierównym. Problem stanowią nie fabularne uproszczenia czy mało rozwinięci bohaterowie, w końcu nie tych rzeczy oczekujemy po tego rodzaju kinie rozrywkowym, ale złe rozłożenie akcentów i zbytnie poleganie na sprawdzonych zabiegach.
-
Na swój własny weekendowy sposób głos w publicznej debacie na ważkie kwestie bioetyczne, umieszcza je w kontekście polityczno-ekonomicznym oraz buduje podwaliny fascynującego finału serii, którego całkiem serio nie mogę się doczekać!
-
Spójność w ramach uniwersum, zabawa z widzem, techniczne dopracowanie czy niektórzy charyzmatyczni bohaterowie sprawiają, że film Han Solo: Gwiezdne wojny - historie o włos unika statusu blockbusterowego przeciętniaka i zapewnia odbiorcy zaskakująco porządną rozrywkę.
-
Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Nie stanie się materiałem na klasyk ani nie zrewolucjonizuje kina. Nie zmieni też zapewne naszego postrzegania brytyjskiego horroru. Niemniej ogląda się go dobrze, zaś stojący za całością pomysł jest niezaprzeczalnie intrygujący i pozostawia spore pole do interpretacji.
-
Lekki film ze świetnymi rolami czterech doskonałych aktorek i co najmniej dwóch aktorów. Wyszedłem z kina w dobrym nastroju, bo już w trakcie seansu zapomniałem, że erotyczny ogień w paniach podsycał Grey...
-
Historia - mimo że przesłodzona, momentami infantylna i czasami po prostu zbyt bajkowa - jest jednak ciekawym zbiorem dobrych anegdotek, ubranych w doskonałe poczucie humoru, które jednocześnie omija z daleka gagi typowe dla współczesnego kina.
-
W ogólnej nonszalancji i bezpretensjonalnym luzie jest metoda, bo dostajemy dokładnie to, czego oczekiwaliśmy. Nieco wtórną, ale naprawdę przednią rozrywkę, przy której wielbiciele specyficznego poczucia humoru Karmazynowego Komedianta uśmieją się jak norki.
-
Choć momentami dzięki tym dziwnym relacjom, niepokojącym i wręcz niebezpiecznym film jest bardzo zajmujący, to mimo wszystko zbyt często przywodzi na myśl znane już z innych produkcji rozwiązania, styl i estetykę. Czy jest to złe? Przeciwnie. Polański zrobił to doskonale!
-
Dosadność tak ceniona u Szumowskiej przekroczyła tym razem granicę, która stanowi cienką linię pomiędzy dobrym smakiem a zbytnią ambicją, by w jednym obrazie wyśmiać wszystko, co naszą reżyserkę bolało i rzuciło jej się w oczy od czasu ostatniej produkcji. W efekcie dała nam coś, co nadmiarem środków stylistycznych i ironizowania wzbudza albo niesmak, albo śmiech, a w kontekście całości zdaje się bardzo chaotyczne.
-
Ogląda się to znośnie, jeśli już przymknie się oko na wiele niedociągnięć scenariusza, Alicia Vikander pasuje do tej roli średnio, ale daje z siebie tyle, ile może, włożone pieniądze widać, a sekwencje w grobowcu są nawet dość klimatyczne. Słowem: całkiem niezła rozrywka.
-
Przyzwoita rozrywka, lecz najlepiej będą bawić się ci, którzy razem z Larą opróżnili niejeden magazynek i przeskoczyli niejedną rozpadlinę podczas rozgrywki u kumpli.
-
Dzieło szalenie nierówne, gdzie momenty prawdziwie spektakularne, wywołujące ciarki na plecach, mieszają się ze scenami wręcz żenującymi.
-
Dzieło bardzo specyficzne, niezwykle wartościowe i warte poznania.
-
Opowiadanie Neila Gaimana, na podstawie którego napisano scenariusz, zostało wzbogacone o dodatkowe wątki. Z jednej strony w fabule pojawiło się wiele luk, ale z drugiej powstał film równie naiwny i uroczy, jak nonkonformistyczny, agresywny, ironiczny i zabawny.
-
Panowie w równym stopniu co kobiety będą niezadowoleni ze swojego obrazu w filmie, a to powinno przełożyć się na chęć wprowadzenia zmian we własnym życiu i próbę zyskania podmiotowości w związkach. Straszna kobieta to manifest skierowany do białych, heteroseksualnych facetów, w którym Tafdrupowie namawiają, aby - kolokwialnie rzecz ujmując - wyhodowali sobie jaja i nie pozwolili na takie traktowanie.
-
Reżyser wpuszcza widzów na wystawę osobliwości, aby zastanowili się nad sobą, bo The Square w sposób lekki i przyjemny zmusza szare komórki do pracy na najwyższych obrotach. Wnioski nie wszystkim przypadną do gustu. Pewne pozostaje tylko, że sztuka współczesna nigdy wcześniej nie była tak przystępna, urzekająca i wartościowa.
-
Na układy nie ma rady można nazwać bardzo konsekwentnym filmem, bo nieudolność widać w każdym jego aspekcie. Christoph Rurka próbuje udawać Marka Koterskiego, ale błyskotliwe obserwacje i dialogi są u niego zastępowane przez prostactwo i brak wyrazu.
-
Stanowi próbę krytyki Ameryki przy wykorzystaniu najbardziej charakterystycznych środków wyrazu. Niestety przez zbytnią subtelność i skupienie narracji wokół Toma Cruise'a, a tym samym zepchnięcie na dalszy plan innych wątków, film jest jedynie kolejnym letnim blockbusterem z gwiazdorem. Seans dostarcza dobrej zabawy, która nie wywoła takiego kaca, jak inne produkcje podejmujące podobny temat, pokroju Człowieka z blizną czy Chłopców z ferajny.
-
Chris McKay znalazł złoty środek pomiędzy tym, w jaki sposób trafić do najmłodszych widzów, i tym, jak zadowolić dorosłych fanów postaci. Lego Batman: Film nasiąknięty jest pastiszową nostalgią, parodystycznym pazurem, a także miłością do mrocznego rycerza i popkultury.
-
To nie zwyczajna produkcja, lecz esencja kina jako takiego. Zawarto w niej całe Hollywood ze wszystkimi jego blaskami. Reżyser stworzył uniwersalne filmowe doświadczenie: pozwolił, aby przez krótką chwilę gwiazda dziesiątej muzy świeciła tylko dla nas.
-
Dzięki takiej wizji tańca opowieść o Loïe staje się uniwersalna - tym bardziej, że pomysły tancerki były niezwykle współczesne, jej historii nie traktujemy więc jako czegoś zamkniętego, właściwego tylko dla jej czasów. Natomiast kreowana przez nią sztuka przemówi do każdego wrażliwego człowieka - bez względu na rzeczywiste zainteresowanie tańcem - jestem tego najlepszym przykładem.
-
Zwierzęta nocy spełniają oczekiwania odbiorców, hipnotyzują ich i powalają. Szybko zapomina się o wadach filmu i niekiedy kulejącej dramaturgii. W głowie zostaje natomiast kilka pytań, na które odpowiedzi widz będzie musiał szukać sam, ale musi wziąć pod uwagę, że mogą nie przypaść mu do gustu.
-
Należy przede wszystkim pamiętać, że w gruncie rzeczy Przebudzenie mocy służy ekspozycji, a także rozstawieniu najważniejszych figur na szachownicy. I w tej funkcji sprawdza się doprawdy wyśmienicie.
-
Z seansu wyszłam roztrzęsiona, rozstrojona i jakiś czas zajęło mi zebranie myśli. Prawdopodobnie właśnie na tym powinno polegać katharsis - charakterystyczne dla antyku oczyszczenie poprzedzone wzbudzeniem przez sztukę litości i trwogi. Nie czuję jednak, żeby ulga obiecywana przez katharsis wreszcie nadeszła.